Ok, postanowiłem ocenić.
Uprzedzam tych, którzy oczekują z mojej strony słodkich słówek, możecie sobie odpuścić czytanie mojego posta.
Już w wieku młodzieńczym wszyscy uznawali go jako może nie wszechstronnie uzdolnionego, ale na pewno jako kogoś z ogromnym potencjałem.Za i za.
Wszyscy, już od najmniejszych lat widzieli w nim technika.A w większych latach coś było? Może by tak od najmłodszych, wiem, że chodzi o to, że on był mały, ale nie lata...
Owszem często spotykamy się z takim określeniem, ale jego „piękno” jest wątpliwe.
(...)ani dotknąć coraz głębiej brnął ku coraz delikatniejszej strukturze przemyśleń.Czasem powtórzenia pasują, czasem nie, w tym wypadku nie pasuje.
Te dwa uczucia przeplatały się przez dusze młodego chłopca sprawiając, że nawet młodość w tej małej miejscowości stawała się tak samo jak ona sama szara i szablonowa.Skoro miał świadomość tego, że jest inny i zgłębiał to wszystko, rozwijał talenty, nawet po cichu i w samotności to jednak siłą rzeczy nie był szablonowy i jego młodość też nie była.
Kolejne dni, pośród płytkich ludzkich zachowań, które niczym wampiry, wysysają krew, gdy tylko obrócisz się plecami, wtapiały się w umysł chłopca.Zachowań...bum! Zachowania jak wampiry? Jeśli to świadoma metafora to jestem w stanie ją uznać, ale z kontekstu wynika, że chodzi tu o ludzi, a nie o ich zachowania. Podmiotem stają się więc same zachowania, a ludzie schodzą na dalszy plan.
Zżerały jego umysł, serce i duszę, z każdym momentem coraz bardziej pociągając go w kierunku Edenu.Ot cholera niezły paradoks się trafił, jakimiż to cudem to co FEE i BEE może pociągać w kierunku tego co dobre(w zamyśle Eden), bo według mnie to powinno raczej odpychać od siebie w kierunku tego twojego Edenu.
Pośród szkoły, obowiązków i fałszywych przyjaciół, gotowych wbić nóż w plecy, by tylko zobaczyć grymas bólu i goryczy na twarzy kogoś innego, tylko po to by dać upust własnej frustracji…Raz, powinieneś to rozdzielić na dwa zdania. A dwa to na cholerę tu trzykropek? Ja tu nie wyczuwam wiszącego gdzieś tam głęboko niedopowiedzenia.
Nikt nie wiedział, że w tym czasie, młody człowiek wylewa wszystkie swe troski, w formie tak nam dalekiej, choć tak dostępnej jak twórczość.Ale galimatias, tak dostępnej jak twórczość? Skoro wylewał z siebie coś tam, to znaczy, że tworzył, a więc to twórczość.
Oczywiście, można to inaczej interpretować, ale do tego byłby potrzebny jeden mały przecinek, gdzie to domyśl się sam.
Jego dzieła nie były niczym, co mogłoby napawać zachwytem, ani też niczym, czym on sam chciałby się pochwalić jednak to właśnie umieszczone dzieła młodego człowieka stały się jedyną furtką, którą można było uciec z otchłani ogółu.Umieszczone? Warto by było napisać gdzie, nie, nie warto- trzeba. Bo razi po oczach.
Sieć stała się drugim domem chłopaka. Wiedział, że rozczarował się już na przyjaciołach, na tych, których kochał i za których sam skoczyłby w ogień.Och, od małego taki był bardzo odmienny i widział zło świata, ale jednak był na tyle naiwny, że zaufał wszystkim bezgranicznie. Biedny, młody człowiek.
Widział jak z pod ich wzgardliwego uśmieszku powoli wypływa strach przed tym, że przegrali swoje życie, a on, który „spędzał młodość” przed ekranem monitora, tak naprawdę uciekając przed błędnym kołem rzeczywistości, coraz bardziej umacnia swe idee.Kolejny moloch długości.
Swoją drogą, korona cierniowa- cierpienie, to nas udoskonala, jeśli zaś ten młodzieniec się tak doskonale izolował, że nie musiał cierpieć z powodu innych(bo tak to wygląda, że po czasie cierpienia odsunął się jednak od niego), to prawdopodobnie popadłby w regres.
Kreska na kartce z zeszytu od plastyki…Znowu niepotrzebny trzykropek, on wcale nie wzbudza we mnie chęci na chwilę przemyśleń i nie powoduje szukania domysłu.
(...)kreska wieńcząca dzieło wyśmiewająca kolejne sterty notatek, o technikach, twórcach i datach. Jego rówieśnicy powoli dostrzegali jak „dziwoląg” zmienia biel kartki w mieniącą się barwami toń, ekspresyjną, ukazującą subtelnie myśli, pragnienia.Mhm, kreska zwieńczyła dzieło, ale dopiero po tym zwieńczeniu, czyli zakończeniu, opisujesz jak rówieśnicy obserwują powstawanie dzieła. Zagubiłeś chronologię.
Gdy jego ręce, usmarowane farbą wypuszczały do kontenera puszkę farby, przechodzący ludzie patrzyli na niego jak na seryjnego mordercę.Delikatna przesada, społeczeństwo nie jest aż tak straszne i nie patrzy na grafficiarza jak na zabójcę, przerysowałeś te uczucia.
Błędy, te które mnie raziły wypisałem.
Teraz coś słowem całości.
Ważniejsze od akcji jest zgłębianie psychiki bohatera, a to robisz w świetny sposób. Opisy to zdecydowanie najmocniejsza strona utworu. Masz bogaty zasób słownictwa i co najważniejsze, wiesz jak dobrze go używać. Fabulranie jest naprawde dobrze. Historia chłopca urzeka, fascynuje i...wzrusza(nie jestem pewien, czy to akurat właściwe słowo, ale po przeczytaniu utworu musiałem chwile pomyśleć, wciąż pod wielkim wrażeniem twojego tekstu)
A ja mam zdanie diametralnie odmienne od zdania Triveta. Wcale nie zgłębiasz doskonale psychiki, wszystko to, choć podane w innej formie jest odgrzanym kotletem. Pod powierzchownością pięknych słówek nie kryje się w zasadzie nic.
Wszystko to wygląda wręcz na pseudofilozoficzne dywagacje, tak na pierwszy rzut oka piękne i okraszone cudnymi wręcz zwrotami- do czasu, po trzech czytaniach doszedłem do wniosku, że nie wnosi to nic, a warstwa psychologiczna jest spłycona.
BTW, słownictwo wcale nie powala.
Tak więc podsumowując, opowiadanie jest raptem poprawne i zbyt schematyczne. Wygląda to jak proba postawienia się w świetle szeroko pojętej wrażliwości na świat, ale cóż, efekt jak dla mnie nie został osiągnięty.
Moja ocena, nie czyjaś i ja zdania nie zmienię.
Acha, słowa może i mocne, ktoś może dojść do wniosku, że się czepiam, bywa, nie stosuję dla nikogo taryfy ulgowej.
P.S Wybaczcie brak cytowania, ale chyba jest ograniczenie i przy tej ilości cytaty sie nie wyświetlają, więc zastosowałem pogrubienie.