Forum Tawerny Gothic

Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: Izabell Ravlet w 02 Październik 2011, 17:21:34

Tytuł: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 02 Październik 2011, 17:21:34
Darlenir wyszedł przed budynki Gildii czekając na towarzysza



Portret

(http://img5.imageshack.us/img5/6264/obrazekqg.jpg) (http://imageshack.us/photo/my-images/5/obrazekqg.jpg/)


Statystyki ekwipunku

Broń 1

Nazwa broni: Kostur z drewna
Rodzaj: kostur
Typ: oburęczny
Ostrość: 1
Wytrzymałość: 9
Opis: Wykonany z 70 kawałków drewna i zasięgu 1,8 metra.
Wymagania: Walka bronią obuchową [50%]

Broń 2

Broń 3

Nazwa broni: Miecz obywatela
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 13
Wytrzymałość: 6
Opis: Wykuty z 55 sztabek mosiądzu o zasięgu 0,9 metra.
Wymagania: Walka bronią sieczną [50%]

Broń 4

Odzienie

Nazwa odzienia: Szata nowicjusza
Rodzaj: zbroja miękka
Typ: szata
Wytrzymałość: 6
Opis: Uszyta z 100 kawałków Gelrothu. Chroni maga przed odpryskami jego własnych zaklęć. Ponadto zatrzymuje naturalną temperaturę ciała niezależnie od temperatury otoczenia.
Wymagania: Używanie zbrój miękkich

Pas
Sakiewka - 100 sztuk złota


Statystyki postaci

Specjalizacje

Walka bronią sieczną:
Lekcja I - podstawowe techniki walki [50%]

Walka bronią obuchową:
Lekcja I - podstawowe techniki walki [50%]

Używanie zbrój miękkich

Umiejętności nabywane
 
Koncentracja
Telekineza
Perswazja
Odbijanie zaklęć kosturem

Umiejętności rasowe

Urodzony handlarz
Obieżyświat
Syn pustyni
Potencjał magiczny

Magia

Urangol:
 Wyostrzenie zmysłów
 Duchowe wypalenie
 Przemiana w kruka

Naurangol:
 Ognista strzała
 Ognista aura
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 02 Październik 2011, 20:32:14
Diomedes dreptał zaraz za maurenem. Jego twarz nadal wyrażała niechęć i irytację. Mimo to wiedział, że musi wypełnić to zadanie. Wyszedł na dziedziniec i rozglądnął się za obiecanymi końmi.




Portret:
(http://i52.tinypic.com/v3f3tx.png)


Ekwipunek:

(http://nockruka.gram.pl/marant/images/2/2f/Ekwipunek.jpg)




Broń 1:
Nazwa broni: Krasnoludzkie ostrze
Rodzaj: Miecz
Typ: Oburęczny
Ostrość: 22
Wytrzymałość: 14
Opis: Miecz ten wykuty został z 60 sztabek stali a jego zasięg wynosi około 1,4 metra. Ostrze to wykonane zostało przez prawdziwych mistrzów kowalstwa w krasnoludzkim mieście Ekkerund.
Wymagania: Walka bronią sieczną [75%]

Broń 2:
Nazwa broni: Kostur z drewna
Rodzaj: kostur
Typ: oburęczny
Ostrość: 1
Wytrzymałość: 9
Opis: Wykonany z 70 kawałków drewna i zasięgu 1,8 metra.
Wymagania: Walka bronią obuchową [50%]

Broń 3:
Nazwa broni: Różdżka gromu
Rodzaj: różdżka
Zasięg: 50 metrów
Zaklęcie: Piorun kulisty
Opis: Wykonana z 50 kawałków drewna.
Wymagania: Używanie różdżek



Broń 4:
nic

Odzienie:
Nazwa odzienia: Szata nowicjusza
Rodzaj: zbroja miękka
Typ: szata
Wytrzymałość: 6
Opis: Uszyta z 100 kawałków Gelrothu. Chroni maga przed odpryskami jego własnych zaklęć. Ponadto zatrzymuje naturalną temperaturę ciała niezależnie od temperatury otoczenia.
Wymagania: Używanie zbrój miękkich


Pas:



Statystyki postaci:


Specjalizacje:

Umiejętności nabywane:

Umiejętności rasowe:

Magia:
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 02 Październik 2011, 20:41:54
Konie stały grzecznie zaraz obok bramy Gildii. Za uzdy trzymał je jeden ze stajennych i wyraźnie niecierpliwił się ociąganiem się młodzieńców. Gdy nowicjusz i adept podeszli bez słowa wręczył im uzdy po czym odszedł, nie zaszczycając ich spojrzeniem
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 02 Październik 2011, 20:43:21
- Gbur - prychnął i wskoczył zręcznie na rumaka. Kary koń prezentował się niezwykle dumnie, ale były Kruk nawet nie chciał się w tym momencie tym zachwycać. Z oczekiwaniem patrzył na Darlenita. Z chęcią wyjechałby sam, ale pewnie dostałby burę od Zelerisa.
- Pospiesz się - pogonił kompana.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 02 Październik 2011, 20:59:12
Cierpliwości - mruknął mauren. Było widać, że niezbyt lubił Diomedesa. Dosiadł konia i wyprzedził nowicjusza...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 06 Październik 2011, 17:20:40
- Nożesz kurwa - zaklął bardzo subtelnie. Zreflektował, że rudy to faktycznie nie kolor, a charakter. Najwyraźniej go zwiodła, bo nigdzie tu nie widział tawerny. Szkoda, że nigdzie nie mógł dostać tak rzetelnych informacji, jak właśnie w karczmie, gdy wcześniej napoi się kogoś piwem. Widać było, że nie może ufać kobietom, tak więc o drogę postanowił zapytać mężczyzny. Zauważył takiego, który wyglądał, że zna się na rzeczy. Był tęgi i barczysty, a jego bujny wąs (kontrastujący z niezbyt bujnymi włosami na głowie) sugerował, że często macza go w pianie piwa.
- Eee, przepraszam bardzo, ale przyjechałem tu z daleka i szukam jakiegoś dobrego miejsca na nocleg - zaczął. - Mógłby mi pan wskazać, gdzie takie znajdę? - miał nadzieję, że ów facet udzieli mu prawdziwych informacji. Wielokrotnie przekonywał się, że mężczyźni zazwyczaj są szczersi od kobiet.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 06 Październik 2011, 19:30:01
Darlenit

Czarnoskóry adept ruszył więc tam, gdzie jak się orientował, powinien znajdować się port. Dotarł tam po kilkunastu minutach i udało mu się nawet ani razy nie zgubić drogi. Może to dlatego, że pamiętał kierunek, który wskazywał drogowskaz. Albo po prostu czuł zapach ryb. Właśnie ów zapach był czymś, na co zwracało się uwagę najpierw wkraczając na przystań. Nie powinno to jednak nikogo dziwić, wszak miasteczko to zajmowało się połowem ryb. Gdy Darlenit podszedł do nabrzeża dostrzegł wody delty rzeki. Jego wyostrzony zaklęciem wzrok pozwolił mu jednak spojrzeć dalej. W oddali widać było miejsce, gdzie rzeka wpadała do morza. Lecz morze nie było takie, jakie być powinno. Młodzieniec widział pasmo bladej, zielonkawej mgły. Oparów o bardzo niezdrowym wyglądzie. To była ta słynna klątwa Valfden, zesłana przez podstępnego Meaneba. Ona między innymi izolowała wyspę, uniemożliwiając podróż na pomiędzy wyspa i kontynentem w sposób konwencjonalny.
Ludzie pracujący na przystani zajęci byli przeładowywaniem jakiś skrzyń, rozplątywaniem sieci, wrzeszczeniem na podwładnych i ładowaniem beczek z rybami na wozy. Byli zajęci codzienną pracą na przystani. Rzecz jasna, rozmawiali przy tym, lecz były to rozmowy typowe dla zabicia czasu. Nic ciekawego nie można było z nich podsłuchać.

Diomedes

Tymczasem drugi wysłannik Gildii Magów próbował dowiedzieć się gdzie jest karczma. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z tym, ze zapewne chciał się napić i nic nie robić. On pracował! Zapytany mężczyzna wpierw spojrzał na nowicjusza ze zdziwieniem. Widocznie w pierwszej chwili nie wpadł na to, ze chodzi mu o karczmę. W końcu w karczmie to pił, a nie szukał noclegu. Lecz już po chwili jego zwoje mózgowe przeanalizowały pytanie dogłębniej.
- Ha! - odparł. Miało to pewnie jakieś znaczenie, lecz niejasne dla nowicjusza. - To musisz chopie iść do Harwina! - odparł, lecz to jeszcze nie była pełnia informacji. - On ma karczmę. Tam ma piwo, łóżka i piwo. A to bedzie tam. - wskazał jedną z uliczek. - Pódzie tędy i lewo potem. Na pewno trafi. - z zadowoleniem uśmiechnął się, ukazując wszelkie braki w uzębieniu.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 06 Październik 2011, 20:35:08
I tu też nic? Bogowie mi nie sprzyjają dzisiaj - narzekał w myślach mauren. Myśli kłębiły się w jego głowie, ale nic ciekawego nie wymyślił. Wrócił więc do drogowskazu. Przyglądając się mu, uśmiech zawitał na jego twarzy. Zastanawiał się, jakież to problemy spotykają Diomedesa. Podniósł głowę wyżej - i wpadł na pomysł. Skierował swe kroki na wschód - na posterunek milicji. Może oni będą mieli jakieś informacje?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 08 Październik 2011, 12:02:09
Diomedes miał szczerą nadzieję, że w końcu uzyskał rzetelne wskazówki. Poszedł więc ochoczo wskazaną drogą. Skręcił w lewo, gdy trzeba było i przeszedłszy kilka kroków począł rozglądać się za czymś, co mogłoby być szyldem karczmy Harwina. Od tego łażenia po mieście robił się znużony. Naprawdę chętnie napiłby się piwa, a jeśli jeszcze można by to było połączyć z wydobyciem jakichś informacji, to byłby wniebowzięty.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 08 Październik 2011, 13:30:38
Darlenit

Czarnoskóry adept udał się zatem na posterunek. Dziwnym było, że nie poszedł tam od razu, w końcu było to miejsce najbardziej oczywiste. Tutejsza milicja musiała zostać powiadomiona o zaginięciu. Droga na posterunek zajęła maurenowi kilkanaście minut. Po drodze, tego że uliczki miasteczka były swoistym labiryntem, adept nie zgubił się. Cóż, w końcu nazywał siebie "tropicielem". Coś to musiało dawać. Posterunek milicji okazał się budynkiem, co było doprawdy szokujące. Co więcej, budynek ów był mniejszy od przeciętnej karczmy, lecz zbudowany został dość solidnie - z kamienia. Z zewnątrz można było stwierdzić, że posiada piwnice, gdzie znajdują się cele. Pozwalały się tego domyślić grube kraty widocznie nad brukiem. Szczelina nimi wypełniona była wąska, więc nikt nie miał szansy przez nią się przecisnąć, nawet po wyłamaniu krat. Pytanie zatem się nasuwa "Po co wbudowano te kraty?". Odpowiedź była oczywista i powiedział by ją każdy pracownik tego, jakby nie patrzeć, urzędu. A brzmiała ona "Tradycja!"
Mauren wszedł zatem na posterunek. O dziwko żaden strażnik nie stał przed wejściem. Wewnątrz budynek nie prezentował się zbyt okazale. Pomieszczenie do którego wszedł adept zdawało się być swoistym połączeniem korytarza, poczekalni i gabinetu. Zawierało kilka drzwi, prowadzące do innych pomieszczeń, co było cecha korytarzy. Stały w nim krzesła pod ścianami, co charakteryzowało poczekalni. Zaś przy przeciwległej ścianie korytarzo-poczekalnio-gabinetu stało biurko, za którym siedział jakiś mężczyzna. Cecha gabinetu. Gdy człowiek usłyszał kroki Darlenita, podniósł głowę. Był to mężczyzna w średnim wieku. Siwiejące włosy zdradzały pracę w nieustannym stresie, co potwierdzała twarz pokryta zmarszczkami. Symbole na uniformie informowały, ze jest on dowódcą tego posterunku. Jego mina zaś zdradzała niezadowolenie z widoku gościa.
- Karczma jest nieco dalej. - warknął i wrócił do przeglądania papierów na biurku.


Diomedes

Tymczasem na Diomedesa została rzucona pogarda. Mężczyzna nie był chyba zachwycony tym, że po pierwsze, nowicjusz przez dłuższą chwilę stał jedynie i gapił się skretyniałym wzrokiem, a po drugie, nie podziękował. Wąsacz odszedł więc, nie zaszczycając Diomedesa spojrzeniem. Jednak jego informacje okazały się właściwe. Po krótkiej wędrówce po uliczkach miasteczka, chłopak odszukał cel swego życia - karczmę! Szyld z napisem "U Harwina" wisiał nad drzwiami prowadzącymi do budynku, który był zaskakująco mało obskurny. Z wewnątrz dochodziły odgłosy sugerujące liczne rozmowy, oraz tęgie picie piwa. Po wejściu do środka okazało się, że wstępne przypuszczenia okazały się prawdziwe. Po pierwsze, karczma była całkiem przytulna i porządna. Daleko jej było do brudnych lokali, gdzieś z mrocznych alejkach w okolicach portów, które zwykle się kojarzą z nadmorskimi tawernami. Po drugie, prowadzono tutaj liczne rozmowy. Wiele stolików było zajętych i przy każdym z nich ktoś z kimś o czymś rozmawiał. Stolików zaś było około piętnastu. Po trzecie, goście tego przybytku pili piwo. Wystrój tawerny był dość typowy. Po jednej stronie znajdowała się długa lada, za którą karczmarz wycierał szmatką szklankę. Stoliki zajmowały pozostałą część sali. Obite drewnem ściany zdobiły elementy nadające morski klimat. Suszone rybie łby, całe ryby, koła sterowe... pod sufitem wisiała sieć rybacka.
 
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 08 Październik 2011, 15:06:26
Przepraszam, ale chyba mnie pan z kimś pomylił. Przybyłem tutaj dzisiaj ze stolicy w sprawie grupy nowicjuszy Gildii Magów, którzy zaginęli tutaj. - Darlenit nie był zachwycony tonem jakim urzędnik do niego przemawiał, co więcej, sądził, że został pomylony z poszukiwanymi nowicjuszami
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 10 Październik 2011, 17:17:54
Darlenit wyraźnie zobaczył po twarzy milicjanta, że zacisnął on zęby z gniewu. Oderwał wzrok od przeglądanych papierów.
- Słuchaj no... niewiele mnie obchodzi kim jesteś i skąd przybyłeś. Wiem o tych waszych nowicjuszach, a jakże! Ale nie mam na to czasu! Niech ta twoja Gildia zwerbuje mi więcej ludzi, to zajmę się tą sprawą. Obecnie jest ich niewystarczająco, abyśmy mogli zajmować się wszystkim na raz.- westchnął, jakby ten wybuch gniewu i wyrzucenie z siebie frustracji nieco go ostudził. - Zróbmy to tak. Ja przejże raporty i poszukam wzmianek o tych zaginionych. A ty, w ramach swoistej przysługi, pomożesz moim chłopcom w patrolu. Pasuje? - widać było, że funkcjonariusz nie jest zły. Mógł być nawet skory do pomocy. Po prostu był przepracowany.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 10 Październik 2011, 18:35:52
Dobrze więc. Kiedy mamy wyruszyć? - odrzekł krótko Darlenit. Nie miał zbytnio ochoty na "spacery", ale nie miał również zamiaru błagać/żądać informacji wbrew woli urzędnika.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 11 Październik 2011, 16:02:10
Zupełnie jak na komendę zza jednych drzwi wyszła dwójka milicjantów. Różnili się od siebie w sposób dość skrajny. Jeden z nich był człowiekiem wielkim. Bynajmniej nie ze względu na jakąś specjalnie rozbudowaną tkankę mięśniową. Powodem jego rozmiarów była tusza. Mimo rozmiaru był oczywistym atutem miejskiej milicji. Szarży takiej osoby mało kto mógłby się przeciwstawić. Drugim funkcjonariuszem był mały człowieczek (to znaczy był najprawdopodobniej człowiekiem), wyglądający jak skrajnie wychudzony krasnolud bez brody. Gdyby nie miał na sobie munduru można by go raczej wziąć za pijaczka spod karczmy. Siedzący za biurkiem dowódca oznajmił.
- ÂŚwietnie. To kapral Nobby Nobbs i sierżant Bodb Aberhaizer. Chłopcy, ten tutaj pomoże wam w patrolowaniu. Zadbajcie, aby poznał ile mamy pracy... - Nobby i Bodb błysnęli kompletem zepsutych zębów w czyms co miało być uśmiechem. Po tym bez słowa wyciągnęli czarnoskórego adepta z posterunku. 
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 11 Październik 2011, 16:40:39
Nobbs? :D

Diomedes był zadowolony wystrojem tawerny. Nie była taka, jak te brudne, cuchnące karczmy portowe, gdzie człowiek musiał patrzyć pod nogi, by nie wdepnąć na zdychające stosy szczurów. W duchu podziękował też, że nie unosi się tu zbyt wiele pyłków; jego nos był bardzo wrażliwy. Przechodził wśród hulających i pijących ludzi. Atmosfera była niezwykle swojska i przyjazna. Tu kufel poleciał na ziemię, tu jakaś para pijanych tancerzy wiła się po parkiecie lub po stole, a gdzie indziej chłystki próbowały się w siłowaniu na rękę. Jak w każdej tawernie, z tą różnicą, że ta była zadbana. Karczmarz z uśmiechem wycierał ladę i rozmawiał z jakimś załamanym chłopiskiem, co go najwyraźniej babsztyl rzucił. Tu Diomedes zreflektował, że barmani musieli posiadać naprawdę rozległą wiedzę na temat odwiedzających ich gości. W  końcu to tutaj przychodzili się wspólnie radować lub samotnie smucić i wszystko to odbywało się w towarzystwie alkoholu, który jak wiadomo sprawia, że człowiek staje się bardziej szczery. Diomedes przysiadł się do rozżalonego mężczyzny, który topił swe smutki w szklance whisky. Jej przyjemny aromat szczypał nozdrza Nivellena, ten jednak na razie nie chciał ulec pokusie. Skinął na karczmarza.
- Chciałbym porozmawiać o pewnych specjalnych usługach... - analizując to, co powiedział i przyglądając się zdziwionej minie barmana, pacnął się w czoło i sprostował natychmiast. - Nie, nie o dziewki chodzi! Informacje mi potrzebne. Konkretne i tanie. Lub darmowe, jeśli łaska. Nie przychodzę tu w byle sprawie. - zakończył i zmierzył karczmarza wzrokiem pewnego negocjatora.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 11 Październik 2011, 16:51:02
Darlenit zaś, zamiast obijać się po karczmach musiał patrolować miasteczko z dwójką niezbyt rozgarniętych milicjantów. Wychodząc przed posterunek, żegnany przez krzywy uśmieszek faceta za biurkiem, odetchnął świeżym powietrzem. W miarę świeżym.
 To prowadźcie, panowie[/b] - odrzekł. Miał nadzieję, że patrol zleci szybko...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 11 Październik 2011, 18:06:29
Diomedes

Mina karczmarza bynajmniej nie była zdziwiona, gdy młody nowicjusz powiedział pierwsze słowa. Ileż to razy biedny barman musiał wskazywać drogę napaleńcom do najbliższego zamtuza, albo też dziwek pracujących "w terenie". Lecz następne słowa Diomedesa sprostowały sprawę. A szkoda, obserwowanie takiej pomyłki, jak i młodzieńca wijącego się, aby wyjaśnić całą sprawę z pewnością byłyby zabawne. Karczmarz zamyślił się. Teraz Diomedes mógł zobaczyć, że mężczyzna ów musiał żyć w stresie. Albo też ostatnie dni były bardzo stresujące. Zdradzał to wyraz oczu karczmarza. Na tyle, na ile młody nowicjusz mógł to rozpoznać. Mężczyzna przestał wycierać szklankę i nachylił się nad blatem.
- Ludzie tutaj nie lubią dzielić się sekretami. Szczególnie z obcymi. - syknął przez zęby. Tak aby nie zostać usłyszanym przez pozostałych gości lokalu. Trudne to nie było z racji, ze owi klienci właśnie zapijali się do nieprzytomności.

Darlenit

"Niezbyt rozgarnięci milicjanci" niemal wypchnęli adepta z posterunku. Właściwie zrobił to sierżant Bodb, gdyż mały Nobbs raczej sam zostałby wepchnięty do budynku przez stojącego Darlenita. Chyba ze ten byłby zbyt obrzydzony, aby dotknąć kaprala, co w sumie było całkiem zrozumiałe. Zaraz po opuszczeniu posterunku Nobbs pogrzebał w małej sakiewce noszonej u pasa i wydobył z niej kawałek zwiniętego, brudnego i bardzo pogiętego papieru. Czarnoskóry adept zorientował się co to właściwie jest w chwili, gdy milicjant wsadził sobie ów zwitek do ust i zapalił jeden z jego końców maleńkim krzesiwem. Zaciągnął się obficie dymem po czym podał papierosa Bodbowi. Grubasek w uśmiechem również się zaciągnął i przekazał skręta Darlenitowi.
- To co, młody. - zaczął Nobbs. - Czym tak wkurzyłeś starego, że kazał ci nam pomagać? Albo raczej... czym tak go wkurzyłeś i kim jesteś, że nie wtrącił cie za to do celi, hę? - zapytał szturchając przyszłego maga placem w pierś. Na szacie Darlenita w tym miejscu pozostawił brudna plamkę.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 11 Październik 2011, 19:11:27
Darlenit odruchowo przetarł plamę ręką, chcąc ją zetrzeć. I tu popełnił błąd - to co było na szacie w części znajdowało się teraz na dłoni maurena. Próbując ukryć zniesmaczenie odrzekł na pytanie:
 Poszliśmy na układ. Więcej nie musicie wiedzieć. Chodźmy
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 11 Październik 2011, 20:03:16
Diomedesa zdziwiło zachowanie karczmarza. Z reguły byli chętni do dzielenia się informacjami. Oczywiście za drobną opłatą. Młodzieniec zmarszczył czoło i spojrzał przymrużonym wzrokiem w zaniepokojone oczy karczmarza. Między nimi dwoma dało wyczuć się pewne napięcie. Barman wyraźnie czekał, aż nowicjusz coś odpowie. Diomedes nie chciał odstąpić, dlatego też nie zważał na podejrzaną reakcję swojego rozmówcy i spokojnym, uspakajającym lecz zarówno poważnym głosem powtórzył:
- Jak już mówiłem, to naprawdę ważne. Może pana to mało obchodzić, ale od tego może zależeć życie. - powiedział, nie wiedząc, czy nie zdradził aby za nadto stresujących szczegółów. Miał nadzieję, że karczmarz nie zareaguje paniką. - W ostateczności - dodał i wskazał na podzwaniający przy każdym jego ruchu mieszek. - Mogę zapłacić.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 11 Październik 2011, 20:55:02
Darlenit

Człeczyna jedynie prychnął. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie swojemu towarzyszowi. Widocznie obaj mieli wiele razy do czynienia z podobnym traktowaniem.
- Ruszamy. - burknął Bodb. Zręcznie wymanewrował swoim ogromnym cielskiem tak, aby skierować się wzdłuż ulicy. Położył dłoń na rękojeści miecza, jakby ten gest miał dodać mu nieco dostojnego wyglądu. I rzeczywiście, sunął wśród przechodniów dostojnie niczym barka dumnie płynąca po kanale lub rzece. Z jego lewej strony kroczył Nobby. Raz jeszcze można było podziwiać jak bardzo różnili się oni z wyglądu. Kapral Nobby popalał papierosa dzieląc się nim z sierżantem i pogwizdywał wesoło. Znaczy się "chyba pogwizdywał", gdyż to co wydobywało się spomiędzy jego warg brzmiało bardziej jak plucie.

Diomedes

Barman już chciał odegnać upierdliwego nowicjusza. Lecz w ostatniej chwili powstrzymał się. Zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem. Jego szatę, jako ukazującą kim on właściwie jest. Jego miecz, który wyglądał na bardzo skuteczny przyrząd w kontaktach międzyludzkich. I samą postawę nowicjusza, która zdradzała, ze potrafi on ów miecz wykorzystać do czegoś więcej niż popisywanie się przed panami, czy też otwierania butelek piwa (którego to technikę opracowali okoliczni milicjanci). Karczmarz odwrócił się plecami do nowicjusza. Gmerał coś przy beczce z piwem. Dał się słyszeć apetyczny chlupot. Gospodarz zwrócił się ponownie twarzą do nowicjusza i postawił na blacie kufel piwa, który przysunął do Nivellena.
- Na koszt firmy. - powiedział tylko. Było to dość dziwne, że karczmarz ot tak częstuje piwem obcego człowieka. Lecz bystre oko nowicjusza dostrzegło że pod kuflem leżał złożony kawałek papieru.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 11 Październik 2011, 21:11:08
Diomedes zarechotał pod nosem i wykrzywił swoją twarz w podłym, typowym dla niego uśmieszku. Wyszeptał coś, co brzmiało jak "dzięki" i położył dwie dłonie na ladzie. Gdy podnosił prawą kufel, lewą błyskawicznie zgarnął zwitek papieru i zamknął go w pięści. Mrugnął przyjaźnie do karczmarza i łyknął piwa. Miał nadzieję, że Darlenit nie pozna, że pił, no ale z drugiej strony przecież nie mógł odmówić takiej uprzejmości. Gdy skończył, stłumił beknięcie i dla zabawy próbował zdmuchnąć pianę z wąsów. Z głupotą, która była nieodłącznym elementem jego żywota (choć objawiała się zazwyczaj tylko w prostych czynnościach), wdmuchnął sobie część piany do nosa i kichnął siarczyście. Zaczerwienionymi oczami uśmiechnął się przepraszająco do karczmarza i w końcu, nie mogąc się już doczekać treści zwitka, rozłożył papierek i łapczywie zaczął czytać jego zawartość.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 11 Październik 2011, 21:11:19
Ehhh.. - mruknął mauren. Już teraz wiedział, że trafił na "niefajne" towarzystwo. Idąc nieco z tyłu zaczął się przyglądać okolicom
 EOIAXI - szepnął. Wyostrzone zmysły mogły się przydać...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 12 Październik 2011, 16:25:14
Diomedes

Widząc co wyczynia nowicjusz, a w szczególności jego próbę zdmuchnięcia piany z wąsów, karczmarz pacnął się w czoło wykonując powszechnie znany gest słynnego kapitana o wspaniałej łysinie, który dowodził pewnym statkiem. Lecz nie skomentował tego, gdyż musiał obsłużyć innych klientów. Na skrawku papieru było nabazgranych kilka słów.

Za kwadrans na podwórku za karczmą.

Darlenit

Gdy czarnoskóry adept wypowiedział i aktywował zaklęcie jeszcze nie wiedział jaki błąd popełnia. Doszło to do niego po chwili. Konkretniej po tym, jak wiatr powiał od strony po której szedł Nobby. Walory zapachowe kaprala jasno  dowodziły, że dbanie o higienę nie jest jego priorytetem życiowym. Wyostrzony słuch Darlenita natychmiast pozwolił mu usłyszeć masę bezsensownych informacji. Jak choćby plotki o ostatnich atakach podagry miejscowego rzeźnika. Po kilku minutach patrolu do milicjantów i adepta podbiegła mała dziewczynka. Brudny, zasmarkany bachor złapał czarnoskórego za rękaw szaty.
- Pomogą panowie milicjanci? - zapytała nieco niewyraźnie. - Prosze, prosze, prosze... - przy każdym "prosze" szarpała rękaw szaty adepta. 
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 12 Październik 2011, 16:56:30
Panowie, co robimy? - zapytał z nadzieją milicjantów. Miał ogromną nadzieję, że się zgodzą. Widok dziewczynki chcącej pomocy łapał za serce. Mauren zwrócił się do dziecka:
 Co się stało?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 12 Październik 2011, 19:11:08
Diomedes zmarszczył czoło, próbując przeczytać poinstruowania. Wiedział już, że lekarze mają w zwyczaju bazgrać, ale żeby i karczmarze? To zadanie powoli zaczynało mu dostarczać nowych, niezbędnych do rozważań na tematy o sensie egzystencji informacji. Ze zdziwieniem zauważył u siebie wdzięczność dla Zelerisa, który go na nie posłał. Nie miał teraz jednak czasu na rozmyślania. Był człowiek raczej niecierpliwym, a że nie miał już nic w karczmie do roboty, to wolał zaczekać w miejscu wyznaczonym na spotkanie. To jest na podwórku za karczmą. Niezbyt romantyczna miejscówka, stwierdził. Ale też nie ubolewał nad tym, co on dziewka jaka niespełniona? Tak więc opuścił lokal i udał się za budynek. Do spotkania pozostało prawie całe 15 minut, tak też usiadł na ziemi i zabraną z ziemi gałązką począł bazgrać coś po ziemi.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 12 Październik 2011, 21:06:38
Darlenit

Mała dziewczyna zapłakana wtuliła się w szatę adepta, brudząc ją jeszcze bardziej. Człowiek rozsądny zdenerwowałby się na nią i ewentualnie odtrącił nogą. Ale mało który człowiek był tak naprawdę rozsądny, więc prawie każdy zacząłby się rozczulać. Nobbs i Bodb byli chyba takimi właśnie ludźmi, gdyż spełnili nadzieje Darlenita. Zatrzymali się i ochoczo zaczęli pytać dzieciaka co się stało.
- Uratujcie pana SchrĂśdingera! Proooooooosze! - zapłakał bachor. Jedną ręką tarł oczy, a druga wskazał jakiś zaułek.

Diomedes

Tymczasem Diomedes czekał na podwórzu karczmy. Kwadrans wydłużał się niemiłosiernie. Jednym zajęciem było obserwowanie mew latających na niebie, drapanie się po tyłku i wdychanie smrodliwej woni, która wydobywała się z kilku skrzyń ustawionych pod jednym z murów. Nagle młodzieniec poczuł czyjś wzrok. Odwrócił się zatem. Mniej więcej na środku podwórza siedział kot i wpatrywał się w chłopaka wielkimi, zielonymi oczyma. Patrzył z wyraźnym wyrzutem. Jakby chciał powiedzieć "Co robisz na MOIM terenie, człowieczku"? Było to niemiłe spojrzenie. Z tych straszliwych kłopotów Diomedesa uratował karczmarz, który wyszedł tylnymi drzwiami z gospody. Kot czmychnął w sobie tylko znane miejsce. Barman podszedł do chłopaka i rzekł.
- Przybyłeś w związku z tymi nowicjuszami, tak? - widocznie nie był tak głupi na jakiego wyglądał.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 12 Październik 2011, 21:10:46
Kot i Schrodinger, tak? ;]

- Słuszny wniosek - odpowiedział. - Widzę, że mam do czynienia z osobą, która potrafi obserwować. Dokładnie po to tu przybyłem. Będzie pan w stanie udzielić mi jakichś informacji na ten temat? - zapytał z nadzieją w głosie. Miał nadzieję, że całe to łażenie po karczmach będzie miało jakieś skutki. Stwierdził też, że smród ze skrzyń ustawionych pod murem jest jakiś taki podejrzany. Po rozmowie chciał je sprawdzić, tak z czystej ciekawości i dociekliwości.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 13 Październik 2011, 15:25:22
Darlenit ruszył w stronę zaułka.
 Nie idź za nami - rzekł, rzecz jasna do dziewczynki. Widząc ruszających za nim milicjantów przyśpieszył kroku. Miał nadzieję, że to przed czym należy uratować pana SchrĂśdingera nie będzie bardzo niebezpieczne...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 13 Październik 2011, 17:09:52
Diomedes

Karczmarz Harwin nawet nie zmienił wyrazu twarzy, słysząc pochwałę jego zmysłu obserwacyjnego. Za to rozejrzał się po podwórzu i nachylił konspiracyjnie.
- Wiem co się mogło stać z tymi nowicjuszami - powiedział niemalże szeptem. - Nie chciałem tego mówić tam, w karczmie. Oni mogą być wszędzie...- dodał tajemniczo, podtrzymując napięcie. - W tym mieście działa jakaś sekta, kult czy jakby to nazwać. Nie wiem o nich zbyt wiele. Czczą coś z morza. I składają temu czemuś ofiary... - jego głos robił się drżący. Przełknął ślinę. - Ofiary z dziewic i ludzi z darem. I... i... panie, oni porwali moją córkę! - złapał nowicjusza za szatę. - Uratuj ją! Proszę! - musiał być zdesperowany, co było też widać po jego roztrzęsionym głosie i błagalnej minie.


Darlenit

I ruszył dzielnie Darlenit na spotkanie złu. I przedarł się przez tłum, a za nim kroczyli zbrojni towarzysze! Minęli róg budynku i weszli do zaułku. Jaka groza zmroziła ich serca, gdy ujrzeli cóż tam jest. Nic dziwnego, że dziewczyna była aż tak przerażona. Aż tak lękała się o los pana SchrĂśdingera. albowiem groza z jaka miał się on zmierzyć była straszliwa. Darlenit wraz ze swoimi wiernymi kompanami w mig pojęli niebezpieczeństwo. Pan SchrĂśdinger, maleńki kilkumiesięczny kociak wszedł na wysokie drzewo i nie potrafił zejść! I kto go teraz uratuje?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 13 Październik 2011, 19:25:38
Ehhh - westchnął Darlenit. Takiego niebezpieczeństwa się nie spodziewał. Za pomocą telekinezy próbował zdjąć kocię z drzewa. Był przy tym dość delikatny, jeśli można tak powiedzieć.

//Ale ty masz pomysły <facepalm>
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 17 Październik 2011, 21:01:23
Diomedes w geście wyrozumienia położył dłoń na ramieniu karczmarza. Rozumiał jego ból i zmartwienie. Jego córka mogła teraz bezwładnie rozkładać się gdzieś na morzu. I to nie tylko w jednym miejscu. Bandy fanatycznych pogan były chyba najgorszymi możliwymi przeciwnikami. Człowiek nigdy nie mógł przewidzieć, co takiemu strzeli do głowy. Nie mniej jednak pewne było, że zbierają się gdzieś nad brzegiem morza. W końcu czcząc coś z morza przydałoby się z ów morzem mieć jakiś kontakt.
- Dziękuję za bezcenne informacje. Gdyby dowiedział się pan jeszcze czegoś, prosiłbym by mnie pan poinformował. Zostanę w tym mieście jeszcze przez dłuższy czas. I proszę się nie martwić, zrobię wszystko co w mojej mocy, by pomóc pańskiej córce. I nie tylko jej, ma się rozumieć. - powiedział z poważną miną, szczerym wzrokiem patrząc prosto w oczy zrozpaczonego karczmarza. - I niech pan na siebie uważa. - dodał z odcieniem grozy na twarzy. Przypomniał sobie o dziwnie śmierdzących skrzyniach ustawionych pod murem. Pożegnał barmana, który dostarczył mu informacji i udał się prosto do nich, by sprawdzić ich zawartość. Nie spodziewał się, żeby miało to jakoś pomóc mu w jego śledztwie. W końcu smród w miastach portowych był czymś całkowicie normalnym. Być może były to tylko jakieś gnijące ryby, czy inne paskudztwo, ale Diomedes chciał to sprawdzić. Po prostu czuł, że musi to zrobić.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 17 Październik 2011, 21:26:17
Darlenit

Czarnoskóry adept był istotnie delikatny. Lekko jakoby matka chwycił biednego kotka za sierść na grzbiecie i uniósł go w powietrze. Widok pomagającego kotu adepta Gildii z pewnością rozmiękczył serca najbardziej zatwardziałych przeciwników magów. Z ulicy głównej, z tłumu gapiów, dało się usłyszeć ciche "awww". Słowem, wszystko byłoby dobrze. Właśnie "byłoby". Gdyby nie to, że magiczne wzniesienie się bardzo nie spodobało się kotu. Mała, włochata bestia wpadła w istny szał. Zaczęła parskać i prychać wściekle. Szamotała się i wiła w telekinetycznym uścisku. I cięła pazurami powietrze. Młody adept z trudem utrzymywał kota w swej mocy. I gdy kot był już tuż tuż nad ziemią, już miał być bezpieczny... wyrwał się. Pech chciał, że wpadł właśnie na swego wybawiciela. W typowo koci sposób okazał swoją wdzięczność i podrapał go po twarzy i piersi. Rzecz jasna nie było to nic dotkliwego. Ale nikt nie powie, że kocie drapnięcia nie bolą. Po "podziękowaniu" Pan SchrĂśdinger zwiał za róg budynku.

Diomedes

Karczmarz skłonił się lekko. Otarł twarz rękawem, po czym wymamrotał podziękowania. Następnie, postał chwilę niezręcznie pocierając dłonie i wrócił do karczmy. Tymczasem Diomedes ruszył odkrywać mroczne sekrety skrzyń na podwórzu karczmy. Ach, cóż za odważny był ten młodzik! Bez wahania ruszył stawić czoło złu i siłom ciemności, kryjących się w pojemnikach. Cóż za odwaga! Bardowie opiewaliby ją w pieśniach, gdyby tylko byli jacyś świadkowie tych czynów. Młodzieniec podszedł do skrzyń. Wahając się położył dłoń na wieku jednej z nich. Myślał zapewne cóż może ona kryć. Mozę magiczną księgę  +100 do wszystkich zaklęć? Albo piracki skarb? Wieko przyciśnięte było cegłą, która miała zapewne uniemożliwić przypadkowe otworzenie się. Diomedes odrzucił ją więc i wspomniane wieko... i jakąż grozę dojrzał! Kształty tak przerażające, że aż nie do opisania! Poskręcane, wijące się robaki. Pełzały po obrzydliwych szczątkach ryb, oraz niewielkich kościach. Lecz nie to było najgorsze. Na samym wierzchu leżał martwy szczur wielkości małego psa. Truchło napęczniało i gniło. Widok był skrajnie wręcz obrzydliwy. Smród zaś był jeszcze gorszy. Młodzieniec otwierając skrzynię, otworzył legendarną puszkę Pandory, która jednak zamiast nieszczęść zawierała woń będącą kwintesencja obrzydliwości. Ten smród był czystym złem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 17 Październik 2011, 21:50:26
Nigdy więcej - mruknął mauren, stękając chwilowo z bólu. Utracił wiarę w koty. Zastanawiało go jedno - dlaczego kota opuszczał nad swoją głową? Jak to się stało? Jeden Dragosani wie. Zdy rany nieco się zasklepiły i przestały potwornie piec, Darlenit zwrócił się do towarzyszy:
 Chodźmy dalej, panowie
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 17 Październik 2011, 22:06:29
- Hm - mruknął sam do siebie, ogarniając wzrokiem wijące się niczym korzenie starego dębu robaki. - Jakby tak tu wpierdolić Darlenita... - rozmarzył się. Czym prędzej zatrzasnął skrzynkę i ułożył na niej precyzyjnie cegłę, która trzymała wieko na swoim miejscu. Paskudztwo obrzydziło Diomedesowi życie. Postanowił już nigdy, pod żadnym pozorem nie zaglądać do śmierdzących skrzyń ustawionych przy murach. No, ewentualnie mógł się kimś wyręczyć. Na przykład jakimś zupełnie przypadkowym maurenem w magicznej szacie. Nivellen stwierdził jednak, że nie ma czasu do stracenia. Należało poddać brzeg morza obserwacji, a że grupa szaleńczych sekciarzy mogła się okazać niesamowicie groźna, postanowił najpierw odszukać Darlenita.
- Daje słowo. Jak niczego się nie dowiedział, to wpierdolę do tej skrzynki. - mruknął do siebie i wrócił na miejsce, gdzie dwaj kompani się rozdzielili. Zastanawiał się gdzie mauren mógł pójść. Na dziwki? Możliwe. ÂŁowić ryby? Na pustyni chyba go nie nauczono. Diomedes rozmyślał, kto mógł posiadać jakieś informacje na temat porwań, przestępstw i tak dalej. Odpowiedź przyszła szybko. Straż miejska! Tam też postanowił się udać i zapytać o maurena. Nie było sensu czekać do wyznaczonego wcześniej momentu spotkania, kiedy było się w posiadaniu tak ważnych informacji. By uratować jak największą ilość osób, trzeba było działać szybko. I zorganizowaną grupą. Bohaterskie czyny może i są potem długo opiewane w licznych pieśniach przekazywanych przez wędrownych bardów, ale Diomedes stwierdził jednoznacznie, że od nieśmiertelnej sławy wolałby raczej długotrwałe życie. Poznaczone jak najmniejszą ilością siniaków, ran, złamań, odcisków po ugryzieniach i innych takich tam dupereli. Tak też rezygnując z wiecznej glorii i chwały, znów postanowił poradzić się okolicznych mieszkańców. Tym razem nie o budynek karczmy, a o posterunek straży miejskiej. Zaczepił przypadkowego przechodnia przeciętnej, niewyróżniającej się urody i zapytał:
- Przepraszam, mógłby mi pan powiedzieć, gdzie znajdę posterunek straży miejskiej?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 18 Październik 2011, 13:06:35
Darlenit

Bohaterski czyn Darlenita został pochwalony przez tłum gapiów. Pochwałą przybrała formę kiwania głowami z uznaniem. I rozejściem się bez słowa. Zza rogu dobiegł radosny krzyk dziewczynki, która odzyskała kota. Nobby klepnął adepta w ramię.
- Nieźle, młody. - pochwalił. - Ale ja na twoim miejscu po prostu potrząsnąłbym drzewem... - stwierdził po namyśle. Sierżant Bodb kiwnął głową, aby ruszali dalej. Należało w końcu zając się dalszymi problemami mieszkańców. I jeden z ów problemów nadszedł dość szybko. Milicjanci i adept usłyszeli wrzaski dwójki ludzi. Idąc za nimi trafili na targ. Tam byli świadkami dość groźnej sytuacji. Dwójka kupców kłóciła się zażarcie. Jeden z nich był zapewne sprzedawcą ryb. ÂŚwiadczył o tym wielki dorsz, którego trzymał w dłoni. Zapewne z zamiarem zdzielenia rybą drugiego kupca. Ten zaś najwyraźniej zajmował się handlem warzywami. Również on trzymał jeden zw swoich towarów w charakterze broni. W tym przypadku był to wyjątkowo wielki ogórek.Powodem sporu zdawało się być miejsce na targu. Obaj mężczyźni najwyraźniej wybrali to samo.

Diomedes

Zupełnie przypadkowy przechodzień, o przeciętnej i niewyróżniającej się urodzie zatrzymał się. Tak z reguły ludzie robią, gdy ktoś pyta ich o drogę. Zatrzymują się, aby ją wyjawić. Tyle ze na tym etapie zakończyło się "zwyczajne" zachowanie. Mężczyzna rzucił na Diomedesa przerażone spojrzenie. Zaśmiał się nerwowo, tak jakby chciał je ukryć. Wyszło to beznadziejnie.
- Posterunek straży miejskiej? Hehe. - odparł. - U nas nie ma straży miejskiej. Jest milicja! Hehe! - zażartował błyskotliwie. - Ale to będzie tam. - wskazał jedną z uliczek.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 18 Październik 2011, 22:09:40
 Ale czy wtedy wyglądałoby to tak efektownie? - odpowiedział milicjantowi mauren. Retorycznie. Sam dobrze wiedział, że magia daje różne możliwości i każda z nich jest mniej lub bardziej efektowna. I efektywna. Tak zakończył się incydent z kotem, trzeba było iść dalej. Młodego adepta zastanawiały losy Diomedesa. Jednak na rozmyślania nad ciekawymi sposobami skrzywdzenia owego człowieka przez innych nie było czasu - patrolujący dotarli na targ. Darlenit przystanął i przyjrzał się sytuacji.
 Nie wygląda to ciekawie, jakie rozwiązanie proponujecie, panowie? - zapytał
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 20 Październik 2011, 16:20:49
Darlenit

- Siłowe. - odparł natychmiast Nobby, uśmiechając się niemal bezzębnie i wyłamując sobie palce. Ewidentnie szykował się do interwencji.
- Zignorujmy to. - zaproponował Bodb, który najwyraźniej nie miał zamiaru wykłócać się z kupcami. Jednak obaj spojrzeli na Darlenita. Widocznie wierzyli w prawo większości i to do niego należała decyzja, czy poprze którąś stronę, czy też sam coś wymyśli.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 20 Październik 2011, 17:52:18
Cieszę się, że zgadzacie się ze mną, że najlepiej będzie porozmawiać - odrzekł mauren - Niech jeden z was podejdzie do jednego kupca, a drugi do drugiego. Stanę po środku i będę rozmawiał. Zaufajcie mi - rzekł. I jak powiedział, tak zrobił. Przyspieszonym krokiem doszedł do kupców, akurat gdy nieco odsunęli się od siebie. Spokojnym, donośnym głosem wypowiedział:
 Dość! Co tutaj się dzieje?

//Jakbyś miał wątpliwości co do tego, że milicjanci się zgodzą, to uwzględnij perswazję
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 20 Październik 2011, 18:02:58
Darlenit

Nobby jedynie wzruszył ramionami i z wielka łaską podszedł do kupca z rybą. Bodb spochmurniał i stanął obok sprzedawcy warzyw. Obaj kupcy natychmiast zamilkli i z niepokojem spojrzeli na milicjantów. Ten od ryb wyraźnie odsunął się kaprala. Powód był chyba jasny.
- On zajął mi miejsce! - wykrzyknęli równocześnie wskazując oponenta palcem. Gdy zorientowali się, że powiedzieli to samo w jednym momencie obrzucili się zabójczymi spojrzeniami, i niemal skoczyli na siebie. Powstrzymała ich zapewne jedynie obecność milicji.


// Nie musisz mi dawać rad.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 20 Październik 2011, 19:48:13
Spokojnie. Zaraz wszystko obgadamy - stwierdził Darlenit. Zwrócił się następnie do kupca z rybą:
 Proszę opowiedzieć swoją wersję wydarzeń

//ÂŹle zrozumiałeś moje intencje. Ja chciałem rozwiać ewentualne wątpliwości, nie cię pouczać
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 20 Październik 2011, 20:36:27
Darlenit

Kupiec z rybą najwidoczniej poczuł się ważny, gdy został zapytany jako pierwszy. Jego mina złagodniała, już nawet prawie odłożył broń obuchową w postaci dorsza. Lecz spojrzał na swojego oponenta i gniew powrócił.
- Ten skurwiel chciał zająć mi miejsce! - wrzasnął. - Przyjechałem jak zawsze na targ. Chciałem wyładować towary. A ten imbecyl władował się obok i wykładał swoje śmieci na MOIM miejscu!- słowa podkreślał machaniem dorszem. Było to nieco niebezpieczne z racji, że ryba mogła mu się wyślizgnąć z ręki i trafić niewinnego przechodnia. 
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 20 Październik 2011, 20:57:31
- Dzięki - odpowiedział z uśmiechem. Nie zwrócił uwagi na podejrzane, trochę irytujące zachowanie przechodnia, nie miał na to ani czasu, ani ochoty. Z zapałem godnym krowy galopującej do rzeźni, ruszył w stronę wskazaną przez chichrającego się z diabeł wie czego, przechodnia, którego zaczepił. Miał szczerą nadzieję, że tym razem też dostał rzetelne wskazówki, nie cierpiał się wracać i szukać drogi od nowa, a czas naglił.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 20 Październik 2011, 20:58:25
Władował się obok i wyładowywał towary na twoim miejscu? - mauren nie do końca zrozumiał, lecz stwierdził, że należy spytać drugiego kupca. Więc spytał:
 Czy zgadzasz się z jego wersją? Jeżeli nie, opowiedz proszę swoją
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 21 Październik 2011, 20:26:58
Diomedes

Droga wskazana przez przechodnia zdawała się być właściwa. Jednak był pewien problem. Młody nowicjusz bowiem nie spieszył się. Wręcz szedł bardzo niespiesznym tonem. Niczym krowa do rzeźni. Tak więc, jak można było się spodziewać, dotarł na posterunek w czasie czterokrotnie dłuższym, niż w przypadku normalnego tempa. To, że Diomedes odnalazł posterunek, zdradzało kilka szczegółów budynku. Po pierwsze, kraty w niewielkich otworach tuż nad brukiem ulicy. Po drugie, solidna budowa posterunku. Zbudowany był z kamienia. Po trzecie, nad wejściem wisiała tabliczka wyjawiająca funkcję budowli.

Darlenit

- No przecie mówie - burknął w odpowiedzi handlarzy ryb. Na te słowa został obrzucony morderczym spojrzeniem "warzywniaka". Jednak ten natychmiast zaczął odpowiadać Darlenitowi.
- Przyjechał żem coby ogóry i ziemniaki sprzedać. Jak we poniedziałki, środy i piątki, od lat wielu. I chce sie wyładować, kiedy ten chuj wpieprza mi się w miejsce. No kurwa! - opowiedział swoją wersję wydarzeń.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 21 Październik 2011, 21:51:44
//Wiedziałem, że tak będzie ;p

Zaraz, zaraz, jaki dzisiaj dzień tygodnia? - Darlenit już wiedział. Kupcy przybywali na targ co drugi dzień, na przemian. Tym razem przybyli oboje
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 21 Październik 2011, 21:58:48
Diomedes odetchnął z ulgą, gdy zauważył, że tym razem nie zrobiono go w konia. Przyjrzał się krytycznie budynkowi, który bez wątpienia służył w tej portowej mieścinie za ostoję prawa i sprawiedliwości. Ta, pomyślał. A w środku pewnie grają sobie w karty przy flaszeczce jakichś tanich szczyn. Zawsze darzył pewną pogardą służby miejskie. Nigdy jeszcze nie zauważył takiego, który naprawdę czuł się w tej pracy dobrze. Większość zazwyczaj unikała kłopotów i tylko sprawiała wrażenie, że patroluje teren i dba o bezpieczeństwo. Tego Diomedes nie cierpiał najbardziej. W pewnym sensie im zazdrościł - też chciałby otrzymywać wynagrodzenie za regularne i sumienne opieprzanie się. Niestety nie miał takiej możliwości i aktualnie miał sporo na głowie. A jeden z problemów był bardzo blisko rozwiązania, dlatego Diomedes chciał się go pozbyć, nim się skomplikuje. Wszedł po niskich, brudnych schodkach i bez pardonu otworzył wejście do budynku. Za biurkiem siedział jakiś naburmuszony milicjant ze spojrzeniem skurwysyna. Z wymuszonym uśmiechem zaczął rozmowę.
- Witam pana. Poszukuję pewnego maurena w szacie podobnej do tej mojej. Może zjawił się w czasie jakichś ostatnich dwóch, trzech godzin tutaj, na posterunku?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 22 Październik 2011, 11:15:23
Darlenit

Kupcy i milicjanci spojrzeli na adepta dziwnym wzrokiem. Jakby uznali go za osobę... niezorientowaną w otaczającym go świecie.
- Piątek... - mruknął Nobby, na co natychmiast odezwał się sprzedawca ogórków i ziemniaków.
- No! Piątek! Wypieprzaj z mojego miejsca, tępy gburze! - wrzasnął do handlarza ryb. Ten ledwo powstrzymał się, aby nie zdzielić go dorszem. Zamiast tego pogrzebał w kieszeniach swoich łachów. Wyciągnął jakiś zwitek pogniecionego papieru.
- A to to niby co, kurwa? - zapytał grzecznie machając zwitkiem przed adeptem i "warzywniakiem". Darlenit mógł na papierze dostrzec kilka słów. Było to pozwolenie na sprzedawanie towarów na targu.

Diomedes

- Karczma jest dal... - zaczął funkcjonariusz. Lecz przerwał, gdy podniósł wzrok i spojrzał na Diomedesa. - Kolejny z Gildii, co? Dużo was tu jeszcze przypełznie? - zapytał, lecz nie czekając na odpowiedź dodał. - Tak, widziałem maurena. Był tu i pytał. Wysłałem go z moimi chłopcami, aby pomógł im w patrolu... mało ludzi mam. - wytłumaczył się. Wyciągnął z szuflady jakieś papiery. - Znalazłem nieco informacji o tym czego szukał. - wyjaśnił, lecz nie podał dokumentów nowicjuszowi.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 22 Październik 2011, 12:07:57
Spokojnie - rzekł Darlenit - Od jak dawna i w które dni tygodnia przybywasz tu ze swoimi rybami? - zapytał handlarza z dorszem w ręku
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 22 Październik 2011, 15:24:33
Darlenit

- Zobaczy pan! - odparł mężczyzna z dorszem wciskając dokument w ręce maurena. - Tak so te... no... lytery! - zakomunikował fakt niezwykle zaskakujący. Na dokumentach są litery! Zezwolenie wydane było przez zarządcę targu. I istotnie uprawniało do wykorzystywania wskazanego miejsca przez pięć dni w tygodniu. W tym piątek. Słowem, albo dokument był podrobiony, co raczej było mało możliwe, albo też sprzedawca warzył łgał bezczelnie. W sumie to nie dziwne. W końcu to kupiec
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 22 Październik 2011, 16:40:17
Dobrze, czy taki dokument posiadasz również ty? - zapytał mauren drugiego kupca. Jednocześnie szukał na dokumeńcie dat. Daty wydania dokumentu oraz daty końca ważności. Pierwszy wniosek mógł być mylny, bo Dragosani tak chciał...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 22 Październik 2011, 16:52:49
Darlenit

Dokument został wydany na "czas nieokreślony". Czyli zapewne na tyle, przez ile czasu sprzedawca ryb będzie płacił podatki. Albo chociaż daje w łapę zarządcy targu. Co w sumie dla samego kupca nie stanowiło wielkiej różnicy. I to i to było bowiem zbrodniczo wysokie.
- No! To moje miejsce! Mam dokumnent! - stwierdził sprzedawca ryb, przewidując swoją wygraną. Natomiast handlarz warzywami zdawał się próbować wycofania, gdy mauren był zajęty czytaniem papieru. Teraz zatrzymał się i spojrzał niepewnie na adepta.
- Ten... hehe... -  odpowiedział inteligentnie. - Hehe... to ja już pójdę. Albo... moze chce pan kupić ogóry? Okazyja! Nanisza cena i najlepsiejsza świeżość! - zmyślnie próbował wybrnąć ze swojej sytuacji.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 22 Październik 2011, 17:56:25
Panowie co robimy? - zapytał mauren milicjantów. Sam nie wiedział, czy wypuścić kupca, czy jednak go pochwycić. Stwierdził również:
 Dokument jest prawdziwy, handlarz ryb ma rację - oddał dokument kupcowi
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 22 Październik 2011, 22:14:31
- Będę zobowiązany - powiedział, wyciągając rękę w stronę komendanta. Wyraźnie oczekiwał, aż ten użyczy mu dokumentów lub słownie przekaże informacje. Czuł pewną ulgę z powodu tego, że posterunek był niemalże całkowicie opustoszały.
- Też zdobyłem pewne informacje. Dlatego chciałbym porozumieć się z moim partnerem. Mógłby mi pan powiedzieć, gdzie udali się na ten patrol? - zapytał, wyraźnie akcentując, że nie zaakceptuje odpowiedzi odmownej.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 23 Październik 2011, 14:02:51
Darlenit

- Teoretycznie ten tutaj nie popełnił przestępstwa - odparł znawca miejskiego prawa - sierżant Bobd, wskazując na sprzedawcę warzyw. - A skoro sprawa się wyjaśniła, to nic tu po nas - dodał Nobby.
- Więc sugeruję już powoli wracać na posterunek - zakończył sierżant. Dwaj milicjanci rozumieli się bez słów.Tymczasem omawiany handlarz próbował dyskretnie się ulotnić. Zaś sprzedawca ryb dziękował Darlenitowi i obiecywał "dozgonną zniżkę na makrele".

Diomedes

Funkcjonariusz zaś całkowicie zignorował wyciągniętą dłoń Diomedesa i schował dokumenty.
- Nie mam potwierdzenie, że jesteś tym za kogo się podajesz. Jestem pewien, że twój... partner na pewno potwierdzi twoją tożsamość, jeśli nie łżesz. Możesz poczekać na niego tutaj. - wskazał ławkę stojącą pod ścianą. - Niedługo on i moi chłopcy powinni wrócić. - najwyraźniej nie był człowiekiem, który pozwala na to, aby inni nim pomiatali i wyraźnie nie spodobał mu się ton nowicjusza.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 23 Październik 2011, 14:48:33
- Niech pan sobie wyobrazi, że cierpię na niekontrolowany brak czasu - powiedział kąśliwie. - I nie mam zamiaru go marnować na jakieś głupie utarczki z człowieczkiem, który najwyraźniej popadł w kompleks szefunia. Jak pan sądzi, czy przeszkadzanie Gildii w misji dobrze wpłynie na pańską karierę? Nie sądzę. To sprawa niecierpiąca zwłoki. Ludzie mogą zginąć. Z pańskiej winy - uśmiechnął się paskudnie.
- Poza tym - wtrącił. - Myśli pan, że każdy może dostać taką szatę? - zapytał retorycznie. Nadal wyraźnie i cierpliwie oczekiwał, aż komendant zmięknie i udostępni mu dokumenty. Z drugiej strony zaniepokoiło go to, że musiał jeszcze poczekać na Darlenita. Jak wcześniej powiedział, nie było czasu do stracenia. Obiecał coś karczmarzowi, a i nie widziało mu się tak dysputować z dupkiem, który najwyraźniej miał to wszystko gdzieś, kiedy cały czas istniała możliwość, że ktoś zginie.
- Kurwa mać. Przychodzę rozwiązać sprawę, która dręczy wasze miasteczko, a wy robicie problemy - westchnął z politowaniem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 23 Październik 2011, 15:26:53
Tymczasem Darlenit razem z milicjantami wracał do komendy...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 24 Październik 2011, 15:05:13
Diomedes

Milicjanta zadziwiły słowa Diomedesa. W końcu mało kto jest tak bezczelny w stosunku do władz. Albo raczej, mało kto jest tak bezczelny i nie siedzi w lochu. Zaskoczyło go to do tego stopnia, ze podniósł wzrok znad bardzo ważnego dokumentu zezwalającego na przydział funduszy na zakup nowej miotły dla posterunkowego woźnego. Podniósł wzrok na nowicjusza.
- Grozisz mi, synku? - zapytał. Wyraźnie powstrzymywał gniew. - To jest karalne. Mógłbym wrzucić cie do lochu i jestem więcej niż pewien, że twój mistrz poparł by moją decyzję. - wyjaśnił już spokojniejszym głosem. Obrzucił wzrokiem szatę Diomedesa. - I nie popisuj się tak swoją szatą, nowicjuszu. Wiem co nieco o hierarchii Gildii i nie jesteś według mnie kimś ważniejszym niż rekrut. - dodał złośliwie.  - I co byś zrobił, jakbym dał ci te dokumenty? Zaczął biegać chaotycznie po mieście, bez planu, bez jakiegokolwiek przemyślenia? I co ci to da? Tylko w swej głupocie ostrzeżesz sprawców. W ten sposób nikomu nie pomożesz. Jak mówiłem, moi ludzie i twój przyjaciel będą tutaj za chwilę. Wtedy opracujemy plan. Uwierz mi, tak będzie lepiej. Jestem komendantem tego posterunku już osiem lat. Przez dziesięć wcześniejszych służyłem na niższych szczeblach. A przedtem byłem jeszcze kilka lat w armii. Znam się na tym. - ostatnie zdanie mówił już całkiem przyjaznym tonem. Niemalże ojcowskim. Gdyby nie siedział za biurkiem, a stał obok nowicjusza zapewne położył by mu rękę na ramieniu. 

Darlenit

Tymczasem Darlenit razem z milicjantami wrócił przed komendę :P
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 24 Październik 2011, 15:41:49
Darlenit będąc przed komedą wyprzedził milicjantów, wchodząc jako pierwszy. I co zobaczył? Oczywiście Diomedesa, który próbuje wpaść w tarapaty. Informowała o tym czerwona twarz komendanta.
 Heh... - westchnął - Przepraszam za niego. Ale wróćmy do ważniejszych spraw. Ja dopełniłem swojej części umowy, znalazł coś pan?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 24 Październik 2011, 16:18:33
- Nie grożę. Mówię o niebezpiecznych konsekwencjach pańskiego niezrozumiałego zachowania. Ale przybył już mój towarzysz - powiedział i wskazał na maurena stojącego obok dwóch milicjantów. Wówczas Diomedes dobitnie zrozumiał, że milicja naprawdę ma przetrzebione szeregi.
- On potwierdzi moją tożsamość - powiedział i odwrócił się do Darlenita. - Dowiedziałem się czegoś ważnego, będziemy musieli szybko podjąć jakieś działania.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 24 Październik 2011, 17:26:52
Słysząc słowa Diomedesa, komendant zrobił minę w stylu "Na bogów, co za idiota". Jednak nawet tego nie skomentował. Nie było sensu, skoro młody nowicjusz nie potrafił dostrzec logiki jego zachowania. Funkcjonariusz pomyślał, że sam chciałby być tak młody i lekkomyślny. Jednak wyciągnął z szuflady dokumenty.
- Mam zeznania pewnego człowieka. - powiedział i spojrzał w papiery. - Według nich w mieście działa kult. Określa się on mianem Apostołów Tego Który Powstał. Niestety nie wiem kim jest ten "powstały". - przerwał i podrapał się po brodzie. - W każdym bądź razie zajmują się działalnością dość typową dla tego rodzaju zgrupowań. Odprawiają dziwaczne rytuały, składają ofiary i czczą moce, których lepiej nie prowokować. Udało mi się ustalić, że bezpośrednim obiektem ich czci jest morska bestia, nazywana Lewiatanem. Lecz co ciekawe nie jest ona wspomnianym "powstałym". Ofiary składają zawsze tuż przed świtem. To zapewne ma coś symbolizować... Wiem, że jest około dziesięciu kultystów. Tyle w każdym bądź razie widział mój informator. Przewodzi nimi ktoś, kto wygląda na maga. - zakończył. - Uprzedzę pytania - dodał niemal natychmiast. - Te informacje posiadam od jednej z ich ofiar. To był zielarz. Stary dziwak mieszkający za miastem. Udało mu się uciec z ich kryjówki. Niestety nie znał jej lokalizacji. szok zrobił swoje. Zapewniliśmy mu oczywiście ochronę, ale... powiesił się. - wyjaśnił. Spojrzał na Diomedesa. - To teraz nich nasz wielki wybawca uciśnionych wyjawi nam, jaki ma plan. - rzucił. W jego słowach dało się wyczuć subtelna nutke ironii. A właściwie całą jej symfonię.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 24 Październik 2011, 17:31:07
//Czemu nie uwzględniłeś mojego wielkiego wejścia, Drago?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 24 Październik 2011, 17:33:58
// <facepalm> To że zaczął opowiadać wam o kulcie, było uwzględnieniem. Samemu Diomowi powiedzieć nie chciał.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 24 Październik 2011, 17:39:59
Diomedesowi spodobała się zadziorność komendanta, widać nie stracił jeszcze resztek swojej dumy, a i potrafił się odezwać. Symfonia ironii nie robiła jednak na nim wrażenia. To nie milicjant grał w niej pierwsze skrzypce. To Diomedes miał zagrać główną rolę i zamienić w symfonię destrukcji. Ucieszył się na tę myśl i przeanalizował dodatkowe informacje, których dostarczyło mu zeznanie świętej pamięci zielarza.
- No tak. Ciemną milicję należy prowadzić za rączkę - powiedział nazbyt przyjaźnie i ze zbyt radosnym uśmiechem. - Sprawa nie jest prosta. Dziękuję za dodatkowe informacje, sam wiedziałem tylko o kulcie czczącym coś z morza. Teraz znamy na dodatek porę, ich liczbę i tego, kto im przewodzi. Zastanawiająca jest postać tego maga. Jeżeli faktycznie wyszkolony jest w sztukach magicznych, to powinienem zostawić go Darlenitowi, ja sobie nie poradzę. - powiedział i zmarszczył czoło. - Dobrze by było odnaleźć ich kryjówkę. Proponuję oczywistość: obserwację wybrzeża. Najlepiej nie tylko o świcie. Nie atakowałbym ich jednak od razu, choć jeśli będą składać ofiarę, to może się to okazać konieczne. Najlepiej byłoby poczekać aż zakończą ceremonię. Wtedy być może wrócą do kryjówki. Jeśli tam przetrzymują swe ofiary, to nawet jeżeli pozbędziemy się ich wszystkich, to możliwe, że ich nie znajdziemy. I teraz stajemy przed wyborem moralnym. Czy poświęcić jednostkę dla większości, czy jednak szukać innego wyjścia? - zapytał. Domyślał się, że raczej nie będą chcieli dopuścić do śmierci jakiejkolwiek niewinnej osoby. Rozumiał to. W każdym człowieku drzemał swego rodzaju heroizm, coś, co nie dopuszczało do ludzkiego umysłu myśli, że ktoś może kogoś poświęcić, dla dobra większości. Jednak czasami trzeba było wziąć pod uwagę taką możliwość. Rozpatrzyć ją i stwierdzić, czy jest koniecznością. Jeśli była, to ze łzami w oczach, ale trzeba było ją zastosować.
- Jeśli dojdzie do bezpośredniej konfrontacji, to bez obrazy, ale chyba jesteśmy udupieni. Nie znam pańskich, ani pana podwładnych umiejętności, sam zaś jestem wręcz pewien, że z dziesiątką szalonych fanatyków nie dam sobie rady. Tacy ludzie są zbyt nieprzewidywalni, zbyt żywiołowi i potrafią być zdesperowani tą chorą desperacją, która wręcz obrzydza. - powiedział i usiadł. - A tak. Ktoś może mi powiedzieć, którą mamy godzinę?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 24 Październik 2011, 17:55:47
//Przeczytałem tamtą wypowiedź dwa razy i nie zauważyłem odniesienia do mnie. Ale jak chcesz...

Pozwólcie, że spytam. Co ten kult ma do naszych zaginionych nowicjuszy? Czyżby podejrzewał pan, że zostali oni porwani?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 24 Październik 2011, 17:57:54
- Nie, kuźwa. W mieście jest sobie wesoły, radosny kult fanatyków jakiegoś paskudztwa z morza, który tylko czasami składa krwawe ofiary z ludzi. Jakże dwójka zaginionych tu niedawno nowicjuszy mogłaby mieć z tym coś wspólnego? Darlenicie, błagam... - powiedział patrząc z niedowierzaniem na towarzysza.
- Jeśli nie to, to co? Oczarowała ich jakaś portowa prostytutka i skłoniła do wiecznego współżycia z nią gdzieś w cuchnących kanałach w towarzystwie szczurów?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 24 Październik 2011, 18:05:48
Wiedząc, co możesz zrobić ty, Diomedesie, inni nowicjusze mogą być zdolni do najdziwniejszych rzeczy. Ale nie mamy teraz czasu się kłócić. Musimy działać...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 24 Październik 2011, 18:20:24
- Jednakże nie możemy działać pochopnie. Najpierw należy przeanalizować dane, które mamy. - wtrącił komendant, na słowa Darlenita. Dwaj pozostali milicjanci ulotnili się. Oczywiście po to, aby przygotować się do dalszej służby społeczeństwu! Tymczasem ich dowódca kontynuował.
- Wiemy, że ci... Apostołowie, czczą morskiego potwora. Więc ich kryjówka najprawdopodobniej znajduje się...- przerwał na moment, jakby czekając aż któryś z wysłanników Gildii coś wtrąci.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 24 Październik 2011, 18:24:00
- Gdzieś na wybrzeżu. Ale nie mamy pojęcia nawet w przybliżeniu, gdzie to dokładnie może być. Nie ma czasu na poszukiwania, poza tym, mogą one wzbudzić podejrzenia. - dokończył za komendanta. Myślał intensywnie, ale nic kreatywnego nie mogło przyjść mu do głowy. Po prostu siedział, a w jego wnętrzu, mimo morderczego wysiłku tliła się pustka. Nic więcej.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 24 Październik 2011, 18:53:35
Mam pewne możliwości, by być niezauważonym, lecz problemem jest to, że szybko tracę wtedy energię magiczną, a bez jej zapasu nie mam szans w walce. zeby zregenerować siły potrzebuję czasu, ale czy go mamy?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 24 Październik 2011, 23:33:31
Komendant uśmiechnął się tajemniczo.
- Może nie będziemy musieli przeszukiwać całego wybrzeża. - rzekł. - Zielarz zaznaczył, ze składają ofiary przed świtem. To musi mieć jakieś znacznie. Może chcą, aby wschodzące słońce oświetlało przelaną krew, czy coś w tym guście? - zaproponował. Zamyślił się.
- Teraz jest wczesne popołudnie. Mamy pół dnia i całą noc. Niewiele, ale myślę, że zdążymy, jeżeli będziemy współpracować.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 25 Październik 2011, 07:27:57
Jesteśmy na południu, tak? Słońce wschodzi na wschodzie, więc musi to być miejsce, z którego widać słońce. Panie komendancie, zna pan takie miejsce?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 25 Październik 2011, 18:48:21
- No fakt. Słońce na tak wielgachnym obszarze jakim jest teren wybrzeża wokół tego miasta może świecić tylko na jednym obszarze na raz. Darlenicie! Piłeś? - zapytał, zupełnie poważnie. Wiedział, że to on był w karczmie i wiedział też o tym, że pokusił się na jeden kufelek (ale przecież nie mógł odmówić!), no ale był on tylko jeden. Pozostał trzeźwy, był tylko troszkę rozluźniony.
- Cóż. Może jakiś klif? Chociaż stamtąd daleko trochę mieli by do swego bożka. Za to nieco bliżej do słońca. W każdym razie mało mi się to wydaje logiczne. Oczywiście, pewnie kult odprawiają w jakimś charakterystycznym miejscu, a nie w losowo wybranym miejscu na plaży. Miejsce jest ważne podczas ceremoniału - mówił i myślał, ale ciągle nie mógł wpaść na to, gdzie mógłby znaleźć miejsce obrządków. Nie znał miasta, tym bardziej jego wybrzeża. Mógł polegać jedynie na tutejszych.
- Ja nie będę w stanie wskazać takiego miejsca. Nie znam okolicy. Ale pan, panie komendancie, pan zna. I pan wskaże nam kilka możliwych miejsc. Jeśli zajdzie potrzeba, będziemy nadzorować wszystkie pojedynczo, byle dowiedzieć się jak najwięcej. Zdaje się na pana i pańskie umiejętności - powiedział z zaskakującą ufnością i trochę na przekór swojej krótkiej kłótni z milicjantem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 25 Październik 2011, 19:33:21
- Klif... - mruknął do siebie komendant. - Na wybrzeżu jest klif. I to może być wcale nie takie głupie, jak się wydaje. A to dlatego, że są tam jaskinie. Z tego co kojarzę co najmniej kilka wychodzi w stronę morza. - wyciągnął z szuflady mapę, aby pokazać gdzie się znajduje wspomniana formacja skalna. - Tutaj. - wskazał fragment wybrzeża delty rzeki. Wschodzące słońce bez problemów oświetlało by go. Zaś sama grota dawałaby jako takie schronienie, jak i dostęp do wody.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 25 Październik 2011, 19:38:07
- Bingo. To już jest jakiś trop. Jestem prawie pewien, że to tam odprawiają ceremoniał. I najpewniej również tam jest ich kryjówka. Proponuje niezwłocznie się tam udać i sprawdzić, czy faktycznie właśnie tam się to znajduje. Z nas dwóch ja posiadłem lepsze zdolności kamuflażu i niezauważalnego poruszania się, do którego nie potrzebuję magii. Może udam się sam? Jeśli wrócę, opowiem wam, czy faktycznie jest to ich kryjówka. Jeśli nie, to chyba oczywistym będzie, co zaszło - opowiedział o swoim małym planie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 25 Październik 2011, 19:51:05
Co jest przy brzegu? Las? Bo to mnie najbardziej interesuje
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 26 Październik 2011, 16:52:33
Komendant najpierw odpowiedział Darlenitowi.
- Nie, nie las. Trochę skał, niewielkich drzew i krzewów. Część klifu zajmuje też coś w rodzaju łąki... nie wiem, jak to dokładnie określić. W sumie raczej niewiele może chyba wyrosnąć na skale... Ludzie nieraz robią pikniki w cieplejsze miesiące. Twierdzą, że są stamtąd wspaniałe widoki. Ja tam nie wiem, co może być wspaniałego w widoku wody. - zamyślił się chwilę. Zwrócił się do Diomedesa.
- Hmm... mogę dać ci jakieś łachy, co byś nie rzucał się tak w oczy. Byś wyglądał jak żebrak, czy żul jakiś. - jego wargi wykrzywiły się w lekkim, złośliwym uśmiechu. - Masz ku temu pewne predyspozycje. - rzucił wrednie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 26 Październik 2011, 16:58:04
Jest ciepło, więc możesz udawać pijaka, który odpoczywa nad klifem nie przejmując się zagrożeniem. To może się udać - stwierdził mauren, ciesząc się w duchu
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 26 Październik 2011, 17:02:30
- A pan ma takie ubrania - odparł. - Zastanawiające. Kim pan był przed objęciem tej postawy? - odparł równie wrednie.
- Ale z chęcią przyjmę ten podarek. W szacie raczej dość niewygodnie by mi się poruszało, no i rzucałbym się w oczy. - dodał.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 26 Październik 2011, 17:13:47
Funkcjonariusz zmroził nowicjusza lodowatym spojrzeniem.
- Mówiłem już. Widocznie nie słuchałeś... ta współczesna młodzież... - westchnął teatralnie. Zdawało się, ze nawet polubił Diomedesa. Oczywiście nie zamierzał tego jawnie okazywać.
- Ubranie o którym mówię, jest częścią wyposażenia naszego posterunku. - wyjaśnił, jakkolwiek by to głupio nie brzmiało. - Specjalnie właśnie na takie okazje. Nie wszędzie w końcu możemy paradować w uniformach. - wstał od biurka i podszedł do skrzyni stojącej pod ściana pomieszczenia. Otworzył ja i wydobył z niej jakieś brudne łachy. Istotnie wyglądały (i śmierdziały) jak strój typowego żula.
- Proszę, oto twój uniform honorowego milicjanta. - podał szmaty nowicjuszowi. - Oczywiście do zwrotu. - dodał.


Cytuj
Nazwa odzienia: Brudne łachy
Rodzaj: brak
Typ: strój
Wytrzymałość: 1
Opis: Uszyty z 100 kawałków lnianego płótna. Pokryty brudem najróżniejszego pochodzenia. Ponad to nosi wyraźne ślady wymiocin. I śmierdzi.
Wymagania: brak
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 26 Październik 2011, 20:59:58
Ruszaj, Diomedesie, i niech bogowie ci sprzyjają - rzekł mauren. Następnie zwrócił się do komendanta:
 Mamy jeszcze jakieś tropy? Ofiary, które uciekły i jeszcze żyją? Albo coś w ten deseń?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 27 Październik 2011, 21:29:02
Diomedes chwycił szmaty między palce i trzymał je jak najdalej od siebie. Zlustrował je krytycznym wzrokiem. Jego brew powoli zaczęła się unosić, zaś na ustach pojawił się typowy dlań uśmieszek.
- Zawsze o takim marzyłem. Ludzie od razu rozpoznają mnie jako typowego milicjanta, nawet nie będę się musiał legitymować! - powiedział i rozejrzał się wokół. Poszedł do kąta i nadal głupio się uśmiechając zrzucił z siebie błyskawicznie szatę i wskoczył w łaszki, które podarował mu komendant. Pasowały idealnie, ale cuchnęły niemiłosiernie. Diomedes przyzwyczaił się już do nieprzyjemnych odorów, ale jego nos był niezwykle wrażliwy, tak też z trudem powstrzymywał się od zwrotu piwa, które wypił na koszt firmy. Efekt przymulenia i obrzydzenia pogłębiały ślady rzygowin, śliny i uryny na stroju. Jednakże dodawały też wiarygodności, a to było ważne. Z drugiej strony, Diomedes pomyślał, że gdy strój jest aż zanadto wiarygodny, to zaczyna wzbudzać podejrzenia. Stwierdził jednak, że ma to już wszystko gdzieś. Podszedł do mapy, którą wyłożył na stół komendant, wpatrywał się w nią chwilę zapamiętując drogę do klifu.
- No dobra. Wychodzę. Jak nie wrócę w przeciągu godziny, to albo zaczadziłem się w tym jebanym smrodzie, albo... No sami wiecie. - powiedział i na pożegnanie wykonał typowy gest dłoni. Cały swój ekwipunek wraz z mieczem zostawił na posterunku, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń. Broń nie była mu potrzebna. Jego misja polegała tylko i wyłącznie na przeszpiegach. To dodawało jej adrenaliny - gdyby fanatycy go przyłapali, wykryli w swej kryjówce, to miałby do rozwiązania nie lada problem. Na szczęście zachował na tyle rozsądku i za pazuchą schował różdżkę, jedyną tak potężną, a zarazem tak kieszonkową broń. Ruszył trasą w stronę klifu. Miał nadzieję, że pamięć go nie zawiedzie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 27 Październik 2011, 23:31:07
- Zatem powodzenia, chłopcze. - rzekł komendant, gdy Diomedes przywdział swój tymczasowy uniform i wyszedł. Na zewnątrz wciąż świeciło słońce. Nic dziwnego. Było popołudnie późnego Astas. Na ulicach było sporo ludzi. Skrzętnie unikali bliskości Diomedesa, z racji smrodu jaki wydzielał jego strój. Chłopak skierował się na wschód, w stronę wybrzeża. Jedynie głupiec mógł nie trafić. Diomedes głupcem nie był, chociaż często sprawiał takie wrażenie. Po kilkunastu minutach wyszedł z terenu zabudowań. Kilkadziesiąt metrów dalej była woda. Nieco dalej na południe wzdłuż rzeki zaczynał się klif. Był wysoki i postrzępiony. Na jego szczycie widać było inne skały, niewielkie drzewa i krzewy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 28 Październik 2011, 16:20:50
Diomedes nie dosłyszał pozdrowienia komendanta, zbyt szybko wyszedł na zewnątrz i nawet nie zwrócił uwagi na jego słowa. A szkoda, bo pewnie skłoniło by go to do przemyśleń, jak szybko wrogo nastawiony szefuńcio zmienił wobec niego swoje zachowanie. Teraz jednak z iście aktorskim talentem zataczał się jak prawdziwy pijak, rzadko utrzymując pozycję całkowicie prostopadłą do ziemi. Bliżej mu było do równoległej. Kiedy jednak oddalił się od ludzi, przestał się wydurniać. Tu należało zachować ostrożność, a Diomedes nie zamierzał popełnić głupiego błędu spowodowanego jej brakiem. Skupił się najlepiej jak potrafił, choć nijak nie mogło to dorównać wyostrzonym zmysłom wampirów, czy choćby głupiemu zaklęciu, które stosował Darlenit. Jednak Diomedes miał doświadczenie w podobnych sytuacjach. Uspokoił rytm oddechu, tak jakby szykował się do snu. Tak samo postąpił z sercem. Szeroko rozwarł oczy i nadstawił uszu, by słyszeć każdą falę z pluskiem uderzającą o skalisty klif. Prawą rękę trzymał w gotowości przy miejscu, gdzie schował różdżkę. Rozejrzał się wokół i z ulgą stwierdził, że nikt go nie obserwuje. Chyba. Powoli, ostrożnie ruszył w stronę klifu. Miał nadzieję, że znalezienie wejścia do kompleksu jaskini nie okaże się zadaniem niewykonalnym dla niego i jego obeznania w tutejszym terenie. Szukał nawet najmniejszego otworu, który ziałby mrokiem i czernią, wręcz zapraszając do wnętrza.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 28 Październik 2011, 16:41:58
//Ja ci dam głupie zaklęcie!

Ponawiam pytanie, panie komendancie. Mamy jeszcze jakieś tropy w sprawie zaginionych?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 28 Październik 2011, 17:08:40
Darlenit

Komendant spojrzał na adepta miażdżącym wzrokiem.
- Gdybym wiedział coś więcej, powiedziałbym to już na początku. Teraz pozostaje nam tylko i wyłącznie czekać aż wróci twój kompan. - westchnął. - Wiem, że to będzie frustrujące, ale raczej nie mamy wyboru. - dodał.

Diomedes

Nowicjusza tymczasem dobiegał szum fal i plusk wody. Odgłosy dość typowe dla wybrzeża. Więc nie należało zwracać na nie uwagi. Chłopak chodził po klifie szukając czegoś, co chociażby lekko mogło przypominać wejście do jaskini. Na przykład wielką dziurę w skale z tabliczką "Tajna kryjówka bluźnierczego kultu - nie wchodzić!". Niestety kultyści nie byli tak przewidujący, aby spodziewać się wizyty wysłannika Gildii, więc takowej tabliczki nie wywiesili. Podobnie jak sama natura nie wytworzyła dziury. Jeżeli tutaj była, z pewnością została dobrze ukryta. Jednak poszukiwania Diomedesa nie poszły na marne. chodząc po klifie, pomiędzy drzewkami i głazami, usłyszał strzep rozmowy. Kilka słów, które zostały niemal zagłuszone przez szum fal. Ktoś wchodził na szczyt klifu.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 28 Październik 2011, 17:29:57
Diomedes nie miał tutaj zbyt dobrych warunków do podsłuchiwania. Postanowił się wspiąć nieco na górę, tak więc płazem przylgnął do skalistej powierzchni klifu i po cichu podciągnął się kilka metrów. Miał nadzieję, że uda mu się dostrzec choć zarys sylwetki rozmówców, ale tym bardziej pragnął usłyszeć rozmowę. Martwił się też, czy to nie para jakichś platonicznych kochanków, którzy przyszli podziwiać widok morza z klifu, który bądź co bądź był dobrym punktem widokowym. Teraz, pomyślał, przydałaby mi się ta pieprzona moc Darlenita. Westchnął bezgłośnie i oczekiwał na rozwój wydarzeń.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 28 Październik 2011, 18:05:39
ÂŹródłami głosów byli dwaj mężczyźni. Nie wyglądali na parę kochanków. Ale kto ich tam mógł wiedzieć? Oczywiście Diomedes nie dosłyszał ich słów. W sumie nie było nawet czego słuchać. Po krótkiej rozmowie obaj zamilkli. Usiedli na jednym z głazów. Jeden z nich wyciągnął skręta i odpalił go. Zaciągnął się po czym podał drugiemu. Scena była normalna. Po prostu dwójka kumpli przyszła odprężyć się poza miasto. Lecz było w tym coś dziwnego. Nowicjusz nie mógł określić co. Może to, że obaj mężczyźni zerkali co chwilę w stronę miasta. Zupełne jakby obserwowali czy nikt za nimi nie szedł. Poza tym nie rozmawiali, co z pewnością czyniliby koledzy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 28 Październik 2011, 18:17:16
No tak, pomyślał. Przyszli sobie zapalić poza miasto, żeby nikt ich nie przyłapał. W sumie zrozumiałe. Pewnie nie chcieli, by władze wpadły na trop jakiejś bandy handlującej zielskiem. Diomedes był tak urobiony i zmęczony życiem, że bardzo chętnie usiadłby sobie tam z nimi i sam zaciągnął się trawką. Niestety miał teraz wyższe priorytety. Nie chciał zostać zauważonym, tak więc gdy wrócił do poszukiwania wejścia do jaskini, ciągle utrzymywał wzrok na dwójce kumpli napawających się dobrym skrętem. Powoli zaczynał myśleć, że to wszystko nie ma sensu. Klif ponoć był jednym wielkim zbiorowiskiem jaskini, tymczasem Diomedes nie potrafił znaleźć wejścia do żadnej z nich. Czas upływał, a on dał jasno do zrozumienia władzom, co miały robić, gdyby nie wrócił w przeciągu godziny. Zapragnął wrócić na posterunek i poprosić o więcej czasu, jednak uznał to za głupie rozwiązanie, stawiające jego osobę w niezbyt przychylnym świetle.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 28 Październik 2011, 18:47:03
Bardzo logicznym posunięciem były poszukiwania wejścia do jaskini w której odprawiane są krwawe rytuały. W końcu  tym, który je odprawiają, na pewno zależy na tym, aby jakiś przypadkowy przechodzień ich nakrył. Zapewne właśnie ta logika kierowała poczynaniami młodego nowicjusza. Chodząc po klifie nie znalazł niestety wejścia. Zerkając na siedzących na głazie mężczyzn dostrzegł jednak nagłe poruszenie. Nagle wstali. Tak po prostu, bez żadnego znaku. Ruszyli w kierunku jednej kępy drzew i krzaków. Weszli w zarośla... i zapadli się pod ziemię. Dosłownie. Nowicjusz dostrzegł jak wpół zakryte przez liście sylwetki zniżają się, jakby schodzili do jakiejś dziury.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 28 Październik 2011, 18:52:05
- Bingo - szepnął do siebie. To wyjaśniało nieco podejrzane zachowanie. Zastanawiał się, czy już powinien powiadomić Darlenita i komendanta. Postanowił jednak przyjrzeć się sprawie bardziej dogłębnie. Odczekał moment po czym ruszył w to samo miejsce, w którym zatopili się dwaj mężczyźni. Powoli przesuwał stopy, aż dotarł do miejsca, w którym rozciągały się krzaki. Uważał, by nie nastąpić na jakąś zabłąkaną gałązkę i nie wywołać trzasku. Rękami rozchylił sobie małe przejście, aby krzaki za bardzo go nie podrapały. Zaczął się martwić, że smród ubrania może go wydać, tak więc miał nadzieję, że tam w dole zapach również nie będzie zbyt przyjemny. Ostrożnie, patrząc z uwagą pod nogi, ruszył tropem podejrzanych.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 28 Październik 2011, 20:46:06
Nowicjusz dzielnie i niezbyt rozważnie ruszył, aby poznać sekret dwójki mężczyzn wchodzących sobie w czarny otwór w krzakach. Decyzja mogła okazać się fatalna w skutkach, gdyby natknął się na kogoś. Jednak bogowie mu sprzyjali, w okolicy nie było nikogo. Dwaj mężczyźni również zniknęli. Diomedes wszedł w kępę krzaczorów. Rozglądał się bacznie, lecz niczego nie dostrzegł... przynajmniej z początku. Po chwili jego bystre oko wychwyciło pewną regularność w trawie, liściach i kamykach leżących na ziemi. Nachylił się i zorientował się, ze zostały one na stałe przymocowane do podłoża, stanowiąc wyśmienity kamuflaż. Gdyby nie to, ze chłopak wiedział już że coś jest nie tak z kępą, nigdy nie zorientowałby się z czym rzecz. Pod ściółką była zamaskowana klapa, obecnie zamknięta.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 28 Październik 2011, 20:59:08
Podziękował bogu za to, że chociaż raz jego wzrok się na coś przydał. Inaczej błądziłby na tym małym obszarze jeszcze masę czasu, aż w końcu przypadkiem znalazłby tę klapę, lub ktoś wyszedłby na zewnątrz. Zabawnie by było, gdyby w tym samym momencie Diomedes na niej stał. Odrzucił jednak precz niepotrzebne myśli zaprzątające jego głowę i na czworaka podszedł bliżej. Przyłożył ucho do klapy, by sprawdzić, czy przypadkiem ktoś za nią nie stoi. Wewnątrz pewnie jest pieruńsko ciemno, pomyślał. Jak otworzę tą klapę, to nie ma chuja, zaraz zauważą, że ktoś wszedł do środka. Chyba, że naprawdę będę miał szczęście. Przez chwilę zastanawiał się, czy warto tak narażać swoją łaskę od boga i raz jeszcze zdawać się na łut szczęścia, zesłany jakoby dar z niebios. Stwierdził, że w sumie nigdy nie był nazbyt religijny. Uchylił klapę i przez odsłoniętą szparkę chciał dojrzeć, czy byłoby to bezpieczne. Do środka wpadł mały promyczek światła. Miał nadzieję, że nikogo nie zaalarmuje. Ciągle zastanawiał się nad podjęciem jakiejś decyzji. Pokręcił jednak głową i zdecydował się nie ryzykować. Obiecał wrócić w przeciągu godziny, tymczasem minęło już dużo czasu i Darlenit mógł zacząć nabierać podejrzeń, co do tego, co stało się z jego kompanem. Diomedes postanowił oszczędzić nerwy maurena i powoli, zgrabnie zaczął wycofywać się do miejsca, gdzie był wcześniej. Zważał też na to, by nie zauważył go ktoś, kto również mógł należeć do wyznawców morskiego kultu, a akurat zachciało mu się wpaść do kryjówki. Z ogromną ostrożnością, której tak obfitych pokładów jeszcze nigdy w sobie nie dostrzegał, wyszedł z krzaków zasłaniających dobrze zakamuflowane wejście do jaskini i wyszedł na odkryty teren obok klifu. Rozejrzał się wokół i szybkim, acz zgrabnym biegiem puścił się z powrotem do miasteczka. Miał nadzieję, że galopujący niczym zdesperowana antylopa margines społeczny w łachach sprzed wojny wampirów z wilkołakami, nie wzbudzi podejrzeń, a tym bardziej paniki. Jednakże było to bardzo prawdopodobne. Diomedes starał się zatem unikać ludzkich oczu. Chciał jak najszybciej dotrzeć do posterunku.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 29 Październik 2011, 12:42:44
Więc pędził młodzieniec poprzez uliczki i aleje. Niczym wicher, co od strony morza wieje. Ludzi roztrącał i mijał wozy,. I pędził co sił, do swego brata w magii. Nie chciał aby martwił się on. Co było iście miłością braterską. I biegł w stroju żula przez miasto chyżo. Mijał i wpadał na ludzi. I dostał przez to podgniłym ogórkiem w łeb. Ciśnięty on został z tłumiku kupców. I nie warto było sprawcy szukać. Młodzieniec wpadł nagle na kobietę piękną. Rudowłosą o twarzy bogini godnej. Pech chciał, ze była on właśnie tą, którą zapytał o drogę do karczmy wcześniej. Wyzywała go jeszcze, gdy odbiegał. Nazywając pijakiem, żulem i włóczęgą. Groziła straż wezwać lecz nie wiedziała, ze natenczas ów "strażą" jest młodzieniec właśnie! I dotarł w końcu człek modu na posterunek. Zziajany stanął przez wejściem celi swego.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 29 Październik 2011, 22:48:58
Zdyszany, zmęczony i zlany potem, który po wsiąknięciu w śmierdzące łachy dodał ich ogólnemu zapachowi dodatkowej mocy, wszedł z hukiem na posterunek milicji i z trudem łapiąc oddech starał się w miarę zrozumiale przekazać to, co miał na myśli. Były one trochę nieuporządkowane i chaotyczne, ale udało mu się złożyć dość składną i zrozumiałą wypowiedź.
- Ten klif, trafiliśmy w sedno! - wykrzyczał dysząc. - Zaczaiłem się tam i szukałem wejścia do jakiejś jaskini, ale nic nie znalazłem. Ale potem przyszło jakichś dwóch facetów ze skrętami, dość dziwnie się zachowywali, więc nie spuszczałem ich z oczu, no i słusznie, bo posiedzieli chwilę i zaraz zniknęli w krzaczorach. Zaraz wszedłem tam za nimi i odkryłem klapę, która ni chybi prowadzi do kryjówki tych fanatyków. - zakończył. - Albo to magazyn zielska - dodał po krótkim namyśle. - W każdym razie, nie sprawdzałem wnętrza. To było zbyt ryzykowne. - rzekł. Jego oczy rozpaczliwie poszukiwały dzbanka z jakimkolwiek napitkiem.
- Macie tu wodę czy coś? Strasznie się zdyszałem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 29 Październik 2011, 23:08:26
Wydaje mi się, że taki układ spraw nie będzie po naszej stronie. Musielibyśmy, najlepiej niezauważeni, przejść tym tunelem i zaatakować, uwalniając ofiary. To nie będzie łatwe - stwierdził mauren po chwili namysłu
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 29 Październik 2011, 23:19:16
- No wiesz. To zdążyłem zauważyć, gdy zdecydowałem się na powrót, a nie na infiltrację ich bazy. Proponuję po prostu obserwować wejście do tej jaskini i schwytać grupę, lub pojedynczych fanatyków już na zewnątrz. Przy odprawianiu kultu na pewno wyjdą wszyscy - rzucił i usiadł na krześle przed biurkiem komendanta.
- Pierdolę, idę się wykąpać, a potem przebrać. Macie tu może łaźnię?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 29 Październik 2011, 23:44:37
Komendant podał Diomedesowi bukłak z winem, który wyciągnął nie wiadomo skąd. Zapewne z wyrwy w czasoprzestrzeni. Wysłuchał relacji nowicjusza.
- W sumie dobry pomysł. Też myślę, że możemy się przyczaić. Przynajmniej do czasu. Nie mam zamiaru pozwolić, aby znów kogoś zabili. - powiedział. Odsunął krzesło i wstał. - Przygotuje ludzi. ÂŁaźni jako takiej nie mamy, ale jak chcesz, to mogę powiedzieć woźnemu, aby napełnił balię wodą... - zwrócił się do Diomedesa.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 29 Październik 2011, 23:47:28
- Byłbym niesamowicie wdzięczny - odparł z błogim uśmiechem. - Mam wrażenie, że przesiąkłem tym smrodem do szpiku kości - dodał i wziął od komendanta bukłak, który został wyciągnięty właściwie znikąd, co nieco wstrząsnęło Diomedesem. Stwierdził on jednak, że siedząc godzinami za biurkiem ludzie uczą się pewnych zupełnie nieprzydatnych, acz efektownych sztuczek. Na samą tą myśl uśmiechnął się pod nosem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 30 Październik 2011, 14:42:56
Zapowiedziane przygotowania trwały. Komendant gdzieś wybył, zapewne chcąc wyjaśnić swoim ludiom co i jak. Nakazał też woźnemu postawić balię w jednej z pustych i czystszych cel i nalać wody do naczynia. Może nie była ona ciepła, ale przynajmniej czysta. Mięło trochę czasu, zbliżała się już nawet noc. Czas więc był najlepszy, aby wyruszyć. Teoretycznie mieli całą noc, zanim odprawiony zostanie kolejny rytuał. A mrok może im bardzo pomóc. Wszyscy zebrali się w głównym pomieszczeniu posterunku. Komendant i jego dwaj milicjanci, Darlenit oraz Diomedes.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 30 Październik 2011, 14:58:50
Diomedes czuł się bardzo rześko po kąpieli w chłodnej wodzie. Znacznie go ożywiła, toteż w duchu podziękował woźnemu za to, że nie pozwolił mu skosztować zbytnich luksusów, gdyż ciepła woda najpewniej by go trochę otumaniła i rozleniwiła. Stał więc w pełnej gotowości obok dwóch niezbyt rozgarniętych milicjantów, komendanta i Darlenita. Czuł się znacznie lepiej, mając na sobie swoje własne, czyste, wygodne i ciepłe szaty. Niekiedy zdolność tego materiału do utrzymywania wewnątrz stałej, ciepłej temperatury okazywała się wręcz zbawienna, choć teraz nie doskwierał mu chłód.
- Nie ma czasu do stracenia - rzucił cierpko. Pora dnia im sprzyjała. - Chodźmy - dodał ze zniecierpliwieniem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 30 Październik 2011, 15:54:00
Prowadź, Diomedesie - rzekł mauren. Nie był zadowolony z faktu, że grupa liczyła zaledwie 5 osób, jednak z drugiej strony byli mniej zauważalni. Zawiązał więc rozmowę z milicjantami słowami:
 Jak u panów ze zdolnościami kamuflarzu?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 30 Październik 2011, 16:20:32
- Tak sobie. - odparł jeden z funkcjonariuszy. - Nie jest to nam potrzebne do codziennej pracy, więc sam rozumiesz... - dodał, jakby się tłumacząc. Grupa następnie ruszyła. Nie było sensu tracić czasu, szczególnie że marnowanie go, mogło kosztować kogoś życie. Trzej milicjanci, Darlenit oraz Diomedes szli przez miasto, nad którym zapadał zmrok. W ciszy dotarli w końcu do celi. Klif czernił się na tle ciemniejącego nieba. Wyglądał niczym straszliwa bestia z ksiąg o końcu świata. Szum fal rozbijających się o jego skały, były rykami owej bestii. Zaś wiatr wiejący pomiędzy skałami, krzewami i drzewami był jękami ofiar.

Cytuj
Milicjanci x 3

1.
Nazwa broni: Miecz straży
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 15
Wytrzymałość: 11
Opis: Wykuty z 55 sztabek żelaza o zasięgu 0,9 metra.
Wymagania: Walka bronią sieczną [50%]

2.
Nazwa broni: Tarcza straży
Rodzaj: mała tarcza
Typ: jednoręczna
Wytrzymałość: 11
Opis: Wykonana z 30 kawałków drewna i 35 sztabek żelaza.
Wymagania: Walka tarczą [50%]

Odziany w:
Nazwa odzienia: Zbroja łuskowa
Rodzaj: zbroja niepłytowa
Typ: zbroja łuskowa
Wytrzymałość: 21
Opis: Wykonana z 100 kawałków skóry kreshara i 50 sztabek żelaza.
Wymagania: Używanie zbrój niepłytowych

Specjalizacje:
Walka bronią sieczną 50%
Walka tarczą 50%

Umiejętności nabywane:
Używanie zbrój niepłytowych
Hart ciała
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 30 Październik 2011, 22:50:27
- Mam nadzieję, że w walce chociaż sprawni jesteście. Chyba że to też wam niepotrzebne do codziennej pracy - westchnął. Gdy zbliżyli się do klifu, zbliżył palec wskazujący do ust w geście, który mówił, by wszyscy zamilkli i uważali od tej pory by zachować całkowitą ciszę. Po chwili tym samym palcem wskazał w kępę krzaków z pozoru niczym się nie wyróżniającą. Kryła ona jednak wejście do kryjówki kultu krwawych fanatyków.
- To tam - szepnął i wyszedł na prowadzenie małej grupy. Powoli, zręcznie się skradając podszedł do krzewów i zaczął je rozgarniać, ukazując tym samym polanę za nimi. Wszedł między chaszcze drapiących bez litości gałązek i podejrzanie pachnących liści, po czym zachęcił resztę grupy gestem ręki do dołączenia do niego. Miał głupią nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, ale przecież tak być nie mogło. Diomedes był pewien, że któryś z niezdarnych milicjantów zdradzi jakoś ich obecność. Teraz jednak ustawił się w dobrej pozycji do przechwytu wychodzących z jaskini fanatyków i czekał na towarzyszy. Miecz nadal spoczywał na jego plecach aczkolwiek Diomedes wysunął go nieco z pochwy, by łatwiej było mu go dobyć w razie potrzeby.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 30 Październik 2011, 23:34:30
Więc czekamy tutaj, musimy być niezwykle cicho - szepnął mauren. Miał nadzieję, że wszystko się uda i grupa milicjantów i przyszłych magów uratuje jak najwięcej ludzi przed złożeniem ich w ofierze...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 30 Październik 2011, 23:49:01
Nad klifem zrobiło się już ciemno. Ujawniło to wielkie zaniedbanie, jakiego dokonali nasi waleczni obrońcy słabych i niewinnych. Jak w ciemności mieli dostrzec podejrzanych? Jednak Rasher, pan nocy, okazał się być wyjątkowo łaskawy. Księżyc świecił jasno, podobnie jak gwiazdy. Dzięki temu na klifie było dość jasno. Oczekiwanie przerywał szum fal i wiatru. A krzakach które śmiałkowie wybrali na punkt obserwacyjny dokuczały im paskudne komary. Lecz ich cierpienia zostały wynagrodzone. Ujrzeli postać zmierzającą z miasta na klif. Szła samotnie, bez latarni czy choćby pochodni. Z tego co mogli dostrzec człowiek ów nie miał przy sobie widocznej broni. Słowem, stanowił idealny cel.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 31 Październik 2011, 16:34:58
Diomedes był skoncentrowany. Prędko zauważył sylwetkę zbliżającej się osoby. Nagle w głowie zaświtał mu genialny w jego mniemaniu plan. Nie było potrzeby pojmować ów jegomościa, gdyż mógł on się bezpośrednio przydać do infiltracji bazy wroga. Z czeluści swojej pamięci wydobył wspomnienie Darlenita zmieniającego się w kruka. Tak, to było to. Ta umiejętność mogła się teraz przydać. Spokojnym gestem wskazał pozostałym, by nie ruszali się z miejsc. Powoli, uważnie patrząc pod nogi i oddychając miarowo, podchodził do swego kompana, maga, równocześnie spoglądając co chwilę na zbliżającego się podejrzanego niczym kochająca matka, która nawet gdy będąc zawalona robotą, co chwilę spogląda z czułością na swe dziecko i pilnuje, by nic mu się nie stało. Diomedes również pragnął, by prawdopodobny fanatyk nie doznał uszczerbku na zdrowiu i nie zaprzestał swojej wędrówki do kryjówki. I tak czule spoglądając przesłonił ucho Darlenita dłonią i wyszeptał mu swój plan.
- Umiesz zmienić się w kruka, nie? - zapytał retorycznie. - To posłuchaj. Zamień się w niego teraz. Gdy ten gościu będzie otwierał klapę niepostrzeżenie wlecisz za nim i oczyścisz nam wejście. Reszty chyba tłumaczyć nie muszę. Zgadzasz się? - zapytał. Wiedział, że wypadałoby przedstawić ów plan i milicjantom, ale sytuacja temu nie sprzyjała, to też uspokajającym kiwnięciem głowy nakazał im, by cierpliwie patrzyli i czekali.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 31 Październik 2011, 18:31:30
To nie takie proste. Przemianie towarzyszy głośny trzask i kłęby dymu. Zauważy nas. Byłeś w Krukach, więc chyba umiesz się zakradać od tyłu. Możesz go zajść i ogłuszyć?- szepnął mauren do Diomedesa
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 31 Październik 2011, 20:05:47
- Pewnie, że umiem - pochwalił się, lecz w jego głosie nie zabrzmiała nawet pojedyncza nuta dumy. - Tylko co nam to teraz da? - zadał kolejne retoryczne pytanie.
- Co ty na to, żebym odwrócił jego uwagę na krótką chwilę, a ty w tym czasie przemieniłbyś się w kruka i czekał, aż tu przyjdzie? Może jest zjarany, widziałem wcześniej jak dwóch, którzy mnie doprowadzili do tej kryjówki jarało trawkę... - powiedział. Propozycja, którą przedstawił wydawała się rozsądna, choć może nie do końca bezpieczna. W każdym razie czas naglił i należało podjąć decyzję.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 31 Październik 2011, 20:19:59
Niech będzie - szepnął mauren - EOIAXI - mruknął. Zaklęcie wyostrzenia zmysłów może pomóc w wybraniu odpowiedniej chwili do zmiany
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 31 Październik 2011, 20:35:22
Diomedes obdarzył maurena spojrzeniem, które mówiło "zuch chłopak", po czym ostrożnie odszedł od niego i wyszedł spomiędzy krzaków z dala od klifu, do którego zbliżała się jakaś postać. Było ciemno, tak więc Diomedes postanowił rozjaśnić ów ciemność. Położył się na ziemi tak, że niewielkie wzniesienie całkowicie maskowało jego obecność. Sięgnął za pazuchę i wyciągnął mały, lekko połyskujący kawałek drewna. Różdżkę. Wycelował ją jakieś trzy cztery metry od leniwie włóczącej nogami postaci i wyszeptał
- Ihigi - poczuł, jak różdżka zbiera w sobie moc. Od czasu, gdy nauczył się koncentracji za każdym razem gdy jej używał, czuł, jak magia przez nią przepływa, jak wzbiera w niej ciepła i niebezpiecznie pociągająca energia. Ekscytowało go to. Nie dał się jednak ponieść magicznemu uczuciu, pewnie trzymał różdżkę i nie pozwolił swej dłoni nawet drgnąć. W końcu piorun kulisty wystrzelił. Oświetlił cały teren wokół i śmignął zaraz przed nosem nonszalancko wędrującego do kryjówki fanatyka. Diomedes przez chwilę miał wrażenie, że ten dostanie ataku serca, gdy zobaczył jego wychodzące z oczodołów gałki oczne. Tak się chyba jednak nie stało, więc Nivellen czekał teraz, aż ów człowieczyna zacznie się zastanawiać, co to było i skąd przyszło i dam tym samym pole do działania dla Darlenita.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 31 Październik 2011, 21:11:26
Natychmiast, gdy mauren zobaczył piorun wypowiedział magiczne słówko:
 IAAEII - wymówienie tych głosek było dość trudne, jednak Darlenit miał już wprawę. W kłębach dymu zamienił się w kruka. Towarzyszył temu trzask, jednak zbiegł się w czasie z uderzeniem pioruna i młody Navarre wzleciał w powietrze
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 31 Październik 2011, 21:13:09
// Zacnie ^^

Gdy piorun głośno trzaskając przeleciał tuż przed nosem mężczyzny, ten wywalił się w tył. Byłą to reakcja całkiem naturalna. Pech jednak chciał, że na trawie za fanatykiem spoczywał sobie spokojnie ludzki kał. Bogowie raczą wiedzieć kto był na tyle chamski, aby srać na środku małej polanki. Jednak nie zmienia to faktu obecności stolca. Czymś co po prostu musiało się wydarzyć było to, ze wystraszony mężczyzna wpadł akurat w owe gówno. Nie zwrócił jednak na to uwagi. Zajęty był spoglądaniem z przerażeniem i badaniem palcami swoich spalonych brwi. Cóż, piorun przeleciał dość blisko. Fanatyk wypowiedział wtedy jedno słowo. Tak oczywiste i naturalne. Jedno słowo, które wyrażało cały jego szok.
- Kurwa... - po tym jakże błyskotliwym podsumowaniu mężczyzna wstał. Dłonią podparł się o ziemię. Oczywiście trafił nią w reszki stolca. Jego mistrzowska dedukcja podpowiedziała mu skąd mógł przylecieć piorun. Spojrzał w tamtą stronę. Każdy normalny człowiek z pewnością chciałby być jak najdalej od miejsca z którego ciskane są pioruny kuliste. Jednak fanatyk ruszył dzielnie aby to sprawdzić.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 31 Październik 2011, 21:22:38
// Ta, coś ostatnio pomysłowy się zrobiłem  :-\

Diomedes spostrzegł działania maurena i uśmiechnął się triumfalnie. Zanim zapadł mrok, nowicjusz zdążył jeszcze zauważyć niezadowoloną minę kultysty, który z plaśnięciem upadł na coś, wstał i zaczął zmierzać w jego kierunku. ÂŚwiatło zdążyło zgasnąć, umknąć gdzieś wraz z wiązką błyskawic, toteż Diomedes nie obawiał się przyłapania. Po nagłym rozbłysku i ponownym zapadnięciu zmroku trzeba było chwilę poczekać, by przyzwyczaić wzrok do ciemności. A że Nivellen zaraz po wystrzeleniu wbił wzrok w ziemię, nie dopadł go ten problem i widział doskonale. Przekradł się zręcznie w stronę krzaków i zniknął w ich gąszczu. Teraz należało jedynie czekać na dopełnienie planu, o ile oczywiście członek kultu nie został zniechęcony przez nagły widok piorunu, który przewędrował tuż obok niego. W sumie nie powinien być zbyt podejrzliwy. W końcu pioruny to zjawisko naturalne. Kiedy zobaczy, że tam nic nie ma, pewnie uzna, że to po prostu anomalia pogodowa lub że za dużo dzisiaj palił. Diomedes odszukał oczami delikatnie trzepoczącego skrzydłami kruka, uśmiechnął się i w geście zadowolenia uniósł kciuk w górę. Miał nadzieję, że milicjanci domyślili się już ich planu, a jeśli nie, to że nie będą przeszkadzali.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 31 Październik 2011, 21:36:57
Zaś Darlenit wziósł się dość wysoko i głośno kraknął. Miało to dwa znaczenia - odzew na kciuk Diomedesa uniesiony w górę i jednoczęśnie odwrócenie uwagi fanatyka. Kruk w nocy był w stanie przestraszyć niejednego...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 31 Październik 2011, 21:47:41
Milicjanci chyba połapali się w czym rzecz. W każdym bądź razie siedzieli cicho w krzakach. Tymczasem plan wysłanników Gildii zdawał się działać. Mężczyzna szedł do miejsca skąd przyleciał piorun. Zatrzymał się z pięć metrów od niego. Rozejrzał się bacznie, lecz niczego nie dostrzegł. Usłyszał krakanie kruka. Zignorował to. Bądź co bądź fale wciąż uderzały o skały i mogły je po prostu zagłuszyć. Fanatyk niezadowolony z braku efektów swoich oględzin spojrzał w niebo. I dostrzegł tam chmurę. Właściwie chmurkę. Albo raczej strzęp chmurki.
- Hmm... burzowa... - stwierdził fachowym tonem. Odwrócił się i czym prędzej ruszył do klap kryjącej wejście do kryjówki kultu.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 31 Październik 2011, 21:51:50
Diomedes skinął Darlenitowi głową. Mauren dostał już instrukcje, ale Nivellen uznał podpowiedź za nieodłączny element wykonania planu. Na jego ustach pojawił się uśmiech, gdy zorientował się, że całkowicie wszystko poszło zgodnie z jego zamysłem. Teraz wystarczyło tylko poczekać i wierzyć, że Darlenit niczego nie spieprzy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 31 Październik 2011, 21:53:16
Darlenit zniżył lot i zbliżył się do fanatyka...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 31 Październik 2011, 21:55:36
Napięcie rosło. Wszystkie mięśnie Diomedesa napięły się jak jeden mąż, po karku poczęły spływać krople potu. Darlenit zbliżał się do fanatyka. Oczywiście nie mógł on podejrzewać, że to mag, który przy pomocy zaklęcia zmienił swoją postać. Ale mimo to, Nivellen nie był w stanie powstrzymać swojego podekscytowania i poddenerwowania. Polegał teraz na swym kompanie jak jeszcze nigdy, właściwie powodzenie całej operacji w głównej mierze zależało teraz od niego.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 31 Październik 2011, 22:02:36
Kultysta dotarł w końcu do krzaków, w których ukryta była klapa. Wszedł z zarośla i schylił się. Stęknął, widocznie cierpiał na bóle krzyża, po czym złapał za całkowicie niewidoczną pętelkę bardzo cienkiej linki i otworzył przejście. Oczom maga-kruka okazało się mroczne wejście do kryjówki sekty. Mężczyzna wślizgnął się do środka. Trzymając się szczebli drabiny chciał zamknąć klapę.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 31 Październik 2011, 22:53:18
Darlenit pod postacią kruka starał się wślizgnąć pod klapę, zwracając szczególną uwagę na to, aby kultysta go nie zauważył. Wiedział, że od niego zależy powodzenie planu i nie chciał zawieść. W duchu modlił się o to, aby się udało
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 01 Listopad 2011, 16:19:39
Plan był prosty. W swej prostocie prawie genialny. Prawie. Dziwnym trafem chłopcy nie uwzględnili zachowania kultysty, gdy będzie schodził do kryjówki. A zamykając klapę i, bądź co bądź, mając przed sobą praktycznie całe wejście fanatyk po prostu musiał dostrzec czarne ptaszysko próbujące wepchnąć się do środka.
- Co jest? - zapytał głupio. Zamachnął wolną ręką, chcąc uderzyć kruka-adepta. - Cholerne ptaszysko! Won! Sio! - warknął próbując przepędzić skrzydlatą bestię.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 01 Listopad 2011, 16:41:59
Darlenit był krukiem, chociaż mógł panować nad sobą. Jednak w tym momencie zadziałał instynkt. Ptaszysko dziabnęło fanatyka w rękę, którą próbował odpędzić adepta. Po tym kruk starał się opaść delikatnie na ziemię i ukryć się w jakimkolwiek ciemnym kącie, licząc że skaleczony człek zajmie się ręką i nie zauważy, gdzie ucieka ptaszysko.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 01 Listopad 2011, 17:22:38
Diomedes czujnie obserwował całe zajście i zaczął się niepokoić, że to głupie i wręcz oczywiste zachowanie fanatyka, którego nie przewidział, może zawalić cały jego misternie obmyślony plan. Serce biło mu mocno w klatce piersiowej, ale na razie nie tracił wiary. W razie czego mógł improwizować, ale w głowie świtała mu pustka i nie wiedział co miałby zrobić, gdyby doszło co do czego. Rozważył możliwość ogłuszenia kultysty i zwyczajnego wpuszczenia kruka do środka. Wydawało się to rozsądne, ale jeśli ktoś zauważyłby, że klapa została otwarta, a potem wewnątrz zobaczył jedynie kruka, mogłoby się to źle skończyć. Wolał więc teraz spokojnie oczekiwać na dalszy rozwój wydarzeń, choć epitet spokojnie nie jest właściwy, gdyż Diomedes był niezwykle podekscytowany i zaniepokojony. Zimny pot zrosił jego kark, a powieki rozwarły się szeroko, jakby nie chciały, by oczom umknął choćby najmniejszy szczegół. Teraz wszystko zależało od tego, jak tę partię rozegra Darlenit.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 01 Listopad 2011, 17:36:49
Kruk-adept dziobnął mocno. Jego twardy i bardzo ostry dziób zrobił swoje. Fanatyk wrzasnął w chwili gdy dziób wbił się w jego ciało. Trysnęła krew. Darlenit trzepocząc skrzydłami zwinnie sfrunął w dół. Wylądował z gracją taką, na jaką stać było ptaka i... poczuł ból. Ból ów był rzecz jasna czymś spowodowany. Tym czymś był fanatyk, który zaskoczony atakiem kruka puścił się drabinki i spadł na ptaka. Szczęściem przygniótł jedynie lewe skrzydło. Jednak to wystarczyło. Adept pod postacią kruka usłyszał nieprzyjemny trzask łamanej kości, poczuł ból... i mimowolnie rozproszył zaklęcie. W jakie zdziwienie wpadł fanatyk, gdy spostrzegł, że swoim tyłkiem złamał kość przedramienia czarnoskórego człowieka, którego jeszcze przed chwilą tu nie było! Zdębiały gapił się przez chwilę. Darlenit zaś usłyszał kroki. Nadchodzili kolejny kultyści

Tymczasem Diomedes wraz z milicjantami czekali. Nowicjusza dręczyło przeczucie, że coś poszło nie tak. Utwierdzały go w tym wrzaski dobiegające spod klapy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 01 Listopad 2011, 17:41:13
- O ja pierdolę, kurwa mać - wymamrotał oniemiały. W ułamku sekundy klapa opadła, a on usłyszał wrzaski i coś jakby trzask... Jakby Darlenit ponownie zmienił postać. Coś wewnątrz podpowiadało mu, że jego kompan znalazł się w niebezpieczeństwie i cały plan spalił na panewce. Zerwał się gwałtownie na nogi i podbiegł panicznie do klapy. Wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć, był blady, a świecący księżyc oświetlał liczne krople potu zdobiące jego zmartwioną twarz. Dostawił ucho do klapy i nasłuchiwał. Nieco przeszkadzało mu w tym głośno i szybko bijące serce, którego odgłos sprawiał, że Diomedes poruszał się w określonym przez nie rytmem.
- Cholera, cholera, cholera... - mruczał do siebie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 01 Listopad 2011, 17:46:32
Kurwa - mruknął. Darlenit nie klnął często, wręcz bardzo rzadko. Jednak jeżeli klnął to nie bez powodu. Był w fatalnej sytuacji. Było źle, oj było. Szybko sprawdził czy fanatyk leżący obok żyje i jest przytomny...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 01 Listopad 2011, 18:01:25
Adept po wstępnym szoku mógł rozejrzeć się po pomieszczeniu. Było nieduże. Pod ścianą stał drewniany stół, a na nim był kaganek oświetlający grotę. Do zadziwiające ile blasku może dać niewielki płomyk. Drabinka w góry była mniej więcej na środku groty. Obok wspomnianego stołu zaś widać było wejście w jakiś korytarz. To właśnie z niego wyszła trójka mężczyzn. Dwóch z nich było ubranych całkiem zwyczajnie. Jak mieszkańcy pobliskiego miasta. Trzeci zaś nosił długą białą szatę. Do tego miał bardzo jasne włosy, sięgające ramion. Pytająco spojrzał na fanatyka, który przygniótł Darlenita i właśnie ssał ranę na dłoni.
- On się pojawił nagle, Panie.- wyjaśnił. - Wchodziłem i kruka odganiałem, co wleciał w... - mężczyzna w szacie przerwał mu podniesieniem dłoni.
- Kruka? - spojrzał na adepta. Konkretniej na jego szatę. - No proszę, wysłannik Gildii. - podszedł i kucnął obok. Niemalże troskliwym gestem dotknął złamanej ręki. - Och, to musi boleć... każe mojemu medykowi nastawić kość, młody przyjacielu. - powiedział do adepta tonem pełnym współczucia i miłosierdzia. - A później zapraszam cię na naszą ceremonię! Jestem pewien, że twoi podli mistrzowie z Gildii naopowiadali ci strasznych rzeczy o nas. Nie bój się, młody przyjacielu... - ponownie rzucił spojrzenie na swoich ludzi. Ci podeszli do Darlenita i ostrożnie podnieśli go.

Tymczasem za Diomedesem pobiegli milicjanci. O dziwno nie wydawali przy tym zbyt wielu dźwięków, więc nie ostrzegli ludzi pod nimi. Diomedes zaś usłyszał przez klapę strzępy słów tajemniczego mężczyzny. Lecz dzięki nim był w stanie pojąć ich znaczenie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 01 Listopad 2011, 18:16:05
Diomedes gestem dłoni nakazał milicjantom zatrzymać się i czekać na jego polecenia. Jeszcze chwilę tkwił tak z uchem przytkniętym do klapy i próbował wyłapać jakieś inne dźwięki. Miał nadzieję, że kultyści nie będą się spodziewać już nikogo, po tym jak pojmali Darlenita. Na chwilę obecną maurenowi chyba nic nie groziło, więc Diomedes odetchnął z ulgą. Obawiał się tylko, że fanatycy mogą go wykorzystać w swoim chorym ceremoniale, który coraz bardziej zaczynał go fascynować i ciekawić.
- Pojmali go. Wydaje mi się, że to ten cały mag, który nimi dowodzi sam przyszedł do niego i oznajmił, że pozwoli mu się przyjrzeć ich ceremoniałowi. Odprawiają go o poranku, zgadza się? Tak więc mamy jeszcze trochę czasu - powiedział i spojrzał na gwieździste niebo. Nie był w stanie stwierdzić jak dużo czasu pozostało do świtu. Westchnął bezgłośnie i nakazał dwóm niedoświadczonym milicjantom ustawić się po bokach klapy. Sam stanął na wprost i za sobą ustawił komendanta. Mieli na jego znak otworzyć klapę na oścież. Diomedes chciał działać jak najszybciej, nie mógł pozwolić, by Darlenitowi się coś stało. Nie tylko dlatego, że miałby przesrane w Gildii, ale i dlatego, że czuł się za niego dziwnie odpowiedzialny. Podniósł rękę do góry, pokazując milicjantom by otwarli klapę. Nivellen miał zamiar dokonać bezpośredniej inwazji, gdyż wszystko inne go zawiodło i nie miał już żadnych pomysłów. Miał jedynie nadzieję, że przedsionek opustoszał, gdyż słyszał oddalające się kroki. Gdy milicjanci podnieśli klapę, na zewnątrz wytrysnął strumień światła i oświetlił małą polankę. Diomedes bez zastanowienia zeskoczył zręcznie na dół i podziękował bogu za swe akrobatyczne zdolności. Przeturlał się do przodu, by zamortyzować upadek. Za nim miał wskoczyć komendant, a potem obaj milicjanci. Diomedes trzymał już w prawej ręce różdżkę, lewą zaś trzymał na rękojeści swego miecza.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 01 Listopad 2011, 19:52:39
Darlenit zaś z pomocą ludzi został przeprowadzony dalej.
 Możesz mi powiedzieć coś więcej? Jestem niezwykle ciekawy - mauren starał się, aby ton jego głosu jak najlepiej odpowiadał wymawianym słowom. Chciał zdobyć zaufanie tych ludzi, aby wiedzieć jak najwięcej
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 01 Listopad 2011, 21:53:38
- Chcemy aby podróże morskie pomiędzy Valfden a kontynentem stały się możliwe. - odparł mag ojcowskim tonem. - Jestem Apostołem Tego Który Powstał. Mój bóg, Meaneb Wielki, przekazał mi tą wiedzę w wizji! Zabójcza mgła i Lewiatan są karą dla ludzi złej woli, jak ten przeklęty Isentor! - jego ton głosu wznosił się, jakby wygłaszał płomienną mowę. - Nasze ceremonie i daniny dla morskiej Bestii są symbolem naszego oddania i wiary w moc Tego Który Powstał! Chwalmy boga! - niemal krzyknął. Prowadzący Darlenita kultyści zawtórowali mu. Młody adept uświadomił sobie, że jeżeli naprawdę chodzi o tego słynnego Meaneba, to człowiek w bieli ma nierówno pod sufitem. Lecz w tym momencie klapa w pomieszczeniu wejściowym otworzyła się. Skok Diomedesa i milicjantów był dość głośny. Mag odwrócił się. Natychmiast wydał rozkaz.
- To heretycy! Zabić ich! Nie mogą splugawić naszej świątyni! - fanatycy ruszyli do walki. Apostoł zaś chwycił Darlenita za złamaną rękę i pociągnął za sobą, gdzieś w głąb korytarzy.



Cytuj
Kultyści x 3

Nazwa broni: Miecz fanatyka
Rodzaj: miecz
Typ: oburęczny
Ostrość: 15
Wytrzymałość: 11
Opis: Wykuty z 60 sztabek żelaza o zasięgu 1,4 metra.
Wymagania: Walka bronią sieczną [75%]

Odziany w:

Nazwa odzienia: Kaftan kultysty
Rodzaj: zbroja miękka
Typ: kaftan skórzany
Wytrzymałość: 8
Opis: Uszyty z 50 kawałków skóry wilka i 50 kawałków lnianego półtna.
Wymagania: Używanie zbrój miękkich

Specjalizacje:
Walka bronią sieczną [75%]

Umiejętności nabywane:
Używanie zbrój miękkich
Hart ciała


Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 01 Listopad 2011, 22:14:27
Ała! - krzyknął mauren. Ręka bolała go niemiłosiernie, w dodatku był za nią ciągnięty. Wręcz ze zgrzytaniem zębów wyrzekł:
 Możesz mnie puścić? To boli - jego słowa oddawały ból, miał nadzieję, że jego proźba zostanie spełniona.
 Czy dobrze rozumiem? Składacie ofiary Menaebowi Wielkiemu poprzez rzucanie ludzi lewiatanowi na pożarcie?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 02 Listopad 2011, 20:06:39
- Kurwa - zaklął pod nosem. Nie tak to miało wyglądać. Poza tym, kultyści wyglądali na nie w ciemię bitych, zaś dwaj milicjanci, którzy stali za jego plecami, wyglądali wręcz na stworzonych do wypowiadania strachliwych sentencji "idź przodem. Będę pilnował twoje plecy.". Diomedes wiedział, że nie wyjdzie z tego bez uszczerbku na zdrowiu, ale nie miał innego wyboru, jak stanąć do walki. Miał nadzieję, że chociaż komendant okaże się jakąś pomocą. Nivellen, nim rzucił się do przodu, postanowił zmniejszyć nieco przewagę, wyciągnął różdżkę i wycelował w jednego fanatyków. Pomieszczenie było dość ciasne, tak więc chybienie graniczyło z cudem.
- Ihigi! - wykrzyczał. Nie wiedząc czemu, poczuł okropną ochotę, by wyrzucić z siebie złość, także w postaci krzyku. Piorun kulisty powędrował wprost w brzuch jednego z nich, a Diomedes nawet nie zaprzątał sobie głowy przyjemną energią magiczną, gromadzącą się w różdżce. Kultysta padł na ziemię i jeszcze chwilę trząsł się w konwulsjach pośmiertnych. Jego kompani byli nieco zaskoczeni tym wydarzeniem, toteż Diomedes skorzystał z okazji i błyskawicznie doskoczył do nich i zamachnął się swym dwuręcznym mieczem od góry, prosto na czaszkę jednego z kultystów. Ten, na jego własne szczęście, zdążył się ocknąć z szoku i uskoczyć w bok, jednak ostrze miecza oddzieliło od jego ramienia czerwony kawałek skóry, który upadł z plaskiem na zimną kamienną posadzkę i zaczął wokół siebie tworzyć małe bajorko. Diomedes zaczął wykonywać obrót przekładając ciężar ciała na drugą nogę i zamachnął się równolegle do ziemi na klatkę piersiową przeciwnika. Ten niewątpliwie miałby okazję do zmówienia swej ostatniej modlitwy w życiu, gdyby nie to, że jego towarzysz okazał tyle trzeźwości umysłu, by stanąć w jego obronie i zablokować cios Diomedesa, który zaklął siarczyście na ten niemiły zwrot akcji. Uskoczył do tyłu dwa nierówne kroki i bacznie obserwował. Fanatycy nie mieli w sobie ani krzty spokoju. Byli zapaleni do boju, właściwie nie myśleli o niczym, jak o pozbyciu się innowierców. Dlatego też od razu rzucili się na niego w szaleńczym szale. Ten, którego ramię było okaleczone, zdawał się nie zwracać uwagi na dość bolesną ranę. To przeraziło Diomedesa, ale równocześnie sprawiło, że stał się ostrożniejszy i bardziej przewidujący. Zauważył, że stoi blisko ściany. Dwoje kultystów szarżowało prosto na niego. Gdy byli w odległości jakichś trzech metrów, były kruk wyskoczył na ścianę, ale miecz trzymał z boku, na wysokości stóp, które teraz znajdowały się w powietrzu. Jeden z fanatyków wbiegł prosto na ostrze trzymane przez Diomedesa. Dało się usłyszeć potworne mlaśnięcie miecza, zatapiającego się w ciało. Trysnęła krew i po chwili martwy kultysta leżał w dwóch częściach na posadzce. Tym czasem Diomedes odbił się nogami od ściany, na którą skoczył i wykorzystując impet zrobił obrót w powietrzu i zamachnął się prosto na szyję drugiego z fanatyków i byłby odciął mu głowę w efektownym stylu, gdyby kultysta po raz kolejny nie wykazał się refleksem i nie zrobił zręcznego uniku w postaci kucnięcia. Diomedes znalazł się w bardzo niekorzystnej sytuacji, był odsłonięty i nie zdążyłby sparować ciosu, zaś w powietrzu manewrowanie ciałem było trudne. Niestety nic nie mogło odwlec najgorszego. Fanatyk, który kucał, wystrzelił do pozycji pionowej z ostrzem skierowanym prosto w klatkę piersiową Diomedesa. Temu udało się nieco przechylić swe ciało, tak, że klinga przeciwnika miast zatopić się w sercu nowicjusza i pozbawić go życia, wbiła się prosto w ramię, dziwnym szczęściem nie trafiając w żadną ważniejszą żyłę czy tętnicę. Nivellen zawył z bólu, ale mimo tego obłąkańczego uczucia zamierzał skończyć ze swym przeciwnikiem. Lewą rękę, która została przebita, miał unieruchomioną, tak więc wielki miecz dwuręczny trzymał tylko w jednej. Z wielkim trudem zamachnął się na stojącego obok niego kultystę i pozbawił go życia, poprzez zatopienie klingi niemalże do połowy brzucha. Z miejsca, gdzie powinny znajdować się żebra, wytrysnęła krew i flaki. Diomedes kopnął z zawiścią swego przeciwnika i opadł na posadzkę, trzymając się kurczowo za krwawiące ramię.



0/3
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 02 Listopad 2011, 20:28:10
- Ból oczyszcza, mój młody przyjacielu. - odparł mag. Było jasne, że tymi słowami po prostu uświadomił mu, ze nie ma zamiaru go puszczać. - To symbol naszego oddania i naszej wiary. - odpowiedział na pytanie. - Poświęcenie nielicznych ześle na nas łaskę Pana! - Darlenit idąc z magiem tunelem mógł dostrzec dwa odgałęzienia. W końcu doszli do pieczary, która musiała być celem. Grota była całkiem spora, oświetlona kilkoma pochodniami. Na środku stał wykuty w skale ołtarz. Na swojej powierzchni miał coś w rodzaju rynny, co mogło służyć do kierowania krwi wyznaczoną drogą. Skalna rynna biegła dalej po podłożu. Aż do... wylotu jaskini. Był on bezpośrednio w klifie, tak że cokolwiek zrzucone nim musiało wpaść do wody. Adept zrozumiał, że to tutaj promienie wschodzącego słońca oświetlały krwawy rytuał. Przed ołtarzem stał kamienny postument. Na nim zaś leżała księga, a tuż obok stała zielonkawa figurka przestawiająca węża? smoka? z siedmioma głowami na których można było dostrzec dziewięć rogów. W pomieszczeniu było jeszcze czterech kultystów. Z wielkimi mieczami. Oraz jakiś staruszek. Mag niemalże rzucił przed niego adepta.
- Nastaw i unieruchom mu rękę. - rozkazał. - A wy idźcie pomóc pozostałym. - kultyści ochoczo pobiegli korytarzem, aby wspomóc umierających towarzyszy. Starzec kiwnął głową i zabrał się do pracy. Pogmerał w torbie, wyciągnął z niej brudnawy bandaż, niewielką deseczkę oraz jakaś maść. Bez słowa chwycił za rękę Darlenita i wykręcił ją brutalnie. Kości chrupnęły, adepta przeszył ból... lecz poczuł, że kości wróciły na swoje miejsce. Starzec posmarował mu rękę śmierdzącą maścią i zawiązał bandażem.

---

Tymczasem Diomedes rozprawił się z trójka kultystów. Lecz odniósł też ranę. Niby nic wielkiego, ale bolała. Mogło to nieco zmniejszyć sprawność bojową nowicjusza. Podszedł do niego Nobby i zawinął mu wokół rany jakaś szmatę. Niezbyt profesjonalnie i na pewno nie jak medyk, ale zawsze coś.
- Niezłyś. - skomentował. - Ale na przyszłość nie bierz wszystkiego na siebie. Wbrew pozorom potrafimy walczyć. - dodał butnie. - Ruszamy dalej? - zapytał. Z korytarza słychać było wrzaski Darlenita.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 02 Listopad 2011, 20:51:05
Diomedes przeraził się, słysząc wrzaski kompana. Nie zważając na ból, szarpnął rękojeść miecza, którego ostrze tkwiło mu w ramieniu i brutalnie, bez zbędnego cackania się z sobą, wyciągnął je ze świstem. Wiedział, że spowoduje to obfity krwotok to też uciął część lnianego płótna, z którego wykonane były kaftany kultystów i zręcznie, korzystając z pomocy zębów, owinął je w prowizoryczny bandaż wokół rany. Niemal z zadowoleniem pokwitował swoją robotę. Miał nadzieję, że przy gwałtowniejszych ruchach i napięciach mięśni mała rana nie zacznie tryskać krwią niczym nowo przebudzony gejzer. Wstał i chwycił miecz. Lewa ręka bolała go, ale nie uniemożliwiała w miarę sprawnego wymachiwania mieczem.
- Ruszamy - powiedział i wytężył słuch. Wyraźnie słyszał kroki. Bieg. Grupy o mniej więcej podobnych rozmiarach, jak ta, z którą przed chwilą się rozprawił.
- Uważajcie. Chyba lecą następni - rzekł i rozglądnął się. - Nie dadzą za wygraną - dodał, ciągle lustrując pomieszczenie.
- Ustawcie się tu po bokach tego tunelu w dół - polecił. - Nie zauważą was, więc jak wbiegną, to zarżniecie ich od tyłu. Ja stanę z przodu i będę odwracał ich uwagę, żeby nawet nie pomyśleli, by podejrzewać pułapkę. No i troszkę ich wysmażę - powiedział i wskazał z uśmiechem na różdżkę. Miał nadzieję, że milicjanci szybko i bez gadania wykonają polecenia, mimo tego, że wydawał im je ktoś, kto teoretycznie nie miał do tego uprawnień. Modlił się w duchu, by duma komendanta nie zaczęła cierpieć z tego powodu.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 02 Listopad 2011, 21:06:14
Co zamierzacie więc ze mną zrobić? - z trudem wyrzekł mauren. Ręka bolała, w dodatku dziwna maść i brudny bandaż były nienajlepszą, zdaniem Darlenita, metodą leczenia. Miał nadzieję, że Diomedes i milicjanci uporali się z trzema pierwszymi fanatykami, oraz że następna czwórka nie przysporzy im zbytnio problemów.

//Mam złamanie zamknięte, tak? I mogę prosić staty obecnych przy mnie osób?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 02 Listopad 2011, 21:40:27
Słuch Diomedesa nie zwiódł go. Nadciągała kolejna grupa przeciwników. Milicjanci pospiesznie zajęli wskazane pozycje. Po krótkiej chwili do pomieszczenia wpadli kultyści. I... nadziali się na funkcjonariuszy. Działali oni zdumiewająco sprawnie. Bodb wpadł na "swojego" sekciarza, napierając tarczą. Zaskoczenie przeciwnika i sama masa milicjanta okazały się bardzo skuteczne. Kultysta zwalił się na ziemię, wypuszczając miecz. Potrącił przy tym swego kompana, który zachwiał się i zatrzymał patrząc tępo na Bodba. Ten moment wykorzystał Nobby. Trzasnął mocno go w łeb tarczą i szybko wbił miecz w jego plecy. Fanatyk osunął się na ziemię. W międzyczasie Bodb zwalił się na przewróconego przeciwnika i dźgając mieczem przerobił go na coś, co przypominało ser z wieloma dziurami. Mimo starań milicjantów dwójka kultystów przedarła się do wnętrza. Rzucili się na Diomedesa. Komendant ruszył mu na pomoc, ale drogę zagrodzili mu walczący milicjanci.

Cytuj
Kultyści x 2

Nazwa broni: Miecz fanatyka
Rodzaj: miecz
Typ: oburęczny
Ostrość: 15
Wytrzymałość: 11
Opis: Wykuty z 60 sztabek żelaza o zasięgu 1,4 metra.
Wymagania: Walka bronią sieczną [75%]

Odziany w:

Nazwa odzienia: Kaftan kultysty
Rodzaj: zbroja miękka
Typ: kaftan skórzany
Wytrzymałość: 8
Opis: Uszyty z 50 kawałków skóry wilka i 50 kawałków lnianego półtna.
Wymagania: Używanie zbrój miękkich

Specjalizacje:
Walka bronią sieczną [75%]

Umiejętności nabywane:
Używanie zbrój miękkich
Hart ciała

//Jakbyś otwarte, to bym to napisał. Z bardzo szczegółowym i krwawym opisem.

- Obejrzysz ceremonię. - odparł spokojnie mag. Wertował księgę leżącą na postumencie. - Dziś mamy wyjątkowa ofiarę dla Bestii naszego Pana. Dziewicę! Ty zaś będziesz miał zaszczyć być ofiarą podczas kolejnej ceremonii. Raduj się!


Cytuj
Medyk niemowa

Odziany w:

Nazwa odzienia: Kubrak
Rodzaj: brak
Typ: strój
Wytrzymałość: 1
Opis: Uszyty z 100 kawałków lnianego płótna.
Wymagania: brak

Umiejętności nabywane:
Medyk
 
-------------

Apostoł

Broń 1:

Nazwa broni: Kostur ze srebra
Rodzaj: kostur
Typ: oburęczny
Ostrość: 18
Wytrzymałość: 21
Opis: Wykuty z 70 sztuk srebra zakończony niebieskim kryształem górskim (Nenengol) o zasięgu 2,2 metra. Dzięki kryształowi wystrzeliwane przez kostur zaklęcia z magii Nenengol są dwa razy potężniejsze. Zwieńczony na dole ostrym szpikulcem.
Wymagania: Walka bronią obuchową [75%]

Odziany w:

Nazwa odzienia: Szata maga
Rodzaj: zbroja miękka
Typ: szata
Wytrzymałość: 6
Opis: Uszyta z 50 kawałków Gelrothu oraz 50 kawałków Mortheonu. Chroni maga przed odpryskami jego własnych zaklęć. Ponadto zatrzymuje naturalną temperaturę ciała niezależnie od temperatury otoczenia oraz nie przemaka, więc jest to ulubiona szata noszona przez magów wody i ziemi.
Wymagania: Używanie zbrój miękkich

Specjalizacje:
Walka bronią obuchową [75%]

Umiejętności nabywane:
Używanie zbrój miękkich
Medytacja
Psionika
Teleportacja
Odbijanie zaklęć kosturem
Projekcja astralna
Koncentracja
Telekineza
Znajomość języka Draconów

Magia:

Nenengol - całość
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 02 Listopad 2011, 22:01:28
Diomedes zamierzał szybko i sprawnie uporać się z kolejnymi dwoma przeciwnikami. Był podbudowany dobrą postawą milicjantów, której w ogóle się nie spodziewał. Nie przestawiali go zadziwiać. Jednak nie trwał długo w tym osłupieniu. Ból w ramieniu dał znać o sobie, gdy pewnie podniósł miecz i uniósł na poziom klatki piersiowej. Spoglądał niepewnie na komendanta, który próbował się przedostać pomiędzy swoimi podkomendnymi do niego i wspomóc go swoim mieczem. Nie wychodziło mu to. Diomedes mógł w tym momencie liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Cofnął nogę do tyłu i z naskokiem uderzył na jednego z fanatyków. Ten sparował uderzenie, ale cios był na tyle mocny, by zbić klingę kultysty i dać nowicjuszowi cenny czas na wykonanie kolejnych, być może kluczowych dla walki, ruchów. Skorzystał więc z ów czasu i zasadził przeciwnikowi kopniaka prosto w żebra, po czym zamachnął się z prawego ramienia na drugiego oponenta. Ten uskoczył zręcznie, ale wpadł na ścianę i tym samym właściwie sam wpędził się w kozi róg. Diomedes raz jeszcze obdarował kopniakiem tego, którego już wcześniej kopał i ponownie zamachnął się na tego, który stał pod ścianą. Tym razem cięcie przyniosło efekty w postaci świeżo ściętej głowy, która w deszczu krwi powędrowała na podłogę i odbiła się głucho kilka razy, pozostawiając po sobie większe plamy krwi, które po chwili zaczęły się łączyć, tworząc wielkie rozlewisko. Diomedes po zadaniu ciosu od razu wykonał obrót i płazem miecza uderzył pozostałego przeciwnika prosto w żebra. Usłyszał trzask łamanych kości. Najwyraźniej zmiażdżył mu niemalże wszystkie żebra, gdyż fanatyk padł na podłogę i z trudem próbując łapać oddech, trzymał się z prawy bok i skowyczał z bólu. Diomedes raz jeszcze potraktował go kopniakiem, tym razem obcasem buta prosto w twarz. Kolejna kość została złamana - tym razem nos. Twarz kultysty wyglądała koszmarnie. Krew sącząca się z nosa, który wyglądał, jak po bliskim spotkaniu z pięścią orka, przesunięta kość policzkowa i oczy krążące głupkowato w mimowolnym zezie. Diomedes pewnym ruchem przeszył klatkę piersiową przeciwnika ostrzem swej klingi. Gestem ręki wskazał komendantowi, by wspomógł swych milicjantów, a jemu pozwolił chwilę odsapnąć.



0/4
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 02 Listopad 2011, 22:28:23
//Milicjanci podziurawili fanatyków mieczem, więc chyba ded.

Niezmiernie mi miło - rzekł mauren z niezbyt ukrytą złością. Postanowił jednak zmienić taktykę. Poznał niegdyś tajniki perswazji, zaczął więc grać nieco na umyśle apostoła:
 Jeżeli moja śmierć pozwoli innym pozbyć się tej mgły i lewiatana, to jestem zadowolony. Jednak chciałbym poznać odpowiedzi na kilka pytań. Udzielisz mi ich?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 03 Listopad 2011, 19:14:32
Komendant nie ruszył się z miejsca. Nie było takiej potrzeby. Czwórka kultystów była martwa. Dowódca miejskiej milicji kiwnął tylko z uznaniem głową, patrząc na trupy. Dobrze wyszkolił swoich podwładnych. Może nie walczyli zbyt uczciwie, ale skutecznie. Z ciemnego korytarza nie dobiegały już odgłosy świadczące o zbliżaniu się kolejnej grupy.

- Ależ oczywiście że możesz. - odparł radośnie zwariowany mag. - W końcu zrozumienie prowadzi do mądrości, a kto pyta nie błądzi. Poza tym już zadałeś pytanie. - rzucił okiem na adepta, uśmiechając się szeroko. - Pytaj więć, młody przyjacielu.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 03 Listopad 2011, 19:30:43
- Zacnie - skomentował ciała zdobiące posadzkę jaskini. Były naprawdę konkretnie zmasakrowane. Diomedes nie miał jednak czasu, by podziwiać efekt kilku cięć, pchnięć i machnięć mieczem, choć zdecydowanie był wart uwagi. Czas naglił, lecz Nivellen zachował zdrowy rozsądek. Nakazał swej małej kompanii poruszać się najciszej, jak się da i w miarę szybko. Powędrowali wgłąb korytarza, aż dotarli do małego rozwidlenia. Diomedes postanowił sprawdzić oba, wątpił, by nabrzeżna jaskinia mogła się rozciągać daleko wgłąb ziemi. Losowo wybrał jedną ze ścieżek i ruszył nią pewnie, wiodąc za sobą trójkę zamyślonych milicjantów. Usłyszał rozmowę i udało mu się wyróżnić z dwóch głosów ten, który należał do Darlenita. Uśmiechnął się na swój sukces i nadal się skradając, chciał zdobyć lepsze pole widzenia, by ogarnąć w miarę te sytuację. Przykucnął przy ścianie i zaczął zza niej ostrożnie wyglądać. Zauważył trzy postacie, maga, jakiegoś starca, no i oczywiście Darlenita. Nawiązali rozmowę, toteż Diomedes starannie starał się wyłapać wszystkie ich słowa. Nie miał na razie zamiaru dokonać całkowitej anihilacji kultu. Wolał poczekać, aż sytuacja nie będzie miała innego wyjścia, jak właśnie zbrojną interwencję.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 03 Listopad 2011, 19:33:34
Darlenit więc zaczął pytać, a słysząc odpowiedź zadawał następne pytanie:
 Kim jesteś? Jak cię zwą?

Przybyłem tutaj poszukując zaginionych nowicjuszy. Wiesz coś o nich?

Kim są ci, których wysłałeś do walki?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 03 Listopad 2011, 20:26:24
Mag nie zauważył Diomedesa. Zajęty był księgą. Jednak młody nowicjusz dostrzegł wzrok starca. Tyle że człowiek ten nie zdradził obecności intruza. Widocznie miał w głębokim poważaniu to co się stanie z kultem. Albo wierzył w moc guru.
- Jestem Apostołem mego Pana. - odpowiedział mag na pierwsze pytanie adepta. - Wyrzekłem się dawnego imienia. - wertując dalej księgę usłyszał kolejne pytanie.
- Ach... wiem o których ci chodzi. Wkrótce dołączysz do niech. Dostąpili zaszczytu oddanie swojej krwi i kości dla wyzwolenia Valfden z mgły. - odparł. Padło ostatnie pytanie.
- Oni byli moimi uczniami. Zwyczajni, szarzy rybacy, którzy poznali moc i wizje mego Pana. Natchnieni Jego mocą pragnęli odkupić grzechy i udowodnić swą wiarę.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 03 Listopad 2011, 20:40:05
Darlenit zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Zwrócił uwagę na starca. Podążając za jego wzrokiem zobaczył Diomedesa. Zastanawiał się, jak dać mu jakiś znak...

//Jestem związany czy coś? Czy tak po prostu siedzę sobie ze złamaną ręką?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 15:03:42
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Diomedes boleśnie zdał sobie sprawę z własnej bezradności. Nie mógł od tak wylecieć sobie na środek pieczary i cisnąć w maga błyskawicą. Może i miał przy sobie atut ataku z zaskoczenia, ale dręczyło go przeczucie, że mag był czujniejszy niż na to wyglądał. Oczekiwał więc, że Darlenit coś wymyśli, da mu jakiś znak. W tej samej chwili uświadomił sobie, że w drugim rozwidleniu najpewniej znajdowały się przyszłe ofiary kultu. Na razie jednak odepchnął tę myśl, chciał skupić się na obecnej sytuacji i działać możliwie jak najrozsądniej i z jak najlepszym skutkiem. Niestety, całkowita pustka w głowie stanowiła poważnego oponenta, który hardo stał w wyzywającej pozie przed paczką ze świetnymi rozwiązaniami i wyglądało na to, że Diomedes będzie musiał się sporo nagłowić, by pokonać tą pustkę i dostać się do skarbu, którego strzegła. Otrząsnął się z zamyślenia i ponownie przeniósł wzrok na trzy postacie w głębi pieczary. Zmarszczył brwi i zaczął przyglądać się z zastanowieniem starcowi, który wykrył jego obecność. Coś w nim było nie tak, wyglądał, jakby ta sytuacja zupełnie go nie dotyczyła, ale jednocześnie był tu, w jaskini fanatyków, musiał mieć z nimi jakiś związek. Jego osoba zaczęła mącić i tak już niespokojne myśli Diomedesa. Zastanawiał się, kim u licha jest ten staruszek. Wpatrywał się w niego, jakby właśnie stamtąd miało przyjść rozwiązanie, jakby to właśnie ten starzec miał mu pomóc. Gdy złapał się na tej myśli, w duchu z siebie zakpił.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 04 Listopad 2011, 16:35:47
//Nie, nie jesteś związany. Gdybyś był, napisał bym to. Jedynym co cie ogranicza to ból ręki. Złam sobie i później ją nastaw, to będziesz miał porównanie.

Jak to mówią "nadzieja matką głupich". Starzec absolutnie nie wyrażał chęci pomocy. Po prostu odszedł pod ścianę groty i usiadł na kamieniu. Zaczął dłubać sobie w zębach. albo raczej w miejscach, gdzie kiedyś miał zęby. Milczenie Darlenita i wahanie się Diomedesa przyniosło jednak pewien skutek. Tyle że niekorzystny. Apostoł odwrócił się od księgi. Zapewne zupełnie przypadkiem. Jednak to starczyło, aby dostrzegł zerkającego zza rogu Diomedesa. Chyba zdawał sobie sprawę, że mógłby mieć problemy w bezpośrednim starciu, albo po prost nie chciał brudzić sobie rąk.
- Pojmać tego heretyka! - wrzasnął, zdawać się mogło, do nikogo. Ale nowicjusz usłyszał za sobą czyjeś szybkie kroki. Trójka kultystów wybiegła z jednego z odgałęzień tunelu. Z fanatycznym błyskiem  woku rzucili się na Diomedesa i milicjantów. Tymczasem mag, lojalnie wobec swych poddanych, zaczął wycofywać się do wylotu jaskini. Chyba domyślał się, że stracił już większość ludzi.

// Staty takie jak poprzednio.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 16:42:57
Twarz Diomedesa po raz kolejny przyjęła poirytowany wyraz. Taką minę ma ktoś, kogo pies właśnie narobił na dywan. Do kompletu dołączyło typowe dlań westchnięcie, które w tym dniu powtórzyło się już tyle razy, że sam Nivellen nie był w stanie zliczyć. Spostrzegł uciekającego maga i rzucił się w pogoń, krzycząc tylko milicjantom, by zajęli się kultystami. W szaleńczym pędzie skoczył i wyciągnął się jak długi, gdy opadł płasko i ociężale na maga, który dokonywał taktycznego odwrotu.
- O nie, nie... - uśmiechnął się. - Ze mną się tak nie pogrywa, staruszku - powiedział z udawaną radością w głosie i trzepnął maga prosto w potylicę głowy. Sięgnął za pazuchę, po różdżkę i wbił ją mocno w miejsce, gdzie przebiegał kark przeciwnika.
- Jeśli się ruszysz, to zrobię z ciebie prażynkę - ostrzegł. - A teraz ładnie poproś swoich przydupasków, by odłożyli broń i padli na kolana. No już, już. Migusiem. - powiedział, wwiercając końcówkę różdżki w plecy maga.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 04 Listopad 2011, 18:35:58
Darlenit z trudem podniósł się na nogi. Złamana ręka dawała się we znaki. Widząc ruchy Diomedesa i jego bohareski skok na maga szedł spokojnie w ich stronę. Gdy był dostatecznie blisko, przyjrzał się strojowi Apostoła. Wskazywał on na arcymaga wody lub ziemi. Mauren rzekł więc:
 I nie waż się czarować, aby uciec. Mam możliwości, aby cię złapać...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 04 Listopad 2011, 18:45:55
Milicjanci w tunelu zajęli się kultystami. Walczyli dzielnie i, rzecz jasna, nieuczciwie. Po kilku chwilach zadowoleni z siebie (i obłowieni z grabieży zwłok) weszli do pieczary. Mag milczał do tego czasu. Spojrzał na stróżów prawa. Domyślił się że przegrał. Tą bitwę. Skrzywił się zrozpaczony. Nowicjusz i adept poczuli niewyraźne zaburzenie magii.
- ER... - wyjęczał. I wtedy zaczął się roztapiać. W mgnieniu oka ciało maga zamieniło się w wodę! Jego chrząknięcie musiało być sprytnie zamaskowaną, skróconą inkantacją. ÂŻywa kałuża natychmiast wyślizgnęła się spod Diomedesa i w mgnieniu oka pomknęła ku wylotowi jaskini. Chlusnęła w dół, nim wysłannicy Gildii zdołali zareagować. Apostoł uciekł. Zniknął w odmętach delty rzeki.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 18:54:07
- Kurwa! - krzyknął na cały głos, aż we wnętrzu pieczary zadźwięczało echo. Upadł, niemalże bezwładnie na kolana i walnął pięścią w ziemię. Może i pozbyli się niemalże całego kultu i pewnie również uratowali przyszłe ofiary, ale póki mag był na wolności, mógł ponownie swoimi brudnymi gierkami powołać nowych fanatyków do życia. Gdy jako tako wrócił do siebie, spojrzał na rękę Darlenita. Zwisała bezwładnie, ale przynajmniej nie była nienaturalnie wygięta, najwyraźniej ktoś mu ją nastawił, ale kto i po co? Wtedy Diomedes przypomniał sobie, że starzec, którego wcześniej zauważył nadal siedzi spokojnie w pieczarze. Wskazał na niego palcem.
- Ty - rzekł. - Kim ty właściwie u diabła jesteś? - zapytał poirytowanym tonem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 04 Listopad 2011, 18:58:09
Gdyby tak szybko nie zwiał, jeszcze bym go złapał. Nic jednak nie zrobimy. Panowie milicjanci, widzieli panowie tego maga? Jeżeli kiedykolwiek zostanie zauważony - złapać, a najlepiej zabić. Składał tutaj w ofierze ludzi. - przedstawił ogólnie swe myśli milicjantom
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 04 Listopad 2011, 19:04:37
Milicjanci owszem, widzieli maga. Komendant odpowiedział adeptowi.
- Tiaa... postaramy się. Chociaż nie wiem jak mielibyśmy złapać czy zabić kogoś, kto ot  tak może zamienić się w wodę... - był chyba pod lekkim wrażeniem magii Apostoła.

Tymczasem Diomedes usiłował nawiązać rozmowę z tajemniczym staruszkiem. "Usiłował" jest dobrym określeniem. Dziadek bowiem nic nie powiedział. Tylko wzruszył ramionami. Zupełnie jakby niespecjalnie przejął się całą akcją i irytacją w głosie nowicjusza.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 19:08:39
Diomedesowi powoli puszczały nerwy. Czuł jak szwy, które trzymały je na wodzy, powoli pękały z cichym trzaskiem. Lada chwila i byłby uderzył starca z całej siły prosto w twarz, za samą jego nonszalancką postawę, która doprowadzała nowicjusza do szału. Nie był to jednak pierwszy raz, gdy musiał opanować swoje uczucia, więc jakoś udało mu się przezwyciężyć tą nieodpartą chęć. Starzec, który powoli sprawiał, że Diomedes stawał się kłębkiem nerwów, wyglądał niesamowicie tajemniczo. Zupełnie jakby był oderwany od tego świata.
- Darlenicie... Ja nie mam nerwów, żeby gadać z tym starcem... Może tobie coś powie. Ja pójdę poszukać porwanych. Dobra? - zapytał z nutą rezygnacji w głosie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 04 Listopad 2011, 19:20:00
Idź - odpowiedział mauren. Podszedł do starca i usiadł obok. Zaczął mówić:
 Kim jesteś? Dlaczego pomagałeś komuś takiemu, jak ten mag?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 19:26:36
Diomedes odetchnął z ulgą. Atmosfera miejsca, gdzie sprawowano krwawe ceremonie była tak złowieszcza i ohydna, że aż mierzwiła włosy na karku, toteż Nivellen pospiesznie, wręcz jakby ktoś go ganił, wyszedł w kierunku z pieczary i sunął przez chwilę tunelem, aż ponownie doszedł do rozwidlenia i tym razem wybrał to drugie odnóże. Spokojnym, choć jakby zmęczonym krokiem, szedł prosto przez siebie i oddychał ciężko. Walka konkretnie go wyczerpała i powoli popełniony wysiłek dawał o sobie znać coraz mocniej, szczególnie w lewym ramieniu, które przebite było wcześniej przez miecz któregoś z fanatyków. Prowizoryczny opatrunek założony na ranę, przybierał coraz intensywniejszą barwę szkarłatu i co jakiś czas skapywały z niego krople krwi. Diomedes zaniepokoił się, że może stracić jej zbyt wiele, ale nie mógł teraz wybiec z jaskini i skierować się do pobliskiego medyka. Stopy go bolały, a jaskinia zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Miał nadzieję, że córka karczmarza, którego zapewnił o tym, że sprowadzi ją całą i zdrową do ojca, jeszcze żyje i ma się w miarę dobrze. Nie lubił łamać raz danych obietnic, ani zawodzić ludzi, którzy pokładali w nim nadzieje.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 04 Listopad 2011, 19:35:06
Darlenit, jak przedtem Diomedes, mógł dokładnie przyjrzeć się staruszkowi. Oczywiście miał siwa brodę. Sięgała mniej więcej do mostka. Była poplątana, jakby od dawna nie spotkała się z wodą. Twarz dziada była poznaczona zmarszczkami. Było to całkiem normalne u ludzi w jego wieku. Lecz jego oczy... już normalne nie były. Lewe było, musiało być, szklane. Wyglądało jak kulka zrobiona właśnie ze szkła. Czarnego szkła. Zdawało się być przed to bezdenne i wzbudzało wielki niepokój. Szczególnie odbijająca się w nim twarz rozmówcy starca. Prawe oko było w miarę normalne. Może tęczówka była nieco zbyt jasna na "typową" barwę. Dziadek przypatrzył się Darlenitowi. Nie odpowiedział. Tylko patrzył się tym szklanym okiem. Jakby badał umysł adepta. Nagle otworzył usta i wskazał je palcem. Darlenit spostrzegł, że dziad nie miał języka.

Diomedes tymczasem dotarł do pieczary, która służyła za lochy. Była to prawa odnoga tunelu, patrząc od sali rytualnej. Wewnątrz stał drewniany stół, na którym płonęła świeca w świeczniku. Obok leżał pęk trzech kluczy. Pod ścianą zaś stały trzy klatki. Całkiem spore. W dwóch leżały tylko jakieś brudne szmaty i trochę siana. W jednej zaś "brudne szmaty" były nieco bardziej... wypukłe. I poruszały się miarowo, jakby oddychały. Nagle brudne szmaty odwróciły się i Diomedes spostrzegł, że posiadają piersi. Co prawda zakryte odzieniem, ale jednak. Prócz piersi widać było również twarz. Była to młoda dziewczyna o przeciętnej urodzie. Po prostu zwykła dziewka z prowincji.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 19:46:50
Diomedes poczuł ukłucie w klatce piersiowej, gdy spostrzegł, jak bestialsko i okrutnie traktowane były ofiary. W ogóle sam fakt składania ofiar z żywych ludzi wydawał mu się odrażający. Było to coś, za co Diomedes bez zastanowienia mógł zabić. To był jego odruch bezwarunkowy. Tym bardziej, kiedy ofiarami były młode, bogu ducha winne dziewki. Nivellen poczuł, jak robi mu się żal dziewczyny, którą zdefiniował jako córkę karczmarza i choć usilnie starał się to ukryć, jego twarz ukazywała właściwie wszystko, co działo się wewnątrz. Zaskoczyło go to, gdyż zazwyczaj potrafił przybierać dowolnie wybrane przez siebie maski. Widać ta sytuacja go przerosła. Chwiejnym krokiem podszedł do stołu i podparł się na nim. Musiał chwilę odpocząć; wyczerpał niemalże wszystkie rezerwy sił. Mimo to, koszmar miasteczka Coru się nie skończył. I to po części Diomedes był za to odpowiedzialny, czuł winę, która ciążyła na nim niczym głaz. Obwiniał się o to, że nie zabił sukinsyna na miejscu i tym samym pozwolił mu uciec. Wiedział, że nie powinien się obarczać winą. Wiedział o tym. Mimo to, nie potrafił odsunąć od siebie tych myśli. Pocieszał się tylko tym, że przynajmniej uda mu się kogoś uratować. Gdy jego oddech w miarę się ustabilizował, chwycił pęk kluczy i podszedł do jednej z klatek.
- Psst - szepnął. Uśmiechnął się do młodej dziewczyny, gdy ta zwróciła ku niemu swoje przerażone oczęta. - Nie bój się. Przyszedłem cię uratować. - powiedział, by ukoić nerwy dygoczącej ze strachu panienki. Wsadził klucz w zamek i przekręcił. Drzwi celi otworzyły się ze szczękiem.
- No już, chodź - zachęcił, wyciągając do niej rękę. - Zaprowadzę cię do ojca - dodał z uśmiechem.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 04 Listopad 2011, 20:07:47
Ahh. Rozumiem i współczuję. Czy to on ci to zrobił? Czy on zmuszał cię do uczestnictwa w tych obrzędach? - dopytywał Darlenit. Dobierał pytania tak, aby starzec mógł odpowiadać na nie kiwnięciami głowy. Zadał również pytanie, którego potwierdzenie zapewne pomogło by w komunikacji:
 Umiesz pisać?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 04 Listopad 2011, 20:18:24
Dziewczyna zawahała się. Ubiór Diomedesa różnił się od tych, które nosili kultyści. Poza tym słyszała jakieś krzyki i odgłosy walki. To dawało jej nadzieję. Lecz w głębi serca liczyła na baśniowego rycerza w srebrnej zbroi, a nie... kogoś takiego jak Diomedes. Porzuciła jednak chore dziewczęce fantazje, którymi z pewnością zainteresowaliby się starzy i zboczeni badacze seksuologii, i wstała. Podeszła chwiejnie do nowicjusza i złapała go za rękę.

Tymczasem Darlenit próbował porozumieć się z dziadkiem. Na pytania adepta starzec odpowiedział kolejno kręcąc głową, kiwając i ponownie kiwając. Na końcu uśmiechnął się niepewnie przeczesując brodę palcami. 
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 04 Listopad 2011, 20:35:32
Panowie milicjanci! Macie coś do pisania i coś na czym można pisać? - zapytał głośniej mauren
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 20:43:59
- ÂŚmiało - powiedział i ujął ją pod ramię. Jego przyjaciel, Zeleris Flamel, zaśmiałby się pewnie teraz w głos i ironicznie nazwał go światłym wybawcą potrzebujących. Diomedes w duchu uśmiechnął się, wyobrażając sobie ubawionego po pachy dracona. Powracając myślami do chwili obecnej, zauważył, że dziewczyna jest słaba. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu raczej nie dostawała tu sutej zastawy w ramach posiłku. Stąpała niepewnie i chwiejnie, jakby płochliwie; gotowa w każdym momencie zerwać się i uciec.
- Nie bój nic, już po wszystkim - powiedział z łagodnym uśmiechem. Starał się, by ton jego głos brzmiał w miarę kojąco. - Zaraz zaprowadzę cię do tatuśka, przygotuj się na to, że wyściska cię jak nigdy w życiu. Tylko skoczymy po mojego znajomego, z którym tu przyszedłem i panów milicjantów - sprostował, by nie pomyślała, że prowadzi ją wprost przed ołtarz ceremonialny, by tam dokonać ostatecznej zbrodni - ofiary. Wyprowadził dziewczynę tunelem i po chwili znalazł się na znajomym już rozwidleniu. Wybrał odnóże prowadzące do sali rytualnej i tam też po chwili się znalazł.
- No i jak, Darlenicie, dogadałeś się coś? - zapytał kompana po czym wskazał kiwnięciem głowy dziewczynę, którą przyprowadził i powiedział.
- To chyba córka karczmarza. Tylko ją znalazłem. Reszta chyba nie żyje... - powiedział z ukłuciem żalu. Otrząsnął się jednak prędko, by nie dać tego po sobie poznać.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 04 Listopad 2011, 21:41:26
To niemowa. Uczestniczył w tym wszystkim z przymusu. Może ty masz coś do pisania lub coś na czy można pisać?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 04 Listopad 2011, 21:56:54
- Nie. Jesteś w jaskini, weź poskrob na ścianie, czy coś - poradził, powstrzymując się od ironicznej uwagi. Skąd niby miałby mieć przy sobie cokolwiek do pisania? Zresztą starzec jakby przestał go interesować, choć nadal niewiele się o nim dowiedział.
- Ja idę odprowadzić tę dziewczynę do ojca, pewnie jest wygłodniała i zmęczona, a ja nie zamierzam tutaj sterczeć jak ten debil i słuchać jak jej w brzuchu burczy. Jak chcesz jeszcze sobie pogadać z tym dziadkiem, to potem znajdziesz mnie w karczmie, bo to córka karczmarza właśnie jest - powiedział i zawrócił w stronę korytarza.
- A panom milicjantom bardzo dziękuję za pomoc, bez was pewnie skończyłbym tak, jak teraz wyglądają ci kultyści - zarechotał. Ruszył prosto po zimnej, kamiennej posadzce i tym razem nie skręcał w żadne rozwidlenie, tylko poszedł dalej, do wyjścia jaskini, skrzętnie ukrytego przez zakamuflowaną w podłożu klapę. Rozkazał dziewczynie zostać chwilę na dole, wyszedł na górę, otworzył klapę i wyszedł na zewnątrz. Z ulgą odetchnął świeżym powietrzem, uderzyło go z mocą skarpety wypełnionej mokrym piaskiem. Odchylił plecy do tyłu i wsłuchiwał się w szczęk strzelających kości. Przytachał pod klapę jakiegoś badyla i podparł nim ją, by móc pomóc dziewczynie wyjść po drabince. Wydawała mu się niesamowicie lekka, gdy podtrzymywał ją w swych ramionach. Gdy wyszli na zewnątrz, wziął ją na ręce, by nie pokaleczyła swych nagich stóp. Rozgarnął krzaki tworząc małe przejście, by ostre gałązki nie zadrapały jej gładkiej cery. Sam się dziwił z jaką czułością robi każdą z tych czynności, miał nadzieję, że nie budzą się w nim ojcowskie instynkty, był zdecydowanie zbyt zarobiony, a co ważniejsze, zbyt młody, by wychowywać dziecko. I znów w jego głowie pojawił się Zeleris, rzucający jakąś ironiczną uwagę na temat jego ojcostwa. Diomedes po raz drugi uśmiechnął się pod nosem i ruszył powoli w stronę miasta. Miał nadzieję, że nie wzbudzi niepotrzebnej uwagi, gdy będzie tak paradował z zakrwawionym mieczem, opatrunkiem na ramieniu całym przemoczonym we krwi i przestraszonej dziewczynie w ramionach. Z drugiej strony miał to w sumie gdzieś. Pewnie ruszył w stronę, gdzie jeśli dobrze pamiętał, stała tawerna. Miał zajęte ręce, więc drzwi otworzył kopniakiem, robiąc przy tym sporo hałasu i zwracając na siebie uwagę wszystkich oczu w karczmie. Nie zważył jednak na to i pewnym krokiem ruszył w stronę lady. Posadził młodą dziewczynę na jednym z siedzeń, przysiadł się do niej i zawołał donośnie.
- Karczmarz!
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 05 Listopad 2011, 12:39:32
Oczywiście pergamin, pióra i inkaust to standardowe wyposażenie milicji. Przecież to wie każdy. No prawie każdy. Trójka funkcjonariuszy chyba należała do grona osób nie wiedzących o tym. Poza tym zajęci byli "zabezpieczaniem dowodów". Jednak nie stanowiło to zbyt wielkiego problemu. Starzec pogrzebał w swojej torbie i wyciągnął zeń niewielki notatnik i ołówek. Z dobrotliwym uśmiechem pokazał je Darlenitowi. Przerzucił kilka kartek notatnika, a adept mógł dostrzec jakieś wzory, schematy, szkice i masę notatek. Dziadek jednak zatrzymał się na pustej stronie. I nabazgrał coś.
Dziękuję. - napisał. Miał perfekcyjny styl pisma. Zupełnie nie pasujący do brudnego dziada.


Tymczasem Diomedes troskliwie trzymając w ramionach uratowaną dziewicę. Na wschodzie pokazywało się słońce. Jego promienie oświetlały nowicjusza. Igrały w klindze miecza i niewinnych oczach dziewczyny. Chłopak dotarł w końcu do karczmy. Był ranek, więc aż tylu ludzi wewnątrz nie było. Ledwie kilka osób przyszło, aby zjeść wczesne śniadanie. Harwin był na zapleczu, zapewne poganiając kucharkę aby szybciej robiła jajecznicę. Wyszedł po chwili, wycierając dłonie brudną szmatą. gdy ujrzał nowicjusza i własną córkę zatrzymał się w pół kroku. Wypuścił szmatę z rąk i wybiegł zza lady.
- Ilza! - krzyknął. - Tata! - wrzasnęła dziewczyna i wpadli sobie w ramiona. Ach, radosne rodzinne spotkanie. Szczęście i radość. Od nielicznych osób w karczmie dało się słyszeć ciche "Awww". Radosne przytulanie i inne duperele trwały kilka minut. W końcu Harwin zwrócił się do Diomedesa. Chociaż "zwrócił się", jest nieco mało szczegółowym określeniem. Wielki gospodarz podszedł do nowicjusza i chwycił go w ramiona. Zmiażdżył nowicjusza w iście niedźwiedzim uścisku.
- Dziękuję, dziękuję... - wymamrotał. Niemalże płacząc ze szczęścia wcisnął chłopakowi w dłonie sakiewkę. Po chwili namysłu poszedł za ladę i wygrzebał stamtąd jakaś butelczynę. I ja dał nowicjuszowi.
- To Krag. - wyjaśnił. - Orkijski alkohol. Mój najlepszy trunek. W niektórych państwach na kontynencie nielegalny... nawet nie wiesz jak trudno było zdobyć recepturę... - córka wtuliła się w ojca i wyszeptała mu do ucha kilka słów. Karczmarz kiwnął tylko głową. Wyciągnął drugą butelkę. I drugą sakiewkę. Widocznie dobrze mu się powodziło, jako karczmarzowi. - A to dal twojego kompana. Dziękuję i jemu. Jeśli kiedyś będziecie w okolicy macie u mnie darmowe noclegi! I posiłki!
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 13:02:08
Mogę jeszcze jakoś ci pomóc? - dopytywał mauren. Nie zamierzał zostawiać starca na pastwę losu w takiej chwili...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 17:13:24
- D-Dziękuję - powiedział, gdy Harwin wepchnął mu w otwarte ręce dwie sakiewki i dwie butelki jakiegoś ponoć wykwintnego trunku. Był nieco oszołomiony po tym, jak karczmarz wyściskał go niczym brata i niemalże ze łzami w oczach dziękował za uratowanie jego córki. Diomedes czuł, że powinien powiedzieć coś jeszcze, ale jakoś nie mógł się zdobyć na jakieś w miarę konstruktywne frazy.
- Naprawdę, nie trzeba było - powiedział, wyrywając się z oszołomienia. - Ale dziękuję. Może napijemy się razem tego całego Kragu? - zaproponował. Postawił flaszkę na ladzie i odkorkował zębami. Wypełniała go dzika radość. Lubił pomagać ludziom, lubił, gdy dziękowali mu za dobrze odwaloną robotę. Ale to... To było bezcenne. Widział, jak głębokie więzi łączą córkę i ojca. Udzielała mu się ich radość i rozpromienił się mimo bólu w ramieniu.
- Szczęściarz z pana - powiedział. - Niektórzy nie mieli tyle szczęścia, tak więc wypijmy za nich, dobrze?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 05 Listopad 2011, 17:40:07
Staruszek uśmiechnął się. Było w nim coś dziwnego, szczególnie w spojrzeniu. Nabazgrał coś w swoim kajeciku.
Czy możemy stąd wyjść? dał do przeczytania Darlenitowi.
Milicjanci też zbierali się chyba do wyjścia. Zakończyli "zabezpieczanie dowodów" i z ich rozmów można było wywnioskować, że zamierzają wracać.


Harwin zamyślił się chwilę.
- No cóż, zazwyczaj nie pije tak rano, ale co tam. Jest okazja! - klasnął w dłonie i wydobył zza swej "magicznej" lady dwa kieliszki. Bardzo małe. Wielkości naparstka. Fachowo chwycił za butelkę i nalał do kieliszków trunku. Zmieściło się tam ledwie kilka kropel. Mniej więcej na pół normalnego łyka. Wzniósł jeden z kieliszków.
- Zatem za tych, którym szczęście nie dopisało! - wzniósł toast i wypił trunek. Skrzywił się straszliwie. Jego twarz poczerwieniała. Gdy Diomedes również łyknął Kragu dowiedział się dlaczego. Trunek był piekielnie mocny. Niemalże wypalił nowicjuszowi gardło. To coś przewyższało nawet bimber krasnoluda Domenica! Nowicjusz był pewien, że Kragu można używać do innych celów, niż konsumpcyjne. Na przykład do usuwania rdzy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 17:52:15
- ÂŁohohoho! - wysapał. Czuł, jakby jego gardło przeorało stado dzikich gwoździ spuszczonych ze smyczy. - Pali suka - dodał, już nieco łagodniejszym głosem. Istotnie, trunek palił niesamowicie, widać było, że Harwin obdarował go bardzo hojnie. Poklepał karczmarza po plecach z uśmiechem.
- Widzę, żeś nie szczędził na podarku, jeszcze raz dzięki! - zarechotał. Pogłaskał córkę karczmarza po głowie, przyjaźnie czochrając jej kosmyki włosów.
- To co - zagaił. - Jeszcze po jednym? - zapytał i nie czekając na odpowiedź polał kolejkę. W powietrzu uderzył w kieliszek karczmarza i wznosząc toast wychylił całą zawartość kieliszka i znów skrzywił twarz, a oczy niemal zapadły mu się do oczodołów. Oj będzie miał co pokazać Domenicowi, o ile nie wychla całego trunku nim będzie miał sposobność spotkać się z krasnoludem. Siedząc tu u boku karczmarza, czuł się jak w towarzystwie najlepszego przyjaciela. Uznał, że to zabawne, jak alkohol ułatwia kontakty międzyludzkie, tym bardziej jeśli wcześniej uratowało się córkę człowieka, z którym się piło. Nagle uderzyła go jedna, mierzwiąca włosy na karku myśl. Mag, który uciekł, rozprysł niczym woda, w którą się zamienił. Diomedes spoważniał.
- Ale radzę być ostrożnym, Harwinie - poradził. - Pozbyłem się ich chyba wszystkich, ale ich przywódca, szczwany sukinsyn nam zwiał. Jak go kiedyś spotkam, to kark ukręcę, ale do tego czasu uważaj na siebie i na swoją pociechę.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 18:56:59
Chodźmy - rzekł mauren. Wstał i ruszył przodem. Milicjanci już wyszli, a Darlenit pomógł starcowi wejść po drabinie. Na odchodne rzekł mu jeszcze:
 I uważaj na siebie. On może wrócić - w słowach młodego Navarre było słychać współczucie. Jednak zostawił starca i ruszył przed siebie. Do karczmy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 05 Listopad 2011, 20:03:54
-  Będę uważał. I dzięki za ostrzeżenie. Hm... będę musiał poważnie pogadać z naszym poczciwym komendantem. No i z władzami. Nie możemy pozwolić, aby w naszym miasteczku pałętały się jakieś sekty. - powiedział Harwin. Lecz musiał już zająć się karczmą, kliencie domagali się bigosu. Kiwnął zatem głową do Dioma i ruszył do pracy.

Tymczasem odchodzący Darlenit poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się i zobaczył, że zatrzymał go staruszek. Dziad uśmiechnął się i wręczył adeptowi kartkę. Była na niej coś napisane.
Jeszcze raz dziękuję i nie martw się. Będę uważał. Potrafię sobie poradzić, a ten Apostoł tylko  mnie zaskoczył. I podziękuj ode mnie swojemu kompanowi. Podziękuj mu od Nicholasa Flamela. Bywaj, młody przyjacielu. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Gdy Darlenit czytał te słowa staruszek dyskretnie ulotnił się. Młodzieniec podniósł wzrok znad kartki i już go nie widział. 
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 20:54:41
Zaraz, zaraz... - wymamrotał Darlenit odwracając się. Niestety starca już tam nie było. Mauren schował więc kartkę do kieszeni szaty, z zamiarem pokazania jej Zelerisowi. Zamyślony ruszył do karczmy. Doszedł tam spokojnie i wszedł do środka. Oczywiście zobaczył Diomedesa. Z kieliszkiem. On zrowu pije. Kiedyś to obróci się przeciwko niemu - pomyślał. Szturchnął nowicjusza w ramię i rzekł:
Możemy już wyruszać? Czy może przejdziemy się najpierw na posterunek?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 21:26:54
- O, cześć - powiedział zaskoczony, podskakując na siedzeniu. - Skończyłeś już z tym staruszkiem? Co on tam robił w ogóle? - zapytał zaciekawiony. - Jak chcesz. Osobiście chętnie bym się jeszcze z panem komendantem zobaczył, ale równie dobrze możemy już wracać - powiedział i nagle przypomniał sobie o czymś ważnym. Zaczął grzebać w kieszeniach i wyciągnął pokaźną sakiewkę, a z połów szaty wygrzebał okazale wyglądającą flaszkę.
- To dla ciebie - powiedział. - Nie, nie ode mnie - dodał, uprzedzając głupie pytanie. - To nagroda od karczmarza. A ta flaszka, to najlepsze gówno, jakie kiedykolwiek przyszło mi pić. Nawet Domenicowa gorzałka tak nie orze gardła. Zresztą sam spróbuj - wyrzekł i podał Darlenitowi kieliszek, do którego wcześniej nalał sobie trunku. Nie mógł się nacieszyć jego smakiem i postanowił, że po powrocie musi napić się z Zelerisem. W końcu jeszcze nie opili jego awansu na nowicjusza. Wstał od stołu nieco chwiejnie i podtrzymał się na maurenie dla podtrzymania równowagi. Był lekko podchmielony, widać było, że trunek nie tylko pali jak czort, ale i ma konkretną zawartość alkoholu. Diomedes jednak był ciągle w stanie myśleć trzeźwo, choć wydawał się znacznie weselszy i pogodniejszy niż wcześniej. Ot typowe działanie gorzałki, zwyczajne polepszenie humoru.
- No to chodź, wstąpimy jeszcze na komendę i się stąd zwijamy - powiedział i powściągnął wargi. - Nie podoba mi się ta sprawa z tym całym magiem. Za cholerę mi się nie podoba - dodał, marszcząc brwi.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 05 Listopad 2011, 21:38:27
I jak postanowili, tak zrobili. Poszli na komendę. Biedny Darlenit musiał prowadzić nieco spitego Diomedesa. Budzący się mieszkańcy miasteczka zapewne uznali ich za przyjezdnych, który po prostu przesadzili w karczmie. Droga dna posterunek minęła szybko. Znali ją i nie zgubili się. W kilka chwil doszli pod komendę. Weszli do budynku. Za biurkiem siedział komendant. Jadł pączka. Widząc przybyłych uśmiechnął się.
- O, dobrze że jesteście. - powiedział. - Mam coś dla was i bałem się, że wyjedziecie nim was złapie... - wskazał leżące na biurku dwie skórzane sakiewki. - To nagroda za pomoc. Należy wam się.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 21:49:53
Jesteśmy wdzięczni i polecamy się na przyszłość. Gdyby Apostoł powrócił powiadomcie Gildię, a chętnie pomożemy. Wszak sprawa nie została do końca skończona. - odrzekł Darlenit dziękując za nagrodę - Musimy jednak już się zbierać. Powodzenia - stwierdził mauren, ciągnąc Diomedesa do wyjścia...
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 21:51:29
- Smacznego - bąknął do komendanta. - I dzięki. Choć bez was byłoby cienko - powiedział. - Jakbyście kiedyś mieli jakieś problemy to... eee... Piszcie listy do Efehidon, czy coś - zarechotał.
- Mam złe przeczucia jak chodzi o tego maga - powiedział nieco poważniejszym głosem. Diomedes podszedł do stołu, uścisnął dłoń komendanta i wziął obydwie sakiewki. Chwiejnie się obrócił i celnym rzutem jedną z sakiewek posłał prosto do rąk Darlenita.
- Także tego... Do zobaczenia - powiedział, wyrażając chęć ponownego spotkania się kiedyś. - Pozdrów swoich chłopców. Odwalili kawał dobrej roboty - dodał z uśmiechem. Z trudem przyznał to przed samym sobą, ale w tym krótkim okresie czasu zdążył się przywiązać do komendanta. Polubił go mimo okoliczności w jakich się poznali i dość wrzącej kłótni jaką między sobą prowadzili. Może odnalazł w nim cząstkę swego ojca, którego nigdy nie spotkał. Nie wiedząc czemu tak kłuje go w piersi opuścił posterunek i tłumił chęć obejrzenia się za siebie i posłania komendantowi przez okno dziecinnego uśmiechu. Bezskutecznie. Być może odegrał w tym swą rolę alkohol, ale Diomedes odwrócił się na pięcie i z tym dziecinnym uśmiechem, którego się wystrzegał, zaczął machać milicjantowi na pożegnanie.
- Chodź, Darlenicie. Przed nami długa podróż - powiedział i ruszył w stronę stajni. Tam zostawili swoje wierzchowce i przyszedł czas, by teraz je odebrać. Diomedes stwierdził, że chętnie kiedyś tu wróci.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 22:01:16
Och Diomedesie, czy ty będziesz w takim stanie zdolny do podróży? - Darlenit zapytał retorycznie - Możemy ewentualnie spędzić jeszcze noc tutaj. W gospodzie. Córka karczmarza jest dziewicą, według tego, który chciał ją złożyć w ofierze. Z twoich oczy wyczytuję, że chciałbyś zmienić jej stan. Lubisz ją, nieprawdasz?
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 22:06:15
- Daj spokój, to jeszcze dziecko - powiedział oburzony. - Poza tym, nie chce się narażać jej ojcu, Harwinowi. To poczciwy człowiek. Poza tym, aż tak najebany to przecież nie jestem. Dwa kieliszki wypiłem ledwie - rzekł, wyraźnie dając do zrozumienia maurenowi, że wyolbrzymia problem.
- Dam radę. Wsiadaj na konia i wracamy, nie ma czasu do stracenia. I nie powiedziałeś mi jeszcze nic na temat tego starca, Darlenicie, a skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie on nie ciekawi - dodał, dając Darlenitowi pole do zagajenia rozmowy. Wyprowadził konia ze stajni i wsiadł na niego pewnie, by pokazać towarzyszowi, że alkohol wcale jeszcze nie uderzył mu do głowy.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 22:10:42
Uratowałeś jej życie. Karczmarz oddałby ci ją bez mrugnięcia okiem. Ale jak chcesz. A do starca chyba nie masz cierpliwości, nieprawdaż? Musimy o nim porozmawiać z mistrzem Zelerisem. Pilnie. Później się dowiesz.. - rzekł Darlenit wsiadając na konia
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 22:22:51
- Nie po to ją ratowałem od fanatyków, żeby potem ktoś ją musiał ratować ode mnie - odparł kąśliwie, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Z Flamelem...? Ale po co? Co ci ten starzec powiedział? - pytał z zaciekawieniem. - Mamy przed sobą długą podróż, zdajesz sobie sprawę, że nie wytrzymam, jeśli mi zaraz nie powiesz? - zarechotał. Popędził konia na trakt prowadzący z powrotem do Efehidon. Miał nadzieję, że nie będą musieli ponownie jechać przez las o zmroku. Nie byłoby to zbyt bezpieczne.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 22:27:15
Słyszałeś o tym alchemiku, który napisał książkę, nie pamiętam tytułu, i był przodkiem Zelerisa? Jeśli mnie pamięć nie myli zwał się Nicholas. Spójrz na podpis - rzekł mauren podając Diomowi kartkę
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Eric w 05 Listopad 2011, 22:32:51
Diomedesowi oczy wyszły na wierzch, ale po chwili oprzytomniał. Przyglądał się jeszcze chwilę kartce z pewnym zainteresowaniem, ale jednak nie dawał go po sobie zbytnio poznać.
- Czy to możliwe, że on jeszcze żyje? Może to zwykła zbieżność nazwisk. Chociaż... Co jeśli kamień filozoficzny to nie tylko legenda? Tym bardziej, że Flamelowie byli wybitnymi alchemikami. Jeśli on go stworzył, odnalazł, czy w jakiś sposób go posiadł, to możliwe, że to faktycznie przodek Zelerisa. Na dodatek, jeśli to faktycznie prawda, to jest nieśmiertelny. Interesujące... - powiedział i nadal wpatrywał się w kartkę.
- Zeleris musi się o tym jak najszybciej dowiedzieć. To go na pewno zainteresuje. Może nawet nas jakoś za to wynagrodzi. Oby - zarechotał.
- Chyba wplątaliśmy się w coś cholernie interesującego. Ciekawe czemu miał wycięty język? - zapytał ot tak sobie.
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Izabell Ravlet w 05 Listopad 2011, 22:37:28
I nie miał jednego oka - dodał mauren wyrywając kartkę Diomedesowi i chowając ją spowrotem. I zaczął mówić dalej:
 A ty tylko o pieniądzach. Ruszajmy
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Dragosani w 05 Listopad 2011, 22:49:43
I nasi bohaterowie ruszyli w drogę powrotną do Efehidon. Odebrali swego jednego konia ze stajni i wyjechali z miasta. Opuściwszy jego tereny pozostawiali za sobą budzących się ludzi. Mało kto z mieszkańców dowie się o ich bohaterstwie, lecz pewnym było, że zdobyli tutaj nowych przyjaciół, którzy pomogą im w razie potrzeby. Podróż powrotna odbyła się już problemów. Rana na ramieniu Diomedesa goiła się zdumiewająco dobrze. Zaś złamana ręka Darlenita dokuczała coraz mniej. W końcu, po kilku dniach podróży, dotarli do Efehidon. Mury tego wspaniałego miasta odbijały promienie słońca. I obiecywały zasłużony odpoczynek.

ZADANIE ZAKOÑCZONE

Nagrody:

Diomedes: 50 sztuk złota i butelka bimbru "Krag" od karczmarza + 50 sztuk złota z nagrody komendanta
Darlenit: 50 sztuk złota i butelka bimbru "Krag" od karczmarza + 50 sztuk złota z nagrody komendanta
Tytuł: Odp: Niepokoje na południu...
Wiadomość wysłana przez: Gordian Morii w 11 Listopad 2011, 01:08:23
Diomedes: 1 złoty i 1 srebrny talent + 500 sztuk złota (plus bonus Bystry Umysł)
Darlenit: 1 złoty talent i 3 brązowe talenty + 500 sztuk złota