Tak jakoś mnie naszło na napisanie opowiadania. Miłej lektury
Niczym cienie…PrologStarożytne miasto. Już niemalże zapomniane przez ludzi, jednak nadal zachowane. Ruiny. Tajemnice i sekrety schowane w murach zburzonego. Niegdyś największa osada jaszczuroludzi i nie tylko, teraz tylko sterta poukładanych kamieni. Pustynia. Wiatr. Zamieć. Słońce. Gorąco. Wszystko to jest częścią tego miasta. Grobowce. Podziemia. Krypty i zakamarki nie do odkrycia. To wszystko co pozostało z dawnego Habganu. Niebezpieczeństwo czyha tu na każdym kroku. Ty jednak odważyłeś się poznać tajemnice pustyni. Młody, spragniony, niemalże żądny przygód. Stoisz w miejscu dawnej głównej bramy miasta. Zafascynowany widokiem postanawiasz zrobić krok naprzód. Za Tobą stoi oddany przyjaciel. Czyżby lęk ogarnął jego duszę? Widzisz w jego oczach obawę, strach przed nieznanym… Jednak wciąż tutaj jest. Dlaczego nie uciekł z panicznym krzykiem? Przecież wiesz, że się boi. Już masz słowa na końcu języka, tyle że… jakaś wewnętrzna siła odmawia Ci posłuszeństwa. Z Twoich ust nie wypłynęło nic, szept czy cokolwiek innego. On nadal tu stoi. Bez ruchu, bez słowa. A Ty? Nadal wpatrywać się będziesz w tę stertę kamieni, czy znowuż zrobisz krok do przodu? Czy naprawdę trwoga jest silniejsza niż Ty? Czy pozwalasz, aby uczucia zniszczyły to, co od zawsze pragnąłeś zobaczyć? A może to nie jest uczucie. Może zwykły ludzki odruch. Cofasz się. Jednak strach bierze górę. Przyjaciel położył rękę na Twoim ramieniu, wciąż zachowując milczenie. Niestety, nie jesteś pewien czy warto tam wejść. Może odkryjesz coś, co pozwoli Ci żyć jak Król? W każdym zakamarku czyha śmierć. Obawiasz się jej. Jak nigdy przedtem. Nie możesz, nie potrafisz zrobić tego kroku, chociażby jednego. Starasz się wykrzesać z siebie chociaż trochę odwagi. Na próżno. Twoja duma. Co z nią? Czyżbyś zapomniał, że jesteś mężczyzną? Nadal bezruch. Gorące promienie słońca paliły Cię w twarz, ogorzałą już i tak w czasie wielotygodniowej drogi. Ciepły pot, spływając z czoła, niknął w nastroszonych brwiach, lub niżej, za kołnierzem szaty. Bolały członki, wycieńczone wieloma dniami pieszych podróży, bolały plecy, które od dawna nie czuły pod sobą żadnego oparcia, prócz twardej i chropowatej kory nielicznych drzew, bolały nie uleczone rany. Poddajesz się? Czy nie potrafisz nic dać od siebie? Może nie chcesz? Siadasz na gorącym piasku. Bezsilny. Bezradny. Zapewne chciałbyś wiedzieć co kryją ruiny. Mogę Ci to odpowiedzieć. Tak, ja – Twój przyjaciel. Ten, który nadal trzyma rękę i na Twoim ramieniu i wierzy w Ciebie. Chcesz usłyszeć historię? Skinąłeś głową. A więc cofnijmy się o setki lat wstecz. Szybko i cicho niczym cienie…