Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Mohamed Khaled w 12 Marzec 2019, 20:39:14
-
Nazwa wyprawy: Rodzina, obowiązek, honor II - Krew i Piach
Prowadzący: [member=24422]Melkior Tacticus[/member]
Wymagania: Brak
Uczestnicy: Mohamed Khaled
Nie był w Ombros już od bardzo, bardzo dawna, nie licząc rzecz jasna przebywania w Kruczym Siedliszczu. Teraz jednak zlecenie, które dostał jakiś czas temu wymagało, by pojawił się w stolicy Gminy o tej samej, pięknej nazwie. Kierował swoje kroki do Celli, na spotkanie które miało mu pomóc zdobyć informacje. Ciekaw był jak kolejna z jego wielu historii potoczy się tym razem. Wszak historie zaczęte przez Tacticusów zazwyczaj miały nieoczekiwane zwroty akcji.
-
Dotarłeś pod chyba najdroższą kamienice w mieście, pilnowało jej dwoje Bękartów Rashera. Twoim celem było osratnie piętro.
-
Gwizdnął na widok kamienicy i westchnął na widok Bękartów. Miał nadzieje, że nie będą mu robili wyrzutów.
- Z polecenia szefa. Do Celli.
Skierował swoje kroki na najwyższe piętro.
-
Dotarłeś, pięter pilnowali kolejni najemnicy. Wpuszczono cię do biura "Kompanii Handlowej Pancerny Wiewiór Spółka Akcyjna z o.o Limited Corp." Gabinet do którego Cię zaprowadzono był duży, bogato wystrojony tak że sam dywan wart był więcej niż kiedykolwiek miałeś. Na kolanach elfki siedział czarny kocur, leśny
norweski Myrtański.
- Witaj, usiądź.
-
Nim zasiadł rozejrzał się po pomieszczeniu i westchnął cicho. Dawniej marzył o takim bogactwie, o złocie i luksusach. A wszystko to tutaj było na wyciągnięcie ręki.
- A więc? - zapytał zajmując wskazane mu miejsce.
-
- Znajdziesz i sprowadzisz Renfri do domu. Problem w tym że jest gdzieś w Isgharze. Trop prowadzi do Al-Sahib. I tam urywa. Wyślę Cię na jednym z moich statków.
-
- Isghar? Widzę, że szykuje mi się powrót do domu. - stwierdził nieco rozemocjonowany. - Jakieś szczegóły? Po co wybrała się w tak daleką podróż? I do kogo?
-
- Uciekała, przed ludźmi Torreno. Po tym jak w K'efir doszło do pogromu. Bo Bober Commandu służyło jemu. Potem niby znaleziono jej trupa, ale to nie było jej ciało. Wiem tylko tyle ile ci powiedziałam, chciałabym mieć lepszy wywiad ale my dopiero odbudowujemy się po tym co odwalił Aragorn...
-
- Co z nim w ogóle? Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz się z nim widziałem - stwierdził nieco bardziej posępnie. - No cóż, będę się zbierał. Skąd mam rejs?
-
- Żyłeś w jaskini przez ostatnie lata? Aragorn nie żyje od 12 dobrych lat. Zdążył stracić tytuły i ziemie. Melkior musiał wchodzić w dupe Isentorowi by odzyskać choć część dobrego imienia. Ja harowałam dnami i nocami by utrzymać firmę. Udało się, ale utraciliśmy dawne kontakty. Nie odbuduje starego wywiadu w 8 lat po kurewsko wielkiej wojnie.
-
- Pamiętam jego śmierć. Ale pamiętam też, że lubił często wracać do żywych, przynajmniej wedlug informacji. A co do życia w jaskini... Często znikałem na długie miesiące, lata. Żyłem w odosobnieniu, nie jestem i nie byłem na bieżąco. - Jego głos ociekał nieco irytacją. - W razie czego będę mógł pomóc. Mimo lat zaniedbania nadal zostali mi moi informatorzy.
-
- To dobrze. Odpłyniesz stąd na Benedylbercie. Aragorn zostawił testament, nie chciał wracać.
-
- Po tylu latach w ciągłych wojnach, wśród śmierci, żegnając swoich przyjaciół nikt by nie chciał wracać. - stwierdził bardziej do siebie niż do rozmówczyni. - Ruszam w takim razie.
Kiwnął jej głową na znak pożegnania i wyszedł z pomieszczenia. I tak więcej się nie dowie, bo sami nie wiedzą dokładnie czego i gdzie ma szukać. Ani kogo. Renfri być może mogła być w Isghar, ale co tam robiła? Czemu aż tak daleko uciekała przed ludźmi Torreno? Kogo mogła tam mieć? Ktoś od Aragorna? Melkiora? Jego ojciec? A może jeszcze ktoś inny? Wiele pytań kotłowało się w głowie maurena i na żadne nie potrafił odpowiedzieć. Cholera, pomyślał, może tam natrafię na jakiś ślad.
Skierował swe kroki w stronę zacumowanej Benedylberty. Kto wie, może wcale tak źle nie będzie? Choć sądząc po Aragornie, zapiskach Kratosa które odnalazł lata temu, o całym tym gównie z Bobrami. To gówno, które śmierdziało pomimo upływu lat. I będzie śmierdzieć jeszcze na długo po tym jak jego szczątki zaścielą Valfdeńską ziemię.
-
W drodze spotkałeś Vernona, wyglądał jak gówno. Siwy, z zniszczoną bliznami twarzą, lewy policzek miał paskudnie poparzony.
(https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/1/14/NPC_Vernon.jpg)
- Witaj. Wybacz że nie mamy nic dla ciebie więcej. Po śmierci Aragorna starałem się chronić jego rodzinę, z Yarpenem robiliśmy co się kurwa dało. Zaczął - Prawie zginąłem, mam 63 lata jestem za stary na zabawy w arcyszpiega, i zbyt schorowany, jak nie posmaruje twarzy maścią 7 razy razy dziennie to napierdala jak dzwony w Zartykanie... Wyszkolenie następcy nie jest proste. Mamy też inny problem, Yarpen zniknął. Po tym jak jeden z naszych został oskarżony o przemyt narkotyków w jego przesyłce. Prokurator Kazmir MacBrewmann chciał Yarpena przesłuchać, ten zaś wyparował.
-
Spojrzał na Vernona z lekkim współczuciem a później sam zdał sobie sprawę, że jego lico nie jest najpiękniejszym co widziała natura.
- Robiłeś wszystko co było w twojej mocy. Czasami tak się zdarza, że ni chuja nie zdołasz czegoś zrobić - stwierdził z przekąsem drapiąc się po brodzie.- Myślisz, że zniknięcie Yarpena ma jakiś związek z Renfri?
-
- Myślę że tak, wiedział że go wrobiono. Że to Torreno się mści. Jego zniknięcie zbiegło się z zdobyciem informacji o tym gdzie Ren może być. Dochodziliście do portu. - Dam ci Arlena jako wsparcie. Młody, ale świetny wojownik. Melkior go adoptował kilka lat temu.
-
- Arlen? Coś mi to imię mówi - stwierdził cicho i zamyślił się. Przewertował szybko wszystkie wspomnienia jakby wcale mu to nie sprawiało żadnej trudności. - Czy to nie jest czasami syn zrodzony z ognia? Potomek tego, tfu jego jebana mać, Kratosa chędożonego?
-
- Tak, ale daruj sobie poetyckie porównania. Byłem w niewoli u wampirzych renegatów, ich szef lubił kurwa poezję. Widziałeś już bryg Benedylbert.
-
- Nie ma problemu - wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu.
Widział już bryg którym miał zabrać się do rodzinnych stron. Nie pomyślałby, że po tylu latach nieobecności wróci do Isghar, tam, gdzie zaczęły się jego losy. Ile go juz tam nie było? Piętnaście? Dwadzieścia lat? Wystarczająco długo, by nie pamiętać starych twarzy, swoich dawnych znajomych, swoich pierwszych kobiet. Przyłapał się nawet na tym, że twarz ojca pozostawała rozmyta w jego umyśle. Czy naprawdę aż tak się zmienił przez te lata?
-
Dotarliście pod Benedylberta.
-
- Gdzie ten chłopak? Chciałbym jak najszybciej wyruszyć w drogę - zapytał Vernona wchodząc po kładce na zacumowany okręt. Paradoksalnie, choć nie lubił zbytnio podróż statkami, cieszył się jak małe dziecko na myśl o otwartym morzu i szumiących falach.
-
- Na statku, pewnie w kubryku. To pod pokładem. Powodzenia.
-
- Dzięki. W razie wypadków znajdę jakiś sposób żeby się skontaktować - powiedział na odchodne. Skierował się na pokład, uważnie rozglądając się po pokładzie. Bryg jak bryg, nie wyróżniał się niczym wyjątkowym, po prostu pływał tam gdzie chciał jego kapitan.
Skierował swe kroki pod pokład, do kubryku, gdzie według słów Vernona miał znajdować się Arlen. Ciekaw był tego chłopaka. Choć jego ojca nie znał, zdążył go znienawidzić za konszachty z Nicholasem. Syn jednak nie był winny poczynaniom ojca. Nie było go na świecie gdy Kratos oddał ostatni dech pod Ekkerund.
- Jaki jesteś, Arlenie? I co ciekawego mi powiesz? - szepnął do siebie.
-
Jakiś młodzieniec, na oko 17 letni siedział przy stole odziany w czarny półpłytowy pancerz z herbem Tacticusów i Bękarcią czaszką.
(https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/5/50/NPC_Arlen.jpg)
-
- Arlen jak mniemam? - zapytał podchodząc do chłopaka. Nie był ani trochę podobny do swojego ojca. Urodę musiał więc odziedziczyć po matce. - Masz mi towarzyszyć podczas tego zlecenia. Wprowadzono Cię w szczegóły?
Pogładził się już po raz kolejny po długiej, sięgającej niemal do pasa brodzie i westchnął cicho. Gdy tylko znajdzie się w ustronnym miejscu ogarnie brodę i skróci włosy. Te, sięgające już niemal do łopatek i spięte w niechlujnego kuca zaczęły go nieco denerwować. Jak mógł tak się zapuścić?
-
- Tak, to ja. Owszem, wprowadzono panie Khaled. Odparł uprzejmie, prosto, po żołniersku.
-
- To dobrze. Kto dowodzi na okręcie? Chciałbym jak najszybciej wyruszyć - stwierdził, również uprzejmie, uśmiechając się nikle w stronę chłopaka.
-
- Kapitan Avery. Odpływamy za dwie godziny.
-
- Rozumiem - odpowiedział krótko. - W takim razie może coś o sobie opowiesz? W czasie podróży wolałbym wiedzieć z kim wędruje. Sądząc po twojej zbroi i tym, żeś synem Melkiora, Tacticusem, na wojaczce pewnie się znasz.
-
- O trochę tak, Bękarty to dobra szkoła bycia wojownikiem. Moim biologicznym ojcem był jakiś narwany mag ognia. Kratos mu było, po tym jak zginął w bitwie moja matka zwariowała, trafiłem do najbardziej gównianego sierocińca na wyspie. No a potem zaraz Aragornowi odwaliło, przez co spędziłem tam 7 lat. Yarpen mnie zabrał, Melkior adoptował i wychował. No i jestem, kapral Bękartów Rashera.
-
Jednym płynnym ruchem wysunął ukryte ostrze i przyłożył je do brody, podcinając ją niemal pod samym podbródkiem. W czasie gdy ręka z ostrzem raz za razem wznosiła się i opadała Mohamed słuchał słów Arlena. Uśmiechnął się na wspomnienie o Kratosie i jego głupocie pod Ekkerund.
- Ciesz się, że właśnie to Melkior cię zabrał, a nie ktoś inny. Ze wszystkich ludzi jakich przyszło mi poznać, to właśnie on, a także jego ojciec byli największymi skurwysynami na Valfden. Przy nich nikt i nic cię nie tknie.
-
- Melkior skurwysynem jak Aragorn? Interesujące.
-
- Może w mniejszym stopniu. Wiesz, smokopodobne, czarne skurwysyństwo z czarną rudą we krwi ciężko czymkolwiek przebić.
-
- Ojciec jest elfem, myśli co prawda o przemianie. Rozwinie pan myśl?
-
- Ciężko mi to określić teraz. Ujmę więc to w kilku słowach. Patriota, chociaż chuj. Choć nie taki agresywny jak twój dziad - zaśmiał się. - To oczywiście komplement.
-
- W sumie racja. Statek odpływal.
-
- Chwała Rasherowi, ruszyliśmy... Wybacz, odpocznę chwilę przez podróż. - westchnął. Siadł po turecku na deskach pokładu i oddał się cichemu odpoczynkowi.
-
Klika dni później, ranek. Chłodny zachodni wiatr pchał Benedylberta w okolicy archipelagu Dun Wan (https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Dun_Wan), padał deszcz.
-
Ta cholerna pogoda działała mu na nerwy. Choć nigdy nie miał nic do deszczu to w przypadku, gdy płynął statkiem wyklinał Bogów, że zesłali lawinę deszczu akurat tego dnia. Nie dość, że w takich pogodach musieli bardziej uważać by nie wpaść na skały i nie roztrzaskać statku, to jeszcze musieli się użerać ze słabą widocznością. Cholera, pomyślał, nienawidzę pływać w takich pogodach.
- Kurwa mać!
-
Wtedy też w głowie maurena rozbrzmiała dramatyczna muzyka (https://www.youtube.com/watch?v=w0sUw735gRw) , a widoczność spadła do niemal zera.
-
Nie wiedział czemu, ale ręka mechanicznie pognała do rękojeści katany na plecach, a stal zasyczała cicho i niebezpiecznie gdy wymknęła się z ciepłych ramion pochwy. Być może to przewrażliwienie, a może intuicja rozkazały mu, by był przygotowany na każdą ewentualność. A moment, gdy w głowie zaczyna rozbrzmiewać dramatyczna melodia oznaczać może tylko dwie rzeczy. Albo zaczyna wariować, albo coś się szykuje.
- To czas na zabawę...
-
Mgła się przerzedziła, obserwator na bocianim gnieździe krzyknął - Okręty na wprost! Torreński bryg, i hehe ściga go tu dało się słyszeć salwę z pościgowych armat drugiego - galeon marynarki królewskiej. Współczuje im. Pani kapitan Avery parsknęła śmiechem. Stojący obok Mohameda Arlen też.
- Się skończyło szczęście Torreno, 4 atak w tym miesiącu.
-
- Co poradzić, chłopina nie miał szczęścia w życiu. No i zadarł z niebezpiecznymi ludźmi. Ja tam im nie współczuje - stwierdził obojętnie.
-
- To nie piraci, to porządni wojownicy. Jasne, byli piratami ale Klan Lotosu zrobił z nich coś w rodzaju wojska. Tak przy okazji, znałeś Aragorna? Ojciec nie chce o nim rozmawiać.
-
- Znałem, choć zbyt krótko niestety by móc nacieszyć się jego obecnością. Podobno jest on moją rodziną, ale tak daleką, w tak skomplikowanej i upierdliwej formie, że aż nie chce mi się w to wierzyć. A co chcesz wiedzieć?
-
- Ciekawi mnie po prostu czy faktycznie mógł napadać na konwoje kupieckie, handlujące ziołami. Tylko dla tego że mógł. I czy faktycznie mogł zdradzić.
-
- Nie mógł. Wbrew pozorom Aragorn był oddany Valfden jak skurwysyn.
-
- Czyli to było coś grubszego, ktoś go wrobił. Pewnie Torreno.
-
- Ciężko stwierdzić kto i dlaczego. Wiadomym było jednak, że Aragorna od dawien dawna chciano się pozbyć. Miał dziesiątki, jak nie setki wrogów na wyspie, w tym najpewniej kilku w głównych rodach królestwa. Szlachta potrafi być zawistna
-
- Ród Nasard, to na pewno. On i Rakbar chyba się pobili. A nie, Aragorn chyba zabił mu sługe, rozszarpując gardło. Yarpen coś mówił. Po za tym to nikt, dziadek miał wrogów pośród krętaczy, spiskowców i tak dalej.
-
- Część starych rodów znała Aragorna zanim zyskał te wszystkie swoje tytuły. Byli mu braćmi i przyjaciółmi. Ale nadal to tylko garstka. Nigdy nie dowiemy się ilu ich tak naprawdę miał.
Odwrócił się na chwilę do burty i wyrzucić papierosa którego zapalił niedawno.
-
Dużo dni potem, narratorowi nie chce się liczyć po prostu kilometrów. Ale tak z 3 tygodnie minęły. Benedylbert był blisko celu, w oddali majaczył port Al-Sahib. Było z 30*. W cieniu.
-
Uśmiechnął się na to ciepło. Choć minęły lata odkąd ostatni raz przebywał na takim gorącu, jego ciało nie zapomniało tego co wykształciło w młodości. Nawet te trzydzieści stopni w cieniu, dla zwykłego człowieka upalne, dla niego nie były wielkim problemem. Uroki bycia maurenem, cholercia, pomyślał.
- Już niedaleko
-
Arlen wyszedł ubrany w lekką szatę, typową dla tutejszych wojowników.
- Jaki jest plan?
-
- Musimy znaleźć jakiś trop. Rozejrzeć się dyskretnie, wypytać półświatek. Z pewnością jakiś się znajdzie, a ja potrafię być przekonujący jeśli chce. Rozejrzeć się za kimś, kto mógłby mieć coś wspólnego z Renfri bądź Tacticusami. - odparł na pytanie. - Trzeba będzie się na jakiś czas rozdzielić.
-
- Niema mowy, mam wyraźny rozkaz pana pilnować sir.
-
- Pilnować? - zapytał z wyraźną nutą zdziwienia w głosie. Mohamed obrócił głowę w stronę młodego chłopaka, zaś jego oczy zalśniły na krótki ułamek sekundy czernią. - Czyżbyście mi nie ufali?
-
- Nie. Cytując szefa "Masz pilnować jego maureńskiej dupy". Mam zapewnić ochronę.
-
- Umiem o siebie zadbać, ale skoro trzeba, to trzeba. - stwierdził posępnie. - Szykuj się. Czeka nas nie lada dzień spędzony na żmudnych poszukiwaniach
-
Godzinę później statek dobił do brzegu. Mieścina była raczej średniej wielkości.
(https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/3/3e/Lokacje_Al-Sahib.jpg)
-
Zszedł z pokładu luźnym, nieśpiesznym krokiem delektując się tutejszym powietrzem i atmosferą. Och, jak on tęsknił za tym klimatem Isghar. Narzucił na głowę kaptur i ruszył przed siebie pogwizdując cicho. W jego wnętrzu zapanowała idealna harmonia, zaś na twarzy wykwitł rzadko spotykany szczery uśmiech. Jak dobrze być w domu, pomyślał.
-
Szedłeś przed siebie pogwizdując cicho.
-
Mimo, że wydawałoby się, że nic go w tej chwili nie obchodzi, uważnie przeczesywał wzrokiem okolice, mijanych ludzi, ich zachowania i zwyczaje. Szukał jakichkolwiek podejrzanych zachowań, typów z pod ciemnej gwiazdy - ogarniacie, co nie? Spod ciemnej gwiazdy. Maureni. Są czarni. Hehe. Nie? No dobra. - i innych, których mógłby dorwać i przepytać.
-
Byli w porcie, w takich miejscach wszyscy wyglądają na złodziei, krętaczy, dilerów, alfonsów itp. Była też karczma o nazwie نزل
-
Karczma. No tak, pierwsze miejsce do którego trzeba się zgłosić. Skierował więc tam swe kroki z nadzieją, że znajdzie choć strzępy informacji.
-
W karczmie byli głównie ludzie, maureni oczywiście, kilku Myrtańczyków co poznać można po akcencie oraz jeden dziwnie znajomy krasnolud palący fajkę wodną.
-
- Yarpen? - spytał cicho podchodząc do krasnoluda. - No nie wierzę. - stwierdził zaskoczony. Coś za łatwo mu poszło, oj za łatwo.
-
- Kurwa, znaleźli mnie. A było tak pięknie...
-
- Spokojnie, ja od wspólnych przyjaciół - szepnął na tyle głośno by krasnolud usłyszał ale na tyle cicho, by nikt inny tego nie dosłyszał.
-
- Wiem, dlatego mówię że było fajnie. Czego chcecie?
-
- Informacji na temat byłej kochanki naszego dawnego przyjaciela - odpowiedział na zadane pytanie i podrapał się po zaroście.
-
- No patrz, zmartwię cię. Chuja wiem. Bo twój ojciec który ma tu posiadłość nie chce mi nic powiedzieć, bo nie jestem Tacticusem. A nie moge wrócić na Valfden, mimo iż sie tu gotuje.
-
- Na Valfden wiele się zmieniło. Od Króla, do ludzi, którzy pamiętali. Połowa nie żyje - stwierdził. - Mój ojciec? Gdzie ma tą posiadłość? Sam go odwiedzę. Mi powinien coś więcej powiedzieć.
-
- Wiesz, wyjechałem z dwa lata temu. يمارس الجنس معي - zaklął po tutejszemu - Nawet już klne po tutejszemu. Twój stary mieszka w lepszej części miasta. Chyba poznasz po herbie. A, i nie kupuj falafli u takiego rudego, niby uprzejmy a smaży miesiąc na jednym oleju.
-
- W takim razie ruszam - powiedział. - Gdybyś się namyślił i chciał z nami wrócić w porcie stoi Benedylberta. Zakwateruj się tam. - mruknął przed wyjściem z karczmy.
Skierował swoje kroki w głąb miasta. Szedł uliczkami i rozglądał się uważnie po budynkach. Gdy w końcu zobaczy, że trafił do tej lepszej dzielnicy bez problemu powinien rozpoznać herb własnego rodu. W końcu pośrod pustyni rzadko widuje się herby zwierząt. Wprawne - i zaznajomione oko - mogło dostrzec wizerunek smoka.
-
I w końcu odnalazło, okazały dworek. Jakoby miasto urosło wokół niego. Przed bramą ze złota stało dwóch strażników.
-
Dwóch strażników. Hm, ciekawe jak zareagują na słowa, że jest synem ich pana. Pewnie nawet mu nie uwierzą. Ale ciekaw był też ich zdziwienia gdy okaże się to jednak prawdą.
- Dwór Khaledów, mam rację? - zapytał strażnika gdy do niego podszedł i od razu odpowiedział. - Jasne, że tak. Rozpoznaje herb. Bardzo podobnie wygląda mój. Przekażcie swojemu panu, że jego syn, Mohamed Ibn Omar Khaled chce się z nim widzieć. I przepuśćcie mnie, bo nie chce być niemiły.
-
- A ja jestem dzinem i spełniam życzenia. Wypad stąd menelu.
-
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, śmieciu, a stracisz język. I zawołaj mojego ojca, bo jeśli dowie się, że nie wpuściłeś jego syna, to nie tylko język stracisz. - warknął cicho, zaś jego ręka powędrowała z prędkością światła do rękojeści. Oczy zaś zalśniły na krótki moment czernią.
-
Obaj sięgnęli po broń, Arlen też.
- Rzuć broń śmieciu!
2x https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Ochroniarz
-
- Nie mieszaj się, Arlen. - Jego głos był lekko zniekształcony. Skupił w sobie energię A'abiela i odepchnął tego, który nazwał go śmieciem, na bok. Jego zostawi sobie na koniec i, jak sam wcześniej mu zagwarantował, okaleczy do końca życia. Tego drugiego jednak. No cóż... Nie chciał mordować poniekąd własnych ludzi, ale nie mógł pozwolić na taką niesubordynację w stronę jedynego spadkobiercy Khaledów.
Stal poszła w ruch z cichym sykiem. Obrócił je kilka razy w dłoni i doskoczył w kilku krótkich skokach do swojego przeciwnika uderzając go od góry. Ochroniarz zdołał jednak odparować cios i samemu natrzeć co szczerze powiedziawszy go zaskoczyło. Technik walki kataną nie uczą wszędzie więc nie każdy powinien znać wszystkie sztuczki i zagrywki użytkowników zagiętych mieczy.
Nastąpiły kolejne uderzenie. Z pięciu zadanych ciosów strażnik zdołał odbić jedynie trzy. Dwa pozostałe zraniły go w nogę i rękę. Na tyle poważnie, że drugą z wymienionych kończyn stracił.
- Przykro mi - warknął zamachując się mieczem i odrąbowując głowę swojemu przeciwnikowi.
Westchnął cicho. Jeden trup na darmo.
- Chodź tu do tatusia - przybrał najbardziej słodki ton jaki potrafił gdy podchodził do odepchniętego przeciwnika. W jego oczach tlił się uzasadniony strach. Kto wie, być może właśnie popełnili najgorszy błąd w swoim życiu?
Mohamed schował katanę do pochwy na plecach i wysunął ukryte ostrze. Gdy był wystarczająco blisko by dosięgło go ostrze, ochroniarz próbował uratować swoje życie, ale czarnoskóry wykonał zgrabny unik i zdzielił go z pięści prosto w pysk. Ukryte ostrze raz jeszcze wysunęlo się zgrabnie z ukrytego karwasza i zalśniło w słońcu Ishgaru. Chwycił go za gardło i ścisnął na tyle mocno by jego przeciwnik otworzył usta z zamiarem zaczerpnięcia powietrza. Na ten moment właśnie czekał.
Siłą wepchał w jego gardło palce i wyciągnął język, który kilka chwil później był już na krawędzi ostrza.
- Ostrzegałem, że stracisz język. I nie tylko język.....
Szybki, gwałtowny ruch pozbawił ochroniarza narządu odpowiedzialnego za lizanie.
Raz jeszcze zdzielił go w pysk powodując, że spadł na ziemię. Uśmiechnął się na ten widok najbrzydziej jak tylko potrafił. Mus, to mus jak to mówią. Kopał go mocno i tak szybko, że ochroniarz musiał zakryć swoje żebra przed nieuchronnymi ciosami. I to był jego błąd.
Kruk przyklęknął na jedno kolano i zsunął spodnie wraz z bielizną na wysokość kolan.
- Może zaboleć. Ale nie martw się, więcej już nie poczujesz bólu jaki czuje każdy facet przy uderzeniu w klejnoty rodowe - zaśmiał się ponury.
Chwyciwszy z niemałym obrzydzeniem armatę wraz z kulami swojego przeciwnika przystawił ostrze na sam dół i szarpnął gwałtownie ręką w górę.
Najcenniejszy skarb mężczyzny wylądował kilka metrów dalej na piaszczystym podłożu.
- A wystarczyło byś zawołał mojego ojca.
-
Usłyszeli odgłos opancerzonych butów z terenu posiadłości. Ty poczułeś srebro na szyi. - Ani drgnij chuju. Był to Arlen, srebrny sztylet był przypadkowy, po prostu taki nosił. Po chwili otoczyło was 10 ludzi.
- Rzucić broń i łapy w góre!
10
https://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Stra%C5%BC_Miejska
-
- Miałeś mnie ochraniać, nie wbijać nóż w plecy - stwierdził ozięble gdy poczuł srebro na szyi. - Dobrze robisz. Mamy przynajmniej nadzieję, że nic nie przejmie nade mną kontroli - szepnął konspiracyjnie do Arlena, po czym skierował swe słowa do strażników. Miecz tkwił w pochwie nieustannie. - Może wy, dzielni wojacy - Jego głos byl opanowany, bez żadnych oznak strachu - zaprowadzicie mnie do mego ojca? Tamci dwaj nie dość, że obrazili prawowitego dziedzica Omara Khaleda, to byli gotowi mnie zaatakować. Postąpiłem tak, jak postąpiłby każdy. Broniłem własnego życia.
-
- Wiem od rejsu gnoju, w nocy posypałem cię solą. Standardy Czarnych Smoków. Arlen podniósł Mohameda z ziemi, prowadząc go do straży. - Jest opętany, ostrożnie. Jestem Arlen Tacticus, ścigam go aż z Valfden. Strażnicy związali cię, zaprowadzili do lochów i zamknęli w celi z jakimś śmierdzielem. Oczywiście byłeś tam w samych majtach. Zrobili ci dogłębną rewizje. Arlena zaprowadzono do głowy rodu.
-
Nie przejął się tym zbytnio. Mimo, że kochał swój ród, to był Krukiem i poniekąd odciął się od tych więzi. A do celi więziennych był przyzwyczajony. Kilka razy zdarzyło mu się już bowiem wpaść i siedzieć w niewoli. No cóż, nie było to najlepsze rozwiązanie, ale co poradzić?
-
Kilka dni później. Pod celą znalazła się Renfri.
- No no no, dzięki za fatyge Mohamed. Szkoda tylko że masz pasożyta, i trzeba będzie go w Bastardo potrzymać aż znajdziemy specjaliste. A mamy fajny sprzęt dla wampirów, ponoć demony też lubią srebro. Otworzyła cele. - Twoje ubranie jest w skrzyni za mną, broń na statku.
-
- Skoro mus, to mus. Zostanę wyprowadzony normalnie, czy w kajdanach?
-
- W kajdankach, i jabłkiem w pysku i srebrnym kołkiem w dupie. Te dwa ostatnie to pomysł Yarpena. Ale go sobie daruje. Ubieraj się.
-
Przyodział swoje ciuchy w szybkim tempie i wystawił ręce w stronę Renfri.
- Czyń swoją powinność
-
Skuła cię kajdankami z futrem wielbłąda barwionym na czerwono. No innych widocznie nie miała po ostatniej nocy z ojcem maurena,
i Arlenem Elfka zaprowadziła Mohameda i wpakowała do okrętowego brygu.
- Powiedz mi, po co to w tobie siedzi? Nie może wyjść skoro wie że go egzorcysta wyciągnie?
-
- Jakby to było takie proste to sam bym go z siebie wydarł. Dziwnie cichy się też zrobił od ostatniej wojny. Mało mówi. I jakoś spokojny się zrobił. Nie reaguje prawie na moje słowa. W ogóle dziwnym powinno być to, że nadal go mam. Pomioty Otchłani powinny zniknąć na dobre po ostatniej wojnie
-
- Te na zewnątrz tak. Spokojny? Po tym coś odjebał pod posiadłością to wątpie... Odeszła.
Zadanie zakończone porażkosukcesem :(
Po dotarciu na Valfden Mohameda zamknięto w ładnym loszku w Bastardo. Dostał nawet pojedynczą cele, z wiadrem na fekalia. O taką.
(http://img4.wikia.nocookie.net/__cb20110615191526/gameofthrones/images/4/4d/Sky_Cells.jpg)
-
Po powrocie na Valfden, demon w ciele Mohameda zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie mógł pozwolić na to,aby jego nosiciel został zamknięty. Nie mógł pozwolić, aby został wypędzony do Otchłani. Przejął całkowita kontrole nad ciałem Mohameda. Używając swoich demonicznych mocy wyrwał się z kajdan, zabijając eskortujących go Bękartów i zniknął w ciemności nocy.
//Melkior nie masz prawa do wtrącania innych graczy do lochów. Od tego są jasno określone instytucje oraz inni Radni. Poniżej masz linki, jeżeli sam nie jesteś w stanie tego znaleźć.
Posterunek rycerzy zakonnych (http://marant.tawerna-gothic.pl/index.php/topic,25099.0.html)
Marszałek Koronny (http://marant.tawerna-gothic.pl/index.php?action=profile;u=26505)