Długoucha widocznie się zdziwiła. Nie przypominała sobie, by był tutaj jakiś medyk. W środku podgrodzia raczej zielarza też się nie spodziewała. Spojrzała w kierunku chatki, która stała przy tym placyku poza piekarnią.
- Oj, nie zawsze, panie! - dziewczyna kompletnie nie dała po sobie poznać, że nie często spotyka wampiry. Była grzeczna, a nie przestraszona. - Dzięki synowi właścicieli ten tłumek. Wie, jak zachęcić ludzi... - uśmiechnęła się szeroko, gdy bocznym wyjściem piekarni wyszedł jakiś młodzieniec. Był dość schludnie ubrany, jak na warunki podgrodzia. Elfkę i Dragosaniego obdarzył jedynie przelotnym spojrzeniem i przyspieszył kroku, udając się w kierunku chatki, której jeszcze przed chwilą przyglądała się Nessa. Nie otworzył jej jednak, a jedynie upewnił się, że drzwi są zamknięte. A raczej zapomniał klucza. Przynajmniej na to wskazywała jego mina, choć aktorem wybitnym nie był. Uśmiechnął się do trójki stojącej pod piekarnią. Był to bardzo brzydki uśmiech. Nie tyle ze względu na jego intencje, co na aparycję chłopaka. Mrużył oczy, usta przypominały cienką linię, a nos wydawał się jeszcze bardziej szpakowaty. Szybko zniknął w budynku piekarni.
- To on? - zapytała niby od niechcenia Nessa, a dziewczyna przytaknęła.
- Majsterkuje sobie tam i opracowuje receptury - dodała, po czym szybko wyjaśniła:
- Nasi rodzice chcą nas wyswatać i stąd wiem - zarumieniła się i spuściła wzrok. Długouchej było żal dziewczyny. Między nią, a chłopakiem było jakieś 10 lat różnicy. Ona była młodziutka i całkiem ładna. On młody i nieprzyjemnie wyglądający. A wszystko dla pieniędzy. I tak się Nessa zamyśliła...