Autor Wątek: Zmierzch Starego Obozu (Opowiadanie)  (Przeczytany 1753 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline NĂĄessĂŤ TinehtelĂŤ

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 1
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • "Pracuje" w The Polish Mod Team
Zmierzch Starego Obozu (Opowiadanie)
« dnia: 21 Kwiecień 2009, 20:08:20 »
Właśnie w Górniczej Dolinie mrok zaczął ogarniać swym cieniem całe to miejsce. Słońce piękne za dnia jakby bezsilne nocą zachodziło. ÂŚcierwojady kładły się, jedno stado
głośnych grubych kretoszczurów szukało odpoczynku w grocie. Słowem całą doline mrok ogarniał, lecz nie zawsze tak było. Ten zmierzch był jakby mroczniejszy -
ogromne trole waliły pięściami w skały aż ziemia się trzęsła w górach i kamienie sypały na dół, zębacze napadały młode kretoszczury, które bezmyślnie opuściły stado.
Doszło nawet do tego że kilku orków atakowało wszystko bez litości w okolicach obozów. Noc zrobiła się niebezpieczna. Ludzia pozamykali drzwi i zamkneli na zamek
szczęśliwi dzieki myśli ogrzewania się przy kominku i spokojnego jadła zamiast staniu na warcie z oczyma szeroko otwartymi ażeby co nie powaliło z tyłu.
Strażnicy tymczasem mieli pełno roboty, ostrzegali nie siedzących w domu mieszkańców starego obozu, stali na straży z ręką na mieczu nieco podniesionym w góre
ażeby takiemu orkowi który się tutaj zabłąka wtedy szybko wyjąć miecz i zaatakować niż być zaatakowanym; nawet kucharze którzy nie spali mieli pałki u boków oprócz łyżek, śpieszyli się w kuchni pełnej zapachów
miesa, zup i chrząszczy. Chrząszczy.
Przez te małe, szare i obrzydliwe szkodniki ostatnio musiano wyrzucić kilkanaście cennych funtów czerwonego mięsa i sera; gdy już to załatwiono rozprawiono się z chrząszczami, a
że było ich sporo dano ich pozostałości kucharzom. Mieli oni teraz sporo roboty ale szybko skończyli dzieki czemu powstał nie lada stos potraw z chrząszczy, co nie znaczy że spodobało się
i zasmakowało mieszkańcom więc odtąd to jest jedzenie w razie jakichkolwiek walk by nie marnować drogocennego smacznego mięsa, żołtego sera, smakowitej kiełbasy i wiele innych specialności
kucharzy spoza bariery. Wracamy teraz do dzisiejszej nocy.
Panowała cisza, która od dłuższego czasu utrzymywała ludzi chroniących obóz na nogach. Nic się nie pojawiało oprócz śpiewu ptaka, który obrał za swoje gniazdko frzewo przy wejściu przez brame.
Niedaleko była woda w fosie i z tego powodu też roślina pięknie rosła w górę i miała piękne liście. Owoce tego drzewa są jadalne a zwą je Owocami Słońca.
Jeden z nich właśnie spadł w dół uderzył głośno w ziemie i potoczył się w kierunku wody aby głośno plusknąć. Dwoje strażników pilnujących bramy zatrwożyło i wyjeli miecze połyskujące w blasku pochodni.
Jeden z nich podeszedł i zobaczył owoc i natychmiast zawrócił mówiąc swojemu towarzyszowi co się stało i w duchu obwiniając się za lekkomyślność. Schowali miecze.
Cisza i niepewność panowała w nocy, zbliżała się północ. Wszedzie panował nieprzenikniony mrok że ledwo strażnik widział swojego kolege odległego o 5 metrów od siebie.
Ptak przeleciał z czubka drzewa na najniższą gałąź. Strażnik przypatrywał się mu ciekawym wzrokiem mimo że pochodnia nie oświetlała całej ptaszyny. Wtedy zaczął śpiewać ptak. A śpiewał tak pieknie,
że królewscy muzycy nie graliby ładniej. ÂŚpiewał głośno i cicho, wolno i szybko. Nagle skończył i z łopotem skrzydeł poleciał w góre; świstneła strzała.
- Patfir czy ty potrafisz rozróżnić smoka od ptaka ? - krzyknął strażnik bramy - To jest tylko ptak i nie strzelaj więcej w niego.
- Tak jest - krzyknął ktoś z oddali niechętnym głosem.
Krzyki dwóch ludzi dodały otuchy sercom pozostałym strażnikom bo ktoś był obok nich.
Lecz w dzisiejszych czasach zło powoli zwycięża dobro...
Niepewność co się dzieje truła serca i już wszyscy woleli żeby był dzień i mogli wszystko widzieć choćby straszliwą prawdę. Woleli umrzeć tak widząc co się dzieje niż z zaskoczenia...
Nagle świstneła strzała i odezwał się znowu strażnik bramy :
- Patfir przestań na Beliara !
- Ależ to nie ja strzelałem ! - odpowiedział mężczyzna.
- A któż mógłby to być ?
Nagle serca zamarły strażnikom,  to mogli być jedynie ...
- Orkowie ! ALARM ! Wszyscy na stanowiska ! Zamknąć bramy ! - wrzeszczał Thorus.
- Tak jest ! - krzyknął BUllit i 2 strażników zakręciło potężnym kołowrotem. Dało się słyszeć ogromne skrzypienia drewna i trzeszczenia lin które ledwo utrzymywały bramy przez długi czas.
Ledwo domkneli bramę a dało się słyszeć głos orków i świsty strzał. Widocznie oszaleli gdy zamknieto bramy i nie mogli się dostać do środka by pozabijać ludzi...
Tymczasem w obozie aż wrzało od rozkazów. Wszyscy wbiegli po drabinach na blanki, wyjeli kusze i łuki. Dwóch rzuciło pochodniami które sparzyły orka. Przeraźliwy wrzask wrzał i ork biegał jak szalony
przerzuczając ogień na swych zielonoskórych kamratów i ich oświetlając; stanowili więc świetnie widoczny cel dla obrońców. Poleciały strzały i część z orków padłą z trupem a sami w odpowiedzi na to zaczeli strzelać w góre na oślep
nie widząc obrońców. 2 raniły lekko ludzi, lecz mogli oni bronić obozu. Odgłosy walki wrzały i były nie do wytrzymania nawet dla tych co byli w zamku. Zaniepokojeni więc magowie wstali biorąc runy światła i kuli ognia.
Gdy zobaczyli co się dzieje natychmiast zaczeli czytać tajemnicze runy i straszliwy ogień pojawił się nad ich dłoniami i wcale ich nie parzył, za to trafiony ork wyglądał jak żywa pochodnia. Orkowie których ludzie uważali za
zwierzęta zrozumieli swoją sytuacje co się wcześniej nigdy nie zdarzało; jakoby sam jakiś demon wysłał im telepatycznie rozkaz. Uciekli i znikli w mroku nocy a Thorus wziął strzałę i zapalił ją i począł napinać łuk aż do granic możliwości,
drzewo poczeło trzeszcześć i Thorus puścił cięciwe. Strzała głośno bzykneła i przeleciała między gałęziami drzewa aż trafiła orka który był wiekszy i miał lepsze wyposażenie niż inni. Ork ryknął z bólu a pozostali jego kamraci nie chcąc skończyć jak ich dowódca
poczeli jeszcze szybciej uciekać. Zwyciężyli strażnicy mając zaledwie 6 lekko rannych i 1 trafionego śmiertelnie a orkowie mieli przeszło 3 razy tyle trupów. W serca ludzi wstąpiła radość i otucha, wygrali z najstraszniejszym plemieniem jakie istniało. Lecz znali zwyczaje
orków ktorzy zwykle po przegranej jeśli nie następnego dnia to później niespodziewanie zabijają robiąc rzeź. Przerazili się więc i do końca nocy zmieniali wartę na 3 godziny spania. Nic do końca nocy nie zakłóciło ich niespokojnego spokoju.
Nazajutrz wszyscy wstali ubrani w zbroje rycerzy królewskich  i ich miecze nosili u boku kuszę lub łuk mając z tyłu a kołczan im wisiał na prawej nodzę. Szumiało w obozie od wczorajszej nocy. Krążyły pogłoski jakoby całą armia orków w zemscie miała wrócić.
Magowie zaczeli uspokajać ludzi. Każdy chciałby by było normalnie i mógł wypić sobie mocne piwo lub wino które lubili. Ziedli tylko kawałek chleba, pieczonego mięsa i potrawke z chrząszca. Zbędne rzeczy rzucono w kąt niepotrzebne, niezbędne tylko zabierając.
Wszyscy czekali aż coś się stanie. Nienawidzili niewiedzy co się dzieje. A dziać teraz mogło się wszystko od zemsty orków, poprzez atak najemników aż do zniszczenia bariery i rozgoszczenia się armi królewskiej w zamku a zamknięcia więźniów lub wysłania do gorszej pracy w kopalinach...
- Na Innosa ! - mowił ktoś - co teraz zrobimy ? Damy się zabić orkom lub dać umrzeć z głodu ?
- Zrobimy coś i się zamknij, nie siej zamętu ! - ktoś ze strażników starszych stopniem odpowiedział.
- Ale co my zrobimy ? - lamentował - czyż nie lepiej podrżnąć sobie samemu gardło niż doznawać strzaszliwy ból jaki zadają tylko orkowie - na to wszystkim gęsia skórka przeszła po plecach.
- ZAMKNIJ MORDE BO ZARAZ WYRZUCIMY CIÊ ZA MUR, BABO ! - odpowiedział tamten co wcześniej.
Na to kopacz już zamilczał i zaczął lamentować w duchu.
Tymczasem Nowy Obóz spokojnie siedział sobie paląc zielie i pijąc tonę trunków i jedząc tyle samo jadła w karczmie i pod jaskinią. Stara Kopalnia była jak zwykle tyle że teraz bez pełzaczy. Obóz Sekty dalej opowiadał o ÂŚniącym bo jeszcze nie wiedzieli kim jest naprawdę i palili bagienne ziele jak na codzień.
A Stary Obóz nie mógł wytrzymać atmosfery ciszy i żałował że nie miał przyjaznych stosunków dyplomatycznych z Najemnikami. Tylko oni mogli ich wybawić. Ale najemnicy woleli i Stary Obóz przy okazji wybawić zabijając strażników i magnatów. Nie prosili więc ich o pomoc i siedzieli ciągle w zamkniętym grodzie.
Nagle dało się słyszeć basowe dum - dum ... i linia światła na horyzoncie, dum - dum.
- Uwaga! Idą zielonoskórzy ażeby ich znów wysłać do Beliara bo im znudziło się więzienie - ogłaszał Thorus z pewnością.
Jeśli ktoś miałby uratować obóz to tylko on ...
- Widze ich całą armie jaką tu mieli. - zawiadomił głośno wartownik.
- Będzie ciekawie - powiedział Diego który stanął razem w jednej linii z Miltenem.
- I to mnie podpiera na duchu mój przyjacielu, Diego - odparł Milten.
- Ciebie i bez tego nikt nie zabije - odpowiedział ze śmiechem.
Orkowie zaczeli biegnąć przez polę. Obrońcy napieli łuki i kusze.
- Ognia ! - krzyknął po chwili Thorus który sam strzelił.
Pole zasypał się od pierwszych trupów, krew wylewała się i była wszędzie. Zielonoskórzy a raczej ich grupka zaczełą biegnąć z taranem. Którykolwiek padł to następny wstępował na jego miejsce.
- Będzie źle - pomyślał Diego.
Nagły trzask drewna ostudził zapał obrońców a orkowie wskoczyli co żywo do środka obozu.
Cały obóz odrzucił łuki chwycił za miecze i zaczął siekać orków a oni ich. Wszędzie była krew, połamane krzywe szable orków i miecze ludzi, wszędzie trupy i śmierć...
Szala zwycięstwa przechylała się na strone orków gdy nagle Diego spostrzegł dowódce orków.
- Za chwile wróce - krzyknął Diego do Miltena.
- Nie daj się zabić ! - odparł Milten.
Diego ominął walke i z okrzykiem zaczął biegnąć na dowódce. Ten był odwrócony i usłyszawszy człowieka odwrócił się. Lecz nie zdążył, Diego odciał mu obrzydliwą głowę, która poleciała i potoczyła się po ziemi znacząc ślad krwią. Orków gdy spotrzegli co się dzieje ogarneła panika. Uciekali w nieładzie byle gdzie wrzeszcąc.
To wykorzystali obrońcy i zabili orka co do jednego. Po zwycięstwie resztka obozu jaka pozostała podobijała niedobitków armi orków a Diego i Milten tymczasem rozmawiali :
- Ty się nie dasz zabić, chłopie masz talent - mowił Milten.
- Ty też - mówił Diego.
- Chodźmy stąd zbierając przyjazną najemnikom resztkę obozu i chodźmy do najemników dołączyć się. Na pewno będą się cieszyli.
- Tego się nie da ominąć i żeby się nie cieszyli ze stanu obozu - powiedział ze śmiechem.
Jak powiedzieli spakowali swoje ważne rzeczy i ruszyli w reszcie trzymając się razem aby nic ich nie zaskoczyło. Na szczęście nic ich po drodze nie zaskoczyło, dotarli do Nowego Obozu.
- Czego tu chcecie - spytał opryskliwie strażnik bramy.
- Przybywamy z ważnymi nowinami do generała Lee.
- A co to takiego ?
- Koniec Starego Obozu - odparł Milten
- A to bardzo zainteresuje Lee - powiedział szyderczo najemnik - możecie iść.
Spotkali się u Lee, rozważając wszystko doszli do wniosku że w trudach magom wody pomogą magowie ognia, resztka wojowników pomoże natomiast pilnować. Zastanawiano co zrobić ze Starą Kopalnią. Postanowiono że pojmą do niewoli strażników ale ludzi z sekty puszczą a kopacze będą wydobywać dla nich rudę, aby szybciej być na wolności...

Koniec

Proszę o krytyke. B)

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Odp: Zmierzch Starego Obozu (Opowiadanie)
« Odpowiedź #1 dnia: 21 Kwiecień 2009, 20:34:25 »
Mówiąc krótko: przeciętniak. Mamy tutaj standardowy scenariusz, przerabiany już dziesiątki razy: bohaterski Stary Obóz broni się przed napaścią złych orków. W sumie to sama bitwa może być, opisana solidnie, ale ubogo pod względem stylistycznym. Z początku próbowałeś budować napięcie u czytelnika, podkreślając cały czas niepewną atmosferę i podejrzany spokój panujący w okolicy, no ale do mnie to nie trafiło - efekt popsuły głównie błędy i niektóre zdania pozbawione logiki i sensu, jak chociażby:

Cytuj
Nic do końca nocy nie zakłóciło ich niespokojnego spokoju.

Czy:

Cytuj
stali na straży z ręką na mieczu nieco podniesionym w góre
ażeby takiemu orkowi który się tutaj zabłąka wtedy szybko wyjąć miecz i zaatakować niż być zaatakowanym;

Zirytowała mnie też ta wstawka kulinarna na początku opowiadania - zupełnie niepotrzebna. Ogólnie rzec biorąc, praca średnia i niczym specjalnym się niewyróżniająca, aczkolwiek nie jest także kompletnym dnem. Tak jak już na samym początku zaznaczyłem: przeciętniak.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Zmierzch Starego Obozu (Opowiadanie)
« Odpowiedź #1 dnia: 21 Kwiecień 2009, 20:34:25 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top
anything