Ankieta

j/w

Przytuliste!
12 (33.3%)
Bardzo fajne.
5 (13.9%)
Bardzo mi si
4 (11.1%)
Mistrzowskie.
4 (11.1%)
Rz
4 (11.1%)
Wymiata!
7 (19.4%)

Głosów w sumie: 20

Autor Wątek: Królestwo niebieskie  (Przeczytany 2682 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Altair

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1125
  • Reputacja: 609
  • Płeć: Mężczyzna
  • Bóg ma nas w opiece
Królestwo niebieskie
« dnia: 15 Listopad 2007, 00:12:30 »
Tak, tak, wiem co myślicie - "zerżnął tytuł z filmu i kozak", ale nie do końca tak jest. Uważam, że ten tytuł bardzo dobrze tutaj pasuje, a czy tak się nazywa film, czy też to bardziej religijne znaczenie, nie obchodzi mnie. Może komuś się spodoba. Ogólnie to jest troszeczkę inne i nie każdemu przypadnie do gustu.

„Królestwo niebieskie”
„ÂŚcieżka sprawiedliwych prowadzi przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie, na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. Poznasz, że Ja jestem Panem, kiedy wywrę na tobie swoją zemstę!"
Księga Ezechiela, rozdział 25, wers 17


Nad miastem dynasty Samuela IV słońce powoli wschodziło. Mieszkańcy zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią stawili się na brukowanym dziedzińcu podzamkowym, gdzie z pobliskich piekarni  i karczm dobiegał zapach świeżo pieczonego pieczywa i cudownego wina. Obywatelami miasta byli zwykli ludzie, jak kowal Gothar Innalers, czy zbrojmistrz Anthonya Livers. Każdy miał swoje problemy, uciechy, zmartwienia, troski, wydatki, tajemnice. Jak w każdym mieście nie brakowało plotek, która to dama z kim ostatnio dzieliła łoże, czy też kto do chleba przez przypadek wrzucił garść pieprzu. Dziedziniec był otoczony od strony północnej starym, przygniłym murem, który w każdej chwili mógł runąć na mieszkańców jak fala na plażę. Od strony zachodniej do muru przylegały koszary dla wojowników zawodowych, jak i z poboru. Tych drugich, jako, że od ponad dwóch stuleci królestwo nie toczyło wojny, było znacznie mniej. Dalej były już schody do biedniejszej części miasta, powiedzmy wprost – slumsów. O tej dzielnicy nie mam zamiaru się rozpisywać, gdyż to co się tam działo, jest nie do opisania słowami. To powinno wystarczyć jako opis. Od strony wschodniej znajdowało się kilka sklepów i ekskluzywnych jadłodajni, do których udawali się tylko bogatsi mieszkańcy miasta. Od strony południowej znajdowało się multum budynków mieszkalnych, w tym opuszczony dom, o którym starsi opowiadają dzieciom, by je przestraszyć gdy są niegrzeczne. Mieszkańcy po prostu wierzyli, że tam straszy duch Anlerna Gvaine’a, który uchodził zawsze za gbura i awanturnika. Każdy bał się tam wchodzić, choć większość przyznawała, że wcale się nie boi i wie, że niczego tam nie ma. Mieszkańcy zebrani na dziedzińcu gaworzyli o przeróżnych sprawach. Damy z bogatszych domów stały w oknach i wpatrywały się na ludzi, pokazując sąsiadkom co przystojniejszego mężczyznę chichocząc. W pewnym momencie gwar ucichł. Z koszar wyłoniła się postać Nathaniela Alghorna - generała armii królewskiej, brata gubernatora Zethidisa. Był on  wysoki i zbudowany. Miał czarne włosy, spokojne i dostojne brązowe oczy, które sprawiały wrażenie, że patrzą w kilka stron na raz. Miał też niewielką bródkę, o której złośliwi mówili, że odziedziczył ją po matce. Wyszedł w czarnym napierśniku, z różnorakimi wzorami, które przypominały trochę sylwetkę stojącego lwa. Miał na sobie skórzane, ciemne buty zapinane rzemieniami, oraz drogie jedwabne bryczesy. Oprócz napierśnika miał także czarną koszulę, którą zawsze zakładał na specjalne okazje, np. takie jak dzisiaj. Wszystko było udekorowane jeszcze czerwoną, długą peleryną z tyłu. Nathaniel zszedł po schodach trzymając się poręczy, po czym podszedł do mównicy i położywszy ręce na piedestale, wyciągnął kawałek pergaminu, odchrząknął i niskim, lecz bardzo donośnym głosem przemówił:
- Zarządzeniem miłościwie nam panującego Samuela IV, władcy Elerii, od dnia dzisiejszego wprowadza się następujące postanowienia. – Po tych słowach spojrzał jeszcze raz na tłum, po czym szybko spuścił oczy i czytał dalej – każdy obywatel ma od dzisiaj prawo nosić przy sobie broń białą, jak i palną. Z powodów, iż w północnych krainach Elerii, w lasach Issalther zostało odkrytych i zlikwidowanych kilka obozów – tutaj dało się usłyszeć stanowczy nacisk – rebeliantów, którzy sprzeciwili się pracy na rzecz króla, jak i jego obywateli. Rebelianci ukryci w lasach dokonali kilku rabunków, napadów na konwoje, czy nawet zabójstw alchemików zbierających zioła, jak i zwykłych grzybiarzy. Za współpracę z rebeliantami grozi kara śmierci. Zaleca się nie oddalanie od miasta na odległość pół mili. Wszelkie informacje związane z położeniem jak i działaniem buntowników prosimy zgłaszać do wojskowych koszar do funkcjonariusza, który aktualnie pełni dyżur lub prosto do mnie. Oprócz tego mniej ważne ogłoszenie – niedługo zostanie rozpoczęta rozbiórka muru północnego, a następnie budowa nowego. Do pomocy przy wznoszeniu murów nadal można się zgłaszać w miejskim urzędzie pracy. Tam też można pytać o wszelkie szczegóły. Dziękuję za uwagę, żegnam – po tych słowach zszedł z mównicy, odwrócił się jeszcze na chwilę i miłym uśmiechem mrugnął do jednej z pań w oknie, która omal nie straciła życia wypadając na zewnątrz. Wszystkie jej sąsiadki poczęły piszczeć jak opętane krzycząc coś do siebie niezrozumiale. Tymczasem generał Alghorn wszedł do koszar, złapał jednego z rekrutów przebywających w koszarach za ramię i rzekł:
- Słuchaj uważnie i odpowiadaj tak, lub nie. Czy umiesz galopować na koniu?
- Tak… - odpowiedział nieśmiało rekrut.
- Czy chcesz pomóc królestwu?
- Tak…
- A więc trzymaj to – zerwał z szyi amulet – i zawieź to do stolicy. Przekaż królowi…
- Ale jak mnie do niego mają dopuścić?
- A jak myślisz, po co dałem ci ten amulet!? – krzyknął generał, po czym rekrut skinął głową na znak, że rozumie – moi posłańcy zostali zamordowani przez rebelię. Weź amulet, zanieś go Samuelowi IV i powiedz, że grozi nam wojna domowa. Powiedz, że mój brat został ranny pod Anothą, a grupa ponad dwustu żołnierzy nie wróciła ze zwiadów w lesie. Rebelianci albo dysponują ogromnymi umiejętnościami, albo niezwykłą bronią, ponieważ stwierdziliśmy definitywnie, że więcej niż pięćdziesięciu na pewno ich nie ma. Niech Bóg ma nas w opiece, również ciebie, młody. No, nie denerwuj się tak, nie jedziesz przecież na spotkanie z papieżem! A teraz ruszaj.
Rekrut chwycił amulet, schował go w kieszeni i pognał do stajni po swego konia, po chwili zniknął za bramą miasta.
Na następny dzień mieszkańcy ponownie zostali wezwani na dziedziniec. Generał znowu wyszedł na mównicę, a obok, postawiono trzy szubienice, obok których stało kilku żołnierzy i trzech katów trzymających trzech skazańców. Generał znudzony przemówił:
- Ci oto złoczyńcy zostali skazani za zdradę, czyli pomoc buntownikom. Według świadków po kryjomu w nocy dostarczali broń nieznanym osobom w kapturach, którzy później uciekli w stronę lasu – po tych słowach zszedł z mównicy, podszedł pod szubienice i rzekł cicho „dalej, panowie”.
Kaci ustawili pod szubienicami małe stołeczki, na których postawiono skazańców, założono im pętle na szyje. Sprawcy byli przerażeni, lecz nie stawiali oporu. Oprawcy podeszli pod stołeczki i popatrzyli z oczekiwaniem na generała. Jednak nagle coś przyciągnęło uwagę mieszkańców, jak i samego generała. Z wieży kościelnej wyleciało mnóstwo ptaków. „Normalka” – pomyśleli mieszkańcy. Po chwili jednak obywatele usłyszeli szurnięcie, świst i popatrzyli w górę. Zobaczyli człowieka odzianego w białą szatę z kapturem, z mieczem u pasa i sztyletach powiązanych na przepasce od ramienia do pasa. Postać nagle skoczyła z wieży trzymając się łańcucha związanego u wieży kościelnej. Leciała wprost na jednego kata. Generał krzyknął tylko „zróbcie to!”. Kaci kopnęli stołeczki wieszając skazańców. Po chwili jeden z oprawców został kopnięty w klatkę piersiową przez tajemniczego mężczyznę. Wojownik odziany w białą szatę natychmiast dobył miecza i szybkim cięciem pozbawił kata życia. Zabójca wskoczył błyskawicznie i wdrapał się na szczyt szubienicy przecinając sznury jeden po drugim. Obydwaj kaci uciekli, natomiast żołnierze rzucili się do ataku na wojownika w białej szacie. Ten skoczył na mur, odbijając się nogami wpadł w oddział legionistów i jednym, precyzyjnym cięciem pozbawił życia dwóch z nich. Strażnicy byli uzbrojeni w krótkie włócznie, oraz prymitywne, żelazne zbroje,  na głowie natomiast mieli podrdzewiałe szyszaki, również z żelaza. Skierowali bronie w kierunku zabójcy, jednak żaden z nich nie trafił. Popatrzyli na miejsce gdzie przed chwilą stał morderca – nie było go. Zdezorientowani rozejrzeli się, kiedy nagle jeden z nich przewrócił się i padł na plecy ze sztyletem w klatce piersiowej. Zobaczyli zabójcę zaraz obok, a za nim stało trzech skazańców, którzy również dzierżyli miecze.  Niewielka grupa Legionistów Samuelickich (bo tak nazywano ówczesną armię, gdyż założył ją król Samuel I) rzuciła się do ucieczki. Zabójca w białej szacie rozejrzał się, nikogo już nie było. ÂŚciągnął kaptur, ukazał krótkie, brązowe włosy, jednak twarz miał zawiniętą, by nikt nie ujrzał jego oblicza i rzekł:
- Cholera, nie dorwaliśmy generała – rzekł zdenerwowany – zbierzcie z ciał strażników broń i co jeszcze możecie. Później uciekamy, bo lada chwila pewnie tu wpadnie Królewska Gwardia i zabije nas jak psy.
- Joahenie – rzekł jeden ze skazańców, skrytobójca odwrócił się - gdzie w ogóle jest wasz... znaczy... nasz obóz?
- Zobaczysz. Teraz chodźcie.
Buntownicy wzięli włócznie i krótkie miecze żołnierzy, oraz szyszaki i napierśniki. Co się dało założyli na siebie i uciekli w kierunku lasu.
Nazajutrz Nathaniel ponownie wyszedł na mównicę tak wściekły, jakby miał zaraz rzucić się na zgromadzony tłum z pięściami.
- Wczoraj doszło do… - tutaj wziął głęboki oddech i ze stanowczym naciskiem – zamachu! Ktoś czyhał na życie moje i mych żołnierzy. Oprócz tego uwolnił trzech buntowników od śmierci i zabił cztery osoby. Nagrodę za sprowadzenie „zabójcy w białej szacie” wyznaczył sam gubernator, który zastępuje mojego brata. Wynosi ona pięć tysięcy florenów. Ktokolwiek dostarczy jakiekolwiek informacje na jego temat, otrzyma indywidualną nagrodę w postaci stu florenów. ÂŻegnam państwa! – krzyknął na koniec i wszedł szybkim krokiem do koszar. Usiadł przy stoliku, nalał sobie wina do kielicha i pił nerwowo. Dwóch żołnierzy siedzących obok patrzyło na niego pod kątem, przestraszeni.
- Uciekliście. Uciekliście jak ostatnie tchórze. Jak szczury. To hańba dla całego legionu! – krzyknął generał i uderzył pięścią w stół – Było ich czterech, was dziesięciu. Zwialiście jak ostatnie niedołęgi. A właśnie, czemu was jest tylko dwóch?
- Reszta… zniknęli – odpowiedział cicho jeden z legionistów.
- Jak to zniknęli? Zapadli się pod pieprzoną ziemię, czy co? Co wy chrzanicie!? – krzyczał coraz bardziej zdenerwowany dowódca.
- Uciekli… w nocy widzieli ich strażnicy, jak wychodzili do lasu. Mówili, że idą tylko do pobliskiej karczmy i zaraz wrócą…
- Jakiej karczmy? Przecież najbliższa karczma, nie licząc tych w mieście jest dziesięć mil stąd! Czyżby… - tutaj generał otworzył szeroko oczy, podniósł głowę i popatrzył na ścianę – Jasna cholera! – krzyknąwszy rzucił kielichem na oślep, trafiając w ścianę – Szlag! Dołączyli się do cholernych buntowników! Cholerni, zdradzieccy idioci! A wy? Na co się gapicie? Wynoście się. Zostaniecie obarczeni karą. Lekką. Wyczyścicie stajnie królewskie. Migiem! – po tych słowach legioniści wyszli zostawiając generała samego.
Normalny człowiek widząc zaistniałą sytuację chyba nie jest zdziwiony, że strażnicy uciekli. Nagle jednak do sali wpadł jakiś zdyszany, młody rekrut i zawołał zduszonym głosem:
- Za mną, musi pan to… zobaczyć… szybko… - po czym natychmiast zniknął za drzwiami. Generał momentalnie pognał za rekrutem, który zaprowadził go do stajni. Nathaniel wytrzeszczył oczy i otworzył usta ze zdziwienia. Chwycił się za głowę i odwrócił. Zobaczył swojego konia bez głowy, na którego grzbiecie wycięty był napis: „Wolna Eleria!”. Alghorn wyszedł ze stajni, oparł się na niskim murze obok stajni, spojrzał w górę, padał deszcz. Zacisnął zęby i wycedził przez nie:
- Zemszczę się, buntownicy. Zemszczę się…
« Ostatnia zmiana: 17 Listopad 2007, 22:20:30 wysłana przez Altair »

Offline Altair

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1125
  • Reputacja: 609
  • Płeć: Mężczyzna
  • Bóg ma nas w opiece
Królestwo niebieskie
« Odpowiedź #1 dnia: 24 Grudzień 2007, 19:40:26 »
Następny dzień był deszczowy. Pod murami domów miasta Elegrothu stało opartych jedynie kilku bardów, w długich szatach. W karczmach i domostwach panowała cisza, smutek, jakby z życia wszystkich mieszkańców wszystko, co szczęśliwe wyparowało. Karczmarz gospody „Pod zdechłym szczurem” powoli, mozolnie przecierał ladę wilgotną szmatą, wzdychając raz po raz ciężko. W pewnym momencie do karczmy wkroczył mężczyzna. Niski, z postrzępionymi włosami, stęchłym oddechem i wzrokiem zabójcy. Miał na sobie skórzany strój pobrudzony winem oraz krwią. Był mokry. Kiedy wszedł, skrzywił usta, zmarszczył brwi i zmierzył wzrokiem całe pomieszczenie. Podszedł pewnym krokiem do lady, oparł lewicę na desce, i zwrócił się do karczmarza:
- Daj mi kurwa piwo…
Sprzedawca podniósł wzrok, spojrzał na zabijakę, wstał, oparł ręce na stole i rzekł:
- Proszę trzy floreny, panie rycerz króla Artura…
- Coś ty kurwa powiedział? – wycedził oprych wyciągając krótkie ostrze z pasa.
- To co słyszałeś, kurduplu… - zripostował karczmarz szczerząc zęby.
„Kurdupel” uniósł miecz, wziął krzywy zamach i uderzył z całą siłą w kierunku sprzedawcy. Ten chwycił jego rękę, wykręcił podnosząc głowę na znak tryumfu. Bandzior z jękiem padł na kolana, wypuścił miecz i próbował rozpaczliwie wyrwać rękę z uścisku tłustego karczmarza, który po chwili szarpania uderzył go pięścią w twarz. Opryszek padł na ziemię, jęknął, chwycił się za twarz i przez łzy krzyczał:
- Ty skurwysynu, złamałeś mi nos!
- Idź do matki i poproś o nowy, kurduplu… - równie tryumfalnie wypowiedział tłuścioch. Oprych wybiegł na zewnątrz z płaczem, mijając po drodze wysokiego osobnika z brązowymi włosami i twarzą zawiniętą w czarne chusty, jakby chciał ją skryć.
- Witaj, Ob. Mam wiadomość od zielonej żaby. Mówi, że drzewo się złamało i potrzebuje soczewicy. A tak w ogóle, podaj mi piwo.
Karczmarz popatrzył wściekłym wzrokiem, potrząsnął głową, i nalał tajemniczemu gościowi kufel Eleryjskiego piwa ze importowanego aż z południowych gorzelni.
- Czy zielona żaba zdaje sobie sprawę, że ostatnio straż skonfiskowała mi połowę majątku za te ich kurewskie „oszustwa podatkowe”? Skurwysyny. Dałem dwa floreny za mało, pomyliłem się w rachunkach, a oni połowę dóbr mi skonfiskowali. ÂŚwinie Samuelickie. Ten czarci pomiot Alghorn na nas wszystkich nieszczęście sprowadzi…
- Zielona żaba na pewno to wie. Gdyby nie wiedział, nie przysyłałby mnie tu. Piwo zacne zaprawdę. Ciężkie czasy idą. Patrole się wzmogły, a generał się coraz bardziej denerwuje, niedługo pewnie wyśle cały garnizon, żeby cały las przeszukać. To zachłanna świnia jest…
Nagle gwary mieszkańców zostały przerwane przez głośne uderzenie drzwi, przez które po chwili wkroczyło czterech strażników miejskich z sierżantem Augustem na czele. August był człowiekiem dosyć nerwowym i niezwykle surowym. Był strasznym służbistą, nie raz już karał za próby przekupienia go, czy też „wymigania” się od odpowiedzialności karnej. ÂŚrednio wysoki, całkowicie łysy i dosyć szczupły sprawiał wrażenie niegroźnego i raczej nie wyróżniał się z tłumu, jednakże był znakomitym wojownikiem zarówno na pięści, miecze jak i na słowa. Kiedy wszedł, oblizał wargi, co było jego, jak on nazywał „ohydnym nawykiem”. Spojrzał na wnętrze, pociągnął nosem, oparł lewą rękę na biodrze i krzyknął:
- Dobra, hołoto! Wszyscy pod ścianę i niech mi któryś kurwa piśnie słowem, to zabije jak psa!
Mieszkańcy przerażeni bez słowa podeszli pod ścianę. Jedyną osobą, która nie wykonała rozkazu, był tajemniczy mężczyzna, który nerwowo zasłonił twarz, ponieważ wcześniej musiał jakoś napić się piwa.
- Nie słyszałeś, kurwa!? – krzyknął sierżant po czym podszedł bardzo blisko mężczyzny.
- Nie krzycz. Nie jestem głuchy – odpowiedział spokojnym głosem przybysz.
August zacisnął usta, jeszcze bardziej zmarszczył brwi i chwycił nieznajomego za bark, mocno ściskając i wykręcając.
- Staniesz kurwa pod tą ścianą, czy nie? – powiedział trochę ciszej strażnik.
Nieznajomy nie odpowiedział. Chwycił w lewą rękę kufel i wylał zawartość na twarz strażnika bardzo szybkim ruchem, następnie uderzył go głową w nos. Wstał, położył na ladzie trzy floreny i zbliżał się do wyjścia. August wstał, wytarł twarz, krzyknął:
- Złapać skurwysyna!
I już po chwili nieznajomy leżał na ziemi z wykręconymi rękoma i uciskany przez strażnika. „Strasznie dużo przeklina ten strażnik…” – myślał.
- Skuć go – usłyszał ponownie surowy głos – ty, przeszukaj tych pod ścianą. Mieliśmy doniesienie o współpracy z rebelią. Jak znajdziesz u któregoś z nich kartkę, czy też figurkę, może pierścień, czy cokolwiek związanego z żabą, to przyprowadźcie go do koszar.
Karczmarz usłyszawszy te słowa nerwowo przełknął ślinę, zaczął się trząść i pocić. Kiedy zauważył to August, powiedział złośliwym głosem, jakim to jedynie on umie się posługiwać:
- Te, grubas… Co wy kurwa, żywą kurę zeżarliście, że tak się trzepiecie? Natychmiast mi się uspokoić…
„Grubas” po chwili wybiegł z karczmy. Strażnicy natychmiast rzucili się w pościg.
- Co do… - powiedział do siebie sierżant, omal nie zapominając o zaaresztowanym – ty, teraz cię podniosę i zaprowadzę pod ścianę, a ty nie zrobisz żadnego gwałtownego ruchu. Jasne?
- Jasne… - odpowiedział przez zęby rebeliant.
I tak się stało. Po chwili znalazł się pod ścianą, kiedy zobaczył, że wprowadzają do gospody spętanego karczmarza. Popatrzył na niego, mrugnął jednym okiem i rzucił spojrzenie na sierżanta. Grubas dał znak, że rozumie i kiwnął głową. Kiedy już obydwoje stali pod ścianą, August oglądał coś, co trzymał w ręce, po chwili pokazał to karczmarzowi. Była to pieczęć w kształcie żaby na pergaminie, na którym napisano coś, co wyglądało jak lista zakupów.
- Co to jest? – powiedział cicho sierżant, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Obraz twojej matki? – rzekł cicho nieznajomy chichocząc. Wojownik krzyknął i spróbował uderzyć żartownisia, jednak ten uchylił się i padając na ziemię podciął przywódcę, który padł na ziemię uderzając głową o stół, stracił przytomność.  Strażnicy rzucili się na leżącego przybysza, jednak przeszkodził im gruby karczmarz rzucając się w ich kierunku i przewracając jednego z nich.
- Mam go, Durf! – krzyknął grubas, kiedy wykorzystując te chwilę nieznajomy wstał i bardzo szybkim ruchem pozbawił równowagi obydwu strażników, którzy zapomnieli o nim, a zajęli się tłustym karczmarzem. Gdy się przewrócili, obydwoje otrzymali kolejnego kopniaka w twarz, tak mocnego, że obaj stracili przytomność. Karczmarz natomiast dobył sztylet, który nosił przy pasie i wbił go w krtań trzeciego strażnika, kończąc jego żywot.
- Teraz lepiej uciekajmy do obozu – rzekł Durf i wraz z karczmarzem oddalili się poza miasto.
« Ostatnia zmiana: 25 Grudzień 2007, 18:08:04 wysłana przez Altair »

Forum Tawerny Gothic

Królestwo niebieskie
« Odpowiedź #1 dnia: 24 Grudzień 2007, 19:40:26 »

Offline Altair

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1125
  • Reputacja: 609
  • Płeć: Mężczyzna
  • Bóg ma nas w opiece
Królestwo niebieskie
« Odpowiedź #2 dnia: 29 Styczeń 2008, 20:55:33 »
Oto takie formalne dokończenie poprzedniego rozdziału, oraz początek drugiego :P.

Kiedy sierżant August doszedł do siebie, w karczmie ujrzał jedynie dwóch strażników siedzących przy stole z zabandażowanymi głowami, mówiącymi do siebie coś w stylu „ciekawe kiedy się zbudzi”.
- Ech… durnie, nic mi nie jest… pomóżcie mi wstać – po czym obydwu strażników podniosło za ręce Augusta, który wstawszy znowu oblizał wargi i popatrzył na nich wilkiem – no co się kurwa gapicie? Gdzie jest ten grubas i ten zamaskowany typ? No co kurwa, mowę wam odjęło?
- Ekhm… Nie ma… - rzekł nieśmiało jeden z nich.
Sierżant usłyszawszy to chwycił go za wystający kołnierz koszuli i podniósł nieco do góry mówiąc:
- Powiedz coś, żebym ci nie skręcił karku…
- No… uciekli… zaatakowali nas… byli uzbrojeni, o nawet Jeaya zabili…
- Beznadziejni idioci! – krzyknął August i rzucił strażnika na stół – degraduję was obu do szeregowców legionistów. Wynoście się stąd, póki jeszcze mam kontrolę nad sobą!
Następne dni były spokojne. Wszyscy znali sierżanta Augusta, jego zamiłowanie do walki, burd, awantur, jak i alkoholu i kobiet. Oprócz awanturnego pijaka miał w sobie coś ze szlachetnego rycerza, który nigdy nie ucieka przed konfrontacją z wrogiem i zawsze walczy według narzuconych przez etykietę, jak i przez siebie samego zasad. Był jednym z największych wrogów brata gubernatora Emeela Zethidisa. Nathaniel Alghorn nigdzie nie ruszał się bez swej świty. Choć wszyscy przekonani byli o tym, że jedynie jego pokrewieństwo z gubernatorem uczyniło z niego generała, nikt o tym głośno nie mówił. Tyle nasłuchali się o wielkich bitwach, które prowadził, że już podświadomie go podziwiali. On trzymał Elegroth w żelaznej pięści, on o wszystkim chciał decydować sam. Nieudolny kupiec, nieudacznik hazardowy i tchórz w bitwie – te określenia najbardziej pasują do opisania postawy generała. To jedno zajście, które miało miejsce wieczorem w knajpie Obena Malertha, który poprzedniego dnia uciekł z rąk Augusta tak diametralnie zmieniło generalną opinię o Nathanielu Alghornie…

Rozdział II

„A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją.”

 Księga Nehemiasza, rozdział 8, wers 10

   

   Gdyby ktokolwiek w ten wieczór podszedł do mieszkańca Elegrothu i zapytał gdzie się podziewa sierżant August, ten ani chwili nie wahałby się z odpowiedzią, iż w karczmie u Obena Malertha. I owszem, to nie mogło być kłamstwo. Pewnego razu ujrzeli obywatele, jak wielki generał Alghorn, w swej płytowej zbroi i czerwonej pelerynie, z bystrymi oczkami i naturalnym wdziękiem idzie odważnie kierując się do zachodniej bramy, gdzie stała oberża  Obena. Oczywiście nie mógł iść tam sam – towarzyszyła mu niewielka grupa trzech legionistów, w standardowych kolczugach, przyrdzewiałych szyszakach i tępym wyrazem twarzy. W pewnym momencie wpadli do karczmy jak świnia do pieca, wywracając kilka stolików i krzeseł. Sierżant obecny przy ladzie niewzruszony pił to gorzkie, rzadkie piwo z grymasem na twarzy. Generał podszedł do niego, chwycił rękojeść miecza i powiedział:
- Niniejszym degraduje cię do stopnia rządowca legionisty!
- Szeregowca – usłyszał szept za sobą.
- Szeregowca legionisty.
August spojrzał na niego lekko wytrzeszczając oczy, oblizał wargi z piany i nadal pił trunek z kufla. Generał zrobił minę dziecka, na którego rodzice nie chcą zwrócić uwagi i powiedział głosem, jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem:
- Czy mam cię zaaresztować!? Nie słyszysz co do ciebie mówię!?
August westchnął głęboko, pokręcił chwilę głową i wstał. Nachylił lekko głowę w lewą stronę, spojrzał na Alghorna z drwiną w oczach, uśmiechnął się lekko i rzekł:
- A ja cię podnoszę do stopnia niedojebanego ośmiolatka. Gratuluję awansu.
Generał potrząsnął głową na obie strony, jakby przestraszony by podnieść rękę na Augusta, ale też nie chcąc wybaczyć tak ogromnej zniewagi i sam nie wiedząc co robić w końcu krzyknął:
- Brać tego skurwiela!
Trzech legionistów rzuciło się w kierunku sierżanta. Z pianą na ustach generał wyładowuje swój gniew na przeciwniku. Instynktownie sierżant unosi swoja broń, dzięki czemu w ostatnim momencie zdołał zablokować cios. Sierżant wymachuje bronią i uderza w jednego z legionistów, ten odskoczył w bok co uratowało go przed rozcięciem na pół. Miecz sierżanta uderzył w ziemię z taką siłą, że iskry omal nie podpaliły oberży. Wojownik wskoczył na stół, odpychając miecze legionistów. Przeskoczył na kolejny, po chwili ponownie. W pewnym momencie wyrwał się w powietrze zawisając na żelaznym żyrandolu, który po chwili oderwał się z sufitu i spadł na ziemię. Sierżant w ostatniej chwili uskakując rozciął z chirurgiczną precyzją gardło jednego żołnierza, drugiego zmiażdżywszy żyrandolem pozbawił życia. Trzeci zniknął gdzieś, najwidoczniej uciekł. August wyrzucił broń, podszedł do Nathaniela, chwycił go za kołnierz i pchnąwszy go do ściany uderzył pięścią w twarz. Ten padł na ziemię, po chwili chwycony za rękę poczuł stopę sierżanta na plecach.
- I co skurwielu? W pojedynkę też taki cwaniak jesteś? – po czym pociągnął rękę Nathaniela do góry, a swą stopę przycisnął mocniej. Krzyk generała rozciągnął się po całym mieście, kiedy jego ręka wyskoczyła ze stawu. Jako, że August nigdy nie poprzestawał na laurach, podniósł jego głowę do góry za włosy, i kilkakrotnie uderzył nim w podłogę. Po chwili do karczmy zaczęli schodzić się gapie. Sierżant nachylił się do ucha generała i rzekł cicho – słuchaj, kurwo. To był wypadek, wpadli bandyci, zabili straż, a po chwili odepchnęli cię na ławkę uszkadzając rękę. Ja uratowałem ci dupę. Powiemy, że byli przebrani za strażników, że to był zamach rebeliantów. Zrozumiano?
- Tak, twoja mać – wycedził przez zęby generał.
 Kiedy do tawerny wpadło kilku rycerzy, podnieśli Alghorna na nogi. Po chwili przybiegło paru obywateli i dzieci.
- Co się stało? – pytali z zaciekawieniem.
Generał nie odzywał się dłuższą chwilę, rzucał wzrokiem z jednej strony na drugą, w końcu powiedział stanowczo:
- Pojmijcie Nerana. To on mnie pobił.
Obywatele wstrzymali oddech, po chwili gwara rozpoczęła się na dobre, zdziwionym minom, oburzonym wyrazom twarzy nie było końca. Sierżant w końcu nie wytrzymał. Rzucił się ponownie na Nathaniela, powstrzymywany przez rycerzy nie dał jednak rady. Uderzył jednego z nich łokciem, ten padł na stół, jednak po chwili rzucił się w kierunku jego torsu popychając go na ścianę. August jako, że nie słynął z łatwego poddawania się, chwycił wojownika za kark, podciął nogą i wywrócił na ziemię. W mgnieniu oka w kierunku sierżanta ruszyła reszta wojowników, ten jedynie zdążył pochwycić nóż z lady i rzucił w kierunku generała. Ten uchylił się, a nóż wpadł w jakąś kobietę.
- Morderca! – rozległy się krzyki.
Ludzie momentalnie ruszyli w kierunku sierżanta. Rycerze jednak sprawnie odpychali niewielki tłum, który w końcu ustąpił.
- Bronicie mordercy – krzyczeli – zamordował niewinną kobietę! Powiesić skurwysyna.
Nagle zamieszanie ustało. Po chwili przez dziurę po żyrandolu do pomieszczenia wpadła biała sylwetka człowieka ze srebrnym mieczem. Zakapturzony i zamaskowany mężczyzna wskoczył pomiędzy rycerzy i machnięciem miecza zabił jednego z nich. Podbiegł pod ścianę, trzymając miecz w pozycji poziomej odepchnął ciosy wojowników, w mgnieniu oka przykucnął i zgrabnym obrotem poszatkował resztę wrogów. Rzucił w kierunku sierżanta miecz. Generał również wyjął oręż. August Neran nie pochwycił miecza. Podszedł do generała, który w strachu nawet nie ruszył mieczem. Chwycił go za kołnierz i z całej siły uderzył czołem w nos. Tłum przerażony tajemniczego mężczyzny stał pod ścianą z wstrzymanymi oddechami. Generał padł na ziemię, krwawiąc z nosa zemdlał. Sierżant przetarł nozdrza, pociągnął nosem, podszedł do Nathaniela, pociągnął go za szyję do góry, uderzył otwartą dłonią w twarz, by go ocucić. Ten otworzywszy oczy już miał sięgać po miecz, kiedy ujrzał groźne spojrzenie sierżanta, który po chwili wycedził:
- Czy oczyszczasz mnie ze wszystkich zarzutów?
Generał milczał. Wiedział, że ma prawo oczyścić każdego z każdej winy. Neran puścił go, podniósł swój miecz i przystawił mu do gardła rzekłszy:
- Oczyszczasz mnie z mych win?
- Tak – usłyszał nieśmiałą odpowiedź.
Sierżant już miał obrócić się, by zaskoczyć bandytę, który wpadł do pomieszczenia i zaaresztować, kiedy spostrzegł, że ten najzwyczajniej zniknął. Mieszkańcy zaczęli wątpić. Sprawa Alghorna stała się jeszcze bardziej podejrzana…
« Ostatnia zmiana: 30 Styczeń 2008, 14:44:39 wysłana przez Altair »

Forum Tawerny Gothic

Królestwo niebieskie
« Odpowiedź #2 dnia: 29 Styczeń 2008, 20:55:33 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top