Tam to był tylko wstęp
Częśc I...........................Wsparcie............................
Aldagas obudził się w domku na drzewie w okolicach Velvoru.Był bowiem samotnikiem i nie lubił przebywać w grupie.
Nie bał się niczego, był waleczny i zawsze nosił łuk, włócznie i dwa miecze u pasa.Jego długie, białe włosy spływały mu na plecy a szare oczy dopiero się otwierały.
Wstał i wyszedł na taras.Zaczął się rozglądać.Zauważył zwierzynę-jelenia biegnącego bez celu.
Chwycił leżący na stoliku łuk i strzałę i strzelił w jelenia trafiając go w szyje.Spuścił się po linie i umiejętnie zdjął mu skórę.
"Przydałby się nowy strój" pomyślał, jednak brakowało mu narzędzi do szycia.
Postanowił się wybrać do Velvoru.Nie przepadał tam się wybierać, gdyż miasto to choć było piękne to ludzie w nim byli okropnie niemili.
Po kilku minutach był już w mieście.Przechodząc przez rynek ujrzał grupkę elfów, stojących po słupem ogłoszeniowym.Nigdy tego nie robił ale zaciekawiony podszedł do grupki i spojrzał na tablicę.
"Drodzy Elfowie!!
Królestwo Londaru potrzebuje pomocy.Armia Cienia wyrusza na Lendain a nasze oddziały wyruszają wesprzeć naszych przyjaciół.Jednak potrzebujemy żołnierzy, więc ogłaszam rekrutacje.
Zainteresowanych proszę o zgłoszenie do koszar miejskich.
Grawanhil, dowódca wojsk Velvoru."
Aldagas niezainteresowany już tym ogłoszeniem szedł dalej, do krawca.
Po drodze do domu, nękała go myśl, by jednak pójść do koszar i zapisać się.
Wiedział jednak czym to grozi.Dowódca spytałby, gdzie mieszka i dowiedziałby się o domku na drzewie.
"Pojadę sam do Lendain i wesprze armię Londaru" postanowił i zaczął przygotowania.
Nikt nie wie, ani Ja, ani Ty, co nim kierowało w tymże postanowieniu ale nie o tym będziemy teraz dyskutować.
Nazajutrz, poszedł do Velvoru (znowu ten ruch uliczny :/)i wydał ostatnie pieniądze, które miał w chatce i kupił za nie dorodnego konia.Nazwał go Harpun.Na nim też dojechał do chatki w lesie, leżącej na wschód od miasta i prędko wziął sprzęt.Ze sobą wziął oczywiście łuk, włócznie i dwa miecze ale oprócz tego też prowiant (kilka sucharów i wodę) no i ubrania.
Miał na sobie skórzany kaftan i szarą koszule, czyli to co zawsze w ważne dni.
Zaplanował naprędce drogę i ruszył do Lendain.Wybrał drogę, w której omijałby wszystkie miasta po drodze czyli Kamiel, Osvard lub Merron i Alnochar.
Kiedy był jakieś dwie milę na południe od Merron, nastała noc.Aldagas nie za bardzo upodobał sobie jeżdżenie w nocy (jeżdżenie, gdyż jeszcze pół roku temu miał konia) ale jakoś to wytrzymywał.Dojechał do wzgórza Londarskiego, dokładnie milę od Lendain na południowy-zachód.
-Nareszcie-rzekł do Harpuna-wiem że jesteś zmęczony ale teraz musimy właśnie galopować.
Koń, jakby go rozumiał, prychnął.Aldagas wyprostował się i wjechał na wzgórze.
Zobaczył wielkie miasto w ogniu i dymie, a także wielką armię wroga.Atakowała z wschodu.Wojska jeszcze szły przez most.Wtem usłyszał dźwięk rogu.Dojrzał oddział jeźdźców szarżujący z zachodu.Orkowie zaczęli się kryć jednak jeden czarny jeździec stał na swoim miejscu.Był pewny siebie i spokojny.Konie jeźdźców zaczęły hamować.Ich kapitan zaczął nawoływać do ataku, a konie wreszcie zaczęły szarżować.
Czarny Jeździec wyciągnął dwa miecze i gdy tylko oddział rycerzy podjechał bliżej zaczął go dziesiątkować.Aldagas postanowił nie tracić czasu i galopował ku jeźdźcowi.
Jednak niespodziewanie owy jeździec go dostrzegł i Aldagas nie mógł już zaatakować z zaskoczenia.Chwycił włócznie niczym oszczep i rzucił nią w czarnego jeźdźca.
Trafiła w niego, nie robiąc mu rany, a wręcz się od niego odbiła.Elf nie tracąc nadziei wyciągnął z pochew dwa miecze i zaatakował jeźdźca.Ten jednak umiejętnie parował ciosy Aldagasa.
Cios za ciosem walczyli.Wreszcie Aldagas postanowił walczyć nie honorowo i cisnął miecz w szyjkę konia jeźdźca, który padł wraz z wojownikiem.
Aldagas również zszedł z konia.Rozpoczęła się mordercza walka.Nikt nie ustępował.
Aldagas walczył, czując że braknie mu sił.Jednym z mieczy wreszcie zranił go, wbijając go mu w brzuch.Miecz zaczął się jednak jarzyć i się stopił.Elf poparzył sobie ręce.
"To jakiś mag.Czarnoksiężnik Ostraegoru!!"przypomniał sobie historię słyszaną na bazarze Velvorze.Miał rację.Czarnym jeźdźcem był Czarnoksiężnik.Jeździec schował jeden miecz, a w jego ręce ukazała się kula ognia.Aldagas jednak ani myślał uciec.ÂŚcisnął mocniej miecz i zamachnął się na Czarnoksiężnika.Władca Ostraegoru uniknął ciosu.Czarownik wypuścił kulę ognia, która ugodziła Aldagasa w nogę, a sam Elf upadł.
-Dopadnę cię jeszcze, Aldagasie Mężny, ale nie teraz!!!-powiedział Czarnoksiężnik i wtem nadleciał smok a Jeździec go dosiadł i odleciał za góry.
Aldagas podniósł się i zobaczył, że bitwa się skończyła a ludzie wygrali.Uśmiechnął się i dosiadł konia.JEdnak zatrzyamli go idący żołnierze.
-Chodź z nami, mężny wojowniku elfów-powiedział wesoło jedne z wojowników Londaru-nasz król cię szczodrze wynagrodzi!!
Aldagas tym razem nie miał nic do gadania, a żołnierze zaprowadzili go do Linderboru, do sali tronowej...