Autor Wątek: Galtyria: Zakon Mroku  (Przeczytany 2790 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Bartek_Smoku

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 8
  • Reputacja: 0
Galtyria: Zakon Mroku
« dnia: 23 Maj 2008, 21:32:23 »
No więc jest to kawałek mojej powieści, na razie mam ponad 40 stron worda pisane dziesiątką ;) Jest to akurat ostatni kawałek, który napisałem mianowicie spotkanie głównego bohatera z piratami. Być może kiedyś zobaczycie "Galtyrię" na półce w sklepach :P

Kiros uderzył głową w coś twardego i ocknął się. Rozmasował bolące miejsce i rozejrzał się. Był w małym pomieszczeniu, w którym panował półmrok. Jedynym źródłem światła była wisząca na drewnianym palu pochodnia. Wszędzie porozstawiane były beczki i skrzynie. Pomieszczeniem kołysało. Kiros przywarł do drewnianej ściany i nasłuchiwał. Gdzieś z oddali dolatywał do niego szum morza. A więc był na statku. Teraz dopiero dostrzegł człowieka w podeszłym wieku siedzącego na jednej ze skrzyń, popijającego rum z butelki i przyglądającego mu się z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, czemu jeszcze żyjesz? – spytał.
- Nie – odrzekł zgodnie z prawdą Kiros.
- Bo wszędzie wisi twoja morda. Zaszkodziłeś królowi. Tak, jak my. Jestem Akalla, członek pirackiej załogi Envergalina!
Kiros oniemiał. W najmniej oczekiwanym momencie spełniło się jego największe marzenie. Wreszcie spotkał prawdziwego pirata, był na statku i najwyraźniej został przez piratów zaakceptowany. Akalla podszedł do niego. Teraz Kiros mógł mu się lepiej przyjrzeć. Jego siwe, sięgające ramion włosy przysłonięte były lekko czerwoną chustą. Przez oko przechodziła mu długa, aczkolwiek nie głęboka blizna. Twarz miał usianą licznymi zadrapaniami, a oczy bardzo zmęczone i lekko podpuchnięte. Brakowało mu kilku zębów. Mimo swego sędziwego wieku był wysoki i barczysty. Miał na sobie lekką białą koszulę, skórzaną kamizelkę i pas z włożonym za niego krótkim mieczem z falowaną głownią i sztyletem po drugiej stronie oraz długie spodnie ze zwiewnej tkaniny. Nie miał natomiast butów. Przyjrzał się Kirosowi, wyjął piersiówkę i pociągnął z niej.
- Chodź – rozkazał dość przyjaznym tonem.
Kiros posłusznie poszedł z nim. Bał się momentu, w którym Akalla otworzy drzwi. Według legendy piraci pływają całym statkiem zanurzeni pod wodą i dzięki temu wciąż pozostają nierozpoznani i nieschwytani. Dzięki temu bezkarnie napadają na statki z floty Khironhara czyniąc potężne szkody w skarbcu Minas Eril. Wszystko to było jednak kłamstwem wymyślonym przez ludzi Khironhara tłumaczącym ciągłe niepowodzenia jego floty w starciach z piratami, którzy byli po prostu lepsi i sprytniejsi. Po otworzeniu drzwi Kiros poczuł tylko zapach świeżego powietrza i ujrzał wreszcie światło dzienne. Omiótł wzrokiem cały statek. Pod czarnym masztem z trupią czaszką znajdowało się bocianie gniazdo, w którym siedział majtek. Do bocianiego gniazda prowadziły siatki. Siedział w nim młody człowiek, najwyraźniej niezaprawiony w boju. Miał na sobie tylko spodnie, a na całym ciele brakowało mu znaków po bitwie, takich jak blizny, rany czy siniaki. Po pokładzie przechadzali się różni ludzie, w większości dość podobni do Akalli. Kiros szczerze żałował tych, którzy jak mniemał wiosłowali teraz, aby statek mógł płynąć, a jednocześnie strasznie się bał, że niedługo do nich dołączy.
- Gdzie idziemy? – zapytał z nutą leku w głosie Kiros.
- Do Envergalina – odrzekł zadowolony Akalla. – Zobaczymy, ile jesteś warty.
Stanęli przed drzwiami na korytarz prowadzący pod pokład. Z każdym krokiem po schodach między pochodniami Kiros lękał się coraz bardziej. Domyślał się jak mogą wyglądać takie pirackie praktyki. Wreszcie stanęli przed obliczem Envergalina. Kiros nie widział jego twarzy, gdyż była cała przysłonięta kapturem. Zobaczył tylko, że jest dość niski. W sumie nie dziwne, musiał już być bardzo stary.
- Zabiłeś syna mego syna – zaśmiał się Envergalin. – Nadajesz się na jednego z nas.
- Eee… - zająkał się Kiros. Envergalin onieśmielał go. Nie wiedział, co powiedzieć.
Nagle Envergalin wyjął spod swego płaszcza dwa sztylety i rzucił nimi prosto w Kirosa, który instynktownie odskoczył w bok. Sztylety wbiły się w ścianę. Akalla jednym ruchem wyjął je i zamachnął się na Kirosa zadając cios. Ten przeturlał się w bok, przez co Akalla nie trafił. Chwycił instynktownie niezapaloną pochodnię, dzięki czemu zablokował kolejny cios Akalli. Przekoziołkował pod jego nogami podcinając je i podniósł się łapiąc jeden ze sztyletów upuszczony przez Akallę. Drugi był głęboko wbity w podłogę. Pirat zaś leżał z bólem i zdziwieniem na twarzy.
- Dosyć! – krzyknął zdecydowanym tonem Envergalin. – No no, nie spodziewałem się tego. Refleks znakomity, sprytu też, co nie miara, wyszkolenie w walce również bez zastrzeżeń. Dodatkowo nienawiść do mojego syna i zapewne żądza zemsty. Zostaniesz jednym z nas!

A teraz opowiem trochę, o co chodzi dokładnie. Kiros zabija najstarszego syna króla, przez co zmuszony jest uciekać z ojczyzny. Trafia do lasu, gdzie elfy zapowiadają pomóc w buncie przeciw panowaniu ludzkiego króla mającego na uwadze tylko swoje dobro. Kiros spotyka w lesie swego kuzyna, który również ucieka, gdyż próbował uwolnić z więzienia Stulama, człowieka, który pomógł uciec Kirosowi. Razem wyruszają do Hurogorth, gdzie wraz z władcą miasta, Asgarhanem, zamierzają odnowić Zakon Mroku, tajną organizację mającą na celu obalenie władzy złego króla. Plan wydaje się prosty, lecz niestety później wszystko się komplikuje. Niestety, Quendril, władca Ludgar, dawny członek Zakonu Mroku nie odpowie. Zbyt boi się siły Khironhara i  nie chce narażać życia swoich ludzi. Mówi, że dawniej było inaczej. "Envergalin miał garstkę poddanych. Wszyscy się przeciw niemu odwrócili. Nie było najmniejszego problemu, a teraz… krasnoludy i lizardy będą walczyć wraz z Khironharem. Choćby nawet nie chciały, zobowiązały się. Ma ponadto bardzo dużą liczbę szlachciców i rycerzy oddanych mu. Dojdzie do wojny, którą przegramy."
Nasi bohaterowie zrezygnowani wyruszają do Raven mając nadzieję, że Cargar wraz ze swymi poddanymi weźmie w tej wojnie udział. Niestety, miasto zostało opanowane przez opętanego przez boga zła, Isgarotha, maga imieniem Remerdion, przywódcę czarnych magów, niegdyś zostawionego przez Asgarhana pod gruzami zawalonej twierdzy Aldaron. Remerdion w akcie zemsty zsyła Asgarhana do Altharalu, więzienia, z którego nie ma ucieczki, więzienia, w którym umiera się z głodu, pragnienia i wycienczenia. Kirosa natomiast w trakcie dalszej podróży łapią piraci, których przywódcą, jak się okazuje, jest Envergalin, ten stary, wygnany król, o którym słuch zaginął. Na domiar złego, cały czas trwa odwieczna wojna ludzi z orkami, a więc przygody drugiej strony mocy też są, aczkolwiek w mniejszym stopniu, opisywane...

No i z każdym dniem jadę dalej... :P

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #1 dnia: 24 Maj 2008, 20:09:40 »
Bardzo fajne, podoba mi się. Napisane własnym, swobodnym stylem, praktycznie bezbłędnie. Trochę przeszkadza brak akapitów, ale z moim opowiadaniem na tym forum też tak jest ;] Całkowicie jestem za: 5/5.
Tylko jedna rzecz...:
Cytuj
Niestety, miasto zostało opanowane przez opętanego przez boga zła, Isgarotha, maga imieniem Remerdion
No nie, pewien mag ognia z Gothica 2 by się obraził...  
Pozdrawiam!

Forum Tawerny Gothic

Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #1 dnia: 24 Maj 2008, 20:09:40 »

Offline Rohgard

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 123
  • Reputacja: 22
  • Płeć: Mężczyzna
  • W okopach nie ma niewierzących...
Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #2 dnia: 25 Maj 2008, 07:56:33 »
Jeśli można wtrącić się do postu poprzednika :) Mag ów nazywał się Merdarion :)

Opowiadanie czytałem. Jest ciekawe, nie znalazłem rażących błędów ortograficznych i interpunkcyjnych :) Opowiada ciekawą historię a raczej wstęp do niej :) 9,5/10 :)

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #3 dnia: 25 Maj 2008, 09:55:54 »
Cytuj
Jeśli można wtrącić się do postu poprzednika :) Mag ów nazywał się Merdarion :)
można można. W ten sposób wytworzy się dyskusja.  Owszem, Rohgardzie, był mag wody imieniem Merdarion i może faktycznie imię Remerdion jest jego przeróbką. Nie wiem tego, o to trzeba by zapytać się autora. Natomiast mnie chodziło o Isgarotha, maga ognia, który modli się w kaplicy przed klasztorem. Zrobić z kapłana Innosa boga zła... cóż za bezczelność!

Zauber

  • Gość
Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #4 dnia: 25 Maj 2008, 10:35:17 »
Dokładnie to samo zauważyłem co Airyx, jest taki Isgaroth w Gothic 2. Ale mimo to historia fajna, szkoda że już przeczytałem. Wklejaj ciągle nowe części, ale tym razem od początku, bo potem całą historię tak w skrócie załapać to już gorzej niż po linijce. Ale nic to super jest masz 5/5.

Offline Bartek_Smoku

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 8
  • Reputacja: 0
Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #5 dnia: 26 Maj 2008, 16:24:11 »
Hehe, nie zwróciłem jakoś uwagi, że mag z Gothic 2 ma takie imię ;) No, ale nie będę już zmieniał trudno się mówi :D A Remerdion to nick takiego jednego kolesia i to dla niego :P A co do dalszych kawałków, to mój wychowawca jest nawet znanym pisarzem, jest tam w jakimś kręgu literatów polskich czy coś, więc mogę wydać książkę mimo 14 lat :P. Jeśli by wyszło, to wam powiem i będziecie mogli poczytać, jeśli nie, to wystawie całą, skończoną opowieść w nowym temacie :) Planuje skończyć w wakacje, gdyż będę miał dużo czasu na pisanie ;]

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #6 dnia: 26 Maj 2008, 21:05:41 »
No no, Bartek_Smoku, widzę że masz niezłe wtyki! Jakby co, to pomógłbyś kumplowi z forum w wydaniu książki, załatwiłbyś dojście do wydawnictwa, nie?...  No a tak na poważnie: wyjaśniło się parę wątpliwości dotyczących tekstu, chętnie poczytamy zarówno wersję paierową jeśli się ukaże, jak i elektroniczną. Widzimy się po wakacjach!

Offline Rysownik

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 164
  • Reputacja: 0
  • Veni, vidi fugi
Odp: Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #7 dnia: 02 Czerwiec 2008, 14:35:53 »
Co to są Lizardy?

Offline Dementor

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 299
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #8 dnia: 02 Czerwiec 2008, 14:59:42 »
Chciałem powqiedzieć, a własciwie napisać, że podoba mi się, ale nastepną częśc napisz mniej lakonicznie-szczególnie to wyjaśnienie na końcu-nic z niego nie zrozumiałem.
PS: Głownia falowana-to inaczej głownia płomienista-ma taką np. ÂŚwięty kat z G2. PZDR

Offline Foltest

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 838
  • Reputacja: 24
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chaos rodzi więcej chaosu.
Odp: Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #9 dnia: 02 Czerwiec 2008, 15:15:45 »
Fajne daje 4,75/5. Nie wiem co to są te lizardy jak mi powiesz będziesz miał 5/5.

Edit.
Aha, więc teraz daje ci 5/5
« Ostatnia zmiana: 02 Czerwiec 2008, 15:56:14 wysłana przez Boba Fett »

Offline Bartek_Smoku

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 8
  • Reputacja: 0
Odp: Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #10 dnia: 02 Czerwiec 2008, 15:25:02 »
Lizardy - coś na styl jaszczuroczłeków. Głowa jaszczurza, a reszta ciała podobna do ludzkiej.

Offline Asgarhan

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 79
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • "Ganar en el Nou Camp no es posible..." - Schuster
Odp: Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #11 dnia: 23 Czerwiec 2008, 21:07:43 »
no, więc ja jestem Bartek_Smoku (zapomniałem hasła) i swoją książkę piszę w kawałkach różnych historii (to znaczy, że wszyscy, którzy są pierwszoplanowymi bohaterami mają różne przygody, a wszystkie są opisywane). Muszę się pochwalić, że mam już 55 stron worda czcionką dziesiątką. Napisałem dalej o piratach :P

Była ciemna noc. Kiros stał na dziobie statku i wytężał wzrok. Z oddali dolatywało do niego światło latarni. Czyżby zmierzali na ląd?
- Dokąd płyniemy? – zapytał ciekawym tonem sterującego pirata.
- Do Udanhil – odrzekł pirat.
- Co? Więc naprawdę pojawiacie się w karczmie?
- Raz na miesiąc. W końcu kiedyś trzeba zarobione pieniądze wydać – roześmiał się pirat.
- Jak to się stało, że nigdy was nie złapali?
- Karczmarz jest starym kumplem Envergalina. A po drugie w tej tawernie jest same szemrane towarzystwo. Jakieś zbiry, w chustach, kapturach i innych takich. Zawsze jest jakaś rozróba, to normalne. Zwykli mieszkańcy chodzą do „Zdechłego orka” w mieście. Lepiej się szykuj, niedługo dopłyniemy.
Kiros zszedł pod pokład. Podziwiał odwagę piratów. Popłynąć do Raven, tak jak zrobili to w przypadku jego porwania wydawało się rzeczą normalną, ale do Udanhil? Pod same Minas Eril? To było czyste szaleństwo. Gdyby jeszcze nikt się niczego nie domyślał, ale gdzie tam. Jeszcze za czasów, gdy tam mieszkał krążyły plotki o pojawianiu się piratów w tawernie. Karczmarz jednak zawsze następnego dnia wypierał się ich obecności, a kontrole nie znajdowały niczego podejrzanego. Piraci zawsze byli sprytniejsi.
- Chować żagle! Dopływamy! – rozległ się głos z pokładu, a zaraz za nim odgłosy nerwowej krzątaniny za drzwiami kabiny Kirosa. Wszyscy wchodzili na pokład, a Kiros, chcąc nie chcąc zrobił to samo.

„Zmora Minas Eril” nie zatrzymała się w porcie, jak to robią inne statki, lecz ominęła go i wpłynęła w zarośla za tawerną. Jak się okazało znajdowała się tam dość rozległa zatoczka z jednej strony odgrodzona gęstymi krzakami, a z drugiej wysokim murem. Envergalin wszedł do bocianiego gniazda wraz z liną zakończoną hakiem z czterema końcami i rzucił w kierunku muru. Za trzecim razem udało mu się zahaczyć o jego drugą stronę, po czym napiął linę w celu sprawdzenia, czy mocno trzyma i zawołał do siebie Akallę. Kiros nie był pewien, ale domyślał się, że jest to najwierniejszy członek jego załogi. Wszystkie najważniejsze misje Envergalin powierzał właśnie jemu. Akalla wszedł do gniazda i złapał za linę, a Envergalin złapał ją rękami od dołu i zaczął przesuwać się w stronę muru.
- Czemu nie może zawiązać? – spytał Kiros stojącego obok pirata.
- Envergalin nie ufa niczemu oprócz ludzi. Nie dziw mu się, dużo w życiu widział – odrzekł pirat.
Gdy Envergalin zgrabnym susem przeskoczył na drugą stronę muru i zniknął w ciemności pozostali poszli jego śladem. Po długiej chwili już tylko Akalla został na opustoszałym statku.
- Zawsze tracą tą frajdę – pomyślał, po czym wyskoczył z gniazda i przeleciał na linie wprost na mur. Zamortyzował się butami, odbił się kilka razy, po czym wspiął się i jak pozostali zniknął w ciemności. Kiros rozejrzał się. Byli właśnie na dachu tawerny. Wszyscy po kolei zaczęli zsuwać się na ziemię, po czym znikali w drzwiach prowadzących do gospody. Kiros zrobił to samo.
Tawerna „ÂŚmierdząca ryba” była zupełnie innym lokalem niż karczma „Pod zdechłym orkiem”. Po całej tawernie roznosił się brud, najczęściej kurz, błoto, a w niektórych miejscach nawet i przyschnięta krew oraz smród, w szczególności zgniłych ryb i ludzkich gazów. Większość ludzi skupiona była dookoła sceny, na której pojedynkowało się dwóch rybaków, ewidentnie na śmierć i życie. Obok sceny siedział lichwiarz i przeliczał pieniądze drżącymi rękoma. Gdy jeden z rybaków zadał decydujący cios, oszust szybko czmychnął, a zaraz po nim ci, którzy dobrze obstawili. Po chwili jednak wrócili i odgrażali się, wplatając w swoje wypowiedzi co najmniej dziesięć wyzwisk. Jedyna lampa wisząca na suficie nie dawała dużo światła, najprawdopodobniej z przyczyny zwisających z niej ludzkich zwłok. Na środku leżeli pijani goście dla zabawy kopani przez tych trzeźwiejszych. Gospodarz również był oryginalny. Miał długie, krzaczaste, czarne wąsy, ogoloną głowę z wygrawerowanym na niej tatuażem przedstawiającym orła, był niski i gruby. Nie wstydził się tego i miał na sobie tylko spodnie. Na jego pofałdowanej klatce też były jakieś tatuaże, lecz Kiros nie był w stanie rozpoznać, co przedstawiają, gdyż połowa każdego wchodziła w środek fałdy brzusznej. Nie przejmował się tym, co się dzieje. Siedział za ladą i przyglądał się temu wszystkiemu z kpiącym uśmieszkiem. Można się było temu dziwić, że cieszy go to, że wszyscy biorą sobie piwo i inne trunki za darmo i demolują mu gospodę, ale Kiros słyszał, że karczmarz czerpie bardzo duże zyski najzwyczajniej w świecie okradając upitych gości. Nie trzeba było mieć dobrego słuchu, by w ogólnym gwarze słyszeć, jako co drugie słowo przekleństwo. Niektórzy wręcz organizowali, ku uciesze miejscowych panienek popijających rum, konkursy na jak najdłuższe i jak najbardziej niecenzuralne zdanie. Zwycięzca zwykle zabierał ze sobą kilka dziewcząt, płacił im określoną sumę pieniędzy i wchodził z nimi po schodach do sypialni na górze. Do rana raczej nie wracał, lecz gdy obudził się, najczęściej miał na sobie tylko gacie. Kobiety, które znalazły łatwy sposób na zarabianie pieniędzy były w „ÂŚmierdzącej rybie” dość powszechne. Na widok piratów zapadła cisza i moment napięcia, szybko jednak przerwane pokojowym podniesienie ręki przez Envergalina i skinienie głową karczmarza.
-  Galin, śmierdzący draniu! – przywitał Envergalina karczmarz. – Coś nowego?
- Tak, raz, dwa, trzy… - Envergalin zaczął liczyć. – Ze dwie beczki będą.
- Rum, miód, whisky…? – zaczął karczmarz, lecz po piorunującym spojrzeniu Envergalina szybko przestał i roześmiał się. – Dobra, dobra, wiem, rum.
Karczmarz przeszedł przez drzwi za ladą, a za nim kilkoro piratów. Po chwili wrócili turlając do najbliższego stolika dwie beczki rumu i wrócili po odpowiednią ilość szklanek. Kiros naliczył trzydzieści dwie. Dokładnie tyle, ilu piratów wraz z nim.
- Ja nie piję – rzekł poważnym tonem, lecz wszyscy uznali to za żart i roześmiali się. Kiros szybko zrozumiał swój błąd i uśmiechnął się od niechcenia.
- O! Nie zauważyłem. Jakiś nowy majtek? – zapytał karczmarz.
- Nie – odpowiedział Envergalin. – Wykazał się. Taki sam jak każdy inny. Poznajcie się. Kiros, to jest Loth. Loth, to jest Kiros.
Uścisnęli sobie dłoń.
- Galin, mam sprawę… - bąknął Loth patrząc podejrzliwie na Kirosa.
- Wal śmiało. Ufam mu – odrzekł cichym głosem Envergalin.
- Widzisz tego człowieka siedzącego w kącie? – szepnął karczmarz pokazując na podejrzanego osobnika, owiniętego peleryną z kapeluszem zakrywającym górną połowę twarzy.
- No widzę, i co?
- Podejrzany gość. Siedzi tu już od rana, a nigdy wcześniej go nie widziałem. Czasami wychodzi, lecz po chwili znowu wraca. Nie je, nie pije, nie bije się. Obserwowałem go jak wchodziliście. Zdawało mi się, że dostrzegłem uśmiech na jego twarzy, podczas gdy inni przestraszyli się. Lepiej go sprawdźcie.
- Wszędzie wyczuwasz podstęp, mimo iż to ja raczej powinienem, no, ale jak chcesz.
Envergalin podszedł do tego człowieka. I wtedy się zaczęło. Zbir szybkim ruchem zadał mu cios w brzuch, po czym wykorzystując zamroczenie tłumu obserwującego tę scenę szybko wyskoczył przez jedyne okno znajdujące się obok drzwi zbijając przy tym szybę. Gdy to wszystko dotarło do ich świadomości, rybacy siedzący najbliżej skoczyli do drzwi, chcąc gonić zbiega, lecz szybko się cofnęli z przyłożonymi do ich brzuchów mieczami.
- Cofnąć się! Jeśli nie będziecie stawiać oporu zginie tylko załoga Envergalina! – oznajmili ludzie stojący w drzwiach. Dwaj rybacy, którzy przed chwilą mieli końce mieczy przy brzuchach skulili się gdzieś pod ścianą.
- STRAÂŻE! – wrzasnął ktoś z tyłu gospody i wszyscy, jak jeden mąż ruszyli do drzwi. Jedni po to, by uciekać, drudzy po to, by walczyć. Tych drugich było dużo więcej.
Strażnicy stojący przed gospodą szybko do niej wbiegli i ostatni z nich kopniakiem zamknął drzwi. Rozgorzała się prawdziwa bitwa. Większość z ludzi walczących po stronie piratów nie była dobrze przygotowana, więc gotowi byli na rzeź. Mimo tego bronili się jednak dzielnie. Korsarze pod wodzą Akalli dwoili się i troili, aż z czasem zaczęli przeważać. Loth na początku gdzieś pobiegł i Kiros pomyślał, że to właśnie on zdradził Envergalina i uciekł, lecz po chwili wrócił z mieczem i rzucił się w wir walki zabijając jak największą liczbę strażników. Kiros wbiegł na schody, a za nim dwóch szlachciców.
- To Kiros! – nerwowo krzyknął jeden z nich, po czym raniony od tyłu w plecy przez przypadkowego rybaka sturlał się po stopniach na sam dół.
 Drugi, kopnięty w brzuch przez Kirosa przetoczył się przez poręcz i spadł na ziemię z głośnym hukiem i trzaskiem łamanego karku. Akalla właśnie rozbroił swego przeciwnika, którego miecz przeleciał przez pół karczmy i wbił się w drzwi. Strażnik padł na kolana.
- Miej litość – błagał podnosząc ręce do góry. – Nie chciałem. Khironhar, nie wiesz nawet jak on… - jęknął, z ust trysnęła mu krew i osunął się na podłogę.
- Za późno – rzekł Akalla, po czym ściął głowę magnatowi walczącemu z Lothem.
Pirat Yavethar, znany z niezwykłej siły szybko stracił swój miecz, ale to go nie powstrzymało. Gołą ręką zatrzymał cięcie strażnika. Krew sączyła mu się z dłoni, lecz on wyrwał przeciwnikowi miecz i wbił mu w brzuch. Korsarz Sponsi szybko wbiegł po ścianie, odbił się od niej i uwiesił się lampy. Zwłoki wiszące na niej spadły, nieszczęśliwie przygniatając innego pirata. Sponsi szybko skoczył na tego, który niedawno z nim walczył i przygniatając go do ziemi złamał nogą jego kręgosłup. Szybko podbiegł do przygniecionego Rameara i odetchnął z ulgą, gdy ten się uśmiechnął. Przeciągnął go po ziemi i ukrył za barem, po czym ponownie ruszył wykorzystywać swój spryt przeciwko strażnikom. Po niedługiej chwili odgłosy walki ustały, ostatni nóż właśnie został wyjęty z gardła magnata, a Akalla zabrał głos.
- Przyjaciele! Khironhar zaraz wyśle kolejny, profilaktyczny patrol, o ile już tego nie zrobił. Kiros zaprowadzi was wszystkich na statek. Rannych bierzemy, zmarłych nie opłakujemy. Przyłóżcie rękę do szyi, jeśli ranny żyje, zabierzcie go na statek, jeśli nie, zostawcie. Szybko!
Zaczęła się nerwowa krzątanina. Wszyscy chcieli jak najszybciej opuścić to miejsce. Ostatecznie zabrano pięciu, którzy jeszcze żyli. Jakiś rybak puścił w obieg plotkę, że przywódcą oddziału straży był jeden z synów Khironhara. Kiros poznał go. Rzeczywiście, był to książe Isfarhimin. Należało się jak najszybciej ewakuować. Jeśli Khironhar dowie się, że zginął kolejny z jego synów, wpadnie w szał. Cała ekipa sprawnie opuściła karczmę. Na samym końcu w drzwiach stanął Akalla i jeszcze raz omiótł wzrokiem pomieszczenie. Poczuł dumę i ukojenie, gdy zobaczył mnóstwo ciał strażników oraz smutek i gniew, widząc również dużo ciał dawnych piratów, czy zwykłych ludzi, którzy do końca swoich dni byli z nim. Wtem usłyszał wołanie, szept.
- A..ka…lla!
Zwrócił wzrok w stronę miejsca, z którego dobiegał głos i zobaczył leżącego Envergalina. Nie wierzył, że on wciąż żyje. Podbiegł do niego i uklęknął przed nim. Uświadomił sobie, co się stało i chyba po raz pierwszy, odkąd ich wygnano rozpłakał się.
- Nie, musisz… być… twardy – wykrztusił Envergalin. – Teraz… mnie zastąpisz.
- Envergalinie, nie! Nie odchodź, błagam cię! – prosił przez łzy Akalla.
- Mój czas… nadchodzi. Zabierz… mój sztylet. Zabijesz nim… Khironhara. Pomścisz mnie. Ja to… wiem.
Envergalin zamknął oczy. Akalla nie mógł pogodzić się z tym, że więcej go nie usłyszy. Zabrał sztylet Envergalina, wziął krew Isfarhimina na palec i wyszedł naznaczając nią próg.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Galtyria: Zakon Mroku
« Odpowiedź #11 dnia: 23 Czerwiec 2008, 21:07:43 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top