Autor Wątek: Opowieści z Gwainoru 2  (Przeczytany 2045 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Opowieści z Gwainoru 2
« dnia: 23 Maj 2008, 13:01:05 »
PROLOG


Na samym szczycie Karmazynowej Cytadeli w Vys, w Komnacie Gwiazd, zebrała się piątka postaci w długich szatach. Byli to najwięksi czarodzieje poszczególnych szkół w Mieście Magów: Arcymistrzowie Ognia, Ziemi, Powietrza, Błyskawic, oraz Wielki Mistrz Wody. Szkoła Wody nie miała Arcymistrza, odkąd straciła ostatniego dziesięć lat temu w wyniku tragicznych wydarzeń. Rada magów rządząca w Vys dopilnowała, by w Wodnej Akademii nie wybrano nowego Arcymistrza i zaproponowała własnego kandydata na to stanowisko, z tytułem Wielkiego Mistrza. W ten sposób wykorzystała tragedię, jaka rozegrała się w Szkole Wody do swych celów i objęła nad nią bezpośrednie zwierzchnictwo.

Nikt nie wiedział, jakie imiona noszą wielcy magowie. Byli znani innym jako Arcymistrzowie i tak też się do nich zwracano.

-No dobrze. To już wszyscy-stwierdził Arcymistrz Ziemi, mierząc wzrokiem zebranych.

-Wszyscy?-Arcymistrz Ognia uniósł brew.-Nie widzę przedstawicieli szkół Lodu, Natury, Iluzji…

-Wezwałem tylko was-przerwał Arcymistrz Ziemi.-Więcej nie potrzeba.

-Więc powiedz nam, po co zostaliśmy tu wezwani-rzekł Arcymistrz Błyskawic.

-Nie będę was trzymał w niepewności-oznajmił Arcymistrz Ziemi.-Sprawa jest następująca: chodzi o Błękitne Ostrze.

-O tę organizację magów renegatów?-Odezwał się Wielki Mistrz Wody.

-Jeśli chodzi o to, że Błękitne Ostrze interesuje się legendarnymi artefaktami o potężnej mocy, to nie zaskoczyłeś nas. Wiemy o tym-oświadczył Arcymistrz Ognia.

Arcymistrz Ziemi odczekał cierpliwie, aż wszyscy umilkną i kontynuował:

-Jak wspomniałem, chodzi o Błękitne Ostrze. A dokładnie, o jednego z jego członków.

Wszyscy czekali w napięciu na dalsze słowa wielkiego maga. Ten odczekał chwilę, odetchnął i rzekł:

-Wiem, gdzie przebywa Wygnaniec.

Zapadła grobowa cisza. Wszyscy ważyli w duchu słowa, które usłyszeli i zastanawiali się, jakie mogą być ich konsekwencje i co to dla nich oznacza.

Milczenie przerwał pytaniem Arcymistrz Powietrza:

-Gdzie?

-Na Północnym Kontynencie, w opuszczonym mieście mrocznych krasnoludów: Khazamul.

-To chyba blisko wybrzeża, nad Morzem lodu-powiedział niepewnie Wielki Mistrz Wody.

Arcymistrz Ziemi kiwnął twierdząco głową.

-Owszem. Dlatego magowie przebywający z ekspedycją na wyspie Solaieth mogli go wytropić. A właściwie ich, bo towarzyszy mu inny mag-mroczny elf.

-Pewnie szukają Mrocznego Młota, artefaktu należącego do jednego z królów mrocznych krasnoludów-zastanawiał się na głos Arcymistrz Powietrza.

-Możliwe. Niemniej, co my mamy w związku z tym zrobić?-Zniecierpliwił się Arcymistrz Ognia.

-To idealna szansa na ujęcie Wygnańca i wymierzenie sprawiedliwości za jego czyny-rzekł Arcymistrz Ziemi.

-Interesujący pomysł-ocenił Arcymistrz Błyskawic.-Pamiętajmy jednak, że Wygnaniec dysponuje większą mocą niż każdy z nas tu obecnych.

-To prawda-rzekł Arcymistrz Ziemi.-W pojedynkę. Razem jednak możemy stawić mu czoła.

-My?-Arcymistrz Ognia nie krył oburzenia.-Mamy wybrać się do Khazamul i walczyć z Wygnańcem?

-Tak-potwierdził Arcymistrz Ziemi.-My go pokonamy. My, poprzez naszych najzdolniejszych uczniów.

-Co…?

-Dobrze słyszałeś. Do świtu każdy z was ma wysłać jednego, najlepszego maga ze swojej szkoły do budynku gildii. Przeciwko ziemi, ogniu, powietrzu, wodzie i błyskawicy, nawet Wygnaniec ulegnie.

Po namysle magowie poparli pomysł wysłania takiej drużyny do walki z Wygnanym. Odpowiadało im zwłaszcza to, że sami nie muszą walczyć. Choć żaden z wielkich czarodziejów nie pokazywał tego po sobie, wszyscy obawiali się mocy Wygnańca. W końcu to on odpowiadał za upadek Szkoły Wody…

Magowie rozeszli się, aby wybrać swych przedstawicieli w tej misji. W Komnacie Gwiazd pozostał jedynie Arcymistrz Ziemi. Uśmiechnął się i rzekł do siebie:

-Mam nad wami jedną przewagę, drodzy przyjaciele. Mój kandydat na tę wyprawę jest bowiem jednocześnie i utalentowanym magiem, i bratem Wygnańca.



CZÊ¦Æ I

W ciepły, letni wieczór, młody mag odziany w brązowe szaty przemykał ulicami Vys. Strzeliste wieże najrozmaitszych akademii magicznych górowały nad nim, niczym źdźbła wielkich traw porastających Równiny Krwi nad czerwoną mrówką.

Mag skręcił w wąską uliczkę i wszedł do jednej z wież. Wspiął się krętymi schodami niemal na sam szczyt i zapukał w solidne, ozdobne dębowe drzwi.

Otworzył mu wysoki starzec o siwej brodzie. Młodzieniec ukłonił się mu z szacunkiem.

-Mistrzu Vominie-rzekł.

-Ach, Iryx, wejdź. Czekałem już na ciebie.

Mężczyźni przeszli do wytwornego salonu. Starszy mag nalał czerwonego wina do dwóch kryształowych pucharów i podał jeden młodszemu. Następnie obaj zasiedli przy okrągłym, cisowym stole.

-Dziękuję, mistrzu-rzekł Iryx.-Z jakiego powodu wezwałeś mnie o tej porze? Jeśli chodzi o to serce ghula, które miałem dla ciebie zdobyć, to przepraszam za moją porażkę w grobowcu Salawona…

-Nie, nie o tym chciałem z tobą porozmawiać-Vomin uniósł rekę.-Serce kupiłem już na targu w Mystfell i zakończyłem swój eksperyment.

-Cieszę się…-bąknął Iryx.-O co więc chodzi?

-Musisz stawić się rano w gildii. Zostałeś wyznaczony do wzięcia udziału w pewnej misji.

-Misji?

-Owszem. Ty i czwórka magów z innych szkół udajecie się na Północny Kontynent, do Khazamul.

-W jakim celu?!-Wykrzyknął zdumiony Iryx.

-Przebywa tam osoba, którą trzeba koniecznie unieszkodliwić. Wasza drużyna ma tego dokonać.-Wyjaśnił Vomin.

-Co to za osoba?

Vomin nie odpowiedział od razu. Zapadła przytłaczająca cisza. Wreszcie siwy mag powiedział ledwie słyszalnym głosem:

-Ten, którego spotkałeś w krypcie Salawona. Wygnaniec. Twój brat.

Iryx zesztywniał. Jego zielone oczy otworzyły się szeroko. Był zszokowany tą wiadomością.

-Rada chce go zabić?-Wykrztusił powoli.

-Tak.-Odparł ciężko Vomin.-Wiem, że to twój brat, ale pamiętaj: to on wymordował wszystkich magów ze Szkoły Wody, dziesięć lat temu.

-Jak mógłbym zapomnieć?-Wyszeptał Iryx.

-Nie ja wybrałem cię do tego zadania. Zrozum w jakiej znalazłeś się sytuacji… W jakiej wszyscy znaleźliśmy się sytuacji.

-Nie obawiaj się mistrzu-powiedział Iryx.-Nie okryję hańbą Szkoły Ziemi i wezmę udział w tej misji. Niemniej jednak, nie przyłożę ręki do zabójstwa brata i nie zadam ostatecznego ciosu. Zresztą wątpię, by piątka magów, choćby nie wiem jak utalentowanych, dała radę go pokonać.

Mistrz Vomin pokiwał ze zrozumieniem głową.

-Wciąż wierzysz w to, że miał poważny powód, aby wybić magów?

-Tak-odparł młody czarodziej.-Czy to już wszystko? Muszę przygotować się do wyprawy.

-Oczywiście. Nie zatrzymuję cię dłużej, idź.

Iryx pożegnał się i wyszedł. Na odchodnym zatrzymał się jednak w drzwiach i rzekł:

-Wiesz, mistrzu Vominie? Wygnaniec to zły przydomek dla mojego brata. Przecież Airyx nie został wypędzony z Vys, lecz opuścił je z własnej woli.



CZÊ¦Æ II

Po powrocie do domu Iryx zaczął pakować rzeczy.

Znów miał stanąć twarzą w twarz ze swoim bratem. Ostatnio widział go zaledwie kilka dni temu, w Grobowcu Salawona Zaklinacza, gdy wraz z dwójką towarzyszy-złodziejem i wojownikiem-poszukiwał serca ghula dla Vomina. Było to ich pierwsze spotkanie od dziesięciu lat. Iryx był zszokowany, kiedy dowiedział się, że Airyx dołączył do Błękitnego Ostrza: grupy najpotężniejszych magów świata, których celem było sianie zniszczenia. Usłyszał wtedy od brata, że ma on swoje własne plany, jednak Iryx wciąż jest zbyt dziecinny i słaby, żeby je poznać.

Iryx zapakował do swojej podróżnej torby spory zapas prowiantu, trochę zwojów z zaklęciami, mikstur i ciepłych ubrań. Północny Kontynent był bowiem pokryty wiecznym lodem i śniegiem. Aż dziw, że mroczne krasnoludy potrafiły tam żyć i wznosić miasta.

Gdy młody mag uznał, że spakował wszystko co trzeba, położył torbę przy łóżku i pogrążył się w śnie.

Kiedy się obudził, już świtało. Naprędce wrzucił na siebie szatę, chwycił torbę i popędził do gildii. Budynek ten nie był zbyt daleko od domu Iryxa, niemniej jednak nie chciał się spóźnić.

Okazało się, że był na miejscu jako pierwszy. Reszta magów zjawiła się w ciągu kolejnej godziny. Wszyscy starali się wyglądać dumnie i odważnie, lecz Iryx widział w ich oczach niepewność, oraz lęk.

Znał ich z widzenia. Jego towarzyszami w tej niebezpiecznej misji byli: mag błyskawic Renthor, mag ognia Montrik, mag wody Jergosh i magini powietrza Laranei. Iryx zdziwił się, że Szkoła Powietrza wystawiła na swego przedstawiciela kobietę, oznaczało to jednak, że Laranei była bardzo utalentowana.

Renthor nieformalnie objął dowodzenie nad grupą, jako że ze wszystkich był najśmielszy. Aby nie marnować energii na teleportacjaę, magowie postanowili korzystać z teleporterów, znajdujących się we wszystkich gildiach na trasie. Urządzenia te miały kształt bramy i przenosiły użytkownika do swego odpowiednika w innym budynku gildii. Był to dość wygodny sposób podróżowania.

-Zatem w drogę-rzekł Renthor, robiąc krok w kierunku teleportera.

Poczynając od Vys, druzyna odwiedziła gildie w miastach: Gares, Eastgate, Chonmerry, oraz Ilwec. Ostatnim przystankiem był teleporter w Forcie Lodowym na mroźnej wyspie Solaieth.

W twierdzy wszyscy przebrali się w ciepłe płaszcze i futrzane czapy. Teraz już musieli użyć zaklęć teleportacyjnych, aby dostać się na wybrzeże Północnego Kontynentu i w okolice Khazamul. Uczynili to, odbierając przy okazji życzenia powodzenia od załogi fortu.



CZÊ¦Æ III

Iryx spoglądał ze wzgórza na leżące poniżej Khazamul.

Wszystkie budynki w mieście zbudowano z kamienia i żelaza. Mieszkało tu nie więcej niż pół tysiąca osób. Mroczne krasnoludy opuściły je kilkaset lat temu i budowle już nieco popadły w ruinę, ale surowy klimat Północnego Kontynentu dobrze je konserwował. Gdyby to miasto zbudowano w innej części świata, ostałoby się w takim stanie o wiele krócej.

Ukryta za skałami piątka magów obserwowała główne bramy miasta. Zapewne ci, których oczekiwali nie będą zbytnio ostrożni tu, w tym odludnym i zapomnianym miejscu. Dlatego można się spodziewać, że wyjdą zwyczajnie przez bramę miejską. Wszyscy mieli jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Nikt nie chciał się spotkać z dwoma potężnymi i niebezpiecznymi magami. A już na pewno nikt nie kwapił się do walki z nimi.

Godziny oczekiwania na mrozie przyniosły wreszcie efekt. Miejską bramę przekroczyły dwie postacie w czarnych płaszczach, wyraźnie odróżniające się na tle białego śniegu. Jedna z nich-mroczny elf-oprócz jednoręcznego miecza u pasa przewiesiła przez plecy ciężki, ozdobny młot krasnoludzkiej roboty.

Czas działać, pomyślał Iryx. W tym samym momencie Renthor szepnął:

-Zaczynamy.

Wszyscy zaczęli wykonywać magiczne znaki. Z chwilą, gdy skończyli, dwójka obcych poniżej została zamknięta w kloszu energii.

-Chyba ktoś nas zamknął w polu siłowym-stwierdził szyderczo mroczny elf w czarnym płaszczu.

-Nie obawiaj się, to nie potrwa długo!-Wykrzyknął Renthor, wychodząc zza skały. Reszta magów także się ujawniła.-Za chwilę zginiecie!

-Znów spotykamy na swojej drodze jakieś dzieciaki-westchnął elf.-Co za pech. Mogę ich roznieść w pył, mistrzu Airyksie?

-Zrób to, jeśli chcesz, Dar’Achnisie. Byle żwawo. Musimy dostarczyć młot.

-Zatem do dzieła-zaśmiał się mroczny elf. W tym momencie on i jego towarzysz zamigotali lekko, po czym zniknęli.

-Iluzje?-Wyszeptała Laranei.

-Niedobrze.-Stwierdził Iryx.

Nagle w ich stronę poleciała wielka kula ognia. Wszyscy ledwie zdołali odskoczyć. Iryx spojrzał w kierunku, z którego nadleciał pocisk. W bramie Khazamul stali człowiek i mroczny elf. Tym razem prawdziwi.

-Co robimy?-Spytał Montrik.

-Nasz plan zawiódł-stwierdził Jergosh.

-Ja będę walczył z Airyxem-powiedział Iryx.

-Idę z tobą-dodał Renthor.-Reszta niech się zajmie tym mrocznym elfem.

-Zgoda!-Odparli pozostali.

Dar’Achnis miał zamiar wyczarować kolejny ognisty pocisk, ale Montrik, Jergosh i Laranei byli szybsi. W stronę elfa poszybowały ognista strzała, wodna kula i pocisk powietrza. Dar’Achnis musiał uskoczyć. Trójka magów zasypała go gradem magicznych ciosów. W rezultacie elf i człowiek zostali rozdzieleni.



Iryx i Renthor stali naprzeciw wysokiego, zielonookiego mężczyzny w czarnym płaszczu z wyhaftowanym błękitnym sztyletem w okręgu.

-Czemu za mną podążasz?-Odezwał się.

-Nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego ostatnio-odparł Iryx.

-Poza tym, rozkazano nam cię zabić, Wygnańcze-dodał Renthor.

Oczy czarnego maga zwęziły się.

-Wygnańcze?-Rzekł chłodno.-Więc to tak się teraz na mnie mówi w Vys. Powiadasz, że chcecie mnie zabić? Przykro mi, ale nie mam czasu na zabawy z dziećmi.

-Uważaj na słowa!-Zdenerwował się Renthor i posłał w kierunku maga błyskawicę. Airyx nie zastosował żadnego czaru ochronnego. Zamiast tego, zwyczajnie się uchylił i piorun minął go o włos.

-Irytujesz mnie.

W jednej chwili śnieg wokół Renthora podniósł się do góry i mag błyskawic został uwięziony w potężnej zaspie.

-Ty… Jak to możliwe?-Wykrztusił Renthor.-Jesteś przecież magiem wody, nie lodu. Jak więc…

-Znam nie tylko czary ze sfery wody-odparł Airyx.-Poza tym, śnieg to też woda, ale w stanie stałym, ty ignorancie.

Irysa ogarnął strach, gdyż nagle uświadomił sobie, jaką potęgą może rozporządzać jego brat w tym terenie. Tymczasem szmaragdowe oczy Airyxa zwróciły się ku niemu.

-A ty braciszku? Też chcesz mnie zabić?

-Nie-odparł Iryx.-Ale będę z tobą walczył.

-Więc pokaż co potrafisz.

Iryx zaczął wykonywać znaki, ale w tym momencie Airyx klasnął w dłonie i rzekł:

-Za wolno.

ÂŚnieg podniósł się do góry i Iryx niechybnie podzieliłby los Renthora, lecz w porę uskoczył. Nie przerwał jednak sekwencji gestów i dokończył ją. Ziemia pod stopami Airyxa wystrzeliła w górę, unosząc maga wysoko.

-ÂŻałosna sztuczka-stwierdził Airyx i po prostu zeskoczył w dół.

Nagle wokół ziemnej wieży wyrosły dziesiątki ostrych, kamiennych słupów. Airyx leciał prosto na nie.

-Lepiej.-Powiedział i zdjął z pleców wielkie dwuręczne ostrze.

Iryx znał ten miecz. Było to sławne Ostrze Oceanu, zwane także Rozcinaczem Fal. Należało do ostatniego Arcymistrza Szkoły Wody i stanowiło świętą relikwię akademii. Miało magiczne właściwości-jego posiadacz mógł przelać w nie swoją moc i wyzwolić ją w pojedynczym ataku z niszczycielskim skutkiem.

Tak też uczynił Airyx. W jednej chwili mordercze kolce zostały zmiecione przez potężną wodną falę, która powstała, gdy czarodziej wykonał cięcie. Jest źle, pomyślał Iryx.

-Pokaz twoich wątłych sił magicznych mamy już za sobą-rzekł pogardliwie Wygnaniec.-Zobaczmy teraz, jak władasz tradycyjnym orężem.

-Przecież nie mam przy sobie miecza, ani innej broni.

-Nie rozśmieszaj mnie. Dobrze wiem, że możesz ją sobie stworzyć w każdej chwili. Masz pięć sekund, potem ja zaatakuję.

Cholera, nie mam wyboru, przemknęło przez myśl Iryxowi i instynktownie wykonał znaki zaklęcia. ÂŚnieg pod stopami czarodzieja przebił wyczarowany Miecz Ziemi.

Iryx ledwo zdążył chwycić za rękojeść, kiedy Airyx znalazł się tuż przy nim i ciął Ostrzem Oceanu. Młody mag uskoczył w ostatnim momencie i spróbował zadać cios. Dwie klingi skrzyżowały się. Dwuręczny Rozcinacz Fal był jednak potężniejszy. Iryx nie wytrzymał naporu ciężkiego miecza i padł na kolana.

-Jesteś słaby-zaszydził Airyx.-Czemu aż tak słaby…

Wściekłość przepełniła serce maga. Szarpnął swym mieczem i błyskawicznie pochylił się w przód. Miecz przeciwnika śmignął mu nad głową i zarył się w śniegu. Iryx pchnął sztychem w przód. Airyx spostrzegł ten manewr i uskoczył w tył, ale uczynił to za późno. Miecz Ziemi wbił się kilka centymetrów w udo. Na biały śnieg pociekła szkarłatna krew.

Airyx jak gdyby nie przejmując się raną, ani bólem, chwycił swój miecz i uderzył z rozmachem brata tępą stroną klingi w twarz. Gwiazdy zatańczyły magowi przed oczami, kiedy poleciał kilka metrów wtył. Na szczęście miękki śnieg złagodził upadek.

Mag wody stanął nad nim i przyłożył mu ostrze do gardła. ÂŚnieg po obu stronach Irysa jak gdyby ożył, wpełzł na niego i unieruchomił w mroźnej kolebce.

-Co ty robiłeś przez te wszystkie lata?-Spytał chłodno Airyx.-Jesteś tak żałośnie słaby… Bezsilny jak dziecko.

Za Airyxem pojawił się Dar’Achnis. Jego czarny płaszcz pokrywały plamy krwi.

-Skończyłem-oświadczył mroczny elf.-Tamci są już martwi.

-Nie!-Krzyknął rozpaczliwie bezsilny Iryx.

-A zatem nie zwlekajmy dłużej-rzekł Airyx.-I tak już jesteśmy spóźnieni.

Przewiesił Rozcinacz Fal z powrotem przez plecy.

-A co z tą dwójką?-Spytał Dar’Achnis.-Mogę…

-Zostaw ich. Nie marnujmy więcej czasu.

-Jak sobie życzysz…

Dwaj magowie odwrócili się i bez słowa ruszyli na południe.

-Dlaczego to robisz?!-Krzyknął z wyrzutem Iryx.-Mógłbys nas teraz bez problemu wykończyć.

Airyx zatrzymał się.

-Mógłbyś nas teraz zabić tak łatwo jak magów ze Szkoły Wody.

Starszy brat drgnął. Nie patrząc na Iryxa powiedział:

-Ja tego nie chciałem. Ci głupcy sami zgotowali sobie śmierć. Dostali to na co zasłużyli.

-Co takiego?! O czym ty mówisz?!

Iryx nie otrzymał odpowiedzi. Przed Airyxem i Dar’Achnisem pojawiła się bowiem jakaś postać. Była wysoka i szczupła, aczkolwiek nie przesadnie chuda. Miała ciemnoniebieskie oczy bez źrenic i seledynowe włosy, oraz bladą skórę. Była przyodziana tak jak Airyx i Dar’Achnis.: w czarny płaszcz ze znakiem niebieskiego sztyletu w okręgu na wysokości klatki piersiowej. Przez plecy przewiesiła ozdobny, brązowy łuk, wręcz kipiący od magicznej energii. Iryx patrzył na tego niesamowitego osobnika i nie potrafił przyporządkować go do żadnej ze znanych sobie ras.

-W końcu was znalazłem-powiedział przybysz.- On się niecierpliwi. Dlatego wysłał mnie na poszukiwania.

-Nie ma powodu do niepokoju-odparł Dar’Achnis.-Właśnie mieliśmy wracać.

-To dobrze-stwierdziła obojętnie postać i teleportowała się.

-Twoje nawyki wpędzą nas w końcu w kłopoty-warknął do mrocznego elfa Airyx, po czym oni również zniknęli.



Zaklęcie paraliżujące przestało działać kilka minut później. Iryx nie spieszył się jednak z powstaniem. Był zdruzgotany: misja zakończyła się niepowodzeniem, Montrik, Jergosh i Laranei zginęli, a Airyx znów zbył go byle komentarzem i odszedł. Po policzkach Iryxa popłynęły gorzkie łzy.

Renthor pomógł mu usiąść. Odczekał chwilę, po czym rzekł:

-Trzeba pochować naszych towarzyszy, chociażby tylko przykrywając ich ciała śniegiem. Nie godzi się ich zostawiać niczym ścierwa na pastwę śnieżnych wilków, czy lodowych trolli. Czy jesteś w stanie mi pomóc?

-Wybacz, ale nie chcę oglądać tego widoku. Nie zniósłbym tego. Zdołasz zrobić wszystko sam?

-Oczywiście. Zaczekaj tu-pokiwał głową ze zrozumieniem mag błyskawic.

Kiedy Renthor odszedł, Iryx pozwolił łzom swobodnie płynąć. Gdy żal i rozpacz nieco przygasły, pojawiła się złość i determinacja.

-Dosyc tej zabawy w chowanego-powiedział do siebie, zaciskając dłonie w pięści.-Odnajdę cię bracie, a wtedy odpowiesz za wszystko, co uczyniłeś. Dowiem się, co zdarzyło się dziesięć lat temu w Szkole Wody i co się stało z tobą. Opuściłeś mnie dzisiaj, opuściłeś mnie w grobowcu Salawona Zaklinacza i opuściłeś przed dziesięcioma laty. Już Nigdy więcej.

Iryx wstał i spojrzał w stronę zachodzącego słońca. A było to spojrzenie pełne zdecydowania, determinacji i uporu.
« Ostatnia zmiana: 24 Maj 2008, 19:26:46 wysłana przez Airyx »

Offline Rysownik

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 164
  • Reputacja: 0
  • Veni, vidi fugi
Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #1 dnia: 24 Maj 2008, 16:57:00 »
Cytat: Airyx
Budynek ten nie był zbyt daleko od domu Irysa, niemniej jednak nie chciał się spóźnić.

To jedyny błąd jaki zauważyłem, fabuła 5/5, wykonanie 4,5/5, czyli w skali gwiazdkowej 5/5  . Tylko jedno mi nie pasuje  : skoro jak powiedział Airyx lód to woda, czemu są Szkoły Lodu i Wody? Czekam na więcej  .

Forum Tawerny Gothic

Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #1 dnia: 24 Maj 2008, 16:57:00 »

Offline Palladyn_12

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 30
  • Reputacja: 0
Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #2 dnia: 24 Maj 2008, 17:27:59 »
Nawet fajne, lubie takie opowiadania czytać.

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #3 dnia: 24 Maj 2008, 19:24:57 »
Dziękuję Wam za pozytywne oceny. A więc tak:
1) Wiedziałem, że znajdzie się gdzieś taki błąd, tak czułem!  Pisałem to w wordzie i później wklejałem do posta, dlatego:
a) Zamiast akapitów zrobiły mi się takie beznadziejnie duże odstępy  
b) Słownik w wordzie zmienia mi ,,Iryxa" na ,,Irysa". Jedną taką zmianę jaką Rysownik zauważył też wyłapałem i poprawiłem, ale jak widać była jeszcze jedna... Dzięki za zwrócenie uwagi, już poprawiam.
c)
Cytuj
-Znam nie tylko czary ze sfery wody-odparł Airyx.-Poza tym, śnieg to też woda, ale w stanie stałym, ty ignorancie.
Niedokładnie przeczytałeś. Ale racja, lód to także woda, niemniej powstały oddzielne szkoły, gdyż wynika to z długiej historii i wewnętrznych podziałów politycznych w Vys, blablabla...  A poza tym wydzieliły się owe szkoły, ponieważ w ten sposób można wyszkolić bardziej wyspecjalizowanych magów, np. mag wody rzuca tylko czary typu wodna kula, miażdżąca fala, przywołanie żywiołaka wody itp. a mag lodu zna zaklęcia takie jak kula lodu, lodowa strzała, zamrożenie itp. Mag wody zajmuje się tylko czarami wody, a mag lodu tylko zaklęciami lodu. No, ale Airyx jest zdolny i potężny, więc zna pewnie niejeden czar nie ze swojej szkoły...

Co do dalszych części to pewnie będą, ale w ,,bliżej nieokreślonym terminie", bo to dość męcząca praca, no i potrzebuję trochę czasu na wymyślenie nowych przygód... ;]

Offline Rysownik

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 164
  • Reputacja: 0
  • Veni, vidi fugi
Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #4 dnia: 26 Maj 2008, 16:10:44 »
Gdybyś mógł, napisałbyś historię Vys, dopóki nie złapie Cię wena  
Jedno pytanie: Co to jest "Gwainor"?

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #5 dnia: 26 Maj 2008, 20:57:28 »
Cytuj
Gdybyś mógł, napisałbyś historię Vys, dopóki nie złapie Cię wena  
Jedno pytanie: Co to jest "Gwainor"?
Pomyslę nad ta historią Vys. Będzie to wymagało trochę pracy, wiadomo, podróż do Vys, załatwianie sobie wstepu do różnych bibliotek, studiowanie starych manuskryptów, rozmowy z magami itp...  Ale na poważnie, jeśli ją napiszę to ukaże się nieprędko-wiadomo, koniec roku i trzeba sprawdzić, jak sytuacja z ocenami...  No i muszę też popracować nad kolejnym epizodem z serii ,,Opowieści z Gwainoru".
A co do twojego drugiego pytania, Gwainor to nazwa królestwa, a jednocześnie kontynentu na którym się ono znajduje. Poczatkowo miało być Imperium Diraquine, ale to jest nazwa z pewnej gry komputerowej, a nie chciałem tak bezczelnie kopiować... ;]  Mam narysowaną mapę (o wielkości czterech kartek A4), która wisi na ścianie, więc wszelkie nazwy i trasy podróży nie są przypadkowe. Niestety nie dysponuję odpowiednią technologią typu skaner, czy coś, więc nie mogę zamieścić jakiegoś obrazka, ale może kiedyś opiszę ten świat. Póki co jednak, jak mówiłem trzeba zadbać o oceny. ;D

Forum Tawerny Gothic

Opowieści z Gwainoru 2
« Odpowiedź #5 dnia: 26 Maj 2008, 20:57:28 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top