Autor Wątek: Samotny ÂŁowca  (Przeczytany 4183 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Boba Fett

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1566
  • Reputacja: 13
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wolność jest nieśmiertelna
Samotny ÂŁowca
« dnia: 02 Listopad 2006, 21:35:46 »
Oto moje pierwsze takie poważne dzieło, które zacząłem pisać jakieś ponad półtora roku temu (będą już z dwa lata...). Jako, że pierwsza edycja wyszła trochę noob'owsko, zacząłem ją pisać od nowa.
Na życzenie Triveta będę dawał tylko po jednym rozdziale.
Na końcu mi powiecie (na razie są tylko 3 rozdziały), czy opłaca się pisać 4 rozdział. Kiedyś go zacząłem, ale format zrobił swoje...  
Pierwszy rozdział jest trochę krótki i słaby, ale jak zawsze życzę miłej lektury.  


                         Samotny ÂŁowca


Prolog

Płynę właśnie na statku, który zmierza do wyspy zwanej Khorinis. Okręt przewozi w zasadzie tylko skazańców, którzy będą wydobywać magiczną rudę w Górniczej Dolinie. Prócz nich i marynarzy na pokładzie jest też kilka innych osób, w tym ja sam. Po co płynę na tą przeklętą wyspę? Słyszałem, że królestwo Myrthany jest oblegane przez Orków i zapewne niedługo przegra. Jedyne miejsce, prócz kontynentu, to Khorinis i Ertiros, z której właśnie płynę. Tam nie zostało już nic, co by mnie mogło zatrzymać. Mówi się, że robota dla Samotnego ÂŁowcy znajdzie się wszędzie, ale to nieprawda. Sam nim jestem i wiem dobrze, kiedy dać za wygraną. Straciłem w zasadzie wszystko, a zyskuję tylko pieniądze... no może jeszcze szacunek wielu ludzi, ale to jest nic dla mnie nie warte. Tylko twarda gotówka może do mnie przemówić. Oczywiście jak każdy Samotny łowca i ja mam swoje zasady i honor. Jedną z tych zasad jest zakaz zabicia drugiego ÂŁowcy, chyba, że w obronie własnej. W tych czasach prawie nikt już tego nie przestrzega, robią wszystko, by wyeliminować konkurencję. Ja także nie jestem bez winy. To, co się stało na Ertiros przesądziło o moim losie dostatecznie. Każdy dobry Samotny ÂŁowca powinien analizować swoje błędy. I ja tak zrobię, dlatego płynę na Khorinis. Podczas naszej podróży jednak zajmę się czym innym. Nazywam się Drak i zaraz wyjawię ci moją historię...

Rozdział 1

Tej nocy, jak każdej innej, cała rodzina siadała do stołu, by spożyć kolację. Nie byle jaką, ponieważ Math, ojciec dziesięcioletniego Draka, samodzielnie zdobywał pożywienie. Przeważnie było to mięso ścierwojada, kretoszczura (to mniej smakowało, ale niekiedy tylko to było do jedzenia), wilka i kąsacza. Raz nawet Math upolował cieniostwora. Wtedy to urządzili wykwintny posiłek. Nawet dali chłopcu napić się piwa, które w swojej bimbrowni robił kuzyn matki, wujek Notorn. Ojciec Draka był dobrym myśliwym, ale nie wspaniałym. Brakowało mu treningu pod okiem kogoś z miasta. Nie bywali często w miejscowości, ponieważ było do niej około sześć mil. Ostatni raz wybrali się tam jakieś trzy tygodnie temu, by kupić ubrania dla młodzieńca. A rósł on jak na swój wiek dosyć szybko. W przyszłości chciał zostać jak ojciec myśliwym i być postrachem cieniostworów i bandytów, którzy na tej wyspie szerzyli spustoszenie. Jak na razie, rodzina Draka nie miała z nimi kłopotów. ÂŻyli sobie spokojnie z dnia na dzień. Chłopcu przeszło nawet przez myśl, że ów zbrodniarze boją się jego ojca i dlatego tu nie przychodzą.
Ronda, matka dziesięciolatka, podawała właśnie na każdy z trzech talerzy duży kawał soczystego, pieczonego mięsa z kawałkiem sera i chleba. Po chwili do kubka męża nalała piwa, a do swojego i syna mleka. Spojrzała i uśmiechnęła się do Draka po czym spoczęła na swoim miejscu. Gdy już kolacja była w połowie zjedzona, zagadała do Matha.
- Jak tam poszło dzisiejsze polowanie?
- Jest coraz trudniej. Ta grupa przeklętych zębaczy ciągle zabija stada ścierwojadów. Niedługo zostaną same kretoszczury - odpowiedział.
- A jeśli i ich zabraknie? - pytała dalej. Drak jak na razie ciągle siedział cicho i przysłuchiwał się rozmowie. - Czy nie będziemy musieli wybrać się do miasta, by zakupić żywność?
- Nie wiem. Dla mnie najważniejsi jesteście wy, i jeśli bym musiał, to i na cieniostwory zapoluję.
- Ale czy to nie za niebezpieczne? Zawsze mogę pójść do jakiejś pracy...
- Nie, nie chcę, by coś się w tym domu zmieniało. - powiedział stanowczo. - Na razie nie musimy się martwić na zapas.
- Zgadzam się z tobą, tato. - rzekł znienacka milczący chłopiec.
- Moja krew - uśmiechnął się Math. - Kiedy jeszcze trochę podrośniesz, to pójdziemy razem na polowanie i... - przerwał nagle w pół zdaniu. - Czujecie ten swąd?
Zerwał się nagle z krzesła i wybiegł z domu. Już po niecałych dziesięciu sekundach wrócił, zamknął z trzaskiem drzwi i się na nich oparł.
- Cholerne szczury! Wiedziałem, że wreszcie nas zaatakują! Nie mam z nimi szans, jest ich za dużo. Musimy uciekać. - jego poważny wyraz twarzy mówił, że jest naprawdę źle. - Drak, pójdź po mój łuk i strzały, mogą się przydać. Migiem!
Młodzieniec bez zadawania pytań wbiegł po schodach na wyższe piętro. Zauważył, że jest coraz więcej dymu, najwyraźniej bandyci musieli zapalić dach płonącymi pociskami. Na górze skręcił w lewo i otworzył pierwsze drzwi, jakie przed nim były, po czym porwał łuk ojca, który leżał obok szafy. W rogu ujrzał kilkanaście strzał. Bez wahania wziął je.Jak najszybciej mógł, zbiegł na dół. Akurat znalazł się na ostatnim schodku w momencie, gdy płonący sufit, który podtrzymywał jego pokój zwalił się na Matha. Wydarł z siebie niewyobrażalny wrzask. W jego oczach zaczęły pojawiać się łzy. Chciał podbiec do ojca i pomóc mu wydobyć się spod belek, ale to nie miało sensu. Całe palące się drewno zakryło mężczyznę, który już na pewno nie żył. Zauważył, że nigdzie nie ma Rondy. Ledwo się przemagając, Drak pobiegł do kuchni. W kuchennym okienku ujrzał zbliżającego się człowieka. Przed sobą trzymał miecz... Umysł dziesięciolatka powiedział mu od razu, by uciec czym prędzej, póki jeszcze może. Myślał, jak ojciec chciał się wydostać z domu... spojrzał w lewo. W miejscu, gdzie powinno być okno, były tylko jego szczątki, jakby zostało wybite. To była jego szansa. Nie mógł dłużej zostać w budynku, ponieważ dym coraz bardziej drażnił jego płuca. Podbiegł do otworu i zaczął przechodzić. Sprawiło mu to niemałe problemy, ale gdy już wyszedł, ujrzał przywiązaną do drzewa jego matkę. Patrzyła na niego smutnymi oczami. Nagle w jej serce wbiła się płonąca strzała. Drak nie potrafił powstrzymać łez, które niedawno przestały lecieć po stracie ojca. Rzucił na Rondę ostatnie spojrzenie i pobiegł w ciemny las, mając nadzieję, że nie ma tam kolejnych bandytów.

Następnego poranka szedł polną drogą. Nie wiedział, gdzie zmierza, ale chciał znaleźć jakąś osadę lub dom, by móc coś zjeść. W prawdzie miał łuk i strzały przy sobie, ale na niewielu mu się zdadzą, jeśli nie umie się posługiwać tą bronią. Przeszedł tak kilometr, aż ujrzał przed sobą oddział składający się z dwudziestu pięciu rycerzy. Nosili na sobie srebrne pancerze. Drak pierwszy raz widział tak odzianych ludzi. Podbiegł do pierwszego, pragnąc pójść z nimi, gdziekolwiek zmierzali.
- Zejdź nam z drogi, dzieciaku! - krzyknął Paladyn.
- Ale... proszę...
- Idziemy w bój - powiedział bez zatrzymywania się. - Dlatego nie podążaj za nami. ÂŚcieżka, którą szliśmy prowadzi do miasta... około ośmiu mil masz do przejścia.
- Dziękuję... - rzekł cicho chłopiec i ruszył dalej.
Po stracie obojga rodziców uważał, że gorzej być nie może. Głód mu doskwierał a osady nie było widać jeszcze długo. Powstrzymał płacz i maszerował bez wytchnienia. Po trzech godzinach podróży znów ujrzał grupę mężczyzn. Zmusił się do biegu. Tamci nie zauważyli go dopóty, dopóki nie był już przy nich. Pierwszy z brzegu wyjął miecz i walnął jego rączką w głowę Draka. W oczach chłopca zaległa ciemność...


Będę wdzięczny za komentarze.  
« Ostatnia zmiana: 30 Marzec 2007, 12:54:36 wysłana przez Rajca »

Offline Khaleb

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 423
  • Reputacja: 3
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #1 dnia: 02 Listopad 2006, 21:46:17 »
Widze, ze te poltora roku nie poszlo na marne.Zachowana skladnia i nie powtarzajace sie wyrazy daja Twojej pracy wysoki poziom.Jesli chodzi o fabule, jest przyzwoita ale opowiadanie glownego bohatera o gatunkach zwierzat z ktorych zbiera mieso dla swojej rodziny jest troche dziwne(jak dla mnie zbedne, bo kogo interesuje czy mieso smakuje czy nie:)).Podsumowujac praca jest dobra i po przeczytaniu jej nie czulem znudzenia, ani poczucia tego ze  byla banalna.Pozdrawiam

Forum Tawerny Gothic

Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #1 dnia: 02 Listopad 2006, 21:46:17 »

Offline Trivet

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 228
  • Reputacja: 1
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #2 dnia: 03 Listopad 2006, 10:04:21 »
Cytuj
Na życzenie Triveta będę dawał tylko jednym rozdziale.
Ciesze się, że zastosowałeś się do moich rad.   Daje to lepszy pogląd na opo i sprawia, że więcej userów zmusi się do czytania(miejmy nadzieje).

Na początek o fabule. Wieczne powtarzania świata Myrtany w opowiadaniach troche mnie irytuje, ale przynajmniej jesteś oryginalny i wprowadzasz własne miejsca i postacie. Szczerze mówiąc po dobrnięciu do końca tekstu stwierdziłem, że historia, którą przedstawiłeś jest dobra. Troche jednak szkoda, iż rodzina Draka ginie zanim zdażymy ich dokładniej poznać. Sporo dokładnych opisów wzbogacają jednak fabułe. O tym jak poprowadzisz losy dziesięciolatka przekonam się w przyszłoci. Jeśli chodzi o stylistyke utworu jest bardzo dobrze. Cięzko dostrzec jakieś błędy. Widać, że nad tym pracowałeś.

Tak, więc ocena dla prologu(swoją drogą dość klimatycznie wprowadzał w treść opowiadania) i rozdziału 1 wynosi: 9/10. Licze na kolejne części.

BTW. Tak wysoka ocena może jest uwarunkowana tym, że wprost uwielbiam w Gothicu być myśliwym.  

Offline Boba Fett

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1566
  • Reputacja: 13
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wolność jest nieśmiertelna
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #3 dnia: 05 Listopad 2006, 19:09:24 »
Jestem wam wdzięczny za komentarze. Byłem 99% przekonany, że tak zjedziecie 1 rozdział, a to, że krótki, mało opisów, itp., ale zdziwiłem się... Jeszcze raz dziękuję za oceny i zachęcam do kolejnego rozdziału.


Rozdział 2

Minęło około trzech lat. Długie trzy lata w niewoli. Ludzie, u których Drak miał nadzieję znaleźć pomoc, bezkarnie ogłuszyli go na kilka godzin, wywieźli niewiadomo gdzie i... uczyli. Byli to bandyci. Chłopak nie pomyślał nawet o tym, że mogli to być ci sami, którzy zamordowali jego rodziców i spalili dom. Bał się. Był tutaj bezbronny, nic nie umiejący... samotny. Przez ten długi okres czasu dużo się wydarzyło. Młodzieniec poznał wiele ciekawych rzeczy, między innymi jaki pożytek jest z kradzieży i włamań. Otóż ów bandyci tylko po to jeszcze zachowali go przy życiu. Karmili, uczyli, karcili itd. Drak żałował, że spotkało go takie nieszczęście. Po nocach niekiedy płakał rozmyślając o Rondzie i Math’cie. Prócz smutku w jego głowie kołowały się jeszcze myśli o planie ucieczki. Oczywiście odpuścił sobie za nim jakikolwiek wypróbował. Po prostu nie miało to sensu. Nic nie miało sensu. Jedyne co mógł, to czekać. Ile? Następne trzy lata, więcej? Naprawdę wiele się wydarzyło. Teraz na jego prawym policzku widniała blizna, którą kiedyś jakiś mężczyzna zrobił mu sztyletem. Szedł sobie spokojnie, gdy wnet ten człowiek bez ostrzeżenia zadał szybkie cięcie i uciekł. Potem dostał baty za to, że podsłuchiwał rozmowę przywódcy, którym był niejaki Gomez. Miał on około osiemnastu lat i bujną brunatną czuprynę. Pełnoletność osiągnął rok temu, więc niewielu chciało go na swojego wodza. Ale on miał swoje sposoby. Drak nie dowiedział się, jakim sposobem ten osiemnastolatek dopiął się przywództwa w tej grupie bandytów, ale domyślał się, że nikt nie powinien z nim zaczynać. Reszty imion bandytów nie poznał już nigdy, prócz dwóch...
- Jesteś zamknięty w sobie, co smarku? – zapytał chłopak niewiele starszy od Draka.
Szakal, bowiem tak się nazwał, był masywnie zbudowany. Wprost palił się do walki wręcz lub pojedynków na miecze. Jego ciemne włosy i chytre oczy świadczyły o tym, że lubi mieć ludzi w garści. Prócz niego i Draka, w obozie było jeszcze dwoje dzieci, które Szakal już omamił.
- Mówię do ciebie – znów dało się usłyszeć głos. – Nie podobasz mi się, a to bardzo źle. Radzę ci uważać na twą zgrabną buźkę, bowiem drugi policzek będzie bardziej zmasakrowany – powiedziawszy to, odszedł ze śmiechem w ustach.
Tak wyglądało tutaj życie Draka. Ciągłe popychanki przez innych ludzi i ich rozkazy. Miał tego serdecznie dosyć. Ale co mógł zrobić? Kompletnie nic. Dalej uczył się kraść coraz lepiej i otwierać zamki. Mówiono mu, że kiedyś będzie dobrym złodziejem. Ale czy tego właśnie chciał? Czy nie może sam dokonać wyboru kim zostanie? Odpowiedzi na te pytania miały się niebawem ukazać...

Dzień, jak dzień. Nic się nie zmieniało od trzech lat. I tym razem Drak o poranku wstawił się u człowieka zwanego Maykel, który uczył młodzieńca złodziejskiego fachu. Wszedł do namiotu i zanim usiadł, do środka wpadł z półobrotu mężczyzna ze strzałą w lewym boku. Maykel zerwał się, wybiegł ze środka i zniknął gdzieś w tłumie zaskoczonych ludzi. Trzynastolatek także wyszedł i się rozejrzał. Nic. Wnet kilkanaście ostrych kołków pojawiło się znikąd i trafiło w oszołomionych mężczyzn. Ośmiu padło od razu. Draka ogarnęło przerażenie. Znów śmierć, znowu zabijanie. Pobiegł za wielki namiot wodza. W biegu prawie nie dostał strzałą, która nadleciała z niewiadomo której strony. Coraz bardziej się denerwował. Stanął jak drewniany słup, gdy przed nim wyrosło czterech mężczyzn. Trójka najwyraźniej atakowała tego ostatniego w środku. Tamten nawet nie okazywał krzty strachu ani paniki. Miał przed sobą wyciągnięty miecz i czekał na atak. Pierwszy z bandytów ruszył, mając nadzieję przebić ofiarę na wylot. Osaczony bez trudu odchylił się i uciął jednym ciosem obie ręce, które ciągle trzymały broń przed sobą po nieudanym natarciu. Poszkodowany zsunął się na kolana, podniósł kikuty rąk na wysokość klatki piersiowej i patrząc na nie wrzeszczał z bólu wniebogłosy. Wojownik, który teraz wydawał się naprawdę doświadczonym, nie zwracał na niego uwagi i zaczął dziwnie ruszać rękami. Wnet poleciał ogromny ognisty pocisk w drugiego bandytę, który zajął w szybkim tempie całego człowieka. Trzeci z pozostałych był przygotowany. Gdy od niedoszłej ofiary zapadł cios, on go odruchowo obronił. Walczyli, jakby sobie wszystko wcześniej ustalili. Jednak bandyta nie zauważył jednego faktu. On walczył bronią dwuręczną a wojownik jedno. Gdy oba miecze się ze sobą zetknęły i zostały w bezruchu, ostatni z żywych poczuł przeszywający ból w okolicach żołądka, gdzie musiało zostać wbite małe ostrze. Powoli jego uścisk na rączce zelżał, co było jego ostatnim błędem. Wojownik od razu skorzystał z okazji i przeważył siłą miecz, co skończyło się obcięciem nadgarstka, po czym jednym obrotem przystawił broń zdziwionemu Drakowi do szyi. Młodzieniec był zaskoczony. Mężczyzna popatrzył przez dwie sekundy na jego twarz i rzekł sam do siebie:
- A więc Edric miał rację...
- Kim jesteś? – zadał od razu pytanie trzynastolatek.
- Pytania zostaw na później, chłopcze. Teraz musimy się stąd zbierać. Zabierzemy jeszcze tego ich niby przywódcę, podobno wyznaczyli za niego wysoką nagrodę...
- Ale...
- Mówię: Nie zadawaj pytań. Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie.
Wojownik złapał nieprzytomnego Gomeza za kołnierz i ruszył w stronę ciemnego lasu. Drak, nie zastanawiając się, podążył za nim widząc w tym swoją jedyną szansę ucieczki.

Szli przez głuchy, przyprawiający o dreszcze las, tak, jakby dopiero co byli na pikniku. Nie odzywali się. Marsz trwał około półtora godziny, aż nieprzytomny człowiek otworzył oczy i zaczął się wyrywać.
- Puść mnie!
- Jak sobie życzysz. – powiedział drugi mężczyzna, który szybko się odwrócił, pchnął tamtego na ziemię i wyciągnął miecz.
- Kim jesteś?! – wykrzyczał leżący.
- Wystarczy, że powiem, że Samotnym ÂŁowcą...
- Hah, to wy, plugawe bestie, jeszcze istniejecie? Ostatnia wasza gildia rozpadła się... nawet nie pamiętam kiedy. – powiedział z uśmieszkiem.
- Jednak to nie zwalnia mnie z mojego zawodu, pokrako. Tak Ci jest do śmiechu? Zobaczymy, co powiesz w mieście. – rzekł wojownik drwiącym głosem. – Wstawaj, nie ma czasu.
Więzień posłusznie wstał i czekał. Samotny ÂŁowca podszedł już do niego ze sznurem liny, gdy tamten nagle chciał zadać cios pięścią. Sytuacja ta trwała niespełna cztery sekundy. Po chwili skazaniec leżał już na brzuchu ze złamaną szczęką i czekał na związanie.
- Następnym razem chrupnie ci coś innego.
Dalsza droga odbyła się bez przeszkód, pominąć fakt, że trzeba było rozprawić się z kilkoma ścierwojadami, których nie dało się wyminąć. Doszli do obozu po środku malutkiej polanki.
- Wrócę za dwie godziny, chłopcze. Nie ruszaj się stąd, jeśli ci życie miłe.
Drak gotował się już do zadania pytania, lecz wojownik go uprzedził:
- Idę do miasta. Muszę się pozbyć tego worka łajna i zgarnąć niemałą sumkę pieniędzy, która powinna wystarczyć, byś wyglądał porządnie.
Samotny ÂŁowca po cichu odszedł, trzymając mocno jeden koniec sznura, gdy drugi oplatał ręce więźnia. Młodzieniec podążył do wygaszonego ogniska i usiadł. Zastanawiał się, czy nie uciec, lub czy nie śledzić tamtych dwoje aż do miasta, a tam zgłosić cały incydent straży.
Wstał i ruszył w stronę namiotu. W środku było skromnie. Po prawej stronie leżał kawałek materiału, który miał być łóżkiem, a po lewej stronie stała drewniana skrzynka.
Gdy trzynastolatek spróbował ją otworzyć, przekonał się, że próbował nadaremno, ponieważ była dobrze zamknięta na klucz. Jakby miał chociaż jeden wytrych, mógłby wypróbować swoje umiejętności nabyte w obozie bandytów na jakiejś innej skrzynce, niż ta, która była w namiocie Maykela. Po kolejnych dwóch próbach otwarcia kufra, położył się na płachcie i myślał dopóty, dopóki nie zasnął.
- Widzę, że już zwiedziłeś mój namiot – ktoś z nad nim zawołał specjalnie wyższym głosem. – Wstawaj, mamy trochę spraw do obgadania.
Drak posłusznie wstał. Zobaczył, że wojownik, który go tu przyprowadził, wyszedł na zewnątrz, usiadł przy kamiennym kręgu i zaczął w nim rozpalać ogień. Chłopak podszedł do niego i także przysiadł po czym rzucił pierwsze pytanie:
- Kto miał rację?
- Słucham? – ÂŁowca wydawał się zdziwiony.
- Mówiłeś, że jakiś Edric miał rację.
- Hmm... może kiedyś Ci to wytłumaczę. Na razie to ja muszę zapytać o coś ciebie.
Młodzieniec czekał.
- Wiesz czym zajmują się Samotni ÂŁowcy?
- Nie za bardzo... pierwszy raz słyszę taką nazwę... – rzekł niepewnie.
- Widzę, że czeka mnie wiele roboty. Słuchaj, bo nie będę powtarzał. Robię się za stary na te cyrki, szukam kogoś, kogo mógłbym nauczyć wszystkiego, co umiem. Zamierzam edukować ciebie jak przeżyć i być najlepszym. Samotni ÂŁowcy to płatni mordercy, ÂŁowcy Nagród, wykonują brudną robotę za pieniądze. Ten zawód jest jak każdy inny, tylko, że ludzie nie przepadają za nami. Szczególnie od upadku ostatniej naszej gildii... wtedy ÂŁowcy stali się bardziej bezwzględni i bez honoru. Moje pytanie brzmi: czy chcesz podjąć się tego wyzwania i uczyć się pod moim okiem?
- Ja mam być Samotnym ÂŁowcą? – zapytał niepewnie.
- Kradzieży i tego typu rzeczy nauczyłeś się już chyba, więc moje zadanie polega na dokończeniu twej edukacji. Jeśli się zgodzisz, musisz mnie słuchać we wszystkim i zgadzać się na wszystko. Tylko w ten sposób zrobię z ciebie „nieśmiertelnego” człowieka.
- Nie wiem, co o tym myśleć. Muszę się zastanowić...
- Dobrze, mogę poczekać.
Drak wstał i zaczął się oddalać w stronę pobliskiego pagórka z zamiarem przemyślenia tam wszystkiego.
- Jeśli twoja odpowiedź będzie brzmiała „tak”, to dzisiaj w nocy prześpisz się pod gwiazdami, w końcu to pierwszy krok twojej długiej nauki.
Drak usiadł i się zastanawiał. Jego myślom nie było końca. To, co zobaczył podczas walki Samotnego ÂŁowcy z trójką bandytów, wprawiło go w oszołomienie i wzbudziło zachwyt. Trzy lata temu chciał zostać myśliwym, a teraz ma szansę zostać wojownikiem, jak straż miejska czy Paladyni. Zamierzał tu przemyśleć swoje całe  życie i podjąć słuszną decyzję...


 
« Ostatnia zmiana: 22 Kwiecień 2007, 20:45:27 wysłana przez Boba Fett »

Offline Ciern

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 69
  • Reputacja: 0
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #4 dnia: 17 Listopad 2006, 12:17:15 »
Ja tradycyjnie będe oceniał w - i +. A więc:
-:
1.NIE MA!!!!!
+:
1.ÂŚwietna fabuła
2.ÂŚwietna akcja
3.BAAArdzo bogate słownictwo literackie
4.Super pomysł połączenia opowiadania z Gothickiem
5.I cała reszta
    Moja ocena to bezwzględne 5, po prostu świetne opowiadanie.

Offline Boba Fett

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1566
  • Reputacja: 13
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wolność jest nieśmiertelna
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #5 dnia: 18 Listopad 2006, 13:48:49 »
Jak na razie jestem wam wdzięczny za to, że chcieliście przeczytać moją pracę.   Mam nadzieję, ze się podobała...
Oto trzecia i zaraz ostatnai część, jaką do tej pory napisałem. Proszę, byście teraz powiedzieli, czy naprawdę się opłaca pisać 4 rozdział (jak tak, to będzie z 2 razy dłuższy od trzeciego   ).
Miłej lektury...


Rozdział 3  


,,Magia nie zamieszkuje w ciele samego magusa. Jest on raczej jako zmyślny rzemieślnik, a ona jako narzędzie jego. Takoż początkujący magus uczy się jak ową moc okiełznać i kierować ją wedle swojej woli. Jego duch nadaje owej mocy pożądany kształt ogniskuje ją i wreszcie uwalnia. W takich chwilach dusza magusa wznosi się ponad nasz świat i spoziera na Drugą Stronę, gdzie stoi pałac potęgi, którą on kształtuje i przekazuje.”  

Barthos z Laran, Tajniki Magii  



- Dobra, jak się już zdecydowałeś, to możemy przystąpić do twojego kształcenia. – powiedział Samotny ÂŁowca przyczepiając pochwę do pasa.
Aaron był mężczyzną, który miał około czterdziestu lat. Był średniego wzrostu, jego długie włosy miały kolor kory drzewa, a oczy tak niebieskie, niczym Myrtański ocean. Nigdy nie chodził w pancerzu, a jego bronią był jednoręczny miecz oraz zaczepiony na plecach drogocenny łuk.
- Mój tata mówił, że aby być dobrym myśliwym, trzeba...
- Sram na to, co gadał twój ojciec. On nie żyje, teraz jesteś sam i masz się mnie słuchać. Jego słowa nie uchronią twego dupska w tym zawodzie.– Wojownik odwrócił się w jego stronę – Nie płacz, chłopcze... Nie chciałem być taki ostry, ale lata pracy zrobiły ze mnie niemiłego gościa.
Drak spojrzał na niego, wytarł rękawem łzy, które dopiero zaczęły ściekać po jego twarzy i podszedł do mężczyzny.
- Ile czasu minie, zanim będę taki jak ty? – zapytał powoli.
- Hmm... umiesz już co nieco od tamtej zgrai oszołomów... Skróci to o tydzień twoją edukację, a sama nauka magii zajmie ci z półtora roku. Razem około trzy lata. Więc lepiej bierzmy się od razu do roboty. Musisz zapracować na to, byś był szanowany i nie do zabicia. A może kiedyś zaczną cię nazywać ,,nieśmiertelnym”?

W jedynej gospodzie w mieście Wiritana było nadzwyczaj tłoczno tegoż wieczora. W jednym z kątów pomieszczenia zebrało się około dwudziestu ludzi, którzy o czymś gawędzili. Byli to zwykli chłopi, którzy żyli z dnia na dzień, oczekując, że kolejnego poranka nic się nie zmieni w ich życiu. Niedaleko zbiorowiska stała lada, a za nią właściciel i otwarty kredens z jedzeniem. Na półkach widniał chleb, ser, świeże mięso i szynka. Z trunków podawane było mocne piwo, gin, wino i kilka innych rodzajów alkoholu. Można było także zapytać barmana o specjalne napoje, ale jak na razie sprzedawane były one dość dyskretnie.
Połowa społeczeństwa miała o tej karczmie złe poglądy, ponieważ stała ona zbyt blisko kościoła. Wiele razy świątynia Innosa próbowała dojść do zamknięcia przybytku, lecz jak widać było, kapłanom się to nie udawało. Samemu oberżyście odpowiadało to miejsce, bowiem wielu ludzi wychodzących z kościoła miało ochotę na piwo lub wino. Nie było by nic złego w tym, że tam stała, gdyby nie to, że po nocach pijani mężczyźni głośno śpiewali zbereźne piosenki i załatwiali się pod świątynią.
Do stolika, przy którym siedział szesnastoletni chłopiec, podszedł mężczyzna z dwoma trunkami w dłoniach. Usiadł, podał jedną butelkę młodzieńcowi, a drugą sam zaczął otwierać, a po chwili już zaciągnął jeden łyk. Chłopak patrzył, jak kobieta i mężczyzna wchodzą po schodach na górne piętra, gdzie mieściły się pokoje z łóżkami.
- Zastanawiałeś się kiedyś, Drak, co Samotni ÂŁowcy sądzą o kobietach i chędożeniu się? – zapytał mężczyzna siedzący naprzeciwko.
- Tylko kilka razy – odrzekł.
- A więc skorzystam z okazji i powiem ci co nieco. – Samotny ÂŁowca wziął kolejny łyk, tym razem większy i zaczął mówić – Jeśli chcesz zarabiać na tej profesji, powinieneś zapomnieć o rodzinie, żonie i dzieciach, bowiem za bardzo by ci na nich zależało. – chłopak spojrzał na niego z zaciekawieniem – A taka okazja może zostać wykorzystana przez twoich wrogów, których na pewno sobie narobisz. To jest proste: bliscy ludzie zostaną porwani, a ty nie myśląc, spróbujesz ich ratować.
- A co do tego ma zwykłe chędożenie? – zapytał lekko zbity z tropu.
- W zasadzie nic – rzekł z uśmiechem Samotny ÂŁowca.
- Aaronie, w takim razie znaczy, że gdybym miał ochotę trochę się zabawić, nie będzie to sprzeczne z niczym, czego mnie uczyłeś?
- Mistrzu Aaronie – poprawił go, a w jego głosie było można usłyszeć dobitność - Raczej nie, ale nie powinieneś przeginać – odpowiedział z trochę poważnym głosem.
Z górnego piętra można było usłyszeć śmiech kobiety. Do lady podszedł jeden z dwudziestoosobowej grupki i coś zamówił.
- Jutro wyruszymy do niedalekiej wioski, Mitry – ciągnął ÂŁowca - Muszę się tam spotkać z Edric’iem. Podobno ma dla mnie jakieś informacje. – Aaron był lekko zamyślony. Jego skórzany strój przypominał trochę te, które nosili tutejsi ludzie.
- A no właśnie, już prawie zapomniałem o tym. W czym on miał rację?
- Miał rację, że się nadasz na mojego ucznia. Myślisz, że kto zrobił ci tę szramę na policzku? – ÂŁowca przyglądał się podejrzliwie zbiorowisku.
- To aż musiał mnie sztachnąć sztyletem? – zapytał z żalem Drak.
- Dzięki temu nie musiałbym cię wtedy szukać po całym obozie, ale szczęściem, sam przyszedłeś do mnie. – mężczyzna odwrócił się do szesnastolatka i dopił piwo – A tak na uboczu, podobno wiadomość Edric’a ma związek z królem i magami. Podobno to jakaś misja specjalna... Cholera, że też aż tam musimy leźć, by się dowiedzieć, co planuje nasz poczciwy staruszek – Samotny ÂŁowca znów popatrzył na zbiorowisko – Wiesz, za rok będziesz już pełnoletni... Wypada ci coś podarować, i chyba wiem, co ci dam. W mojej skrzyni spoczywa zbroja, którą sam niegdyś nosiłem. Uważam, że będzie pasować, a jeśli nie, tutejszy kowal trochę ją poprawi.
Jeden człowiek z grupki ludzi, która stała w kącie, zaczął wszystkich okładać pięściami po twarzach. Po dziesięciu minutach na ziemi leżało dziesięciu martwych, których jakimś cudem mężczyzna zabił.
- Wołajcie na mnie Herek, świniopasy! – wykrzyknął zabójca, który najwyraźniej był całkiem trzeźwy.
- No, to możesz teraz zarobić na swoje utrzymanie. Zaraz przybiegnie straż, ale jeśli go powstrzymasz bez rozlewu jego krwi, masz szansę na małą nagrodę.
Drak wstał, zasunął za sobą krzesło i zaczął zbliżać się do zabójcy, który aktualnie miał na swoim koncie dwanaście zabójstw. Połowa ludzi wybiegła z karczmy, a reszta przyglądała się złoczyńcy. Chłopak miał szczęście, bowiem zaszedł mężczyznę od tyłu. Tamten odwrócił się i wymierzył pięścią w szesnastolatka. Lecz ten uchylił się automatycznie i oddał mu w brzuch. Trafiony zatoczył się do tyłu, trzymając się w pasie i lekko jęcząc. Drak po krótkiej chwili był przy nim i dał mu cios łokciem w szczękę. Herek, jak kazał się zwać, padł na ziemię i się skulił. Do gospody z hukiem wpadła miejska straż. Jeden z żołnierzy podbiegł do chłopaka i złapał go, lecz jedna w pobliżu stojących kobiet krzyknęła:
- Panie, on nas uratował! Tegoż na ziemi ujmijcie! – wszyscy poparli ją pomrukiem.
Strażnik spojrzał na Draka, po czym go odepchnął i podszedł do leżącego.
- Mości wojaku, ten młodzieniec zasłużył na nagrodę, gdyby nie on... – kobieta znów zaczęła mówić.
- I co jeszcze? Mam mu kwiatków nazrywać? – zapytał z sarkazmem żołnierz.
- A jednak, zasłużył na nagrodę – do zbiorowiska podszedł Aaron, który teraz zamierzał stanąć po stronie Draka - Ów kulący się człowiek zabił gołymi pięściami dwunastu chłopa, a ten chłopak dwoma ciosami go powalił. Czyż to nie czyn godny pochwały? Czyż nie takich ludzi potrzebujecie w koszarach?
- A odczepcie się ode mnie, ludzie, pókim dobry – strażnik miejski wstał z związanym już Herkiem – Niech wam będzie. Dam mu te parszywe pieniądze, ale następnym razem i jego zaprowadzę do aresztu – odpiął szybko od pasa jedną ze sakiewek i rzucił do rąk Draka i wyszedł z zniesmaczoną miną.
- Czas się stąd zbierać, mój podopieczny młodzieńcze. Pójdziemy do mego obozu, wyśpimy się, a rankiem wyruszymy w podróż do Mitry.
Oboje opuścili karczmę, potem przeszli przez kamienne przejście wewnątrz domu, które miało być niby tunelem, i udali się do bramy wejściowej, jedynej w mieście.

Droga z obozu Aarona do Mitry miała około czterdziestu mil na wschód. Dwójka podróżników powinna ją przebyć w przeciągu czterech, pięciu dni. Najczęściej ścieżki prowadziły przez małe laski, gdzie zewsząd można było usłyszeć skrzeki ścierwojadów, kwiczenie kretoszczurów i wycie wilków. ÂŚwierki sięgały dziesięciu metrów, a pod nimi rosły różne rośliny: serafis, piekielniki, ciemne grzyby, gorzkie chleby i mięsa kopacza. Niedaleko rosły krzaki z czerwonymi jagodami i ogniocierniami. Samotnego ÂŁowcę dziwiło, że nigdzie nie było widać ziół uzdrawiających, które często występowały w lasach. Przemierzali także pola, gdzie roiło się znacząco od olbrzymich szczurów. Przeszli trzydzieści cztery mile w trzy dni, co wskazywało na to, że już jutro będą na miejscu.
Zbliżała się godzina dwudziesta, więc Aaron zdecydował się zatrzymać, spożyć lekki posiłek i udać się na spoczynek. Kilkanaście kroków dalej płynęła rzeczka, której nurt płynął w tym samym kierunku, którym zmierzali Drak i dorosły mężczyzna.
Samotny ÂŁowca poszedł na polowanie. Wrócił z niego dopiero po czterdziestu minutach ciągnąc za ogon martwego zębacza. Rzucił jego cielsko niedaleko rozpalonego i skwierczącego ogniska. Po chwili wyciął dwa duże kawałki mięsa, nabił na patyki, podał je szesnastolatkowi i poszedł się umyć w rzece. Gdy wrócił, jedzenie było niemal gotowe. W połowie posiłku w krzakach coś się poruszyło. Drak odrzucił swój niedojedzony kawałek mięsa i podniósł łuk, i kołczan, który leżał na ziemi. Ów łuk zrobił sam niecały rok temu, podczas swojego nauczania. Mistrz Aaron nie miał tylu funduszy, by kupić miecz oraz broń dystansową. Po niemałych trudach, przy pomocy doświadczonego ÂŁowcy, chłopak zrobił dorodną broń. Później nauczył się strugać strzały i przyczepiać do nich groty oraz lotki.
Przyłożył łuk do ramienia, napiął strzałę i celował w krzak, który się poruszył. Po pięciu sekundach poruszyły się kolejne leszczyny. Drak momentalnie odwrócił w tamtym kierunku broń i puścił cięciwę. Można było usłyszeć cichy jęk.
- To nie jest żadne zwierzę, bowiem one boją się ognia, chociażem znam takie, które i tego się nie strachają. – Aaron wstał. Miał poważny głos - Według mnie, nie jesteśmy tu jedynymi ludźmi – wyciągnął swój miecz z leżącej nieopodal odpiętej od pasa pochwy.
Nagle z góry nadleciał bełt, który wbił się w prawy bok Samotnego ÂŁowcy. Ból był przeszywający. Jednym ruchem ręki wyjął bełt z ciała i go odrzucił.
- Drak, biegnij do lasu! Tu jesteśmy jak kaczki do wystrzelania!
Młodzieniec nie od razu posłuchał, ale już po chwili biegł między drzewami. W rękach nadal trzymał łuk, a u boku majdała mu pochwa. Zapomniałem strzał!, pomyślał. Usłyszał uderzenie miecza o miecz. Zaczął podążać w tamtym kierunku. Wiedział, kogo może tam spotkać. Na miejscu nie zawiódł się. Aaron i jakiś nieznany mu człowiek skrzyżowali swój oręż i patrzyli na siebie wściekłym wzrokiem. Przeciwnik jego mistrza był trochę mniejszy, jego ciemne włosy przypominały węgiel, a bursztynowe oczy piwo, które razem z Samotnym ÂŁowcą pili w karczmie w Wiritanie. Na jego przodzie widniał metalowy napierśnik. Był to jedyny element zbroi, jaką nosił.
Obydwoje odepchnęli się od siebie i od razu ich miecze znów zadźwięczały. Widać było, że Aaron lekko utyka na prawy bok, przez co jego ciosy były słabsze, lecz i wróg był ranny w nogę. Najwyraźniej musiałem go wtedy trafić. Gdzieś z lasu nadleciał kolejny bełt. Tym razem wbił się w udo ÂŁowcy, który momentalnie uklęknął z zaciśniętymi zębami. Miał uniesiony miecz nad siebie, bowiem wiedział, że jego przeciwnik uderzy. Mylił się tylko w jednym: człowiek z czarnymi włosami wymierzył cios trzy razy, a po każdym uderzeniu Aaron był słabszy. Czwartego ciosu mężczyzna nie wytrzymał. Jego oręż wypadł mu z ręki na ziemię. Bursztynooki wzniósł miecz. Po chwili przekonał się, że w nic nie trafił, bowiem Samotny ÂŁowca odturlał się w bok, ale przy tym wbił sobie głębiej bełt w nogę. Kolejny pocisk nadleciał niewiadomo skąd, lecz tym razem chybił. Przeciwnik ÂŁowcy był już przy swojej ofierze. Aaron zmarł, patrząc na miecz ciemnowłosego.
Po twarzy Draka zaczęła spływać łza. Nie żyła kolejna z osób, które były mu tak bliskie. Upuścił głowę w lewą stronę i ku swemu zdziwieniu ujrzał zakrwawioną strzałę. Tę samą, którą strzelił w krzaki w ukrytego przeciwnika. Od razu ją podniósł, napiął na trzymany w rękach łuk i wycelował. Zabójcy i ciała Aarona już nie było. Zawiesił na plecach broń, schował strzałę, poprawił pas i ruszył w stronę obozu. Okazało się, że przez pięć godzin błądził po lesie. Nieopodal była polanka, na której rosło pełno jakichś roślin. Drak mimo nauki zielarstwa, nie mógł ich teraz rozpoznać. Jego umysł był zamglony. Padł na ziemię i zasnął. Obudził się po godzinie, gdy usłyszał charakterystyczny skrzek ścierwojada. Wstał natychmiast, ale zanim zdążył dobyć miecza, jeden z ptakopodobnych stworów uderzył go w plecy. Upadł. Z lasu wyszły jeszcze trzy. Wszystkie stwory podeszły i zaczęły go boleśnie dziobać. Przeturlał się, ale po chwili jeden ze ścierwojadów stratował go. Drak był ranny, lecz po chwili wstał i wyciągnął miecz. Pobiegł w stronę lasu, ale to był zły ruch, bowiem tam stał jeszcze jeden ze stworów. W biegu ciął go, a potwór zaskrzeczał i padł zraniony na ziemię. Na nieszczęście chłopaka, reszta stada dogoniła go i zaatakowała. Uniknął prawie wszystkich dziobnięć, prócz jednego, które trafiło go brzuch. Skulił się, jęknął i zdobył się na ostatnie wysiłki. Podniósł przed siebie miecz i spojrzał na skrzeczące potwory. Po chwili wszystkie były martwe. Tylko jednemu udało się uciec. Wycieńczony Drak wrócił na polanę i przypomniał sobie lekcje magii uzdrawiania. Na jego rękach pojawiła się mgiełka.. Okiełznał ją i dodał energii, a ona przybrała na mocy. Zamknął oczy. Uformował mgiełce odpowiedni kształt i uwolnił ją. Wzniósł się lekko nad ziemię, a jego dusza jakby przeszła na inny świat, na Drugą Stronę. Po chwili otworzył oczy. Leżał już na ziemi i czuł się doskonale, jakby przed chwilą wstał z długiego snu. Pamiętał, że nigdy nie udawało mu się w pełni okiełznać mocy. Tym razem powiodło mu się.

Coś go szturchnęło w ramię.
- Obudź się, młodzieńcze, póki ci życie miłe. W tych stronach grasują zębacze – gdzieś obok rozległ się miły głos mężczyzny.
Szesnastolatek otworzył zaspane oczy i przekonał się, że jest wczesny ranek. Kilka kroków od niego jakiś chłop, może farmer, klękał i zrywał rośliny. Był wzrostu metr siedemdziesiąt, włosy były jasne, prawie siwe. Gdy spojrzał na chłopaka, ukazał się nos, który musiał być kiedyś złamany.
- Nazywam się Vilias. Kilka mil stąd jest moja farma. Miałeś szczęście, że tu przyszedłem. Koło ciebie zaczęły się kręcić kretoszczury – farmer podszedł do leżącego, który po chwili wstał i podał mu rękę na przywitanie.
- Dziękuję, ile mil stąd jest Mitra? – zapytał.
- Jakieś pięć, może sześć. Jeśli nie będziesz miał nic przeciwko, to zaproszę cię na obiad do siebie...
- Nie chcę sprawiać kłopotów. Miałem ciężką noc i mam kilka spraw na głowie – grzecznie odmówił. – Co pan w ogóle tutaj robił?
- Przyszedłem po zioła. Chciałem wysłać jakiegoś chłopa, ale tedy nagle wszyscy udali się do miasta – uśmiechnął się miło – Moja propozycja jest nadal aktualna.
- Dobrze więc, ruszajmy w drogę, dobry człowieku.
- Poczekaj chwilkę – Vilias znów zaczął zbierać rośliny – Wezmę jeszcze kilka i idziemy.
Po chwili szli już na wydeptanej leśnej ścieżce. Po kilku godzinach nad drzewami wyrósł wiatrak. Gdy wyszli z gąszczu, ujrzeli stodołę i dwa drewniane budynki.
- W tym po lewej mieszkam ja, żona i dwójka moich dzieci. W tym po prawej reszta hołoty, która tutaj pracuje – rzekł żartobliwym tonem.
Gdy podeszli przed sam dom, farmer wszedł do środka, a Drak poczekał na zewnątrz.
- Nikogo nie ma – powiedział z lekkim strachem w głosie.
Oboje ruszyli za wiatrak, gdzie, jak się okazało, płynęła ta sama rzeka, którą widział niedaleko obozu. Nad nią stała kobieta i dorosły mężczyzna, który w rękach trzymał dziwnie znajomy Drakowi łuk.
- Viliasie – powiedziała kobieta, gdy była już w ramionach męża – W rzece był trup jakiegoś mężczyzny – zaczęła szlochać – Na szczęście dzieci nie widziały tego.
- Jak on wyglądał? – zapytał szesnastolatek.
- Kim jest ten chłopak? – mężczyzna z łukiem podszedł do nich.
- Znalazłem go w lesie i zaproponowałem ciepły posiłek. Nie wiem, co tam robił, ale wyglądał na wycieńczonego – farmer wstawił się za młodzieńcem.
- Jak wyglądał ten martwy człowiek? – zapytał ponownie Drak.
- Twarzy nie widziałam, bowiem dryfował na brzuchu... a w dodatku nurt jest dziś dość szybki. Wiem tylko, że miał długie włosy i...
Nie słuchał dalej. Wiedział, że to Aaron, a ten chłop miał jego łuk, który najwyraźniej został wyrzucony na brzeg.
- Ten człowiek był moim ojcem – zaczął kłamać – W nocy jacyś ludzie nas zaatakowali. Uciekłem, jak najszybciej mogłem. A ten łuk...
Mężczyzna, trzymający broń, podszedł do młodego Samotnego ÂŁowcy i oddał mu znalezisko.
- Dziękuję. Teraz udam się do Mitry, czas mnie nagli. Jestem wam wdzięczny za wszystko – po tych słowach wyjął sakiewkę otrzymaną od strażnika za pobicie Herka i odszedł.

Wioska Mitra była dwa razy mniejsza od Wiritany, ale i tutaj nie zabrakło karczmy. Wojewoda miał na imię Telawal, a w tym czasie nie było go w mieście. Jedyna straż, która tu stacjonowała, wyruszyła dziesięć dni temu do Aryburgha, portowego miasta na wschód stąd. Drak wszedł do gospody. W środku były tylko dwie osoby: gospodarz i jakiś mężczyzna siedzący w kącie. Ruszył w jego stronę. Tamten odezwał się pierwszy do młodzieńca.
- Gdzie jest Aaron? Przecie to z nim miałem się spotkać.
- On nie żyje, Edric’u. Minionej nocy zostaliśmy zaatakowani przez nieznanych mi ludzi.
- Taka strata – ukrytą pod kapturem twarz ogarnął smutek – Jak się domyślam, to ciebie trenował przez te trzy lata, nieprawdaż? – zapytał po chwili.
- Tak, i jestem mu za to wdzięczny. Dlatego dopadnę tych zabójców i zemszczę się – obiecał Drak.
- Nie znam się za bardzo na tych całych Samotnych ÂŁowcach, ale wiem, że nie powinieneś podejmować pochopnych decyzji. Ale mogę ci pomóc. Wiesz, jak wyglądali sprawcy?
Szesnastolatek opisał tego zabójcę, który walczył z Aaronem. Nieszczęściem, drugi winowajca był ciągle ukryty.
- Wiem, że jakiś ciemnowłosy typek z towarzyszem zatrzymał się tu, w tej karczmie. Wynajęli pokój, ale teraz gdzieś poszli.
Drak wstał i wyciągnął miecz.
- Uspokój się chłopcze, mówiłem: zacznij trzeźwo myśleć. Zaplanuj pułapkę czy coś. Najlepiej dowiedz się, czy to oni – młody Samotny ÂŁowca ze złą miną schował broń do pochwy i usiadł – Jeśli już tu jestem, to chyba mogę ci powiedzieć to, co miał usłyszeć twój mistrz.
- A więc słucham z uwagą – ÂŁowca Nagród usiadł wygodnie.
- Na Ertiros był pewien mag, zwał się Nefarius. Zamieniłem z nim kilka słów i jakoś przypadliśmy sobie do gustu. Niedawno znów tu zawitał i odbyliśmy ciekawą rozmowę. Podobno Rhobar II wezwał trzynastu potężnych magów, by ci mieli wykonać jakieś zadanie specjalne. Za trzy dni wyruszą statkiem na Khorinis. Ale niech go zaraza, nie chciał mi powiedzieć, co nasz król zamierza.
- Tylko tyle? – zapytał Drak, kiedy Edric zamilkł na dłuższą chwilę.
- W zasadzie tak... słyszałem jeszcze, że zaufany generał króla zabił żonę Rhobara. Chcieli go zabić, lecz za zasługi wysłali do Górniczej Doliny na wspomnianym już Khorinis. Z rozkazu, zsyłają tam wszystkich, którzy popełnili jakieś przestępstwo. I nie myśl, że to błahe informacje. Aarona bardzo by je zaciekawiły – Edric wstał i rzekł na do widzenia – Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy, Samotny ÂŁowco. Wtedy może ty mi coś ciekawego rzekniesz. Ale jak na razie życzę powodzenia w twoim zawodzie. Do zobaczenia.
Drak odprowadził Edrica do wyjścia swoim wzrokiem.
- Coś podać, chłopcze? – zapytał znienacka karczmarz.
- Nie, już wychodzę.


W karczmie było nadal pusto. Mało kto tu uczęszczał, bowiem była to wina ilości pieniędzy ludzi, którzy nie mogli sobie pozwolić na dużo rozrywki. Jednak teraz, prócz barmana, w gospodzie siedziało dwóch mężczyzn. Jeden miał ciemne włosy i bursztynowe oczy. Drugi także miał ciemne włosy, a jego wyraz twarzy pokazywał, że jest na coś zły.
- Daj jeszcze piwa – powiedział ten zły.
- Za chwilę, jak wyczyszczę szklanki, pójdę na zaplecze i doniosę nową beczułkę – odpowiedział nie racząc gości nawet spojrzeniem.
- Rusz rzyć, kręcirożnie zasrany, bo ci nogi z dupy powyrywam! – krzyknął bursztynooki.
Gospodarz lekko się zląkł, rzekł pod nosem ciche „już się robi” i wyszedł przez drzwi, które były za ladą. Po piętnastu sekundach dwójka mężczyzn usłyszała, jak coś na zapleczu się przewraca, lub spada.
- Co on tam do cholery robi? Chędoży się? Rusz się, bo sam tam przyjdę! – krzyknął i spojrzał na lewą nogę, która była zabandażowana. – Gnojek, który był z tym staruszkiem, musiał mieć aż tyle szczęścia i mnie trafić? Thorus, nie mogłeś szybciej zacząć strzelać? W dodatku później nas zaatakowało stado zębaczy i musieliśmy wrzucić ciało do wody.
- Nie narzekaj, Atorod, dobrze, że to noga, a nie głowa.
Nagle łeb bursztynookiego poleciał gwałtownie do tyłu, a po chwili leżał już na ziemi martwy. Człowiek zwany Thorus spojrzał na trupa i zobaczył, że w czole ofiary wbita była strzała. Odwrócił się od razu, ale zanim zdążył wyciągnąć miecz, czubek innego ostrza przystawiony był do jego brzucha.
- Za chwilę przybędzie tu straż. Najchętniej bym cię zabił, ale ciekawiej będzie, jak trafisz do tej Górniczej Doliny, o której trochę już słyszałem.
- Hah, myślisz, że twój plan jest bez skazy? Nikt nie wie nic o mnie. Nie wiem kim jesteś, ale zabiłeś mojego kumpla. Wiedz, że kiedyś cię znajdę i wtedy będziesz błagał o litość. – Thorus lekko się poruszył, lecz Drak nie pozwolił mu na więcej swobody.
- Postrzeliłeś dwa razy bliską mi osobę, a twój niby przyjaciel go zabił...
- A więc to ty byłeś tam w dole z tym wojownikiem? Gdybyś nie zabił Atoroda, to bym ci dal szansę poddania się, lecz teraz będziesz ofiarą, którą znajdę i wypatroszę! Nie będziesz spał po nocach, bowiem będziesz się bał, że we śnie poderżnę ci gardło! – próbował zastraszyć chłopaka.
- Dobrze mieć jakiś cel w życiu, i gówno mnie obchodzi, jaki ty sobie obierzesz. Straż będzie tu za pięć minut, więc muszę się zbierać. ÂŻegnaj.
W lewej ręce pojawiła się mgiełka. Po chwili Thorus osunął się na podłogę i spał. Drak spojrzał na Atoroda, który miał wbitą strzałę w głowę. Tę samą, którą postrzelił mu w nocy nogę. Wyciągnął zza pleców łuk, który zrobił rok temu i położył go koło ręki śpiącego. Podszedł do lady, wziął butelkę wina i rozlał trochę jej zawartości po podłodze. Na końcu położył ją tak, jakby pijany Thorus upuścił ją, upadając na ziemię. Po chwili Samotny ÂŁowca zniknął w wejściu do komórki, gdzie leżał także uśpiony karczmarz...
« Ostatnia zmiana: 21 Listopad 2006, 17:10:39 wysłana przez Boba Fett »

Offline michas

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 14
  • Reputacja: 0
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #6 dnia: 20 Listopad 2006, 15:05:09 »
Boba Fett, piszesz wspaniale! To najlepsze opowiadanie, jakie czytałem! Daję 10/10 i 5/5 gwiazdek. Koniecznie napisz następny rozdział. Minusów nie zauważyłem, plusy to wszystko - fabuła, słownictwo itp., itd. Tem długi czas nie poszedł na marne, to opowiadanie jest cudowne.

Offline Itrogash

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 310
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #7 dnia: 20 Listopad 2006, 21:50:21 »
Kolejna część opowiadania również mi nieobca i muszę powiedzieć, że dorównuje, jeśli nie przewyższa jakością poprzednią część. Fabuła i akcja powoli się rozwijają, napisane nadal w dobrym stylu, błędów praktycznie zero. Bogate słownictwo też zasługuje na pochwałę. Ogólnie opowiadanie trzyma poziom. Co do CD to pisz nawet się nie zastanawiając. Zostawić to dzieło niedokończone to prawdziwa zbrodnia. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

Pozdro  .

Offline Anaconda

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 223
  • Reputacja: 0
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #8 dnia: 21 Listopad 2006, 16:20:31 »
Na początku taki mały apel dla panów piszących posty w tematach z opowiadaniami. Myślę, że Boba Fettowi nie zależy na postach typu: "Och jakie wspaniałe opowiadanie! Aż ci wejde w ..... ! Daję 100/10!" Pomogłyby mu za to posty z błędami w opowiadaniu lub czego brakuje w nim... Przede wszystkim przyczyniło sie to do rozwoju opowiadania jak i samego twórcy. I tu koniec apelu, dziękuje.

Zacznijmy więc nareszcie mówić o "Samotnym ÂŁowcy"
Dość ciekawa historia, w każdym razie napewno ciekawym pomysłem było przeniesienie w jakimś tam stopniu zawodu ÂŁowców Nagród z uniwersum Gwiezdnych Wojen (bo pewnie na tym się wzorowałeś sądząc po twojej ksywce Boba). Nowe postacie i miasta - i bardzo dobrze, nie chcem czytać ciągle o Khorinis :) Postacie znane z gry, również dobrze bo lepiej się czyta gdy mozna się czegoś dowiedzieć o postaciach spoktanych podczas gry. Tyle, że nie można przesadzać. W końcu Drak nie mógł być ( w pewnym stopniu) przyczyną zesłania połowy mieszkańców kolonii górniczej do robót :) Styl całkiem miły choć znalazłem troszkę błędów, pominę już to, że miejscami według mnie jest za dużo przecinków i wyliczania :D
Omówię część spostrzeżonych błędów stylistycznych itd.
Cytuj
ale to jest nic nie warte dla mnie
Hmmmm tu raczej powinno być: ale to jest nic dla mnie nie warte.
Cytuj
każdy z trojga talerzy
Trojga talerzy? Zdaję się, że talerze są trzy, a nie troje jak np. dzieci.
Cytuj
jego poważna mina mówiła
Poważna mina, nie pasuje mi tutaj. Mina to raczej tak lekko żartobliwie o wyrazie twarzy, także do poważna nie pasuje. Użyłbym takiej wersji: jego poważny wyraz twarzy mówił.
Cytuj
Na górze skręcił w lewo i otworzył pierwsze drzwi, jakie przed nim były i porwał łuk ojca, który leżał obok szafy. W rogu ujrzał kilkanaście strzał. Bez wahania i je wziął, po czym jak najszybciej mógł zbiegł na dół.
Wyliczanie i dużo "i". Trzeba było to rozłożyć na większą ilość zdań.
Cytuj
Niemałe problemy mu to sprawiło,
Znów przestawiony szyk :)  Powinno być raczej: Sprawiło mu to niemałe problemy.
Było ich jeszcze troszkę, ale nie będe taki i nie zabiorę tobie frajdy przeczytania całego opowiadania jeszcze raz w celu szukania błędów ;) Ah i tak pisałeś to opowiadanie, że w pewnym momencie czułem się zagubiony. Głównie tym w jakim wieku jest Drak. Przez chwilę w tekście widzę jak byk 16 lat. I trochę później nagle niedługo będzie dorosły (czyli pewnie 18 lat?) Po prostu bez żadnych akapitów, przeriwników innego typu dodajesz głównemu bohaterowi lat. Trochę pokręcone i utrudniające zrozumienie tekstu :)

Podsumowując opowiadanie jest naprawdę dobre. Bardzo mi się podoba fabuła (ale wymaga szlifu) i styl w jakim zostało napisane opowiadanie (też wymaga szlifu). Post napisałęm taki długi i wymieniający błędu nie dlatego, że jestem złośiwy, ale dlatego iż chciałbym by był jeszcze lepszy.
Narazie 9/10 (poprawisz i masz 10)
Na tych waszych "gwiazdkach" się nie znam, ale dam ocenę taką jak tą u góry. Czyli narazie 4/5 (poprawisz masz 5/5)

Powodzenia i pozdrówka :D


Przeczytałem całe swoje opowiadanie i wyeliminowałem błędy, które dostrzegłem (z każdego rozdziału). Dziękuję wszystkim za oceny i proszę, jak rzekł Anaconda, nie stękać, jakie to fajne jest. Ana ma rację, że mi zależy na pokazaniu mi, gdzie popełniam błędy w pisaniu. - [Boba Fett]
« Ostatnia zmiana: 21 Listopad 2006, 17:25:49 wysłana przez Boba Fett »

Offline Dark Prince

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 256
  • Reputacja: -2
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #9 dnia: 14 Marzec 2007, 00:21:08 »
Skoro chcesz żeby ci wytknąć błędy to proszę bardzo.
Primo: Fabula jest okelpana. Od zera do bohatera. Szarpnijcie się na coś nowego.
Secundo: Wydaje mi się, że przeczytałeś wiedźmina i podczas extasy po lekturze napisałeś to 'cudo'. Większość elemętów jest zapożyczona z dzieł sapkowskiego. Np. Samotny łowca = Wiedźmin (widzi ktoś różnicę??), Samowystarczaslość = Wiedźmin ( wskaż 10 różnic).
Trio: Głupi tytuł. Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego? To jakiś kompletny szit.
Reasumując, twoje opowiadanie jest denne, nudne i do niczego. Postacie są czarne bądź białe, fabuła oklepana i cała reszt też do niczego.
Moja ocena 2/10
i 1 gwiazdka

Offline Boba Fett

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1566
  • Reputacja: 13
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wolność jest nieśmiertelna
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #10 dnia: 14 Marzec 2007, 15:21:57 »
Nie lubię odpisywać na krykyki moich opowiadań (bowiem cenię je sobie), ale w tym wypadku zrobię wyjątek.

Cytuj
Fabula jest okelpana. Od zera do bohatera. Szarpnijcie się na coś nowego.
Tutaj Cię nie rozumiem. Ja akurat z taką fabułą się jeszcze nigdy nie spotkałem, a swoje bytowanie na forach mam już spore (także w pisaniu).

Cytuj
Wydaje mi się, że przeczytałeś wiedźmina i podczas extasy po lekturze napisałeś to 'cudo'.
Tak, przeczytałem wiedźmina, ale dla Twojej wiadomości, tą lektruę zacząłem czytać ponad rok po napisaniu pierwszej edycji Samotnego ÂŁowcy. Dlatego to dla mnie jawna obraza, jeśli ktoś tak określa moją twórczość.

Cytuj
Np. Samotny łowca = Wiedźmin
Lol, tu to żeś nieźle palnął. Wystarczy, że Ci powiem, byś spojrzał na mój nick/avatar/sygnaturkę, a wtedy sam domyślisz się odpowiedzi, na kim jest wzorowany główny bohater oraz jego charakter.

Cytuj
Większość elemętów jest zapożyczona z dzieł sapkowskiego.
Np. jakich, jeśli można spytać?

Cytuj
Głupi tytuł. Nie mogłeś wymyślić czegoś lepszego? To jakiś kompletny szit.
Najtrudniej do opowiadania jest wymyślić właśnie tytuł. Ja akurat wybrałem taki, bowiem tak nazwałem profesję łowców nagród w świecie Gothica. Proste.

Cytuj
fabuła oklepana
Nie lubię się pysznić, ale z tym się nie zgodzę. Jak powiedziałem wyżej: nigdzie jeszcze nie widziałem, by ktoś próbował wsadzć do świata Gothica taki zawód oraz dodać nową wyspę (chcoiaż to już cześciej), z którą powiązuje wiele ważniejszych rzeczy (jakich? Być może kiedyś uda mi się dokończyć tę pracę).

Cytuj
Skoro chcesz żeby ci wytknąć błędy to proszę bardzo.
Ja bym raczej tego nie zunał za błędy...

Dodatkowo powiem, że mój Samotny ÂŁowca to chyba najlepsze dzieło, jakie zdołałem napisać.

Offline Dark Prince

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 256
  • Reputacja: -2
Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #11 dnia: 14 Marzec 2007, 22:03:41 »
Rhami siedział i wpatrywał się w monitor.
- Co mnie obchodzi to, że ma logo/nick/sygne z Star Wars? - Pomyślał - Spartaczone o powiadanie i tyle.
Popatrzył jeszcze chwilkę i zaczął rozmyślać.
- Jego 'dzieło' nie jest warte funta kłaków. Fabuła jest oklepana. Mały chłopec, który traci rodziców. Pała żądzą zemsty, spotyka człowieka, który mu to umożliwy. Naprawe, wysilił się. ÂŻeby nie szukać daleko to Fable jest oparte na tym samym schemacie. Opisy walk są nader ubogie. Wysil się bobba i opisz je tak, aby było widać gdzie głowa a gdzie dupa.
Rhami spojżał jeszcze raz na to jego 'cudo' po czym wyłączył zakładkę opery i zaczął pisać swoje opowiadanie.

Forum Tawerny Gothic

Samotny ÂŁowca
« Odpowiedź #11 dnia: 14 Marzec 2007, 22:03:41 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top
anything