Autor Wątek: Początek Cienia  (Przeczytany 1675 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Baś-ka

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 706
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • No justice, no peace, fuck the police!
Początek Cienia
« dnia: 29 Wrzesień 2008, 20:22:30 »
Rozdział Pierwszy:Tajemniczy las

Noc okrywała mrokiem całą dolinę. Podróżnik ledwie widząc własne stopy błądził po omacku, i rzucił wylęknione spojrzenie na dolinę, jednak w tej samej chwili potknął sie o wyrwane z ziemi drzewo. Głuchy odgłos upadku, potoczył się po lesie jak dzwon kościelny, ta cisza zdawała się przepełniać wszystko wokół. Czując tępy ból w prawej nodze wstał i natychmiast zamarł, coś przeleciało ze świstem przez las, i zanim podróżnik zdążył wykonać jakiś ruch padł martwy. Czarny kształt zbliżał się do jego martwego ciała, był to kształt tak niewyraźny że wydawał się być niematerialny, jednak po chwili pojawił się drugi kształt, i wszystko ucichło, ciało podróżnika zniknęło tak samo jak i niewyraźne kształty. Po chwili, człowiek który widział to wszystko upadł na ziemię. Był cały zlany potem a serce waliło mu w piersi, jak nigdy dotąd. Po chwili wstał wyciągnął łuk po czym ruszył ścieżką czując jak coś go uciska w gardle, co chwila obracał się za siebie ponieważ nienaturalna cisza lasu zdawała się emanuować zewsząd. Nie wiedział ile tak szedł a raczej się skradał, kark miał zlany potem, a jego oddech przerywał co chwila grobową ciszę któa wkradała mu się w każdy zakątek mózgu. Po chwili poczuł jak mu się noga zapada, i strach który tak mu się cisnął wziął górę, krzyknął a jego krzyk został zwielokrotniony jakby krzyczał tłum ludzi. Przerażony wyciągnął nogę ze strumienia w który wpadł po czym zaczął biec najszybciej jak tylko umiał, biegł tak aż w końcu padł na ziemię a jego płuca były wypełnione straszliwym zimnem. Przestał czuć cokolwiek, zobaczył tylko czarną postać zanim stracił świadomość i upadł w hukiem na ziemię. Obudził się wiele godzin potem chociaż jemu się wydawało że to było tylko kilka sekund. Poderwał się na nogi ale jakaś wielka siła rzuciła go spowrotem do łóżka.
- Siedź, siedź mówię! - Kilka postaci wstało i podeszło do wciąż szarpiącego się z wielką postacią przybysza - Nic Ci tu już nie grozi, uspokój się do cholery!
- Nie jesteś między wrogami, uratowaliśmy cię - odezwał się głębokim głosem wysoki mężczyzna który miał przypięty do pasa sporej wielkości miecz. 
- Co się stało, kim jesteście? - odezwał się nieznajomy.           
- To samo chcieliśmy się ciebie spytać - powiedział z wyraźnym zniecierpliwieniem w głosie mężczyzna o haczykowatym nosie, i krótkich włosach.                                 
- Ja... ,ja nie wiem co się stało, jestem myśliwym polowałem razem z moją grupą w lasach południowych.                                                                                                   
- Kim wy jesteście?                                                                                                                 
- Jesteśmy ostatnią żyjącą grupą ludzi, która przeżyła pogrom armii smoków.  Zaatakowali miasto - Przerwała mu postać, która przeraziła jeszcze bardziej łucznika, to był ork - Zabili wszystkich spalili ludzi, świątynie statki, wszystko, moja grupa uderzeniowa miała to zrobić wcześniej jednak w tym momencie ludzie i orki muszą współpracować aby przeżyć. Co gorsza część moich ludzi przyłączyła się do nich, teraz grasują po lasach i zabijają każdą żywą istotę jaką napotkają. To już nie orki, to demony.                                                                                                             
- Jesteś ranny? - odezwała się smukła i wysoka kobieta o królewskim spojrzeniu.       
- Nie, wszystko w porządku.                                                                                           
- Co się stało z tobą? - miotałeś się jak obłąkany kiedy cię znaleźliśmy. Gdy nieznajomy im opowiedział co widział, atmosfera w pomieszczeniu się zmieniła z prędkością światła. Ork spojrzał po innych wyraźnie przestraszonych, odchrząknął, i spróbował zacząć, jednak nic sensownego mu nie przyszło do głowy więc odchrząknął jeszcze raz po czym usiadł bezradny.                                                       
- Więc, więc twierdzisz że jakieś...jakies widma atakują kogo popadnie? - wyrzucił z siebie tak szybko jak potrafił wysoki mężczyzna wyglądający na zołnierza.                 
- Tak było, farmerzy chyba się rozbiegli po lasach, mordują nas po czym zabierają nasze zwłoki...                                                                                                               
- Hmm tutaj jesteśmy bezpieczni, jesteśmy w pracowni pewnego bimbrownika, on już chyba jej nie potrzebuje - odpowiedział na niezadane pytanie myśliwego.               
- Co się stało z Khorinis?                                                                                               
- Jak już powiedziałem armia ciemności spaliła wszystko,zabili każdego, część ludzi która próbowała wsiąść na statek... no cóż statek wybuchnął po przebyciu mili morskiej od
brzegu.                                                                                                         
- I co teraz zamierzacie zrobić?                                                                                       -

Zamierzamy się wybrać do klasztoru i odnaleść starożytny artefakt zwany Okiem Innosa, nie wiemy co się stało z klasztorem, być może już został zbeszczeszczony, albo magowie się obwarowali i wciąż się bronią.Kto wie? Nie mamy nic do stracenia. 
- Kiedy się wybieracie?                                                                                                   -

-Jutro.                                                                                                                                 

                       
Rozdział Drugi: Klasztor   
 

Pięć cieni skradało się od drzewa do drzewa, z tym że największa z nich mierząca grubo ponad dwa metry, miała z tym wyraźny problem. W oddali, ciemne zgliszcza nie wróżyły nic dobrego. Ziemia była spalona, wyschnięta. Mały oddział przeszedł obok nich, niektórzy tylko rzucili spojrzenie na dawną farmę która kiedyś była pełna życia. Z ogromną ulgą stwierdzili że most wciaż stoi. Jednak zanim ktokolwiek się ruszył, powietrze przeciął chrzęst kostek i kości.Jak na komendę wszyscy dobyli miecza, po czym w ciasnym szyku czekali. Myśliwy o imieniu Bartok poczuł przybliżające się ciepło, jednak zmroził go potężny ryk, który mógł należeć tylko do jednej istoty. Przerażony pobiegł przed siebie, i cudem uniknął chmury ognia która oddzieliła, jego od innych. Usłyszał krzyki, szczęk metalu po czym zaatakował najbliższy szkielet. Starając się zapanować nad rosnącym lękiem, przeciął na pół ożywieńca, jednak rzuciło się na niego dziesięć razy więcej. Ktoś krzyknął "Nie!", po czym zepchany przez oslizgłe kości desperacko starał się utrzymać jedną ręką mostu. Zamknął oczy, a ktoś wykrzyknął jakieś słowa, jednak on nic nie słyszał, czuł że jego ręcę zaczynają odmawiać posłuszeństwa że zaraz spadnie i umrze, jak jego towarzysze. I nagle zadrżała ziemia i poczuł że jego ręce muska potężny słup energii, usłyszał krzyki powracających do piekła ożywieńców po czym potężne włochate ręcę wciągnęły go spowrotem na most.                                                             
- Szybko, smok zaraz zawróci! - usłyszał krzyk nad swoim uchem. Pobiegł przed siebie jednak kolejne masy, ożywieńców już nadchodziły                                                                                     
- Na prawo! Tam są jakieś drzwi! -  przebił się przez hałas szkieletów i ryk smoka, ludzki krzyk.                                                                                                                             
Bartok jednym kopnięciem wyważył drzwi, popchnął innych do dziwnego postumentu który stał na środku małej jaskini, i emanował energią. Ruszył do postumentu i zanim zniknął, zobaczył słup ognia który wypełnił całą grotę usłyszał krzyk człowieka skazanego na męczarnie, po czym jego ciało upadło na twardą marmurową posadzkę. Nagle poczuł swąd spalonej gumy, i rozejrzał się jednak to co zobaczył, było tak okropne że zwymiotował na postument. Czarne ciało poszarpane w kilku miejscach, leżało na podłodze, usłyszał za sobą krzyki wielu ludzi, jednak nie dbał o to, podszedł to tej czarnej masy, która leżała na podłodze, po czym upadł na ziemię z braku sił.                                                                                                                     
Obudził się w twardym łózku wciąż nie pamiętając co się stało, wstał jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. Rzucił okiem na pomieszczenie które się znajdowało jak przypuszczał pod ziemią: ÂŚciany były pełne starożytnych rozpadających się obrazów skalnych, oraz były tam pisma w nieznanym mu języku. Było w nim kilka ludzi, o góry przy litej skale stało kilku magów wody , sądząc po ubraniach. Był tam też Lares człowiek który często przesiadywał w knajpie u Kardiffa, oraz kilku farmerów i mieszkańców Khorinis. Podszedł do Laresa który właśnie rozmawiał z jednym z magów wody i rzucił nie dbajac o jakiekolwiek powitanie:                                             
- Gdzie my jesteśmy?                                                                                                     
- Gdzieś na północnym-wschodzie Khorinis - odpowiedział mu mag - To są podziemia które prowadzą do zapomnianej części wyspy. Tak uważamy. Musieliśmy jednak zablokować portal prowadzacy do pozostałej części wyspy ponieważ szkielety napływały dziesiątkami. Smoki już pewnie wiedzą że się tutaj ukrywamy, to tylko kwestia czasu zanim nas znajdą...                                                                                                                                                     
- Co oznacza, że musimy działać szybko - przerwał mu Lares - Wybieramy się do klasztoru, jak tylko wszyscy będa gotowi.                                                                       
- Jak tego zamierzacie dokonać skoro portal jest zablokowany? - spytał Bartok.             
 - Portal owszem ale główne wejście nie. Pójdziemy wzdłuż drogi a potem wzdłuż rzeki dopłyniemy do dolnego wejścia do klasztoru.             

   Minęły dwa dni. Kilkunastu ludzi wśród których dominował ork stanęło nad zakolem rzeki. Ruszyli dalej i po krótkim marszu dotarli do miejsca w którym rzeka skręcała w prawo a droga otoczona drzewami prowadziła w lewo. Po kolei wskoczyli do wody która była lodowato zimna jednak sięgała do kolan. Wysoka smukła kobieta która przyciągała spojrzenia wszystkich mężczyzn, ale od której promieniowała magiczna moc, mruknęła jakieś zaklęcie i woda nagle zrobiła się o wiele cieplejsza. Bartok poczuł falę wdzięczności do czarodziejki. Brnęli tak w wodzie po kolana ponad godzinę aż dotarli do jeziora które otaczało wysepkę. Bartok dostrzegł kawałki mostu leżace w wodzie. Klasztor stał przed nimi nienaruszony, jednak Bartok się wzdrygnął gdyż zapadła cisza podobna do tej która panowała uprzednio w lesie. Mag wody, zwany Saturasem syknął, po czym dał im znak aby się zatrzymali. Stał tak chwilę po czym wyciągnął runę, chwycił ją w jedną rękę a drugą cofnął do tyłu, i rzekł do wysokiego mężczyzny w zbroi rycerza.                                                                                                 
- To zbyt dziwne... kiedyś te mury były nasiąknięte świętą mocą Innosa ale... teraz nic nie wyczuwam, dziwne jest też to że nie odczuwam mocy smoków ani innych istot w tym miejscu. - Saturas spojrzał na klasztor i powiedział:
- Musimy się wspiąć po tych skałach, ruszajmy.

                                                                                             

Wszyscy zaczęli się wspinać od czasu do czasu potykając się i zrzucając kamienie na swoich towarzyszy wspinających się za nimi. Bartok wspiął się po czym spojrzał na mury i na wejście klasztoru. - Nie było żadnych widocznych śladów oblężenia czy walki, jednak... jednak ta cisza była tak nienaturalnie namacalna że odwrócił wzrok i spojrzał za siebie i popatrzył w miejsce na którym stał kiedyś most. Zawiał wiatr. Bartok patrzył tak w zadumie przez chwilę, zastanawiając się czy ktokolwiek z jego starych znajomych z miasta wciąż może żyć... Wydawało mu się że jeszcze niedawno pił z Rangarem i Ulfem dwoma bywalcami na Placu Wisielców. I nagle zdał sobie sprawę z tego jakie to jest nierealne, że jeszcze niespełna tydzień temu żartował i śmiał się beztrosko z kumplami, których już pewnie nie zobaczy. Wstrząsnęło to nim do głębi jednak gdy już wszyscy się wygramolili do góry Saturas który dotarł mimo swojej długiej szaty jako pierwszy na górę podszedł do drzwi ale gdy tylko się zbliżył same się otworzyły, jakby tylko na niego czekały. Wszyscy wbili w niego oczy nieco niepewnie sięgając po broń, ale on pewnie wszedł do środka, reszta niepewnie za nim.                                                                                                                         

  Ich oczom ukazał się niesamowity widok, wszystko było w dziwnym porządku trawnik dokładnie przystrzyżony, grządki wyplewione, marmurowe dróżki pozamiatane były bardzo dokładnie. Przeszukali teren ale nie znaleźli kompletnie nic, ani jednego nowicjusza ani maga. Nie było śladów walki ani porwania, nic jakby nagle całe życie wyparowało z tego świata. Wszyscy się zebrali na dziedzińcu i wysoki rycerz zabrał pierwszy głos:                                                                               
- Hmm, uważam - mówiąc pewnie i wyraźnie - że powinniśmy się tu trochę umocnić, są tutaj duże zapasy jedzenia i wody, więc zabierzmy się do roboty.Na początek obwarujmy wejście, i boczne wieże, do roboty!                                                             
Tymczasem magowie wody których w sumie było czterech zebrali się i Saturas oświadczył:                                                                                                                     
- My przeszukamy podziemia i poszukamy Oka Innosa... eee, jeśli pani - powiedział niepewnie, bo kobieta podeszła do czwórki staruszków - także chce iść z nami to byłbym zaszczycony.                                                                                                                 
- Tak, więc chodźmy - powiedziała z naciskiem.                                                           
Bartok wziął się do roboty na równo z innymi kiedy magowie odeszli do bocznej komnaty. Był szczęśliwy mając coś do roboty bo gdy przestawał ogarniało go nieustające poczucie niepewności, chodź nie wiedział czy z powodu magów czy tego że w klasztorze wyczuwało się coś dziwnego, złowrogiego, jakby zło tylko im się przypatrywało i drwiło z nich. Wieczorem usiadł razem z dwoma farmerami na schodach. Przedstawił się i opowiedział im co się z nim działo. Słuchali go z uwagą po czym gdy skończył jeden z nich, ciemnoskóry umięśniony farmer rzekł:                       
- My pochodzimy z farmy Bengara uciekliśmy razem z Malakiem naszym szefem kiedy masy potworów zaczęły się wydostawać na równinę. Kilka dni siedzieliśmy niedaleko farmy Onara i wtedy - głos mu nieco zadrżał jakby pod tą górą mięśni czaiło się królicze serce - zaatakowali nas czarni magowie...                                               
- To było straszne - rzekł drugi farmer - spalili połowę z nas, wciąż słyszę te krzyki... nie mogę się od nich uwolnić - głos mu zadrżał i zamilkł. Przesiedzieli resztę wieczoru w ciszy każdy myśląc zapewne o tym samym: Kiedy ten koszmar się w końcu skończy.

Zamierzam napisać jeszcze kilka rozdziałów ale na pewno nie w najbliższym czasie. Pisałem w AbiWord i popełniłem trochę błędów ale mam nadzieję że to nie sprawi problemów w czytaniu
« Ostatnia zmiana: 29 Wrzesień 2008, 21:50:19 wysłana przez Rahtar »

Forum Tawerny Gothic

Początek Cienia
« dnia: 29 Wrzesień 2008, 20:22:30 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top
anything