Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Wątek zaczęty przez: DarkModders w 29 Czerwiec 2015, 15:15:39
-
Nazwa wyprawy: Potrzebny kowal
Prowadzący wyprawę: Silion aep Mor
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: certyfikat kowala, bycie Szeklanem z Tihios
Uczestnicy wyprawy: Szeklan z Tihios
Jaszczur przedarł sie przez tłumy i dostał sie do swojego konia. Wsiadł na niego i popędził przez bramy udając sie na trakt.
-
Wjechales na trakt, droga byla zwykla ubita ziemia. Slonce na samym szczycie niebosklonu uporczywie swiecilo ci w oczy, wial chlodny wiaterek, chmury powoli, leniwie przesuwaly sie po niebie przybierajac ciemne kolory. Za jakies 2 kilometry na twojej drodze znajduje sie las.
-
Słońce niemiło świeciło mu po oczach. Nie mógł zakryć oczu ręką gdyż jednej nie miał a drugą miał zajętą. Pocieszeniem był las, który zobaczył w oddali. Koń toczył sie traktem zmierzając do owego miasta. Szczęście w nieszczęściu było takie że mógł przynajmniej oglądać krajobrazy. Wpatrywał sie w roślinność i w domostwa farmerów jednakże dalej był czujny. Nie wiadomo co może zdarzyć sie na trakcie.
-
Spokojnie pedziles traktem w strone lasu starajac sie cokolwiek zobaczyc poprzez upierdliwe promienie slonca. Zblizales sie do lasu, narazie nic sie nie dzialo, no moze po za tym ze wzmogl sie wiatr i chmury troche przyslonily blekit nieba. Odleglosc od lasu to 1250m
-
Cholerne słońce przeszło mu przez myśl. Cały czas próbował choć na chwile odwrócić głowe od promieni słonecznych. Wiatr wzmógł sie co dało sie wyczuć. Ukradkiem spojrzał na niebo zauważając chmury.
- Nareszcie - powiedział sam do siebie spoglądając teraz w stronę lasu. Strzelił dwa razy lejcami popędzając tym konia. Chciał jak najszybciej wjechać w ten lasek. Czuł że może do miasta nie dojechać suchy.
-
Przeczucie Szeklana bylo bardzo dobre gdyz juz po kilku minutach wiatr wzmogl sie jeszcze bardziej, zrobil sie taki huragan ze az konia sciagalo na bok. Zaczal padac deszcz, obficie, bardzo obficie, szczerze mowiac moznaby to nazwac ulewa. Deszcz cial po oczach jaszczura i konia, obaj byli przemoczenia, bardzo przemoczeni. Taki peszek. Kon pedzil w blocie ktore bryzgalo na wszystkie strony przy okazji brudzac Szeklana. Zblizaliscie sie do lasu, zostalo jeszcze z 500m.
-
- Jasna cholera. - powiedział kładąc się bardziej na koniu. Czuł jak woda spływa pod jego pancerz i wszechobecne błoto bryzgające na wszystkie strony. Z przymrużonymi oczami próbował znaleźć miejsce gdzie mógłby schronić się na chwile przed deszczem. Koń uporczywie walczył z huraganem choć widać było że jest już tym zmęczony. Nie miał zamiaru dużej moknąć, strzelił kolejny raz lejcami pospieszając jeszcze bardziej konia.
-
Kon walczyl z zywiolem a jaszczur walczyl z koniem zwierze pedzilo przed siebie na zlamanie karku. Z duza predkoscia zblizaliscie sie do lasu. Deszcz lal jeszcze obficiej, istne oberwanie chmury. Oto jaka wredna potrafi byc letnia pogoda. Jechal i jechal az 20m przed samym lasem kon zawadzil o taki duzy kamien i polecial jaki dlugi byc przed siebie na brzuch rzucajac Szeklanem na kilka metrow przed siebie. Prosciej mowiac kon sie potknal, wywrocil a jaszczur poleecial niczym ptak. Pozostalo 10m do lasu.
-
Przez tą całą ulewe nie patrzył się na trasę. Poczuł tylko nagłe uderzenie i z wielkim hukiem uderzył twarzą prosto w ziemię. Nie było to za miłe, nie wliczając w to iście potwornego bólu szczęki i twarzy. Przewrócił się na plecy i złapał się ręką za twarz. Po chwili leżenia ból osłabł, podniósł się i usiadł w błocie. I tak był już cały mokry i brudny więc nie miał już nic do stracenia. Koń stał już na równych nogach. Wstał z ziemi i podszedł do konia wskakując na jego grzbiet. W tych warunkach nie należało to do łatwych rzeczy. Mokra stalowa zbroja strasznie ślizgała się na siodle. Chwycił mocno lejce i strzelił nimi kilka razy.
- Wio, wio!.
Koń ruszył z miejsca. Tym razem nie popędzał go, wolał mieć twarz w jednym kawałku.
-
Kon ruszyl by po kilku krokach zatrzymac sie przy gestym lesie. Byl to las mieszany wiec w byly w nim rozne gatunki drzew ale czy to wazne? Gorsza byla 2 metrowa trawa i krzaczory przez ktore trzeba bylo sie przedrzec. Ze srodka dobiegalo cwierkanie ptakow, takie mile dla ucha. Jak na zlosc deszcz ustal i znow slonce swiecilo mocno, bardzo mocno. Powietrze ze wzgledu na duza wilgotnosc po opadach bylo bardzo przyjemne. Tak wiec dalsza droga ciagnela sie przez mocno zarosniety, ponury las.
-
- Gorzej być nie mogło. - powiedział na widok krzaczorów i ogromniastej rawy.
- Wio Zbyszek, wio. - powiedział pociągając za lejce. Koń ruszył z miejsca przedzierając się przez trawy. Słońce znowu dawało niemiłosiernie po oczach. Próbował to jakoś ignorować. Cwierke ptaków umilało podróż a także dało na chwile zapomnieć o przelanym pancerzu. W środku musiało już być niezłe jeziorko.
-
Konik faktycznie ruszyl lecz po paru metrach przedzierania sie przez ostre, kolczaste krzaki zaprotestowal. Stanal dumnie i ani smial ruszyc sie dalej. Czyzby Szeklan musial isc z buta? Jaszczur zauwazyl ze w srodku jest dosyc ciemno gdyz korony drzew tworza szczelna jednosc taki swoisty parasol. Tak wiec bylo tez i sucho. Na horyzoncie nie bylo widac nic po za krzakami i metrowa trawa.
-
- Zbyszek, ruszaj zad! - powiedział klepiąc go w bok jednak nic to nie dało. Zeskoczył z konia i złapał go za lejce i zaczął go ciągnąć. Koń zrobił cztery kroki do przodu i znowu stanął potrząsając dumnie grzywą.
- Co za uparte zwierze. - powiedział puszczając lejce. Nie mógł tracić ani chwili więc wyciągnął swoją szable i przeciął w jednym miejscu lejce tworząc z nich długi sznur. Na szczęście blisko było drzewo więc przywiązał do niego konia. Teraz zostało mu iść z buta do miasta a co najlepsze nie wiedział jak daleko do niego. Zmęczony ulewą i użeraniem się z koniem ruszył przed siebie.
-
//: Jestes pewien ze chcesz zostawic konia? Nie obiecuje ze go odzyskasz...
Jak Eren wspominal do miasta bylo 2 dni pieszej drogi wiec narrator zyczy Szeklanowi powodzenia. Po chwili kon zarzal, okazalo sie ze okrzyki jaszczura i szamotanie sie konia przyciagnelo dzikie zwierzeta. Szeklan ujrzal 3 metry przed soba ogromnego misia tfu, niedzwiedzia, stanal na dwoch lapach, dziko zawyl i spadajac znow na przednie lapy zaszarzowal na swa ofiare chcac walnac go lapa. Jakby tego bylo malo po lewej cos zachrumkalo, jak swinia albo... Dzik! Tak to jest dzik, spojrzal zlowrogo na Szeklana i zaczal biec w jego strone.
1xNiedźwiedź (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Nied%C5%BAwied%C5%BA) - 3m po prostej, szarzuje, uderzy lapa.
1xDzik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Dzik) - 4m po lewej, szarzuje.
-
Co mnie dzisiaj jeszcze spotka? Pomyślał widząc szarżującego na niego niedźwiedzia. Zachował zimną krew, już raz walczył z jednym. W odpowiednim momencie odskoczył w bok unikając tym bolesnego starcia z niedźwiedziem. Co gorsze, do walki dołączył się dzik. Po tym jak wyminął niedźwiedzia wykonał kolejny unik tym razem ratując się przed zabójczymi kłami dzika. Nie było na co czekać, w trakcie wykonywania uniku mocnym ciosem sieknął toporem dzika po racicach wytrącając go z równowagi i powalając na ziemie. Po tym usłyszał kolejne dźwięki. Niedźwiedź był już za Szeklanem z zamiarem dania mu nieźle po mordzie. Odwrócił się i wtedy zwierze zaatakowało, w porę odsunął się w tył i mocnym ciosem wbił topór w łapę niedźwiedzia, zwierze zaryczało i wróciło do pozycji czworonożnej przygotowując się do szarży. Dzik też był już sprawny i z zamiarem zemsty znów zaczął szarżować na jaszczura. Dwa szarżujące zwierzęta nie dawały zbyt dużego pola manewru. W momencie gdy oba były metr od jaszczura ten odskoczył i zamachnął się toporem wbijając dzikowi go w łeb. Jeden był już gotowy, gorzej było z tym drugim.
-
Kon zaczal sie szarpac, zaraz zapewne sie zerwie. Niedzwiedz ma to gdzies i szarzuje w jego strone z zamiarem zabicia go. Ominal ciebie i biegnia na konia.
-
Niedźwiedź wpadł w kolejny szał rzucając się teraz na konia. Nie mógł tego tak przepuścić, straciłby jedyny środek transportu i niezastąpionego kompana podróży. Zaczął biec sprintem w stronę niedźwiedzia nie zwalniając nawet za chwile. Musiał się go pozbyć za wszelką cenę. Na szczęście niedźwiedź nie odbiegł zbyt daleko i jaszczur dobiegł do niego. Kiedy był na równi z jego pyskiem z całej siły uderzył go ogonem w głowę. Niedźwiedź spadł na bok ogłuszony od uderzenia. Jaszczur zatrzymał się i zgiął w pół by złapał choć trochę powietrza. Bieg sprintem z pancerzem pełnym wody nie jest z byt prosty. Po odzyskaniu tchu podszedł do ogłuszonego zwierza i precyzyjnym ruchem wbił topór w jego kark uśmiercając go, teraz koń był już bezpieczny a Szeklan wziął się za pobieranie trofeów. Po ich pobraniu podszedł do konia i zaczął go uspokajać.
//Pobieram:
16 pazurów niedźwiedzia
5m2 skóry niedźwiedzia
4 kły niedźwiedzia
2m2 skóry dzika
2 kły dzika
-
Kon uspokoil sie lecz za soba uslyszales dziwne warczenie. O nie! To warg. Warczy na ciebie zlowrogo, po chwili rusza by cie zamordowac.
1xWarg (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Warg) - 5m za toba, um.krwawy szal, ugryzienie na nogi.
//: Otrzymujesz:
16 pazurów niedźwiedzia
5m2 skóry niedźwiedzia
4 kły niedźwiedzia
-
- Jasna cholera. - powiedział na widok warga. Zwierze wpadło w szał rzucając sie prosto w nogi jaszczura. Ten w odpowiednim momencie odskoczył w bok ratując sie przed bolesnym starciem. Zwierze zatrzymało sie i rzuciło sie kolejny raz na jaszczura. Nie było na co czekać. Zrobił krok w tył i z całej siły rąbnął toporem w pysk warga. Ten zawył z bólu odchodząc kilka kroków w tył. Jaszczur wykorzystał sytuacje i skwitował to kolejnym ciosem prosto w grzbiet rannego warga uśmiercając go. Schował topór i kucnął przy nim zabierając sie za pobieranie trofeów.
-
//: Z warga nic nie pobierzesz, zapoznaj sie z Podstawy łowiectwa (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/My%C5%9Blistwo_i_umiej%C4%99tno%C5%9Bci_dzieci_lasu#Podstawy_.C5.82owiectwa)
//: Nie otrzymujesz nic z dzika. Zaraz edytuje.
Zwierze padlo pod naciskiem topora. Zapadla glucha cisza, Szeklan zostal sam z koniem i wielgachnymi krzakami ciagnacymi sie wglab lasu.
//: Na przyszlosc, opisuj JAK pobierasz trofea :P
-
//Oki
Nastała cisza, nie wróżyło to nic dobrego ale dało mu chwile czasu na utorowanie sobie drogie. Wyciągnął Caveda i zaczął wycinać przed sobą krzaki i trawy. Oczywiście wcześniej zabrał ze sobą konia. Szedł tak przed siebie i wycinał wszystko dookoła, nie wliczając w to drzew.
-
//: Wycinasz ta reka co trzymasz konia? :o
Jaszczur torowal sobie sobie droge a kon grzecznie szedl za nim. Krzaki wciaz sie ciagly lecz za jakies 200m zza drzew i tychze krzakow przeswituje swiatlo sloneczne.
-
//Zapominam o tym ciągle <facepalm>.
Cały czas szedł i wycinał krzaki i trawy zagradzające mu droge. Widząc światło słoneczne wiedział że nie zostało mu dużo do wyjścia z tych chaszczy.
-
Wycinal, wycinal i wycinal, rece wroc, reka juz go bolala od tego machania szabelka. W koncu krzaki padly pod naporem jaszczurzego ostrza a on mogl dojrzec skad przeswitywalo slonce. Byla to okragla polanka o srednicy 8m, korony drzew byly tutaj przerzedzone co wpuszczalo delikatne swiatlo. Przez srodek polanki plynela sobie spokojnie rzeczka, rzeczka o krystalicznej wodzie. Plywaly w niej niewielkie ryby, sama zas rzeka kierowala swoj kraniec gdzies w prawo, ale czy to istotne? Obok wody widac slady starego paleniska.
-
Jaszczur odsapnął. Ręka mu już odpadała od tego wykaszania krzaków. Schował szable i złapał za lejce konia prowadząc go w stronę rzeczki. Podszedł do rzeczki i puścił lejce konia. Ten zaczął pić wode. Jaszczur ukląkł koło rzeczki i ściągnął hełm z głowy po czym oblał swój łeb zimną, orzeźwiającą wodą. Założył hełm na głowe po czym napił sie jej jeszcze. Wstał z ziemi i zaczął przeglądać całą polane. Widząc pozostałości ogniska podszedł do niego i przykucnął przy nim. Ręką rozgarnął popiół i spojrzał przed siebie jakby kogoś w tych zaroślach wypatrywał.
- Ktoś tu był przede mną. - powiedział wstając z ziemi i oczepując rękawice z pyłu. Koń napił sie i zaczął zajadać sie świeżą trawą. Podszedł do niego i z niemałymi trudnościami związał, wcześniej rozcięte, lejce. Poklepał konia po szyji po czym wskoczył na niego i trzaskiem lejców popędzył go przed siebie wprost przez rzeczke.
-
Jaszczur powoli jechal przez rzeczke (przez rzeke? :o) przed siebie, lecz ta zakrecala po chwili w prawo wiec zmuszony byl zjechac na udeptana drozke prowadzaca dalej wglad lasu. Kon jechal przed siebie, powoli, spokojnie w rytm pocwierkujacych ptakow. Z lasu nie bylo widac wyjscia. W pewnej chwili nad głowa Szeklana zerwala sie do lotu chmara ptakow wyraznie czyms przestraszona. Droga prowadzila prosto zas po lewej, gdzie sciezka byla ledwo przetarta z krzakow dochodzily jakby znajome oglosy sapania i wzdychania, delikatne pojekiwanie. Nie byly to odglosy ludzkie. Glosne gwizdniecie i stukot koni. Po chwili uslyszal odglos szamotania sie.
-
Podróż mijała przyjemnie do pewnego momentu. Ogromna chmara ptaków przeleciała wprost nad głową jeźdźca. Schylił głowę po czym znowu spojrzał w stronę skąd dobiegały pojękiwania. Zatrzymał konia i przez chwile nasłuchiwał po czym zeskoczył z niego. Spokojnym krokiem zaczął iść w tym kierunku. Po chwili dało się słyszeć odgłosy kopyt i szamotanie się. Dobrze wiedział na kogo trafili. Poderwał się i zaczął biec w tym kierunku. Po drodze dobył swój wierny topór.
-
Po koniach nie bylo juz nawet sladu, no moze po za chmura kurzu i pylu zostawionego przez nich. To co Szeklan ujrzal zmrozilo mu krew w zylach mimo iz jest weteranem wojennym i nie jedno juz w zyciu widzial. Na duzej, dorodnej galezi wisiała jaszczuroludzica powieszona za ogon na tej gałezi, mocno przywiazana do niej, rece i nogi zwiazane cale sznurami, zza zakneblowanych materialem ust dobiegalo pojekiwanie. Lecz to nie koniec, obok zas wisiala trojka jaszczurzych dzieci z petlami sznura zacisnietymi wokol szyj. Widac ze zaraz sie udusza. Gora kilka sekund.
-
To wszystko aż poruszyło od środka jaszczura. Wiele widział, odrąbane kończyny w tym i jego własna ręka. Schował szybko swój topór i sprawnym ruchem dobył szabli. Podbiegł do drzewa i złapał za sznury przecinając każdy po kolei. Dzieci były już wolne. Najgorzej było z jaszczurzycą, sznury były mocno przywiązane do gałęzi jednak nic nie stało na przeszkodzie, sprawnymi ruchami ją odcinać sznury, po kolei czy nie przecinał sznury.
-
Dzieci faktycznie zostaly odciete lecz wciaz mialy petle zacisniete wokol szyi co sprawialo ze ledwo oddychaly. Jaszczurzyca przerazona zaczela sie szamotac, jak sie raz bujnela to walnela cie glowa, upadles i cie przymroczylo.
-
Nieźle go uderzyła głową. Czarne plamy przed oczami po chwili minęły. Widząc jak małe jaszczurzątka ciężko oddychają, podszedł do nich i ściągnął pętle z każdego. Sznury rzucił na bok.
- Spokojnie, nie chce ci nic zrobić. - powiedział dobywając znowu szabli po czym podszedł do tej gałęzi i mocnymi cięciami odciął pozostałe sznury uwalbiając jaszczurzyce.
-
Gdy tylko sznur przy ogonie zostal zerwany i snury krepujace rece, nogi, rozciety jaszczurzyca opuscila sie do ziemi by dotknac ja rekami, odbila sie nimi, wykrecila salto i spadla na nogi, lecz to ze przed chwila krew splywala jej do glowy sprawilo ze sie zakrecila i spadla na tylek. Syknela na ciebie zlowrogo rzucajac sie na swoje dzieci by zakryc je przed twoim ostrzem. - Wynos sie bandyto! Nie zrobisz im krzywdy! - krzyczala przerazona w lesie pelnym niebezpiecznych zwierzat.
-
Jaszczur schował szable po czym podszedł troche bliżej wyciągając ręke do przodu na znak że nie ma łych intencji.
- Uratowałem życie twoje i twoich dzieci, nie mam złych zamiarów. Słyszałem szamotanine więc przybiegłem zobaczyć co sie stało. Nie chce zrobić wam krzywdy.
-
Jaszczurzyca zlustrowala cie przeszywajacym, zimnym wzrokiem. Po chwili podala ci reke i sprawnym chwytem sprowadzila cie do parteru, przyblizyla twoja twarz do swojej i spojrzala gleboko w oczy. - Twoj wyglad, jaka mam pewnosc ze nie jestes jak oni, ze nie udajesz? - pytala beznamietnym glosem.
-
Tego sie nie spodziewał. Silnym pociągnięciem ręki został zwalony na ziemie, nawet nie zdąrzył zareagować by po chwili zostać chwyconym za pancerz i przyciągnięty bliżej jaszczuroludzicy. Lustrował cały czas jej twarz pełną strachu. Ręką położył na ziemi.
- Jestem Szeklan Caved z Tihios, szlachcic gmin Lafos i Vomin, jestem weteranem wojennym po wojnie na Zuesh. Może wyglądam dziwnie bez tej ręki ale nigdy nie miałem i nie mam złych zamiarów.
-
- Udowodnij ze nie jestes jak oni... - syknela na ciebie.
-
Sprawnym ruchem ręki odpiął pas spuszczając go na ziemie wraz z całym orężem. Spojrzał jej w oczy.
- ÂŚciągam swój pas na dowód że nie mam złych intencji. Pozwól mi wstać.
-
Slyszac strzek upadajacego oreza kobieta odetchnela gleboko, wtem w jej oczach ujrzales fale uczuc, troske, zal, utrate ukochanej osoby, samotnosc, bol, nadzieje i smutek. Poruszylo cie to. Kobieta zwolnila uscisku i opadla na plecy, lezac na ziemi i patrzac w niebo powiedziala do ciebie. - Szeklanie, pomoz mi!
-
Jaszczur wziął głęboki oddech po czym podniósł się z ziemi. Widząc jej rozgoryczenie spojrzał na nią z politowaniem i troską. Sam nie wiedział co sie z nim w tym czasie stało.
- Kim byli ci konni? - zapytał jaszczurzyce łapiąc ją za ręke i podnosząc z ziemi.
-
- Oni byli zli... - syknela. - Pobratymcy, tacy jak ty! - jaszczurzyca wstala i podeszla do dzieci aby je ocudzic.
-
- Już kiedyś z nimi wlaczyłem i z chęcią nakopałbym im do dupy jeszcze raz. - powiedział po czym podniósł pas z ziemi i przypiął go z powrotem na swoje miejsce.
- Ze mną możecie czuć sie bezpiecznie.
-
Kobieta ocudziła dwojke z dzieci i kleknela przy trzecim. Cudzila je, potrzacala nim nawet sprawdzila czy oddycha, w jednym momencie jej oczy zwezyly sie, stracily blask, wygladaly niczym niebo zasloniete ponurymi chmurami. Przytulila je do siebie i zaczela glosno lkac, wyc i miotac sie po ziemi.
- Nie...! To nie mozliwe! Nie! - krzyczala lkajac.
-
Widząc łkająca jaszczurke spuścił głowe, czuł sie troche za to odpowiedzialny może i przez to że nie zdążył ściągnąć im z szyji sznura? Podszedł do jaszczuroludzicy i przykucnął. Podtchnął dziecko i sprawdził jego plus, niestety tego mógł sie spodziewać. Westchnął po czym powiedział.
- Rasherze miej je w swojej opiece.
-
- Tylko tyle? Tylko tyle masz do powiedzenia? - krzynela wsciekla z lzami w oczach. Pchnela cie z calej sily przewracajac cie. - To twoja wina! Trzeba bylo je ratowac! Trzeba... Bylo... Nie mnie... - krzyczala lamiacym sie glosem. A dziecko jak i inne mialo okolo 2 lat.
-
I znowu leżał na ziemi. Podniósł sie szybko i spojrzał w stronę dziecka.
- Ratowałem je na tyle ile mogłem, wszystko robiłem by przeżyły. Ty też jesteś ważna więc nie mogłem cie zostawić tak o wiszącej.
-
- Ja... Nie jestem... Wazna... To ja... Powinnam... Nie zyc! - mowila przez lzy. - Dlaczego? - zawyla glosno.
-
I w tym momencie nie wiedział co powiedzieć. Podszedł znowu do jaszczurzycy i objął ją ręką przyciskając do siebie. Chciał ją pocieszyć.
-
Odsunela cie od siebie i spojrzala w oczy, gleboko, jakby chciala przelac caly swoj zal w jego cialo. - Nie wiesz co to dla matki znaczy stracic dziecko. - powiedziala smutna.
-
- Nie dowiem sie tego nigdy nie mniej współczuje ci tego z całego serca. - powiedział wstając z ziemi. Odwrócił sie i doniośle zagwizdał. Wtedy zza drzew przybiegł do swojego pana jego wierny koń Zbyszek. Pogłaskał go po szyji po czym zwrócił sie do jaszczurzycy.
- Przyjmij prosze moją pomoc.
-
-P... Pomoc? - wystekala. - Co chcesz zrobic? - zapytala zdziwiona. Dwojka dzieci podbieglo do matki i przytulilo sie do jej nogi widocznie wiedzac co sie stalo.
-
- Jade do miasta, zabiore was ze sobą. Dzieci na pewno są głodne. - powiedział spoglądając na małe jaszczurątka które przybiegły do swojej matki.
-
- Nie... Nie mozemy nigdzie... Jechac... Tam... - wskazała kierunek gdzie uciekly konie oprawcow. Przestala na chwile plakac by rzec. - Tam jest moj dom. Moja matka, ojciec. I oni... - posmutniala. - Jesli chcesz mi pomoc to... Zabij ich, wymorduj, zemscij sie za me dziecko i... Za meza... - powiedziala lamiacym sie glosem.
-
- Zemszcze sie, obiecuje. - powiedział po czym wskoczył na konia i trzasnął porządnie lejcami. Zbyszek aż stanął na dwóch kopytach i popędził w stronę tego domu. Musiał wykonać swoją obietnice ale i zemste za to co zrobili z aktami.
-
- Szeklanie, zostawisz nas tutaj samych? - krzyknela. - Nie wiesz gdzie to jest.
-
Zatrzymał sie zaraz obok kobiety.
- Wsiadajcie. - powiedział podając jej ręke.
-
Kobieta owinela martwe dziecko w liscie i umiescila w dziupli. - Zegnaj synu! - rozplakana z dziecmi uczepionymi u nogi wskoczyla na konia. Siedziala za toba, przytulila sie mocno i plakala donosnie.
-
- Mów mi po drodze gdzie ma jechać. - powiedział po czym trzasnął lejcami. Koń zarżał i pogalopował przed siebie, nie mógł tracić czasu na powolną jade. Cały czas lustrował teren by w pore wyłapać zagrożenie.
-
Kobieta wciagnela dzieci na konia i rozejrzala sie. Jechales traktem, wyjechales z lasu, wokol nie bylo nic, pustkowie, po chwili kobieta powiedziala. - W lewo!
-
Jaszczur skierował konia tak jak powiedziała kobieta. Skręcił w lewo i prół do przodu wprost przed siebie. Wypatrywał cały czas jaszczurów.
-
Jechal chwile i minal wielki kamien. Kobieta powiedziala. - Teraz w prawo!
-
Znów pokierował konia w prawą stronę. Jechał dalej w obranym kierunku.
-
Jechal i jechal az w koncu w oddali zobaczyl mala wioske.
-
Już wiedział że jest na miejscu. Koń i tak już dostatecznie szybko biegł więc nie było co go pospieszać.
- Powiedz który to dom. - powiedział nie odwracając się nawet na chwile w tył, nie mógł przegapić żadnych szczegółów.
-
- Moj dom to ten drugi z brzegu, tam wszystko ci opowiem. - powiedziała zmeczona placzem. Przytulila sie mocniej i wsluchala w stukot kopyt konia. Slonce przygrzewalo dosyc mocno, bylo juz pozne popoludnie.
//: 17:00
-
Jaszczur zajechał do wioski. Nie było zbyt tłoczno, wyglądało na to jakby nic się w tej wiosce nie działo. Wypatrzył dom o którym mówiła jaszczurzyca i zajechał pod niego. Zatrzymał konia i zeskoczył z niego po czym pomógł zejść z konia jaszczurzycy i jej dzieciom. Słońce przyjemnie grzało, lubił takie pory roku, przynajmniej nie marzł jak w hemis.
-
Wioska nie byla duza. Kilkanascie niewielkich, drewnianych domow, ujrzales moze z dwoje jaszczuroludzi przechodzacych z domu do domu. O tej porze i po ostatnim wydarzeniu prawdopodnie wszyscy siedza wystraszeni w swych siedzibach. Kobieta otworzyla drzwi i weszla do srodka wraz z dziecmi.
-
Jaszczur wszedł do domu za jaszczurzycą i dziećmi. Przysłuchiwał się czy nikt i nic się w pobliżu nie czai, trzeba było być ostrożnym.
//Opisz domek ;)
-
Byl to prosty wiejski domek, niewielki, pod sciana stalo lozko na ktorym siedziala kobieta, na srodku stol i cztery stabilne krzesla, kilka szafek oraz kominek. Pod sciana stalo takze wiadro z woda. Jaszczurzyca spojrzala na ciebie przekrwionymi oczyma i powiedziala.- Zamknij drzwi!
-
Jak prosiła tak zrobił. Chatka wyglądała na przytulną choć widać było że ledwo wiążą koniec z końcem. Odsunął jedno z krzeseł i usiadł na nim.
- Bardzo przytulny domek. - powiedział spoglądając na każdy mebel i ściany.
-
- Czy mozesz mi przysiac ze to co uslyszysz nigdy nie wyjdzie z twych ust? I ze nie dasz sie zwerbowac Im?
-
- Przysięgam. Nawet nie myśle o tym by służyć grabieżcą i rozbójniką. - powiedział do jaszczuroludzicy patrząc jej w oczy.
-
Jaszczurzyca pokiwala glowa i zaczela mowic. - To bylo jakies pol roku temu, moj ukochany maz z wlasniej glupoty zaczal sie zadawac z dziwnymi ludzmi, juz po krotkim czasie okazalo sie ze wstapil w mafie. Zmuszony byl tobic zle, bardzo zle rzeczy, szantazowano go naszym zyciem. Gdy przestal byc uzyteczny poprostu go... Zastrzelili, uwierzysz w to? A pozniej wywiesili na drzewie przed domem. - gdy spojrzales za okno okazalo sie ze faktycznie drzewo rosnie przed domem.- Co dwa tygodnie nachodzili nas, robili mi... Bardzo zle rzeczy.. Wymuszali pieniadze. Dopoki placilam, mialam wzgledny spokoj, placilam dopoki nie wyprzedalam calego majatku. Gdy dzis powiedzialam im ze nie mam juz czym placic, wykorzystali mnie i chcieli nas zabic. Wtedy pojawiles sie ty. - znowu zaczela plakac.
-
Coś w środku mówiło mu że nie może tego tak zostawić. Wstał z krzesła i zaczął krążyć po pokoju.
- Nie martw się, znajdę ci lepsze mieszkanie i dopilnuje by te sukinsyny zawisły na najbliższej brzozie. - powiedział do jaszczurzycy.
-
- Ale przeciez oni cie zabija... Nie masz jednej reki. Oni sa okrutni. - mowila zatroskana. - - Wojowniku, a co jesli zostalbys ze mna? Nie chce stracic jedynej osoby ktora sie teraz o mnie troszczy.. - podbiegla do ciebie i mocno cie przytulila.
-
Jaszczur pogłaskał ją po plecach po czym powiedział jej.
- Dam rade, nie jeden przekonał się na co mnie stać. - powiedział głaszcząc ją po głowie - Z chęcią bym został ale musze jechać do Omara, mogę was tam zabrać jeśli nie macie nic przeciwko temu.
-
- Omara? Gdzie to jest? - zapytala zdziwiona, zrobila takie wieeelkie oczy co wygladalo dosyc smiesznie. - - Ale... Co ja tam bede robila? Zostawisz mnie tam sama?
-
- Nie zostawie cie samej, mam tam wziąść udział w zawodach kowalskich. Znajde tam dla was chwilowe lokum.
-
- No, dobrze... - powiedziala zmieszana. - Pojade z toba, nie chce juz wiecej tego przezywac... - powiedziala puszczajac cie i otwierajac drzwi, kilka krokow i juz pakowala dzieci na konia.
-
Poprawił pas z broniami i wziął głęboki wdech wiejskiego powietrza. Przynajmniej tu nie było czuć miejskiego powietrza zaprawionego zgnilizną i grzybem. Podszedł do konia i wsiadł na niego. Złapał za lejce.
- Wio Zbyszek, wio!
Koń ruszył sie z miejsca i popędził w stronę traktu. Przynajmniej nie musi sie przedzierać przez las.
-
No i jechaliscie tak sobie traktem, najpierw skret w lewo a potem w prawo po kilkunastu minutach ujrzeliscie znajomy las.
-
Teraz już jechali traktem w strone miasta lub nie. Zagadał do jaszczurzycy.
- Nie pytałem sie ciebie o to wcześniej ale jak masz na imię? - zapytał patrząc na trakt.
-
Jechali w strone lasu a konkretnie drozka gdzie wisiala kobieta i jej dzieci, przejechali obok tego miejsca i dojechali do rozdroza, na lewo byla droga wglab lasu, na prawo powrotna do Atusel.
Jaszczurzyca spojrzala przed siebie czyli w plecy jaszczura i powiedziala. - Przepraszam, to ja powinnam zadbac o to by sie przedstawic. Mam na imię Silen.
-
Oczywiście pojechał na lewo w głąb lasu. Koń toczył sie szlakiem.
- Nie musisz przepraszać, czasem sie to zdarza.
-
Przytulila mocno Szeklana i polozyla mu glowe na ramieniu. Jej dzieci siedzialy przed nia a za toba. Powiedziala do ciebie. - - Wreszcie od pol roku czuje sie przy kims bezpieczna. Dziekuje ci za to wojowniku, nie znamy sie nawet a czuje sie jakbys byl przy mnie od zawsze.
Kon z trudem przedzieral sie przez troche nizsze krzaki i wysoka trawe, szlo mu to bardzo trudno. Bynajmniej brnal przed siebie wglab ciemnego lasu. Ptaki znow zaczely cwierkac.
-
Puścił na chwile lejce by pogłaskać jaszczurzyce po głowie.
- Zadbam o wasze bezpieczeństwo do końca, będziesz mogła żyć bezpiecznie. - powiedział po czym znów chwycił lejce. Krzaki znowu dawały sie we znaki koniowi. Miał nadzieje że obejdzie sie bez kolejnej wycinki okolicznych krzewów.
-
Jechaliscie przez jakas godzine przez krzaki, w koncu wjechaliscie na mala polanke. Miala ksztalt okregu o srednicy 5m. Dzieci zaczely dawac znac ze sa glodne i zmeczone, kon tez mial juz dosc. Silen przysinala na twym ramieniu. Najsmieszniejsze bylo to ze nie zabrales ze soba miesa ani z niedzwiedzia, dzika ni z warga.
//: 18:26
-
Zatrzymał konia po czym zeskoczył z niego na polanke.
- Zatrzymamy sie tutaj na noc. Przyniose coś do jedzenia z lasu. - powiedział pomagając zejść z konia Silen i jej dzieciom. Konia zostawił pod opieką kobiety a on sam zabrał sie za polowanie. Wszedł w głąb lasu i zaczął wypatrywać zwierzyne.
-
No i tak wypatrywal i nic nie zauwazyl. Szedl przed siebie oddalajac sie coraz bardziej az wreszcie cos przebieglo zaraz przed nim samym. To sploszony, mlody jelonek.
1xJeleń (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Jele%C5%84) - Przed samym twoim nosem, pobiegnie w lewo.
-
Polowanie zdawało sie już zakończyć fiaskiem jednak w tym czasie kiedy miał już wracać przed nim samym przebiegł jelonek. Dobył swoją szable i schował sie za drzewem. Jelonek podszedł kilka kroków i zatrzymał sie spoglądając nerwowo za siebie. W tym czasie spokojnym krokiem przemieścił sie w około drzewa i podszedł tak do jelonka. Uniósł szable do góry. Wtedy jelonek odwrócił sie i spostrzegł Szeklana, nie miał już jak wrócić gdyż szabla utkwiła w szyji jelonka. Ten opadł na ziemie bez życia. Otarł szable o jego skóre i przerzucił go przez ramie. Od razu skierował sie w stronę obozowsika.
-
//: Przeciwnik posiada wyczulone zmysly, nie posiadasz cichego zabojcy.
Jelonek slyszac kroki szeklana zaczal uciekac i manewrowac miedzy drzewami.
-
Spłoszył go, to nie był dobry pomysł jednak musiał jakoś zareagować. Ruszył sprintem za jelonkiem, oczywiście szable wcześniej schował. Jelonek sprytnie manewrował pomiędzy drzewami uciekając w głąb lasu. Omijał sprytnie drzewa jednak nie miał pewności że go schwyta. Będąc nie daleko niego skoczył i złapał sie za jego noge przewracając go na ziemie. Nie puszczał go, przeczołgał sie na niego i wgryzł sie w jego szyje dosyć mocno. Mając wolną ręke dobył szabli i podciął mu gardło.
-
//: Jak ty bys chcial im dac mieso z swoja trucizna z buzi? <facepalm>
Niestety, jelonek był szybszy i uciekł Szeklanowi, polowanie spaliło, teraz nawet jeśli by dało się coś podejść to z pewnością uciekło.
-
- Kurwa mać. - powiedział wstając z ziemi. Szable schował do pochwy i otrzepał się z listowia. Zrezygnowany zaczął wracać w stronę polany na której rozbili tymczasowy obóz. Po drodze zaczął zbierać chrust by rozpalić ognisko i kamienie. Po długiej wędrówce wrócił na polane z kupą chrustu. Koń pasł się nie zwracając uwagi na innych. Zwrócił się do Silen:
- Przepraszam, nie udało się mi nic upolować. - powiedział po czym położył chrust na ziemi i zaczął rozpalać ogień krzemieniami. Szło mu to ciężko a szczerze mówiąc w ogóle nie szło bo jak jedną ręką w ogóle coś wykrzesa.
- Możesz rozpalić ogień? - zapytał podając jej kamienie.
-
Jaszczurzyca wziela krzemienie i rozpalila nimi ogien, zasmiala sie z ciebie. - Poczekaj chwile. - powiedziala i poszla w krzaki. Nie bylo jej moze z 10 minut po czym przyszla niosac 3 duze zajace. Polozyla je obok ciebie i zasmiala sie znow. - Weteran wojenny a nie upoluje zajaca? - zrobila taki szczery, szeroki usmiech.
-
W tym czasie stał, widząc to aż przewrócił się. Złapał się za głowe i wymamrotał.
- A mi jeleń uciekł... - więcej nie powiedział, zatkało go.
-
Jaszczurzyca zasmiala sie, usiadla obok ognia i powiedziala.- Oskoruj je i przygotuj. Pokaz jaki z ciebie kucharz.
Dzieci tymczasem biegaly wesolo po polance.
-
Wyciągnął szable z pochwy i energicznie wbił ją w ziemie. ÂŻałował że nigdy nie brał ze sobą żadnych przypraw jednak i takie mięso nie było by złe. Sprawnym ruchem porozcinał brzuchy zająca i wybebeszył. Skórę lekko i sprawnie oddzielił od mięsa i odłożył na bok bliżej ognia by wyschły. Nogi wyciął i położył na tych skórach, mięsa pokroił w kostkę i też wszystko zsypał na futra. Wytarł ręke o trawę i podszedł do pierwszego drzewa z brzegu i ciął kilka gałązek. Wystrugał je i zaczął nabijać na te patyki tworząc tym sposobem szaszłyki. Położył je na futra po czym położył przy samym ognisku, w ten sposób ciepło odchodzące od ognia powoli smażyło mięso.
-
Narrator musi przyznac ze nie byl to najlepszy ze sposobow na smazenie miesa gdyz szaszlyki byly dosc daleko od ognia zas futra mogly sie zaczac palic. Dzieci usiadly przy ogniu na przeciwko was i patrzyly sie z zaciekawieniem w plomienie z usmiechami na mordkach. Silen usiadla obok ciebie i przytulila sie do twojego ramienia. Bylo bardzo romantycznie. Po chwili kobieta rzucila krotko wciaz tulac sie do twojej reki. - Troche sie to mieso bedzie smazylo.
-
Mięso smażyło sie i smażyło. Chrust przyjemnie strzelał rozrzucając małe iskierki na boki. Widząc że to jeszcze potrwa wstał z ziemi i podszedł do drzewa. Wyciągnął topór i ściął 6 gałęzi. Cztery zaostrzył na końcu, schował topór za pas i wiął patyki. Wbił na krzyż do ziemie po czym wzrócił sie i wziął mniejsze, elastyczne gałązki i związał nimi łączenia. Dwa pozostałe położył koło siebie po czym wziął udka zająca i szaszłyki i położył je na prowizorycznym rożnie. Kładł je ostrożnie, wolał nie zbierać z ziemi mięsa.
-
//: Dziwnie opisane ale mniej wiecej rozumiem.
Tym sposobem z pewnoscia mieso bedzie sie szybciej pieklo, po kilkunastu minutach jakze nudnego czekania zajace byly gotowe. W lasku bylo juz dosyc ciemno gdyz korony drzew szczelnie odcinaly go od swiatla. Jaszczurzyca wyrwala sie z zamyslenia i powiedziala krotko. - Powinno byc gotowe. Teraz to juz jestem powaznie glodna. - powiedziala wesolo. Dopiero teraz zauwazyles ze byla bardzo wychudzona, musiala przez dluzszy czas nic nie jesc.
-
Jaszczur wstał z ziemi zaczął ściągać mięso na futra. Wziął sobie jedno udko po czym podsunął futro z mięsem do jaszczurzycy.
- Smacznego. - powiedział do jaszczurzycy z uśmiechem na twarzy. Dało sie wyczuć przyjemny zapach mięsa który aż zachęcał do skosztowania go. Zaczął sie nim zajadać.
-
Wy sobie jedliscie a dzieci siedzialy i patrzyly sie na was.
-
Jaszczur zauważył że dzieci też chcą jeść. Swój niedojedzony kawałek położył na rozłożone futro z zająca i wziął dwa szaszłyki, które dał małym jaszczurątką. Pogłaskał je po głowach i wziął sie za dokańczanie swojego kawałka mięsa.
-
Wesole jaszczurzatka zajadaly sie miesem, widac ze im bardzo smakowalo, co jak co ale one na niedozywione nie wygladaly. Jaszczurzyca zas jadla szybko i lapczywie, po jednym kawalku zlapala drugi i spalaszowala. Jaszczurzatka gdy zjadly ulozyly sie obok matki i zasnely. Zostales sam z Silen, ktora przygladajac sie twojemu amuletowi zapytala. - Co to za dziwny wisior?
-
Wziął amulet do dłoni i popatrzył na niego.
- Długa historia a i jego historie nie jest zbyt dobra. - powiedział spoglądając a Silen.
-
- Nie chcesz to nie mow. Nic na sile. - powiedziala spokojnie. Przytulila sie do twojej reki i pociagnela cie na ziemie. Wtulila sie w ciebie i zamknela oczy.
-
- Dobranoc. - powiedział leżąc już na ziemi. Zmrok zapadł szybko, dało sie jeszcze słyszeć ćwierkanie ptaków. Oczy też mu sie zaczynały zamykać ze zmęczenia. Patrzył jeszcze chwile w niebo, spoglądając w gwiazdy. Koń spał już od dobrej godziny. Odetchnął głęboko po czym zamknął oczy i ułożył sie do snu.
-
//: Chlopie gdzies ty tam mial gwiazdy? "W lasku bylo juz dosyc ciemno gdyz korony drzew szczelnie odcinaly go od swiatla."
Szybko zasnales, sniles sobie jakies fajne kolorowe sny, w pewnej chwili cos cie wyrwalo ze snu, jakis chrzest lamanych galezi w krzakach.
-
//Dobra, zapomniałem o tym.
Miał wspaniały sen z którego został szybko wyrwany. Słysząc trzask łamanych gałęzi momentalnie zerwał sie na równe nogi, w ręku już trzymał swój topór. Nic nie mógł dostrzec gdyż drzewa i zarośla utrudniały mu to. Spoglądał w każdą stronę próbując coś zobaczyć w ciemnościach.
- Kto tam jest? - powiedział w eter.
-
Ogien przygasal wiec bylo dosyc ciemno, za jednym z drzew cos przebieglo, nie mogles dostrzec czy to czlowiek czy zwierze a moze jeszcze cos innego.
-
- Pokaż sie a nie uciekaj jak tchórz! - powiedział nasłuchując cały czas odgłosy i wpatrując sie w okolice. Coś tu było i dalej jest. Cały czas stał zwarty i gotowy do walki.
-
Znow cos przebieglo od drzewa do drzewa ale jakby tak glebiej w las.
-
Nie miał zamiaru iść za tym czymś. Zrobił kilka kroków do przodu. Swój wzrok wbił w las i zarośla.
-
Zrobil kilka krokow do przodu, nagle poczul zimne ostrze przylozone do karku i chlodny szept. - Było dac umrzec tej suce! Teraz umrzecie oboje ale wiesz co, wpierw z jej dzieci zrobie sobie kapcie, na waszych oczach. Chyba... Ze zamordujesz ja, tutaj, komisyjnie. To zwykla dzi*ka, uciekla z domu przygod. Musi zaplacic... Zyciem... Krwia... - jaszczur byl wyrachowanym skur**synem.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/a/a4/Bestiariusz_jaszczurzy_wojownik.jpg)
1xJaszczurzy wojownik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Jaszczurzy_wojownik) - Tuż za tobą, trzyma ci ostrze miecza na karku.
-
No go zaskoczył. Wiedział że jak sie teraz ruszy to mu skroi kark. Ręke opuścił i przełknął sline. Po usłyszeniu jego słów wiedział co zrobić by z jego facjaty zrobić buty na zime.
- To w takim razie weź tą klinge bo jeszcze sie poranisz. Zrobie to. - powiedział nie poruszając nawet głową. Wiedział co ma robić.
-
Jaszczur nie zabrał ostrza z karku tylko wciąż je trzymał na nim. - Myślisz że jestem taki głupi? O nie, nie jestem tobą, zrobisz to tak jak ja ci podyktuje.- rzekł chłodno i arogancko. Złapał cię za ramię i zaczął prowadzić w stronę kobiety, gdy stałeś tuż przy niej a ona swoją drogą bardzo słodko sobie spała, rzekł ponownie. - Liczę do trzech i ma nie żyć. - rzekł przyciskając ci ostrze mocniej do szyi, w tymże miejscu powstała głęboka na centymetr ranka z której delikatnie sączyła się krew. - Jeden...
-
Uniósł topór do góry i wtedy ogonem owinął w koło łydke. Przeciwnik chyba nie zauważył że jest dobrze zbudowany. Wyrwał sie z jego uścisku i przywalił mu w morde łokciem i ogonem powalił go na ziemie. Odwrócił sie i wykopał mu z dłoni broń. Stanął mu na brzuchu a jedną nogą stanął mu na mordzie odwracając ją w bok, topór przystawił mu do szyji.
- Nie będziesz mi dyktować marne ścierwo co mam robić. Skończe z tobą raz na zawsze.
-
Spacyfikowany jaszczur z trudem wysapał - Nie wymordujesz nas wszystkich, ja jestem tylko małym pionkiem w tej grze, nic nie znaczę ale moja śmierć sprowadzi na ciebie gniew "Czwartego Oka". ÂŚmieciu, przyłączysz się do nas lub zginiesz powolną, bolesną śmiercią. - uśmiechnął się wrednie i ręką złapał część twego topora, uniósł go w górę po czym walnął nim sobie w gardło. Ostatnim tchem wysapał. - Bracia!
Nagle zza drzew wyskoczyły te tajemnicze postacie i otoczyły cię. 5 rosłych jaszczurów z mieczami w dłoniach i puklerzami. Złowrogo syczą na ciebie. Po chwili jeden z nich atakuje.
5xJaszczurzy wojownik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Jaszczurzy_wojownik) - otoczyłi cię, są od ciebie w odległości 2m każdy. Jeden z nich atakuje.
//Pamiętaj o ilosci finiszerow z broni, amulecie i ogonie.
-
Przeciwnik zaszarżował. Jaszczur silnym uderzeniem sparował miecz przeciwniks odbijając go. Wymierzył kolejne mocne ciosy skierowane w stronę szyji i torsu przeciwnika, ten sparował je tarczą i wykonał cięcia. Odskoczył w porę i trzonkiem topora przywalił mu w plecy zadając ból. Nagle nad jego głową przeleciał kolejny miecz. Miecz jednak nie trafił tam gdzie trzeba. Uderzył w przeciwnika z całej siły ogonem zwalając go z nóg. Jaszczur przed nim wymierzył kolejny cios, wtedy zaczął biec i w trakcie biegu schylił sie by uniknąć ostrza i wymierzył cios prosto w jego łydki. Przeciwnika zwaliło na kolana, nie czekał na nic wymierzając cios w głowe jaszczura. Ten padł bez życia. Powalony jaszczur wstał z ziemi i zaczął wykonywać cięcia, które parował toporem Szeklan. Jeden mocny cios i miecz jaszczura leżał w krzakach, ten zdezorientowany odsłonił swój tors. Zrobił krok do przodu i topór zaświszczał w powietrzu by po sekundzie znaleźć sie w klstce piersiowej przeciwnika. Ten zagulgotał z bólu. W tym momencie dobył szable i podciął mu gardło kończąc tym jego żywot. Wyczuł jak amulet na jego szyji zaczyna wariować. Przyłożył do niego szable i ruszył w dalszy bój. Pozostałych trzech jaszczurów zasyczało i rzuciło sie do walki. Ten w trakcie biegu skoczył wprost na nadbiegającego powalając go na ziemie. Uderzył go z całej siły w głowe swoją głową i sprawnym ruchem przewrócił sie na place na jego ręke i ruchem ręki zakończył jego życie podcinając mu gardło. Szybko wstał z ziemi.
2x Jaszczurzy wojownicy.
-
//: Mogłeś je wymordować jak owieczki w jednym poście. Dzięki amuletowi masz 3 finiszery na toporze i 2 na szabli... Cytując: "Obdarowuje on Szeklana łaską Pierwotnych(Jeden do ilości dostępnych na post finiszerów ze wszystkich wyuczonych specjalizacji walki)."
Widocznie wkurwione, pozostałe dwa jaszczury z uniesionymi mieczami i zasłonięci tarczami równocześnie zaatakowali twoją głowę.
-
Uniósł szable nad głowe i sparował je odpychając swoich przeciwników. Rozbiegli sie po tym ataku. Jeden nie odstępował, mocnym pchnięciem puklerza powalił jaszczura na ziemie. Ten spadł twarzą prosto w trawe, odwrócił sie na plecy i wtedy zobaczył miecz pędzocy w jego twarz, od turlał sie na bok i wstał z ziemi. Mocnymi i sprawnymi cięciami wybił z szyku przeciwnika. Wykorzystując to ciął wzdłuż jego twarzy, ten zawył z bólu spadając na ziemie. Drugi jaszczur był już z tyłu, miecz przeciwnika przeszedł zaraz koło torsu Szeklana a ręką. Uwięził jego dłoń i z całej siły uderzył go tyłem głowy w nos. Polała sie krew a jaszczur odszedł w tył odsłaniając sie. Sprawne cięcie i szyja przeciwnika była przecięta a on martwy. Schował szable do pochwy i wyciągnął z ciała drugiego jaszczura topór i dobił rannego. Był wyczerpany, topór schował za pas i przykucnął by złapać oddech, gdy to zrobił wstał i podbiegł do Silen zbudzając ją. Cały jego pancerz był we krwi.
- Uciekamy stąd. Znaleźli nas jednak w pore ich wyeliminowałem.
-
Wybudziłeś kobietę ze snu, przez kilka sekund nie "kontaktowała" lecz zaraz do niej dotarło co powiedziałeś. Nogą zagasiła ognisko, wyrwała dzieci ze snu i załadowała na konia. Sama też na niego wskoczyła i podała mi ci rękę gdy byłeś na wierzchowcu zapytała z troską. - Nic ci nie jest? Jesteś cały zakrwawiony i z karku sączy ci się krew. po chwili. - Wiedziałam że mnie znajdą, nie powinieneś się narażać!
//Przy walkach pamietaj o tych finiszerach co ci mowilem wczesniej, lepsza walka=lepszy talent :D
-
Przetarł twarz ręką i złapał za lejce.
- Nic mi nie jest, to tylko powierzchowna rana. - dodał po chwili - Przysiągłem ci że będe cie chronić i nie zamierzam z tego rezygnować. Wio!
Strzelił lejcami a koń ruszył w las. Trzeba było jak najszybciej dotrzeć do Omara.
-
Brnęliście przez las jedyną słuszną stronę, koń sunął na złamanie karku przed siebie, kobieta przytuliła się mocno do ciebię gdyż bardzo rzucało wami w górę. Usłyszałeś że za wami gnają konie. Koło twojego ucha świsnął bełt. A końca lasu widać nie było.
//: 0:02
-
- Jasna cholera! - powiedział schylając głowe aż do szyi konia. Jaszczuroludzie nie odpuszczali i za wszelką cenę chcieli zrobić to co wcześniej zamierzali. Kopnął konia w bok pospieszając go, po takim galopie miał prawo być zmęczonym. Teraz nie miał jak zbytnio zareagować na to co się dzieje, po prostu brnął przed siebie.
-
Silen odwróciła ostrożnie głowę w tył by spojrzeć kto was goni, przerażona objęła cię mocniej tuląć głowę do twoich pleców. - To oni! Jest ich 3 z kuszami. Jeden celuje w twoje plecy, w nas. Musisz jakoś manewrować koniem.
Przed wami było pełno drzew, roznących w różnych miejscach dzieki czemu mozna było swobodnie manewrować, nie można jechać przed siebię gdyż na trakcie rośnie duże drzewo.
-
Słysząc to zaczął manewrować koniem. Komendy sypały się z jego ust co chwile, można było dostać kompletnego zawrotu głowy. Skrupulatnie omijał koniem każde drzewo tak by pościg miał trudniej z ich ustrzeleniem. Wiedział dobrze że długo takiego tempa nie wytrzyma koń. Cały czas wypatrywał końca lasu lub czegokolwiek co by mu pomogło w zgubieniu pościgu.
-
Niestety jaszczury były coraz bliżej, tuż za wami, jeden celował już ci w głowę. Wjechaliście pomiędzy dwa drzewa mające obwisłe gałęzie, na poziomie waszych oczu. Silen puściła ciebie i oboma rękami złapała się gałęzi po bokach, jechaliście do przodu napinając je. W pewnym momencie gdy drzewo już wygięło się do oporu, kobieta puściła je a one z impetem uderzyły jaszczurzego jeźdźca w twarz, stanęła na koniu i szybko przeskoczyła na sąsiedniego konia z przymroczonym jeźdzcem na grzbiecie, siadła w siodle, wgryzla sie przeciwnikowi w szyje, zabrała mu kuszę i zrzuciła go z siodła. Cała akcja trwała kilka sekund. Odwróciła się, przycelowała kuszą w jednego z pozostałych dwóch jeźdzców i wypaliła, jaszczur padł, pogoniła konia i zrównała się z tobą. - Dawaj, dawaj! Tylko uważaj na dzieci!
Zauważyłeś światło jakieś 500m przed sobą, prawdopodobnie to wyjście z lasu.
-
Tego by się po niej nie spodziewał. Pierwszy raz widział ją w takiej akcji i nawet nieźle jej to szło. Po tym jak pozbyła się sprawnie jeźdźców spowolnił na chwile konia by ten nie musiał się tak męczyć ale dalej jechał w kierunku wyjścia z lasu. Jego oczom rzuciło się światło wydobywające się 500 metrów przed nim.
- Tam jest chyba wyjście z lasu. - powiedział do kobiety omijając cały czas drzewo, było ich od cholery.
-
Jechaliście szybko przez las. Kobieta wyjęła bełt z sakwy u konia i załadowała kuszę. Po chwili twój koń dostał bełtem w nogę i zwalił się na ziemię wraz z tobą i dziećmi które wyrzuciło gdzieś w krzaki. Silen odwróciła się i strzeliła w jeźdzca z tyłu, dostał w czaszkę i spadł. Ostatni z jeźdźców przybliżył się do niej z mieczem w dłoni, dostał ogonem w łeb i spadł z konia. Jaszczurzyca zatrzymała konia i zeskoczyła z niego wyrzucając kuszę. Podała ci rękę abyś wstał. - Nic ci nie jest? Gdzie dzieci? Co z koniem?
-
I znowu spadł na morde tym razem obijając sie o drzewo. Po tak bliskim slotkaniu z lasem poczuł mocny ból, który w miare przechodził. Powoli wstał chwytając sie kobiety za ręke.
- Dzieci wpadły gdzieś tam. - powiedział wskazując palcem na zarośla. Widząc ogłuszonego jeźdźca podszedł do niego i dobył szable. Sprawnym ruchem wbił ostrze w serce kończąc jego żywot po tym podszedł do konia by sprawdzić co z jego nogą.
-
Kobieta pobiegła w zarośla szukać dzieci. Usłyszałeś cichy płacz, to dzieci, były przerażone lecz już po króciutkiej chwili przestały łkać, widać Silen już je znalazła. Minutę później przyszła do ciebie z nimi i spojrzała troskliwie na konia. Zwierze miało przestrzeloną nogę tuż nad kopytem, bełt siedział dosyć mocno, pewnie, solidnie. Jaszczurzyca przyklękła przy nim i obejrzała nogę zwierzęcia. - Będzie żył i będzie szedł lecz nie pobiegnie, dodatkowo nie możemy go dosiadać. Musi obejrzeć go jakiś weterynarz. - wstała i spojrzała na ciebię. - Musimy uciekać lecz konia nie możemy zostawić!
-
Wstał z ziemi i obejrzał sie za siebie po czym odwrócił sie w stronę Silen.
- Wy jedźcie do miasta, ja sobie dam rade. - powiedział łapiąc kobiete za ramie.
-
- Nie. Nie zostawię cię tutaj na pastwę tych obwiesi. Nie udawaj bohatera, łap konia i idziemy. - powiedziała wkładając dzieci na konia Szeklana. - Ten, no, dzieci są lekkie, koń ich nie odczuje na sobie.
-
Podszedł do konia i złapał go za lejce. Koń ruszył z moejsca kuśtykając. Taka podróż może potrwać dłużej niż mu sie zdawało. Szedł tak przed siebie wypatrując szczególnych zabudowań na horyzoncie.
-
Chwilę minęło zanim wyszliście z lasu, przed wami ciągnęła się droga po której jechała duża dorożka z koniem na pace. Patrząc fachowym okiem, jeszcze jeden zwierz by się zmieścił.
-
Szedł spoglądając w ziemie i co jakiś czss spoglądając na trakt. Wytrąciło go coś z tego, były to odgłosy starych kół, skrzypiały niesamowcie. Podniósł swój wzrok a jego oczom ukazała sie dorożka wioząca konia na pace. Na pierwszy rzut oka wydawała sie zapeLniona jednak dało sie wyłapać wolne miejsce. To była jedyna okazja.
- Hej! Nie znalazłoby sie miejsce na pace? Mam rannego konia. - powiedział do dorożkarza.
-
Starszy mężczyzna zeskoczył z wozu z kuszą w rękach, przycelować w Szeklana i splunął na ziemię. - Pierdolone jaszczury! Czego tutaj bandyci? Ręce do góry bo zastrzele. Nareszcie was mam, w mieście wyznaczono nagrodę za członków tego cholernego gangu. - widocznie zignorował twoje pytanie.
-
Jaszczur miał nietęgą mine, wściekł sie.
- Celujesz w szlachcica a nie w bandyte. Mnie też zaatakowały te cholerne jaszczury, na dowód że nie kłame popatrz sobie na moją szable. - powiedział do starca po czym wyciągnął szable i wbł ją w ziemie.
-
Mężczyzna podszedł bliżej ciebie i zabrał twoją szablę. Co w niej niby takiego niesamowitego, po za tym że mogę ją komuś opchnąć?
-
- To że jest wygrawerowane na nim moje nazwisko i herb rodowy. Ty sie chyba starcze nie słyszysz. - powiedział do niego podchodząc bliżej, był wściekły na taki akt nie tolerancji.
-
Mężczyzna spojrzał na szablę i rzucił ją na wóz obok konia. - Słuchaj panie szlachcic, jesteśmy na trakcie, więc się zachowuj, mogę cię tutaj zastrzelić i nikt i nic mi nie zrobią. Nie jesteś w swoim mieście, jesteś na trakcie. po chwili wchodząc na wóz. - No, ładujcie swoje i konia dupy, bo się rozmyśle.
-
Zasyczał złowrogo łapiąc za lejce konia. Poprowadził go do wozu i powoli wprowadził na wóz. Kiedy ten był już przywiązany i załadowany wziął swoją szable i włożył ją do pochwy. Rozłożył sie na wozie po czym zwrócił sie do starca.
- Daleko stąd do Omara?
-
Kobieta usiadła obok ciebie a dzieci posadziła sobie na kolanach. Mężczyzna pognał konia i ruszyliście. Jechaliście powoli lecz i tak szybciej niż gdyby trzeba było ciagnąć konia. Człowiek patrzył się w drogę i tylko rzucił od niechcenia - Daleko...
-
Nie chciał gadać to niech nie gada. Siedział tak wypatrując miasta.
-
Jechaliście kilka godzin, aż sobie przysnęliście. W końcu wóz się zatrzymał i facet zeskoczył z niego, zaczął ściągać swojego konia. - No zabierać swe zielone dupy... - burknął.
Niedaleko było widać stajnię, a przed wami miasteczko otoczone niskim murem. Przy wejściu stoją strażnicy.
-
Oschły głos starego capa wybudził go ze snu. Zaziewał po czym wstał z wozu i wyciągnął z niego konia. Ten ledwo z biedą zszedł z wozu. Pogłaskał go po szyi po czym wyciągnął z sakwy 100 grzywien i podszedł do starca.
- Nie jestem takim chamem i prostakiem jak ty, dziękuje ci za przewóz a tu jest dla ciebie zapłata. - powiedział dając mu grzywny do ręki. Odwrócił sie i wraz z Silen, jej dziećmi i koniem udał sie w stronę bram miasta.
9163 - 100 = 9063 grzywien.
-
Głęboko w oczach faceta pojawiło się wielkie zdziwienie lecz nie dawał po sobie nic takiego poznać, chętnie przyjął mieszek, przypiął do pasa i przycelował w ciebie z kuszy. - No, spadaj już gadzino! - rzucił ci prosto w twarz. Gdy ruszyłeś w stronę miasta, facet zabrał swego konia do stajni. Twój wierzchowiec z trudem szedł przed siebie, widać że go to bolało. Podeszliście pod bramę, zatrzymało was dwoje strażników zagradzając wam drogę skrzyżowanymi halabardami.
- A czego tu chce? - zapytał jeden.
- No przeca widać że chcom żeby ich za ogon zawiesić na bramie. - rzekł drugi, śmiertelnie poważnie.
- A nie pierdol...- rzucił drugi. - Czego tu chce? Sygnet ÂŁognia Najgorętszego ma? - powtórzył.
-
Trzymał cały czas konia.
- Jestem Szeklan Caved z Tihios, szlachcic gmin Lafos i Vomin, nie przychodze tu robić burd, chce wziąść udział w zawodach kowalskich. Jaszczurzyca Silen i jej dzieci są ze mną. Przepuście nas chyba że oczekujecie dowodu.
-
- Sygnet ÂŁognia Najgorętszego ma? - powtórzył.
-
- Jaki sygnet? Eren nic o tym nie mówił. - powiedział po czym powtórzył spokojnie - Przychodze tu od Erena, mam wziąść udział w zawodach kowalskich, nie jestem żadnym bandytą.
-
Strażnik zrobił groźną minę i spojrzał na ciebie złowrogo. - Bez sygnetu łod Wielebnego nie wpuszczomy
-
Aż sie odruchowo podrapał po hełmie.
- Gdzie znajde Wielebnego?
-
- Szuko a znajdzie. - rzucił krótko.
- A może jednok powiesimy go za ogon co?- zapytał drugi.
- Och stul pysk! - burknął.
-
- Jestem w dupie. - powiedział odwracając sie plecami w strone strażników po czym złapał konia za lejce i przysiadł obok niego. Zwrócił sie jeszcze raz do straży.
- W takim razie sprowadzcie tu niejakiego kowala Carla, jeśli nie moge wejść do miasta to chociaż jego sprowadźcie.
-
Strażnicy milczeli, widać że ci nie ufali i mieli gdzieś. Facet od wozu już doprowadził konia do stajni. Rozmawiał z kimś.
-
- Byłem podskarbim koronnym, zaufajcie mi panowie. Przynajmniej sprowadźcie tego kowala, o nic więcej was nie prosze.
-
Strażnik skierował halabardę w twoją stronę. - Idź już łachmyto!
Ten drugi który strugał idiotę a może zwyczajnie był głupi też wycelował w ciebie. - Taa, spie*dalaj! - krzyknął.
Pierwszy, mądrzejszy ze strażników strzelił facepalmem i rzucił w stronę tego drugiego. - Stachu... Ech... Zamknij morde! po chwili namysłu. - Chwila, chwila, Stachu a my nie mieliśmy mordować tych jaszczurów?
-Taa... - rzucił od niechcenia.
- To na co czekasz idioto? Bierz go!
Stachu czyli ten głupi zaczął zmierzać w twoją stronę a na murze czy raczej na bramie pojawiło się pięciu widocznie zdezorientowanych kuszników.
-
Jacy idioci! I to jest straż miejska?! - pomyślał po czym wypalił do nich.
- Już sie stąd zbieram. - powiedział po czym zwrócił sie do Silen. - Nic nie wskuramy, odejdźmy stąd. - powiedział po czym ruszył w stronę drogi prowadzącej nie wiadomo gdzie.
-
Idąc w stronę lasu zauważyłeś duże poruszenie w stajni. Ciężkie wzdychania i rżenie konia było nieznośne. Silen zniesmaczona powiedziała. - Co tam się u licha dzieje?
-
- Nie wiem. - powiedział odwracając sie. Słysząc te odgłosy pobiegł w kierunku stajni, nie dobywał broni. Wbiegł przez drzwi do stajni i...
-
Zauważył pełno krwi, na podłodze, na narzędziach, wszedzie wokół. Jakiś mężczyzna ubrany w długą szatę operował konia, drugi wyprowadził cię ze środka i rzekł. - Po co się tam pchasz? Mistrz operuje, nie przeszkadzaj! W czymś pomóc?
-
- Myślałem że ktoś tu walczy, nie ważne.. - powiedział po czym rzekł do człowieka - Mam rannego konia, ma bełt w nodze, mistrz nie popatrzyłby fachowym okiem na niego?
-
Męzczyzna obszedł konia wokół, obaczył fachowym okiem, przykucnął przy nodze, pociągnął za bełt. Koń zarżał z bólu. Facet wstał i spojrzał na ciebie przyjaźnie. - Panie jaszczur, mistrz zajmie się każdym chorym zwierzęciem... Lecz musi pan poczekać, tak z godzinkę, dwie. - rzekł poważnie lecz przyjaźnie. - Jestem Reman, uczeń mego mistrza, mistrza medycyny zwierzęcej.
//: xDDD W ogóle zapomniałeś o koniu, następnym razem nie będę cię naprowadzał na takie rzeczy...
-
- Szeklan Caved z Tihios. - powiedział podając prawice - Widze że jedynie ty mi ufasz w tej okolicy, przybyłem tu na zawody kowalskie pomóc niejakiemu Carlowi jednak straż mi to utrudnia. - powiedział przysiadając na kamieniu. W ręku dalej trzymał lejce.
-
- Taa, bo nasza straż to idioci, co nie znaczy że ci ufam... - powiedział spokojnym tonem. - Moim obowiązkiem jest pomagać każdemu zwierzęciu które tutaj zawita. Nawet jeśli to zwierzęta bandytów.- ściszył głos. - Nawet i ich zwierzętom pomagamy, wszak zwierze nic nie zawiniło.
-
- Mówili mi coś o sygnecie ÂŁognia Najwyższego, móili coś także o Wielebnym, gdzie go znajde? - zapytał.
-
Mezczyzna zrobił tak <huh> i rozdziawil usta. - Sygnet? Wielebny? Co ci idioci znowu wymyslili? - mowil zdziwiony. - Moze jednak poczekaj na mistrza. - rzekl po chwili.
-
Jaszczur zrobił tak <facepalm>. Nie miał i tak gdzie sie ruszać bez konia. Siedział cały czas na kamieniu oczekując mistrza.
-
No i siedzial tak godzine, dwie, trzy, cztery... Juz po pierwszej godzinie rzenie i "krzyki" konia ucichly lecz i tak nikt nie wyszedl. Tylek to juz ci chyba sie splaszczyl a ogon probowal weń wejsc. Silen spala wraz z dziecmi a ty czuwales, przez cztery okragle godziny. Mozna powiedziec ze przesiedziales cala noc. Uczen opuscil cie zaraz jak przestales sie odzywac i zaczales czekac. Gdy slonce leniwie wstawalo na horyzoncie zobaczyles znajoma postac, mezczyzne w dlugiej bialej wroc, czerwonej od konskiej krwi szacie. Byla to ta sama osoba ktora operowala konia, tylko pytanie, kiedy zdolal wyjsc ze stajnie skoro nie zmruzyles oka nawet na kilka sekund? Zmierza w twoja strone z surowa mina. Gdy jest juz blisko rzecze. - Oko czuwa? W czym moge pomoc?
//: 6:05
-
Siedział wpatrują sie w brame i w tych dwóch idiotycznych strażników. Tyle czekania a obiecano mu tylko godzine siedzenia. Silen spała wraz z dziećmi, pogłaskał ją po głowie. Czekał dalej a godziny mijały. Koń siedział z dumnie podniesioną głową. Nużyło go to czekanie, wreszcie mistrz pojawił sie i zaczął iść w jego kierunku. Wstał z kamienia i rozprostował kości. Na jego twarzy pojawił sie uśmiech.
- Czuwa cały czas. Mój koń ma bełta w nodze, nie próbowałem go wyciągać bo wiadomo czym sie to skończy. Opatrzyłbyś to?
-
Mężczyzna z niewzruszoną miną stanął obok konia z rękami założonymi za plecy. Spojrzał na zwierzę fachowym okiem, dokładniej to wpatrywał się w jego ranę. Nie musiałeś długo czekać by mężczyzna zwrócił się do ciebie. - Bełt wszedł głęboko, bardzo głęboko, siedzi mocno i pewnie, twojego konia czeka operacja. Wchodź do środka. - rozejrzał się wokół. - Lepiej żeby nas tutaj nikt nie widział. - rozglądając się wokół otworzył drzwi do stajni abyś mógł wprowadzić zwierze.
-
Jaszczur wprowadził konia do stajni gdzie mistrz przygotowywał sie do operaci. Przywiązał lejce do pobliskiego słupka po czym oparł sie o ściane wpatrując sie w ruchy weterynarza.
- Nie wiesz może jak moge dostać sie do miasta? Jestem kowalem i przybywam tu z Efehidonu na zawody. Strażnicy nie chcą mnie wpuścić z powodu na rase, ugrzązłem tu.
-
- Niestety, nic nie wiem. - rzekl spokojnie. Wyprosil cie ze stajni i zabral sie za operacje, po chwili minal cie uczen i wszedl do srodka, zaczeli dosyc glosno rozmawiac. Wiedziałeś ze to chamskie ale zacząłeś z zaciekawieniem podsłuchiwać, usłyszales strzepki rozmowy. - Wielebny...
- Ile razy mam ci powtarzać zebyś się tak do mnie nie zwracał głupcze?
- Wybacz mistrzu...
- Z czym przybywasz?
- W lesie, ktoś lub coś zamordowało 8 jaszczuroczłeków.
- Interesujące... Nawet bardzo... Rasherze, przyjmij ich dusze do swego królestwa a tego który dokonał tej zbrodni ześlij w najgłebsze czeluście otchłanii.
- Mistrzu...
- Cos jeszcze?
- Tak mistrzu, w tym samym lesie na drzewach znalezlismy porozwieszane sznury. Wnioskuje samosad lecz cial nie znalezlismy...
- Ciekawe, ciekawe... A teraz nie przeszkadzaj mi, operuje.
- To kon tego jaszczura?
- Tak! Idz juz, przeszkadzasz mi!
Uslyszales ze postac ruszyla do drzwi, masz sekundy na reakcje bo inaczej zlapia cie na podsluchiwaniu.
-
Aż go zamurowało, troche to niedorzeczne i dziwne ale kto by sie przejmował tymi bandziorami. Czyżby on z nimi współpracował? Tego sie teraz najprawdopodobniej nie dowie. Słysząc kroki ucznia odskoczył od drzwi i przycupnął na tym samym kamieniu co wcześniej, tak o by nie wzbudzać podejrzeń.
-
Uczen wyszedl, spojrzal na ciebie i poszedl sobie dalej.
-
Jaszczur spojrzał na niego dziwnie, za dużo wiedział i w ogóle po co interesuje sie sprawą zabitych jaszczurzych bandytów. Czyżby współpracowali z nimi? Był tego ciekaw jednak nie dawał poznawać tego po sobie. Siedział dalej na kamieniu wyczekując skończenia operacji swego konia. Miał mało czasu więc musiał działać, wiedział kim jest ten weterynarz więc musi działać.
-
Slyszales jak kon wierzgal i rzal z bolu, wyraznie rzucal sie po stajni. - Chodz no tu i uspokuj swoje zwierze! - krzyknal z budynku mistrz.
-
Jaszczur wstał z kamienia i wszedł do stajni, koń faktycznie szalał przed mieźle wkurzonym mistrzem. Stanął w progu i zagwizdał. Koń odwrócił łeb i stanął spokojnie nerwowo kichając. Oparł sie o drzwi i rzekł.
- Pomóc w czymś jeszcze Wielebny?
-
Gdy koń przestał wierzgać mistrz mógł kontynuować. Przypalił oczyszczoną ranę, posmarował specjalną maścią i zabandażował. Gdy skończył, stanął z rękami założonymi za plecami i spojrzał na ciebie. - Kim jest wielebny? O kim ty mowisz? Kon bedzie mogl biegac lecz musi zostac w stajni kilka dni.
-
- O tobie mówie. Słyszałem jak rozmawiałeś ze swoim uczniem, było was słychać nawet na pole. - powiedział po czym podszedł do konia i go pogłaskał.
- Słyszałem że moge od ciebie dostać pozwolenie wstępu do miasta. Przyjeżdżam tu na zawody kowalskie i nie chce sie spóźnić. Czeka tam na mnie kowal Carl, ja musze tam wejść.
-
- Nie wiem o czym ty mowisz jaszczurze. Czy ty aby nie jestes przemeczony zbyt dlugim brakiem snu? Tak, to moze byc to. - rzekl rownie opanowanym tonem co wczesniej.
-
- Nie, jestem wypoczęty jak nigdy. - powiedział - Nie róbmy z siebie głupków, wiem co słyszałem.
-
- Glupca robisz z siebie ty sam jaszczurze. - rzekl spokojnie.
-
- Czyżby? Nie oszukasz starego wojennego weterana. Gadaj wreszcie a nie rób cyrku. - powiedział odchodząc od konia i zataczając kółko w koło mistrza.
-
- Nalezy sie 150 grzywien za operacje.
-
- Kurwa mać. - wymamrał pod nosem po czym podał mu 150 grzywien do ręki. Wyszedł ze stajni zmierzając w strone murów. Krążył tak wyszukując sposobu wejścia do miasta, szukał luk.
9063 - 150 = 8913 grzywien.
-
- Do jakze szybkiego zobaczenia. - powiedzial opanowanym tonem gdy wychodziles. Nie dojrzales zadnych luk w tym wysokim na 6m murze. Silen obudzila sie i z usmiechem powiedziala. - Dzien dobry Szeklanie.
-
- Cześć Silen, jak sie spało? -zapytał z uśmiechem na twarzy. Podszedł do niej i pogłaskał ją. Nie był innej drogi do miasta jak ta cholerna brama. Wstał z ziemi i zaczął znowu chodzić wpatrując sie w straż miejską. Obserwował także tą cholerną stajnie.
-
- Co ci sie udalo ustalic? Wejdziemy? - zapytala zaciekawiona.
Straz tak jak wczesniej, wpatrywala sie gdzies w dal przed siebie.
Kobieta widząc twoją minę, wszystko sobie poukładała, posmutniała, patrzyła się przez chwilę w ziemie po czym podniosła głowę i spojrzała na ciebie takimi oczyma wielkimi jak 5zł.
- Może porozmawiaj jeszcze raz z tym człowiekiem co leczył ci konia albo idź do bramy... - powiedziała zrezygnowanym tonem.
-
- I chyba tak zrobie. - powiedział kierując się znowu w stronę stajni, otworzył drzwi i stanął na środku wpatrując się w Wielebnego. Podszedł bliżej kładąc broń na pasie.
- Nie wytłumaczyłeś mi jednego bratku, po cholere interesujesz się tymi zawszonymi jaszczurzymi wojownikami? Przecież to bandyci... A może to ty z nimi współpracujesz. Straż na pewno zainteresuje się takimi sprawami.
-
- Tez sie ciesze ze cie widze. - powiedzial delikatnie sie usmiechajac. - Jaszczury jak ich nazwałes jaszczuroczłeku, mnie nijak nie interesuja, jestem mistrzem medycyny wiec musze wiedziec czy gdzies nie lezy jakies ranne zwierze potrzebujace pomocy. Ponadto staram sie dbac o bezpieczenstwa w czesci lasu od strony miasta. - powiedzial spokojnie. Jego spokoj duszy i twarz nieukazujaca emocji zdradzala lata treningow koncentracji.
-
- Dbasz? W takim razie idzie ci to kiepsko. Zaoferuje ci pomoc. Znajde tych nieokrzesanych jaszczuroludzi i zabije, by miasto nie musiało martwić się o swoje bezpieczeństwo, w zamian dasz mi pozwolenie na wejście do miasta. Co ty na to? - zapytał Wielebnego.
-
- Jaszczuroludzie to już, można powiedzieć historia. - westchnał. - A ty dalej o tym wejsciu? Ech... Moze jednak jest jakiś sposób...
-
- Jaki to sposób? - zapytał podchodząc do ściany i opierając się o nią.
-
- Lecz musisz wiedziec ze jesli zgodzisz sie a nie podolasz, nie wejdziesz do miasta. Wciaz zainteresowany? - zapytal.
-
- Tak, co to za zlecenie?
-
- Tak wiec postanowione. Sluchaj wiec... - odchrzaknal. - Dokladnie za 3 godziny, o 9 rano, lud zbiera sie przed kapliczka Rashera niedaleko. Zloz w ofierze 300 grzywien, zakrec sie 50 razy wokol osi, splun 3 razy na kapliczke po czym zjedz przynajmniej jednego paznokcia u stopy. - mowil to wszystko smiertelnie powaznie.
-
Mina jaszczura wręcz wyglądała tak <huh>. Mam opluć kapliczke Rashera? Przecież to mój bóg... Nie mam i tak nic do stracenia. - pomyślał po czym powiedział do Wielebnego.
- Załatwione, masz to jak w banku w Ekkerund. - powiedział podając mu rękę pieczętując tym zawarcie umowy. Wyszedł ze stajni i podszedł do Silen mówiąc:
- Zostań tu z dziećmi, musze iść na chwile do kapliczki. Zaraz wrócę. - powiedział do jaszczurzycy i zaczął biec w kierunku, w którym mogła się znajdować. Najprawdopodobniej mógł się jej spodziewać przy trakcie.
-
- Ide z toba Szeklanie. - powiedziala wesolo Silen, wstajac z ziemi i przeciagajac sie. Ruszyla za toba dotrzymujac ci kroku a jej dzieci za nia.
Szles chwilę, slonce leniwie wstawalo. Byla godzina 6, za 3 godziny miales odegrac "cyrk". Jakies 500m od miasta stala kapliczka Rashera. Byl tam maly posazek tego bostwa, przy nim stala miska z krwią bydlecia, kropidlo z konskiego wlosia i mala sterta kosci. W powietrzu unosil sie zapach palonego w kadzidelku bagiennego ziela.
-
Podszedł do kapliczki i spojrzał na posąg. Wiedział że to co zrobi to bezczeszczenie miejsca kultu jednak musiał jakoś wejść do miasta. Zawody odbędą sie za dzień więc musi się śpieszyć. W otoczeniu kaplicy dało sie wyczuć zapach bagiennego ziela wydobywającego sie z kadzidła. Usiadł z dala od niego, wolał nie ujarać sie w ciągu tych 3 godzin oczekiwania. Szczerze, to po tych 50 obrotach sam będzie wyglądał jak najarany ćpun w dodatku orzygany, tylko sam nie wiedział czy to wchodzi w grę.
-
Silen usiadła obok ciebie. Siedziales tak sobie te 3 godziny. Okolo godziny 9-tej w strone kapliczki zmierzal tlum ludzi z piesnia do Rashera na ustach. Dotarli do kapliczki, uklekneli, spojrzeli na ciebie dziwnym wzrokiem i zaczeli sie modlic. Teraz byl czas na ciebie.
-
Jaszczur spojrzał na Silen po czym jej powiedział:
- To co teraz zobaczysz pomoże nam wejść do miasta. Wiem że odstawie cyrk ale to konieczne. - powiedział do Silen, wstał z ławki i wrzucić do skarbony 300 grzywien. Tak jak mu polecił Wielebny zaczął sie kręcić jak wariat wokół własnej osi. Już po trzech obrotach zakręciło mu sie w głowie. Odliczył do 50 i stanął jak wryty, nie wliczając w to pijackich ruchów. Cała treść żołądka nagle znalazła sie w jego paszczy. Wytrzymał jednak i splunął trzy razy na kaplice, po tym ściągnął stalowego buta i odgryzł kawałek paznokcie i zjadł go. Po chwili wyglądał tak <huh> by za kilka sekund puścić w krzaki ogromnego pawia. Wykonał wszystko jak należy oprócz pawia.
-
Gdy ty robiłeś z siebie durnia ludzie wraz Silen i jej dziecmi mieli takie miny :o, gdy zacząłeś jesc paznokcie wszyscy zrobili tak <huh> a gdy pusciles pawia na ich minach malowal sie taki grymas. ;[ Kilka kobiet zemdlalo z wrazenia na szczescie w pore je zlapano i polozono na ziemi. Gdy wychyliles glowe z nad krzaka ujrzałes ze wszyscy sa na ciebie wsciekli. <poirytowany> Patrza sie z zadza mordu i zastanawiaja sie co z toba zrobic. Sposrod tlumu wybieglo rozbawione 3 letnie dziecko, smiejac sie, klepnelo cie w noge a z jego dloni spadl maly mosiezny piescien z namalowanymi plomieniami i okiem. Pomyslales sobie ze chyba o ten pierscien chodzilo. Dziecko powiedzialo. - Ale smieszny jaszczur... - i pobieglo sobie. Z posrod tlumu uslyszales gruby glos wysokiego najemnika odzianego w plytowa zbroje ze stali Valfdenskiej, duzy dwureczny topor oraz kusze, krzyknal. - Ty bluźnierco, plujesz na Rashera, w Bastardo o wszystkim się dowiedzą! - wsciekly ruszyl do stajni, stales jak wryty, po chwili zobaczyles tylko jak koniem jedzie i znika w lesie. Tlum ze wsciekloscia i sztyletami w dloniach ruszyl w twoja strone. Sa 3 m za toba. Narrator sugeruje wiać :D
-
Jego mina była nie tęga. Najpierw te wszystkie głupoty które robił potem ten najemnik, tłum i dziecko, które wyrzuciło na ziemie sygnet. To było to, chycił ten sygnet o włożył go do mieszka. Widząc jak tłum ludzi chwyciło za sztylety złapał Silen za ręke i pociągnął biegnąc w tym czasie. Uciekał ile miał sił w nogach, wolał mieć cały tyłek i ogon. Biegł w strone bram starając sie gubić po drodze rozwścieczony tłum.
-
Wsciekly tlum gonil cie prawie pod sama brame lecz widzac straz zawrocili spowrotem. Straznicy stali tam gdzie wczesniej i byli to ci sami straznicy. Usmiechneli sie szyderczo, skrzyzowali halabardy blokujac ci przejscie i ten bardziej ogarniety zapytal. - A czego tu znowu chce? Sygnet mo?
-
- Mam, oto i on. - powiedział wyciągając z sakwy pierścien.
-
Straznicy zrobili smutne miny, spojrzeli na siebie i jednoczesnie powiedzieli. - Nosz kurwa! - Nosz kurwa!
Po chwili otwierajac przejscie mowili do siebie smutnym glosem. - Stachu... A mogl nam jaszczur dac stowe na browara i bysmy go wpuscili.
- No mogl...
- Nikt nie mysli o strazy miejskiej...
- Smutno mi teraz...
-
A on zrobił tak <huh>.
- Nosz kurwa! Czemuście mi o tym nie powiedzieli jak tu przylazłem wcześniej. Przez was musiałem odstawiać cyrk w kaplicy. Teraz już przepadło. - powiedział po czym zwrócił sie do Silen. - Chodźcie. - a do straży - Macie, wypijcie za mnie. - powiedział z uśmiechem na twarzy dając im 100 grzywien. Wszedł do miasta.
8613 - 100 = 8513 grzywien.
-
//: Odjales te 300 grzywien za kaplice?
Straznicy zrobili tak ;[ i powiedzieli rownoczesnie.
- Bo nie pytałeś!
- Bo nie pytałeś!
Silen przygladajac sie calej sytuacji strzelila facepalmem. Gdy chłopaki dostali pieniądze uśmiechnęli się szeroko i ukłonili nisko.- Wiesz co Stachu? Poczciwy z niego jaszczur.
- Co prawda to prawda. Ach, juz czuje tego zimnego browarka.
- Ja tez.
Weszłiście główną bramą do miasta a waszym oczom ukazał się typowy widok. Niskie domy budowane z kamienia obok siebie, brukowane ulice. Znajdowaliście się w dzielnicy rzemieślników, więc część domów była mieszkalna a część była pewnie tylko składzikami. Kilka zakładów kowalskich rzuciło ci się w oczy, i jeszcze karczma do tego.
//: Wpieprzylem sie na mine wysylajac cie do miasta gdy nie mam glowy do opisywania miast ;[
-
//Tak, wszystko jest odjęte.
Wreszcie są w środku miasta, niskie budynki i kilka zakładów rzemieślniczych przykuły jego wzrok. Teraz pozostało tylko odnaleść Carla, tylko był problem, nie wiedział gdzie on w ogóle ma dom. Nie chcąc tracić za dużo czasu ruszył prosto do karczmy, może tam sie czegoś dowie na temat Carla.
-
Karczma wyrozniala sie sposrod tlumu innych budynkow poniewaz byla dwa razy wyzsza, dwupietrowa, widac ze jest zadbana a przynajmniej z zewnatrz, na drugiem pietrze czesc okien byla skrzetnie zaslonieta widac ktos tam spal. Nad wejsciem zauwazyles szyld z nazwa karczmy "Kolos Omary" - tak brzmiala nazwa. Wchodzac do srodka uderzyl cie charakterystyczny zapach mocnego piwa, fajek iodgrzewanego, wiejskiego jadla. Na parterze nie bylo za wiele miejsca, lecz wiele stolikow udalo sie zmiescic. Siedzialo troche gosci lecz bylo jeszcze miejsce by usiasc. Sciany byly obite deskami a u sufitu zwisalo kilka zyrandoli rzucajacych cieple, przyjemne swiatlo. Na przeciw wejscie znajdowaly sie schody na gore. Za lada stal dumny mauren oberzysta widzac was sklonil glowe i zaprosil gestem. - Witam w Kolosie Omary! Nowe twarze? Zapraszam, zapraszam, co podac? A moze potrzebujecie noclegu?
-
Jaszczur podszedł do szynkwasu.
- Witam, tak chcemy zostać tu na kilka dni. Potrzebuje także informacji. Szukam kowala Carla, wiesz może gdzie mieszka?
-
Mezczyzna podal ci cennik szybko napisany przed chwila na kartce i szeroko usmiechnal sie. - Na dlugo zostajecie? Z daleka jestescie? Glodni?
*Pokój 24h/1dzień - 20 grzywien
*ÂŚniadanie 1 osoba - 3 grzywny
*ÂŚniadanie 2 osoby - 5 grzywien
*Informacje - Gratis do śniadania
*Piwo - 1 grzywna
*Woda - darmowa
-
- Z Efehidonu podróżujemy, potrzebujemy pokoju na 2 dnia oraz potrzebuje wiedzieć gdzie mieszka Carl, przyjeżdżam na zawody kowalskie.
-
- To bedzie 40 grzywien. Carl... Carl... Hmm... A ten Carl. Kowal. Mieszka na koncu ulicy, taki czerwony dom z paleniskiem i kowadlem z tylu domku. - usmiechnal sie lekko. - Ten koles ma swira na tle kucia. Nieraz tlucze przez caly dzien i noc. Szkoda ze nigdy nie wygral zawodow, jest naprawde dobry.
-
- Dzięki wielkie. - powiedział kładąc na szynkwas 40 grzywien. - Gdzie znajde pokój?
8513 - 40 = 8473 grzywien
-
- Widze ze jest was czworka wiec dam wam pokoj rodzinny. Schodami na gore, nr 2. - rzekl podajac klucz. - Swoja droga, bardzo ładne macie państwo dzieci. Podobne do pana.
Silen zachichotała.
-
Jaszczur w duchu zrobił tak <huh>. to nie moje dzieci... - przeszło mu przez myśl jednak nie robił sobie nic z tego. Uśmiechnął się spoglądając na dzieci. Powiedział do oberżysty:
- Dzięki. - powiedział odbierając klucz do pokoju po czym skierował się w wyznaczonym kierunku wraz z Silen i jej dziećmi.
-
Wchodząc po schodach na górę po chwili znaleźliście się w ciasnym korytarzu w którym panował półmrok, nie było żadnego okna, tylko wszechobecne drzwi. Silen rozejrzała się i swym sokolim okiem znalazła odpowiednie drzwi. Podeszła pod nie i powiedziała. - To tutaj. - miała rację gdyż na drzwiach namalowane było wielkie "2"
-
Jaszczur podszedł do nich i otworzył je. W wewnątrz było jaśniej niż na korytarzu. Wszedł do środka wypatrując stojaka na opancerzenie. W międzyczasie zwrócił się do Silen.
- Odpocznijcie sobie tutaj, ja muszę wziąć się za robotę.
-
Pokój wewnątrz był bardzo dobrze oświetlony, miał dwa duże okna które wpuszczały do środka mnóstwo światła, przyozdobione były lekkimi czerwonymi zasłonami. ÂŚciany były koloru pomarańczowego, wisiały na nich obrazy przedstawiające krajobrazy Valfden. Na przeciw drzwi stało wielkie dwuosobowe łoże małżeńskie z baldachimem, na jego froncie stała duża skrzynia. Pod oknem mniejsze pojedyńcze łóżko. W jednym z rogów pokoju stał stojak na zbroje oraz broń, w drugim rogu duża misa z wodą. Gdzieś tam jeszcze znajdował się stolik i kilka krzeseł.
-
Za nim wyszedł zaczął sie rozbrając. Po kolei ściągał skrzętnie uzbrojenie i składając je na stojaku. Po tylu latach kalectwa wszedł w prawe w tych rzeczach. Po kilku minutach wszystko było gotowe, pancerz spoczywał na stojaku a obok niego wierna szabla. Poprawił koszule po czym wyszedł z pokoju kierując sie w stronę domu Carla. Teraz szedł spoglądając na domy i wyszukując domostwa Carla.
-
Ludzie na ulicy dziwnie się patrzyli na jaszczura w dodatku bez broni. Sami nosili miecze lub sztylety dla poczucia wiekszego bezpieczeństwa. Szedłeś sobie przed siebie aż wreszcie zauważyłeś charakterystycznie czerwony dom, bardzo rzucał się w oczy. Jego drzwi były delikatnie uchylone.
-
//Nie ściągałem topora tylko szable ;)
Widząc dom opisany przez oberżyste przyspieszył kroku i skierował sie do furtki. Otworzył ją po czym podszedł do drzwi domostwa. Widząc że są uchylone wolał nie wchodzić bez ostrzeżenia. Zapukał mocno do drzwi czekając na reakcje właściciela domostwa.
-
Nikt ze środka ci nie odpowiedział. W domu było bardzo ciemno, okna były zasłoniete, oczywiście tego nie widziałeś, zauważyłeś tylko przez szczeline w drzwiach że wewnątrz jest cholernie ciemno.
-
Widząc takie ciemności postanowił wejść do domu i sprawdzić czy jest właściciel. Stawiał troche niepewne kroki, przez ciemność panującą w domu ciężko było cokolwiek zobaczyć. Próbował wyłapać każdy odgłos.
- Jest ktoś w domu? - mówił głośno.
-
Ujrzałeś przewrócone krzesło, sztylet wbity w stół oraz łóżko z którego zostało szybkim ruszem zrzucone prześcieradło. Ktoś stąd szybko wybiegł lub został wyciągnięty. Na łóżku leżała karteczka.
-
Ledwo ją zobaczył. Widok takiej demolki mógł świadczyć o jednyn ale nie musiało być to o czym teraz myślał. Wziął ją i wyszedł z domu na światło dzienne by przeczytać jej treść.
-
Zanim zdążyłeś się odwrócić w stronę drzwi dostałeś czymś ciężkim w tył głowy, straciłeś przytomność. Obudziłeś się w jakiejś piwnicy z workiem na głowie, zawiązanym sznurem na poziomie szyi. Usłyszałeś syk i gruby głos. - Czego tam szukałeś skurwielu...?
-
No i sie mu film urwał. A mógł iść w pełnym rynsztunku a nie w koszuli, spodniach i butach. Chwila, w której zemdlał była jakby sekundą. Jak szybko stracił przytomność tak szybko odzyskał ją w piwnicy, i co najlepsze w worku na głowie. Sznur troche uwierał co przeszkadzało. Nie mniej zwracał uwage teraz i wyłącznie na głos tego czegoś i czy ma dalej swój topór. Powiedział spokojnie.
- Szukałem kowala Carla, przybywam z Efehidonu, mam mu pomóc w zawodach kowalskich.
-
- No patrzcie go! Juz sie jaszczurka wygadała! Brać go chłopcy! - jeden ze stojacych za toba osobnikow zaczal sniesniac petle na twojej szyi, znow traciles przytomnosc, ostatnie co uslyszales brzmialo. - Nam, nie wchodzi się w parade! - straciłeś świadomość. Ocknąłeś się kilka godzin później skrępowany w samych spodniach, byłeś przywiązany za ogon do muru. Twój ekwipunek leżał 6m niżej na ziemi. Liczny lud stał u dołu i śmiał się z ciebie.
-
Znowu stracił przytomność. Kiedy obudził sie nie mógł już nic zrobić. Był związany od stóp do głów jak niewolnik. Jedyne co miał sprawne to swoją żelazną szczęke. Zwisał z muru, mógł sie tego spodziewać.
- Kurwie syny, ja sie wam odpłace tylko stąd zejde! - zaczął ze wściekłością wydzierać sie przy tym energicznie krzątając się przy tym energicznie.
-
Ludzie na dole smiali sie z ciebie wykrzykujac cos w stylu: zgiń bezbozniku, masz nauczke itp. Szarpanie sie powoduje przecieranie sie liny co w konsekwencji doprowadzi do smierci.
-
Widząc że ta lina długo nie wytrzyma odpuścił. Wisiał tak z nieodzowną miną.
- Jasna cholera. Straż! - krzyknął próbując chociaż tych z bramy zwołać.
-
Twoi ulubieni strażnicy (:D) wracali właśnie skądś, gdzieś od strony lasu zmierzali, może byli się załatwić, kto tam ich wie. Gdy usłyszeli twój głos, zaczęli się rozglądać, spojrzeli w górę i zrobili tak. <huh> Szybko zaczęli biec w twoją stronę. Tym czasem tłum gwizdał, krzyczał i rzucał kamieniami, niestety na twoje szczeście nie mogli trafić. Po chwili straż była już na murze, wciągneli cię na góre i posadzili na dupie. Stachu wzial w dłoń sztylet i rozciął więzy, spojrzał na ciebie i zapytał. - Pojebało cie?
A drugi dodał. - Coś ty tam robił?
-
Udałosie, znajomi strażnicy na szczęście byli blisko i szybko go stamtąd ściągneli. Kiedy porozcinali sznury zaczął je zrzucać z siebie i rozmasowywać zbolałe już od tego nadgarski i ogon.
- Mnie nie, sam sie tam nie powiesiłem. - powiedział do strażników. - Ktoś mnie zaatakował w chacie kowala Carla, ogłuszyli mnie no i powiesili tu. Dorwe tych żartownisiów. - powiedział po czym wstał - Dzięki wielkie za pomoc. Odpłace sie wam za to kiedyś.
-
Strażnicy wzruszyli ramionami i sobie poszli, zostawili cie na murze.
-
Nie miał już co robić na murze wię zszedł z niego. Będąc na ulicy skierował sie kolejny raz w stronę domu Carla, był teraz ostrożny i nie zamierzał kolejny raz wisieć na murze za ogon. Otworzył furtke po czym powziął obejść dom dookoła, zostało jeszcze kuźnie sprawdzić czy tam go przypadkiem nie ma.
-
Bez ekwipunku, nagi, tylko w spodenkach dotarles do domu Carla, oprocz swietnej jakosci kowadla i innych narzedzi, wygaszonego paleniska, nie dojrzałeś tam nic nadzwyczajnie ciekawego. Gdy stanales na chwile jakis przelatujacy ptak uposcil ci na ramie, tski specyficzny prezencik ktory rozpackal ci sie na ramieniu.
-
Był troche tym zawiedziony, ciekawiło go co sie stało z Carlem. Nie mnie bez koszuli i broni, która została gdzieś koło muru nie mógł nic zrobić. Obrócił sie i wtedy dostał rzadkim gównem w ramie.
- Głupie ptaszysko. - powiedział wodząc wzrokiem za ptakiem. Wyszedł z posiadłości Carla i ruszył żwawym krokiem w strone muru gdzie została jego koszula i topór. Po drodze oczywiście wytarł to gówny z ramienia.
-
Dotarles pod brame, tlum juz sie rozszedl, jacys dwaj inni straznicy pilnowali wejscia a twoj ekwipunek lezal gdzies tam pod murem.
-
Wyszedł zza mury i od razu ruszył do miejsca gdzie go powieszono za ogon. Wziął swój topór i wsadził go za pas a koszule założył. Musiał wracać do oberży gdzie przesiaduje Silen z dziećmi. Już z skompletowanym ekwipunkiem ruszył do bramy by udać sie do karczmy.
-
Wedrujac uliczkami ujrzal ten sam widok, tej samej karczmy.
-
Jaszczur wszedł do karczmy i ruszył w strone schodów. Wszedł na góre i pierwsze co zrobił to udał sie w stronę pokoju gdzie przebywała Silen. Podszedł do nich i otworzył je po czym wszedł do pokoju by zobaczyć czy wszyscy są.
-
Silen leżała sobie na łóżku i podgwizdywała coś pod nosem. Gdy cię zauważyła w drzwiach, uśmiechnęła się szeroko i usiadła. - Co słychać? - zapytała głosem który wyrażał wiele emocji.
Dzieci tym czasem bawiły się w pokoju, dokładniej to grały w "łapki". Nie zwracały na ciebie uwagi.
-
Widząc że wszystko jedt w porządku, rozpogodził sie. Na jego twarzy pojawił sie uśmiech.
- Tak przyszedłem sprawdzić czy wszystko u was w porządku. - powiedział po czym zamknął drzwi i podszedł do stojaka z opancerzeniem. Topór położył na szafce obok po czym zaczął zakładać poszczególne części pancerza. Kiedy był już gotowy schował wszystkie swoje bronie za pas po czym wyszedł z pokoju i zszedł na dół do karczmarza.
- Witaj, potrzebuje pochodnie.
-
Silen lekko się zasmuciła tym że wyszedłeś bez słowa lecz też nic ci nie powiedziała na odchodne.
- Pochodnie? W samo południe? - zdziwił się karczmarz. Bynajmniej wyjął spod lady jedną pochodnie i ci podał. - Wybierasz się gdzieś? - zapytał.
-
- Tak, bez niej sie nie obejdzie. - powiedział biorąc ją.
- Ile płace?
-
- 2 grzywny. - powiedział odkładając kufel który właśnie wyczyścił.
-
- Trzymaj. - powiedział podając mu grzywny. Z pochodnią w ręku wyszedł z karczmy i skierował sie w strone domu Carla, szedł szybko, chciał sprawdzić co sie działo w tym domu. Kiedy doszedł obszedł dom dookoła i wszedł do kuźni. Szukał jakiegoś rozgrzanego węgla by odpalić tą pochodnie.
8513 - 2 = 8511 grzywien
-
Rozgrzanego węgla nie było ale obok paleniska leżały krzemienie, tak w ogóle rozglądając się za potencjalną "zapalniczką" zauważyłeś że dom Carla jest bardzo stary.
-
Widząc stan jego domu westchnął.
- Nie wejde tam z tym. Spale ten dom jeszcze. - powiedział kładąc pochodnie koło paleniska. Wyciągnął topór po czym wszedł do środka. Miał oczy szeroko otwarte.
-
W środku zastał ten sam widok, sztylet w stole, łóżko w nieładzie, krzesło przewrócone i ta wszechogarniająca ciemność.
-
Okna musiały być zasłonięte więc po omacki zaczął szukać okna i zasłon. Stawiał też ostrożne kroki by nie potknąć sie o coś.
-
Ostroznie, nie nastapujac na nic podeszles do okna, bylo zasloniete ciezka, czarna zaslona ktory dodatkowo wprowadzala ponury nastroj w tym domku. Przez chwile ci przez mysl ze wlasciciel moze byc wąpierzem.
-
I nawet o tym nie myślał. Cały czas myślał że jest zwykłym człowiekiem. No cóż, każdy się może pomylić. Nie mniej zdziwiło go to że te zasłony są aż takie ciężkie. Złapał lepiej zasłone i odsunął ją na bok wpuszczając światło dzienne do domu. Teraz mógł przynajmniej wypatrzyć co się stało w domu i czy ktoś w nim jeszcze mieszka.
-
ÂŚwiatło dzienne oślepiło cię na dosłownie ułamek sekundy gdyż twe źrenice nie zdążyły jeszcze odpowiednio zareagować. Gdy już było dobrze a w pokoju było dostatecznie dużo światła mogłeś się rozejrzeć. Po stanie ogólnym domu można było wnioskować iż właściciel wybiegł stąd gdzieś w nocy.
-
- ÂŁadny bajzel. - powiedział na widok tak zagraconego pokoju. Oświetlony pokój światłem dziennym był dla niego teraz dobrze widoczny. Podszedł do łóżka i wziął tą kartkę, która leżała na nim. Zaczął ją czytać...
-
Mogłeś odczytać tylko nieliczne zdania gdyż reszta była zamazana tudzież zakreślana atramentem. Wyglądało to trochę jak niewysłany list bądź niewysłane zamówienie.
...
...
...
Stal Valfdeńska jest zbyt krucha, a Tinirletańska zbyt droga...
Potrzebuje czegoś nowego, najlepiej z domieszka magiczną.
...
Potrzebuje stali, dużo stali, naprawde dużo stali...
...
-
Po przeczytaniu usiadł na łóżku i ściągnął hełm z głowy by się po niej podrapać. Ciekawiło go co się stało z Carlem i gdzie teraz może przebywać, do tego to jakby zamówienie na stal, tylko jaką stal? Chce czegoś magicznego, być może magicznej rudy. Nie mniej chodziło mu to teraz po głowie. Kartkę złożył i wsadził do sakiewki gdzie miał grzywny. Hełm założył na głowe i wziął się za dalsze sprawdzanie domostwa, może znajdzie coś co rozwieje i tak już poplątane myśli.
-
Rozglądałeś się przez chwile po pomieszczeniu i gdy już miałeś wracać ujrzałeś że na podłodze leży zakrwawiona bawełniana chusta na czoło. Krew już zasychała, jej właściciel musiał stoczyć walkę tutaj lub gdzieś indziej wcześniej.
-
Nie mógł znaleźć nic konkretnego. Zmierzał już w stronę wyjścia, wtedy kątem oka spostrzegł zakrwawioną chustę. Zatrzymał się i przykucnął przy niej. Wziął ją do ręki i zaczął sprawdzać świeżość krwi. Zasychała już więc mogło to być stosunkowo nie dawno bądź kilka godzin temu. Nie mniej to była jedna z najważniejszych poszlak. Chustki nie miał po co brać ze sobą, położył ją na ziemi po czym wyszedł z domu kierując się na ulice. Spoglądał w stronę domów jego sąsiadów. Po chwili udał się w stronę pierwszego domu. Stanął przy furtce po czym zawołał.
- Jest ktoś w domu?
-
Drzwi leniwie otworzył starszy mężczyzna, w ręku dzierżył nóż kuchenny. Gdy cię zauważył lekko się przeraził i cofnął kilka kroków w tył. Zrobił kamienna minę chcąc ukryć strach i sztucznie dumnym głosem zapytał. - O co chodzi?
-
- Szukam kowala Carla, mam do niego pewny interes kowalski. Nie wiesz może gdzie jest teraz? Nie widziałeś go może?
-
- Nie mam pojęcia, bynajmniej w nocy ktoś wybiegł z jego domu robiąc przy tym nie mało hałasu. - spojrzał na ciebie podejrzliwie. - Czego dokładnie może od niego chcieć jaszczur?
-
- Jestem jednym z mistrzów kowalskich z Efehidonu. Przyjechałem tu na zawody kowalskie, chciałem się skonsultować z Carlem. - powiedział po czym dodał. - Wiesz może jak wyglądała ta postać?
-
- Jak wyglądała? - zamyślił się na chwilę, podrapał po swej siwej głowie. Jakoś tak nie mógł sobie chyba przypomnieć. Po kilku minutach intensywnego myślenia które wydawały się wiecznością rzekł. - Było ciemno, był to napewno humanoid, elf, człowiek, mauren, jakoś tak, średniego wzrostu. Tak jak ówiłem, była późna noc.
-
- No dobrze. - powiedział po czym dodał. - Wiesz może w którą stronę uciekł? To jest ważne.
-
- A tego to już nie wiem bo... - zrobił zboczony uśmieszek. - ÂŻona wołała mnie do łóżka. - wyszczerzył się o tak. :D
-
- Rozumiem. - powiedział do staruszka. Na jego twarzy pokazał się lekki uśmiech.
- Dzięki za informacje. Do zobaczenia. - powiedział do staruszka po czym podążył w stronę bramy miasta gdzie przebywali jego ulubieni strażnicy.
-
Mężczyzna kiwnął głową po czym zamknął drzwi. Wędrowałeś przez chwilę uliczkami by po chwili dotrzeć do bram miasta. Na twoje szczęście Stachu i ten drugi właśnie zbliżali się aby zmienić kolegów na warcie. Gdy zobaczyli cię, uśmiechnęli się z oddali. Byli jakieś 100m od ciebie.
-
Przyśpieszył krok.
- O Stachu, czekaj! - krzyknął dobiegając do strażników. - Nie widzieliście może tej nocy dziwnej osoby, humanoida podążającego przez miasto. W domu Carla natknąłem się na niesamowity bajzel i ślady krwi.
-
- Humanoco? - zdziwił się Stach. - Mówże jaśniej.
Jego kolega nic się narazie nie odezwał, widać także nie zrozumiał o co chodzi.
//: Wiesz o tym że humanoid to postać człowiekopodobna tak?
-
//Wiem, jakbym nie wiedział to bym nie pisał :)
- Elfa, krasnoluda czy kogokolwiek uciekającego tej nocy z miasta. Ktoś najwidoczniej zaatakował Carla. - powiedział do Stacha.
-
- Elfa? Karypla? Hmm... Nie widziałem żadnego. - rzekł Stachu drapiąc się po głowie.
- Wiesz może coś więcej o tej postaci? - zapytał ten drugi, mądrzejszy.
-
- Był średniego wzrostu. Z tego co mówił sąsiad Carla mógł to być elf lub inny człekokształtny osobnik.
-
- Jo czekej. Przecież w nocy ktoś wychodził, jakiś facet, miał twarz zakrytą chustą, mógł to być Carl, cholera wie. - odpowiedział ci Stachu.
- Taa, poszedł gdzieś tam. - facet wskazał ci ręką całą rozciągłość lasu.
- Wiesz co? Nawet jeśli byś tam poszedł to za szybko go nie znajdziesz. Może jeszcze popytaj na mieście o niego.
-
- Dobra, dzięki wam. - powiedział po czym ruszył w stronę bramy miejskiej. Wyszedł za mury miasta kierując sie w stronę lasu. Był wielki więc nie za łatwo będzie znaleźć odnaleść zbiega. Może to był Carl? Nie wiedział tego. Szedł rozglądając sie na wszystkie stromy.
-
Szukanie mężczyzny w ogromnym lesie było jak poszukiwanie igły w stogu siana, nie wiedziałeś za wiele, nawet nie mogłeś nigdzie zacząć poszukiwań bo nie wiedziałeś gdzie. Zacząłeś się zastanawiać czy czegoś nie przeoczyłeś, czy nie pominąłeś jakiegoś ważnego słowa wypowiedzianego przez starszego mężczyzne lub strażników.
-
Zatrzymał sie przy jednym z drzew po czym powziął decyzje by wrócić sie do miasta. Jakąś poszlake przegapił, o czymś zapomniał. Po kilkunastu minutach znalazł sie pod bramami miasta. Ktoś musiał to lepiej widzieć. Skierował sie znowu w stronę domu Carla gdzie podszedł do furtki kolejnego sąsiada. Ktoś go na pewno widział.
- Jest tu ktoś? - zawołał donośnie.
-
Niestety drzwi nikt nie otworzyl. Jak zauwazyles, Carl ma tylko dwoch sasiadow.
-
- Cholera. - powiedział puszczając ręke z furtki. Odszedł od niej i zaczął szwędać sie po mieście wypatrując podejrzanych typków.
-
Jaszczur, nie zauważył nikogo podejrzanego. Bo jaki szanujacy sie ciemny typek bedzie w poludnie paradował po mieście? Stanąłeś przed karczma i nagle cie olśniło...
//: <facepalm> Pomyśl co byś zrobił nie mając czasu.
-
Olśniło go, jedyny kto może coś wiedzieć na ten temat jest oberżysta. W takim miejscu raczej ciężko nie słyszeć bądź nie widzieć. Wszedł do środka podchodząc do szynkwasu. Oparł sie o niego po czym powiedział.
- Nie widziałeś może wczoraj w nocy człowieka średniego wzrostu, z chustą na twarzy uciekającego z miasta?
-
Karczmarz wesoło zaśmiał się na twój widok i przyjaźnie zaprosił bliżej. Spojrzał ciepłym wzrokiem. - Mężczyzna mówisz? W chuście? Hmm... -podrapał się po głowie. - Nie widziałem lecz słyszałem plotki. Ponoć jakiś zamaskowany osobnik, nie wiadomo mężczyzna czy kobieta, uciekał z miasta jakby go armie ciemności albo komornik, gonił. Do tego, ponoć solidnie krwawił. Z innego źródła wiem że za miastem po tym jak uciekł, chyba nieskutecznie, dało się słyszeć krzyki oraz szamotaninę. Jest jeszcze coś tylko powiedz mi, kogo masz na mysli?
-
To co usłyszał od karczmarza potwierdzało słowa staruszka. Czyżby tego osobnika ktoś zaatakował? Kto to wie.
- Wszystko sie zgadza z opisem strażników. Chodzi mi o kowala Carla, to właśnie z jego domu ktoś wybiegł w nocy uciekając za miasto.
-
- Carl? A ty wiesz ze on miał w lesie swoista samotnie? Miejsce gdzie lubial przesiadywac? - zapytal zaciekawiony.
-
- Pierwszy raz to słysze. Nie wiesz może gdzie się mieści? - zapytał oberżyste.
-
- Podobno przy jakimś rozlozystym drzewie niedaleko traktu do jakiejs wioski czy cos.
-
- Dzięki za informacje, jakoś tam trafie. Trzymaj się. - powiedział po czym wyszedł z karczmy kierując się w stronę bramy a potem podążając już traktem. Uważnie rozglądał się na wszystkie strony próbując odnaleźć tą samotnie Carla. Ciekawiło go troche co on tam robi? Może kuje. Kto go tam wie. Ważne by go odnalazł.
-
Szedles sobie traktem az dotarles do lasu, nie zauwazyles nic szczegolnego. Czy opis tej samotni nie wydawal sie znajomy?
-
Dla niego nic nie mówiła ta samotnia, czuł się jakby zmierzał do niej pierwszy raz. Może to skleroza? Nie mniej zapuścił się w las wypatrując tej swoistej samotni i rozłożystego drzewa. Wpatrywał się w każdy szczegół.
-
//: Ej Szeklan. <facepalm> Zalamujesz mnie, specjalnie daje ci malo wskazowek i daje je stopniowo zebys zaczal uzywac chociaz troszke glowy i laczyl fakty. <ignorant>
No i szedles przed siebie, powoli, rozgladajac sie i nudzac jednoczesnie. Minales polanke gdzie w nocy zaatakowano was, pozniej dotarles do znajomego rozwidlenia. Ptak zerwal sie do lotu i ruszyl droga w prawo, prowadzaca do wioski Silen.
-
//Wiesz że mam skleroze.
Wtedy mu coś zaczeło świtać w głowie. Oberżysta mówił o wiosce Silen a najprawdopodobniej chodziło mu o drzewo na której wisiała ona sama i jej dzieci. ÂŻwawo ruszył w to miejsce przedzierając się przez liczne zarośla i trawy.
-
Dotarles na miejsce, widzac drzewo, wiele wspomnien nagle wrocilo. W tej chwili nagle zaczales bac sie o Silen i jej dzieci, o ich bezpieczenstwo. Pomiedzy dwoma drzewami ujrzales struge krwi. Wygladala jakby kogos ciagnieto.
-
Widząc krew wiedział że ktoś tutaj musiał być. Mogły to być nawet te cholerne jaszczury. Nie mniej ruszył śladem krwi podążając za nim. Miał nadzieje że coś znajdzie.
-
Szedles sladami wedrujac coraz glebiej w las. Zrobilo sie mrocznie i ponuro gdyz drzewa skutecznie odcinaly dostep swiatla slonecznego. Na koncu swej drogi zobaczyles zagryzionego jelonka, to byla jego krew. Zostales znow bez wskazowek, czy aby jednak napewno?
-
- Ech... - powiedział spoglądając na to co zobaczył. Wiedział dobrze że w tymnlesie jest wiele groźnych zwierząt które w łatwy sposób mogły by zabić człowieka. Nie mniej w tym wszystkim było coś niezwykłego. Zwierze by nie ciągło swojej ofiary tak daleko tylko zjadło by go na miejscu. Zaczął więc szukać szczegółów rozglądając sie na wszystkie strony.
-
Po twojej lewej, jakieś 20m dalej, coś przebiegło, dość szybko, nie zdążyłeś wyłapać sylwetki. Czy to człowiek, jaszczur czy po prostu zwierze? Nie wiadomo.
-
- Kto tam jest? - powiedział dobywając swój negocjator. Trzymał go pewnie, cały czas był czujny, nasłuchiwał i wypatrywał.
-
Nic nie zauważyłeś, nic nie usłyszałeś, nic też na ciebie nie wyskoczyło.
-
- Jasna cholera. - powiedział szeptem do siebie. W ręku dalej trzymał swój topór. Nie widząc nikogo ruszył przed siebie, szedł powoli, był cały czas czujny.
-
Szedłeś przed siebie, uważając by nic cie nie napadło, stąpałeś po kruchych gałążkach, które łamały się pod twoimi stopami. Nagle poczułeś że spadasz...
-
Nie zwracał zbyt dużej uwagi na podłoże. Nagle ni stąd, ni z owąd podłoże sie pod nim osuneło. Tak, to była pułapka. Nie spodziewał sie aż takiej zasadzki. Walnął jak długi w dół. Był uziemniony.
- Cholerni kłusownicy. - powiedział spoglądając w góre. Topór znowu chwycił do ręki.
-
Wpadłeś... Lecz nie w pułapkę zastawioną przez kłusowników a do podziemnego tunelu, przy okazji delikatnie uderzyłeś się w głowe. Przymroczony leżysz na zimnej posadzce z kamiennych płyt. Za tobą jest ściana którą wyraźnie wyczuwasz ogonem, przed tobą jest długi tunel. Jest bardzo ciemno, nie ma żadnego źródła światła więc nie widać co jest przed tobą ni za tobą. "Wejście" którym wpadłeś znajduje się dobre 6m nad tobą. Nagle nad twoją głową przeleciał zbudzony nietoperz.
-
Chwile mroczki przeszły tak szybko jak przyszły. Czuł ściane ogonem, nie mniej wiedział co za nim jest. Wstał z ziemi chowając swój topór. Wtedy przed jego oczami przefrunął nietoperz. Lekko odchylił głowe unikając tym kontaktu z nim.
- No to wpadłem po uszy. - powiedział widząc wszechogarniającą go ciemność. Spojrzał w góre ale tam ratunku nie miał jak szukać, 6m to spora wysokość. Nie miał także przy sobie pochodni którą wcześniej zakupił. Nie miał już innego wyboru. Poszedł przed siebie po omacku sprawdzając grunt pod nogami i ściany.
-
//: Nie masz pochodni? <lol>
Wystraszony jaszczur po omacku wedrowal przed siebie przez ciemny tunel. W pewnym momencie poczul cos lepkiego. Tak, przykleil sie do ogromnej pajeczyny a pajak wielkosci jego glowy patrzyl sie nań zlowieszczym wzrokiem.
-
//Zostawiłem u Carla w kuźni <facepalm>
Przykleił sie do wielkiej pajęczyny. Zdarza sie czasem. Z całej siły pociągnął kilka razy ręke uwalniając sie powoli z uścisku pajęczyny. Sprawnym ruchem dobył topór i zaczął masakrować tą pajęczyne.
-
//: <lol>
Pajęczyne może i zmasakrował lecz zapomniał o wielkim pająku który skonczył mu na twarz.
-
- Kurwa. - powiedział puszczając topór na ziemie by po tym chwycić pająka i zedrzeć go z twarzy. Złapał go mocniej po czym rzucił go na ziemie momentalnie zgniatając go nogą.
- Jeden problem z głowy. - powiedział podnosząc topór. Ruszył w dalszą droge.
-
Szedł dalej przed przed siebie, powoli, ostrożnie, nagle chmara zbudzonych nietoperzy zerwala sie do lotu. Bylo ich mnostwo, czesc z nich wyladowala na twojej twarzy.
-
Nagle kolejni lotnicy zamierzali sobie odpocząć na jego twarzy. Sprawnym ruchem ręki zwalił z siebie nietoperze. Wyciągnął przed siebie ręke i zakrył twarz przed ramieniem by unikać nalotów nietoperzy. W taki oto sposób szedł dalej przed siebie. Ogonem zaś sprawdzał pobliskie ściany.
-
Szedles dalej, zakreciles wraz z korytarzem w lewo i szedles prosto. Na koncu korytarza zauwazyles swiatlo, jeszcze wiecej pajeczyn oraz uslyszales glowy. Lepiej bylo zachowac ostroznosc.
-
- Nareszcie. - powiedział po cichu do siebie. Słysząc czyjeś głosy wiedział że doszedł już do pomieszczenia. Widząc kolejne pajęczyny wpadł na dobry pomysł. Wyciągnął topór i zaczął je zrywać nim ze ścian, pająki oczywiście zabijał. Kiedy niektóre były już zcięte, schował topór i zaczął sie nimi oblepiać. Kiedy kamuflaż był już gotowy spokojnym i powolnym krokiem szedł w kierunku światła. Szedł oczywiście blisko ściany.
-
Koniec korytarza byl oczywiscie tak gesto zarosniety pajeczynami ze od wewnatrz napewno nie bylo go widac. Twoj kamuflarz byl naprawde przemyslany, glosy byly coraz glosniejsze. Podszedles blizej do samych pajeczyn. Ujrzales duza sale, wszystko wylozone zlobionymi kamiennymi plytami, niczym w swiatyni. Na srodku sali, na stolku, siedzi odwrocony do ciebie plecami, związany sznurem, mezczyzna okolo 30-stki, czarne, krotkie, wlosy, biala, podarta koszula, przypalone spodnie. Przed nim stoi dwoch jaszczurow, jeden tnie go nozem po twarzy a drugi krzyczy. Gdzie pieniadze? Mow skurwielu!
- Ja... Ja... Ja nie mam. Nie wiedzialem ze tak podwindujecie cene...
- Kurwa, jest jakosc, jest i cena. Co ty durniu myslales ze stal z domieszka magicznej rudy bedzie tania? Tan!
W tym momencie ten drugi jaszczur wcial sie nozem mocniej w twarz mezczyzny. Facet wyl z bolu.
- Zapytam jeszcze raz. Ty odpowiesz mi grzecznie. GDZIE PIENIADZE?!
- Nie, nie mam. Za duzo zadacie.
- Ale towar to bylo dobrze wziac?
- Dlaczego mi to robicie? Jestem waszym stalym klientem.
- Bo wiesz... - schylil sie by spojrzec mezczyznie w oczy. - Teraz przemyt do miasta... Jest utrudniony, wiesz o co chodzi. Dobrze ze chociaz Wielebny nam pomaga w tej sprawie. Tylko wiesz, to pijawka, on duzo zada wiec musisz za to zaplacic. - usmiechnal sie wrednie. - CO? Ty smieciu! - mezczyzna zaczal sie szarpac na stolku. Jaszczur ruszyl do wyjscia. - Zabij go. - rzucil znikajac w drzwiach.
Jaszczur wzial sznur i zaczal wiazac petle na jednym z koncow, nie ma przy sobie broni, moze cie zaatakowac tylko tym sznurem.
1xJaszczurzy wojownik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Jaszczurzy_wojownik) - 5m przed toba, stoi odwrocony plecami do ciebie, bez broni, posiada tylko sznur z petla, taki jak do wieszania, chce udusic mezczyzne, jestes w przejsciu znajdujacym sie 2m nad ziemia za grubymi pajeczynami. Licze na fajny opis.
-
Jaszczur chytrze się uśmiechnął widząc jaszczura bez broni. Teraz albo nigdy - przeszło mu przez myśl. Wreszcie odnalazł Carla jednak w dość nie typowej sytuacji. Był nieźle pokiereszowany, musiał uratować mu życie. przecież nie mógł tak na to patrzyć. Pierwsze co musiał zrobić to zeskoczyć z podestu. Przykucnął chwytając się ręką podestu i zeskakując. Udało mu się zejść bez większego robienia zamieszania. Spokojnym krokiem wyszedł zza pajęczyn. Chwycił za topór i go wyciągnął. Jak wiadomo był wsadzony do góry ostrzami. Podszedł do niego i dotknął go w ramię. Ten odwrócił głowę, był zdziwiony. Jaszczurzy wojownik nie miał szans na reakcje, mocnym ciosem topora wbił jego ostrze prosto w jego twarz. Ten zawył z bólu upadając na ziemie. Wyciągnął topór i dobił go. Wsadził go na swoje miejsce i odciągnął martwe ciało jaszczura w ciemny korytarz. Wybiegł z niego i ściągnął pętle z szyi człowieka po czym powiedział do niego.
- Siedź tu jeszcze. - powiedział szeptem pokazując mu żeby był spokojny. Jedną ze świec zgasił i zawołał donośnie.
- Hej! Chodź tu, trzeba wynieś ciało za nim tu nam zacznie gnić. Sam go nie będę taskać! - powiedział zmieniając troche głos i upodabniając swój ton do tonu zabitego jaszczura.
-
- Za to ci place idioto, chyba ze chcesz do niego dolaczyc. Ruszaj dupe! - uslyszales glos.
-
- Chodź tu kurwa mać pajacu! - krzyknął.
-
- Jak smiesz... Smiesz... Smiesz... - rozchodzilo sie echem po korytarzu. Widac za drzwiami byl kolejny tunel. - Chlopaki, zapierdolcie go. - po chwili do sali wbieglo 3 jaszczury, od razu rzucili sie na ciebie ignorujac Carla ktory zemdlal.
3xJaszczurzy wojownik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Jaszczurzy_wojownik) - 3 m przed toba, bez tarcz, atakuja w rownym rzedzie.
//: Podoba ci sie taki Hack n Slash? <niezdecydowany>
-
- Posiekam was na drobne kawałeczki. - powiedział po czym z całej siły ścisnął amulet Przedwiecznego. Wyciągnął topór i ruszył w stronę Carla. Jaszczury biegły równym rzędem, zwalił Carla na ziemie po czym kopnął z całej siły krzesłem w które wpadł jeden z jaszczurów. Kolejni rozeszli się po bokach. Szybko wykorzystał to by wprać topór w tył głowy napastnika. Pozostało tylko 2. Kiedy go wyciągał topór oni już szarżowali. Szybko przeskoczył martwe ciało jaszczura i krzesło po czym puścił topór i złapał nogę krzesła. Ci zdążyli zatrzymali się obok siebie i przygotowywali się do kolejnego natarcia. Wtedy podniósł krzesło w górę. Jeden z jaszczurów pchnął mieczem w stronę brzucha jaszczura, ten ledwo z biedą zrobił unik i mocnym ciosem przywalił jaszczurowi krzesłem w głowę. Ten spadł na ziemie nie przytomny. Drugi w akcie desperacji rzucił się na Szeklana wymachując swoją klingą. Dobył szable i zaczął nią parować ciosy by po chwili mocnym kopniakiem w żołądek unieszkodliwić na pafre sekund napastnika. Ten zgiął się w pół. Wtedy mocnym pchnięciem zatopił ostrze szabli w brzuchu jaszczura. Ten spadł na ziemie kończąc swój żywot. Podniósł z ziemi topór i sprawnym ruchem rozcharatał czaszke nieprzytomnego jaszczura. Schował szable do pochwy a topór wyjął z martwego jaszczura.
- Coś się nie wysiliłeś. Choć no tu i pokaż na co cie stać!
//Wszyscy kaput
-
//: Ogluszyles roslego jaszczura krzeslem? <huh>
Pocwicz troche te opisy bo ciezko sie polapac o co chodzi.
Gdy Szeklan przeskakiwal nad krzeslem jeden z przeciwnikow rozcial mu ogon, nie byla to gleboka rana lecz dluga na jakies 10 cm. Drugi zas oplutl mu noge ogonem i zwalil na ziemie. Puscil noge i szykowal sie do zadania ciosu z gory, drugi zas przygladal sie tej akcji.
-
No i go powalono. Zdaża sie czasem. Nie mniej ten próbował zakończyć jego żywot. Kiedy ostrze nieuchronnie zbliżało sie do niego przeturlał sie unikając go. Ten uderzył mieczem w posadzke. Wykorzystał sytuacje by zadać cios prosto w noge przeciwnika. Topór wszedł w kostke jak w masło zwalając go na ziemie. Wstał szybko i mocnym kopniakiem uwolnił miecz z ręki jaszczura, mocnym ciosem zatopił topór w jego klatce piersiowej. Jeden był z głowy. Drugi jaszczur w tym momencie przystąpił go ataku. W ostatniej chwili zdążył wyciągnąć topór i sparować jego cios. Odepchnął miecz przeciwnika i zadał ciosy skierowałe w twarz i klatke jaszczura. Ten sparował je . W stronę Szeklana poszło kolejne cięcie które sparował. Nie było na co dłużej czekać, rąbnął z całej siły toporem prosto w klatke jaszczura. Blok okazał sie nieskuteczny, topór ześlizgnął sie wbijając sie w klatke. Jaszczur zatrzymał sie na ścianie. Wyciągnął z niego topór i ostatnim ciosem zakończył jego życie. Sytuacja można rzec była taka sobie, za drzwiami mogło być ich dziesiątki. Wziął za fraki Carla po czym ruszył ciemnym korytarzem w strone wyjścia.
-
Oczywiscie tunel znajdowal sie za drzwiami ktorymi wyszedl "szef". Szliscie razem, we dwoch, mezczyzna czasami podupadal ze zmeczenia i zbytniej utraty krwi. Bylo ciemno wiec nie widziales w jakim jest stanie. Byliscie juz blisko wyjscia gdy z bocznego tunelu wybiegl jaszczur "szef" w towarzystwie dwoch siepaczy. - Zajebać go! - rzucil i uciekl, na koncu korytarza otworzyl wrota znajdujace sie 1,2m nad ziemia, w suficie i zwial. Jaszczury zasyczaly i rzucily sie na was, jeden z nich celowal mieczem w mezczyzne, drugi w ciebie.
2xJaszczurzy wojownik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Jaszczurzy_wojownik) - Jeden atakuje ciebie, drugi mezczyzne. Mezczyzna jest niezdolny do walki. Nie maja tarcz.
-
W ostatniej chwili, kiedy mogli już uciec nakryto ich.
- Ja cie jeszcze dopadne! - powiedział do "szefa" jaszczurów, który zdążył uciec. Ledwo co widział nie mniej ledwo co zobaczył jak jeden z nich celował w Carla. Pociągnął go mocniej za siebie po czym puścił go i dobył swój topór. Carl był cały czas za nim. Zaczął z całych swych sił rąbać toporem. Nie widział prawie nic, słyszał tylko zgrzyt mosiądzu. Nie mniej walczył dalej uporczywie parując i wykonując ciosy. Wreszcie przełamał obrone napastników wytrącając jednemu miecz z ręki. Zrobił krok do przodu by zobaczyć jego sylwetke. Udało mu sie to jednak dalej za wiele nie widział. Wprawił swe ciało w ruch obrotowy i zaczął rąbać swym toporem przeciwników. Jeden dostał padając na ziemie i wyjąc z bólu. Zatrzymał sie nagle kiedy drugi sparował cios, wtedy mocnym ciosem wyprowadził go z równowagi i wbił topór w jego brzuch. Jaszczur padł martwy na posadzke, drugi dogorywał już. Ostatnim ruchem dobił dogorywającego po czym schował topór i zabrał Carla. Trzeba było wejść z nim na taką wysokość. Co najlepsze, on sam nie wiedział czy da rade.
-
//: 1. Co to jest? <huh> Przeciez jak jestes w ciemnosciach, to zawsze cos widzisz. Szef zostawil otwarte wrota, przez nie wpada swiatlo, znajdujesz sie 5m od nich. Dopytuj a nie pisz mi takie farmazony bo tez czasem uciekaja info ktore mam napisac. Od nowa bo ja sobie tej walki nie moge nawet wyobrazic.
2. 1,2m to jest dla cb wysoko? <huh> Pospolity krasnolud jest wyzszy. Tam mozna bezproblemowo wyjsc.
-
//Ja nie mówiłem o sobie tylko o Carlu <facepalm>. Jak ktoś jest w takim stanie to ledwo co idzie a o wspinaczce już nie mówie.
-
//: Przeciez mozesz go podsadzic... Walka i tak niezrozumiale napisana. Machajac na oslep to ty nawet swojego ogona nie trafisz <ignorant>
-
Pociągnął Carla za siebie po czym dobył topór i sparował ciosy zadane przez jaszczury. Odbił ich bronie po czym zadał cios w stronę jednego z jaszczurów. Ten sparował go po czym zaczeła sie wymiana ciosów. Drugi jaszczur w tym czasie nie stał jak kołek w płocie. Widząc że Szeklan zajęty jest walką z jednym z jaszczurów ten pchnął mieczem w jego strone. Na szczęście zdążył uniknąć ciosu i wykonać konkratak prosto w biodro jaszczura. Kości strzeliły a jaszczur gruchnął na ziemie sycząc z bólu. Ostatnim ciosem dobił jaszczura po czym zajął sie ostatnim. Czuł cały czas obecność Zarafirgina, amulet cały czas emanuował dziwną mocą dodającą mu siły. Wymiana ciosów trwała długo, zmęczony jaszczur zaczął odsłaniać swoje słabe punkty. Widząc to nie czekał na nic konkretnego, rąbnął toporem prosto w szyje jaszczura łamiąc jark i uśmiercając go. Było po walce. Odetchnął na chwile po czym wziął sie za przeszukiwanie ich ciał. Po tym złapał carla pod ręke i podprowadził do szczeliny.
- Trzymaj sie mocno, podsadze cie. - powiedział łapiąc go za nogi i podnosząc.
//Co znalazLem?
-
//: Ech... Dobra akceptuje.
//: Znalazles: 12 grzywien
Mezczyzna z trudem wciagnal sie na gore. Gdy to zrobil wylozyl sie na ziemi. Zaraz za nim, na gorze znalazles sie ty. Byles za miastem, przy samym murach, przy polnocnej stronie muru.
-
- No to jesteśmy na miejscu. - powiedział do Carla spoglądając na mury miasta. Zostało mu teraz dotrzeć do bram miasta z tym biedakiem. Bez pomocy medyka raczej Carl szybko do siebie nie dojdzie. Schylił sie i podniósł go, przerzucił jego ręke przez siebie po czym ruszył w stronę bram miasta.
-
Musiales obejsc miasto dookola gdyz jedyna brama znajdowala sie przy jego poludniowej stronie. Podroz zajela z dobre 30 minut lecz wreszcie do twych oczu dotarl znajomy widok. Las, brama, Stachu i ten drugi oraz kaplica Rashera.
-
Kaplice ominął szerokim łukiem, wolał unikać tych którzy go ścigali. Po chwili dotarł jakoś na trakt prowadzący do bramy miasta. Widząc Stacha i... no tego drugiego zawołał.
- Stachu! Mam rannego, wołaj medyka!
-
Stachu podal temu drugiemu swoja halabarde po czym zlapal rannego mezczyzne. - Jopierdole, co mu sie stalo? Edwardzie, zostan tutaj. - ten nieznany mezczyzna kiwnal. - Jaszczur, ty tez tutaj zostan lub sie czyms zajmij. Ja zabiore Carla do medyka. - Stachu z Carlem pod ramie ruszyli uliczka w jakims nieznanym kierunku.
-
- Nie ma sprawy. - powiedział do Stacha po czym podszedł do Edwarda. Mie miał i tak nic ciekawszego do roboty.
- Daj tą halabarde to popilnuje chwile za niego.
-
Mezczyzna podal ci bron i spojrzal na ciebie lustrujacym wzrokiem. - Jestem Edward Bystry. - rzekł przyjaźnie.
-
- Szeklan Caved. - powiedział opierając halabarde o bark i podając mu prawice. Kiedy sie przywitali chwycił broń i ustawił sie na miejscu Stacha. Przynajmniej miał coś do roboty.
-
- Powiedz no, co to sie stalo ze Carl taki pocharatany? Gdzie go znalazles? - zapytal.
-
- Już ci mówie Edek. - powiedział poprawiając halabarde. - Przyjechałem tu na zawody kowalskie i miałem spotkać sie z Carlem u niego. Poszedłem tam zastając zupełną ruine. Jak sie okazało ktoś tam był bo ogłuszyli mnie i zawiesili na murze, dopiero wy mnie ściągneliście. Wróciłem tam, pogadałem z jego sąsiadem i jak sie dowiedziałem ktoś wybiegł w nocy z jego domu robiąc niesamowity huk. Oberżysta powiadomił mnie też o tym że ma samotnie w lesie. Udałem sie tam i w pewnym momencie trafiłem na pułapke. Zawaliłem sie wraz z ziemią do kompleksu tuneli. Wreszcie po uporczywym spacerze w ciemnościach natrafiłem na Carla torturowanego przez dwóch jaszczuroludzi. W ostatniej chwili uratowałem jego życie. Po tym przywlokłem go tu. - powiedział.
-
- Edward. - rzekl nieco zbulwersowany. - Powiem ci tyle. W niezle lajno zes siebie i nas wpakowal. Poinformujemy komendanta strazy o tym. Gdzie jest ta kryjowka mafii? Trzeba tam wpasc i oczyscic teren. - tymczasem w wasza strone zmierzal Stanisław. - Bedzie zyl, nawet moze i wieczorem go wypuszcza, no wiesz, chlop sie rwie do roboty. Zawody czekaja. Do jutra musi nakuc oreza a nic jeszcze nie ma zrobione. - zabral od ciebie bron. - Ale fajnie byloby troche rozprostowac kosci przy kowadle.
-
- Na północy koło murów. Więcej powie wam ten typek ze stsjni zwany Wielebnym. On z nimi współracuje. - powiedział do Edwarda. W tym momencie przyszedł Stachu. Oddał mu halabarde i usunął sie z jego miejsca.
- Stachu, jakby wypuścili Carla to powiadom go żeby do mnie zajrzał. Mam wynajęty pokój w oberży, pod 2.
-
Mezczyzni zbledli. - W-Wielebny? - zapytal z niedowierzaniem.
- Ojciec zrozumienia i najgoretszego łognia? - Stachu rozdziawił usta.
- Niemozliwe. Napewno to sprawdzimy.
- Idz odpocznij i cos zjedz. Slabo wygladasz a jeszcze tyle roboty przed wami. - powiedzial z troska.
//: 16:01.
Dawno nic nie jadłes, otrzymujesz kare -1 finiszer ze wszystkich wyuczonych specjalizacji walki.
-
Ewidentnie zaburczał mu w brzuchu.
- Raczej nie przesłyszałem się. Szczęśliwej warty panowie. - powiedział po czym skierował sie w stronę karczmy. Zapach mięsa aż go korcił w nosie. Otworzył drzwi i wszedł do środka udając sie wprost do lady.
- Daj mi dziczyzne dobrze dopieczoną, tylko dużą.
-
- Witaj. Duża dziczyzna, raz. Akurat mamy swiezego zwierza, ubity jakas godzinke temu. - mowil z usmiechem na ustach. - A co slychac u panskiej zony? Moze tez sa glodni? W ogole nie wychodza z pokoju. Zje pan tutaj czy dostarczyc pod nr 2? - spojrzal na cennik. - To bedzie 10 grzywien. Uff, na taki upal to moze jeszcze zamowi pan zimne piwko, z pianka, z Chmielowskiego chmielu. - usmiechnal sie. - Piwko z Chmielowa 2 grzywny, takie zwykle 1 grzywna
-
- U żony dobrze, spodobało sie jej tu. - powiedział grzebiąc w mieszku za grzywnami. - Tu zjem, daj 2 piwa Chmielowskie, z chęcią sie nalije chłodnego piwka. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Piwka sobie nigdy nie odpuści i to jeszcze zimnego.
- Podaj jedzenie do pierwszego z lewej stolika. Ja zaraz wracam. - powiedział kładąc na lad pieniądze. ÂŚciągnął hełm po czym udał sie do swojego pokoju. Otworzył drzwi po czym wszedł do środka z uśmiechem na twarzy. Hełm położył na szafce.
- Chodźcie na dół, zamówiłem jedzenie.
8513 - 14 = 8499 grzywien
-
Karczmarz przyjal zaplate i udal sie na zaplecze by przekazac zamowienie. Tymczasem ty juz byles w pokoju. Zauwazyles ze Silen spi tak samo jak jej dzieci ktore leza wtulone w jej brzuch z zamknietymi oczkami. Twoje slowa byly zbyt ciche by ja zbudzic.
-
Widząc że śpią podszedł do łóżka i usiadł obok Silen. Pogłaskał ją po twarzy po czym powiedział.
- Pobudka, jedzenie czeka.
-
//: Po twarzy? <huh> A nie po policzku? Chyba ze to jakies jaszczurze pieszczoty :)
Silen powoli otworzyla oczy ziewajac. Dopiero teraz zauwazyles ze spala calkiem naga, jej ubrania lezaly obok lozka. Miala duze, jedrne piersi oraz niczego sobie tylek. Mimo iz byla jaszczurzyca wygladala naprawde okazale. Spojrzala na ciebie zaspanym wzrokiem ktory mowil ze dopiero laczy fakty, gdy doszla do siebie rzucila sie na ciebie. Objela cie i przytulila mocno przykladajac twa glowe do nagiej piersi. Uscisk miala naprawde mocny. Zatroskanym glosem mowila. - J-Jestes! Tak sie o ciebie martwilam Szeklanie. Tak dlugo cie nie bylo. Myslalam ze przydazylo ci sie cos strasznego. - pocalowala cie w policzek i usmiechnela sie szeroko.
-
//Przejęzyczyłem sie.
To co zobaczył aż go zatkało. Jeszcze nigdy sie nie znalazł w takiej sytacji, aż podniosło w nim ciśnienie, testosteron uderzył do głowy.
Na litość Rashera, jaka ona jest cudowna. - przeszło mu przez myśl. Wtedy przebudziła sie i z całej siły przytuliła go przyciskając do swojej piersi. Był w siódmym niebie jednak szybko sie to skończyło.
- Jakoś żyje. - powiedział z uśmiechem na twarzy głaszcząc jaszczurzyce po policzku. - Chodźmy na dół, kolacja stygnie.
-
//: Oto Silen :)
(http://pre06.deviantart.net/2f79/th/pre/i/2010/083/c/a/lizard_booty_by_vixen11.jpg)
Kobieta nie chciala cie puscic. Trzymala cie jeszcze mocniej. - Nie dajesz mi sie toba nacieszyc. Gdzie ty byles tyle czasu? - zapytala dalej trzymajac twoja glowe w tej samej pozycji co wczesniej.
-
- Szukałem Carla. Okazało sie że porwali go ci sami co związali was. Jego nieźle pokiereszowali, gdybym nie przyszedł w pore to było by po nim.
-
- A ty? Nic ci nie jest? Mam sprawdzic kazdy kawalek twego ciala w poszukiwaniu ran a potem ... - mowila szybko, usmiechajac sie.
-
- Możesz mnie sprawdzić od stóp do głów. - powiedział robiąc uśmieszek od ucha do ucha.
-
Mruknela zadowolona przekladajac dzieci na bok lozka. Spojrzala na ciebie i przyciagnela cie do siebie. Zabrala sie za sciaganie twojej zbroi. Bronie od razu wyladowaly na ziemi. - Moze mi pomozesz? - mruknela.
-
Nie czekał na nic, szybkimi ruchami zaczął rozpinać wszystkie rzemienie od swojego pancerza. Po kolei na podłodze lądowały napierśnik, naramienniki i rękawice.
-
Gdy juz zbroja lezala na ziemi, kobieta zabrala sie za sciaganie twojej koszuli. Uwinela sie z tym dosyc szybko i sprawnie. Zostales w samych spodniach. Wciagnela cie na lozko, rzucina na nie, przycisnela biustem i reszta ciala do lozka i namietnie calowala w usta.
-
I nawet nie zamierzał protestować. Odwzajemniał je przy okazji pieszcząc jej biust. Dzieci jak narazie spały i niech śpią dalej. Nie zamierzali sobie przeszkadzać w swoich rozkoszach.
-
Silen cicho jeknela gdy dobrales sie do jej piersi, jej policzki zarumienily sie co wygladalo ciekawie na jej zielonkawej skorze, oddech przyspieszyl. Gdy skonczyla cie calowac zlapala cie mocno i przekrecila, lezala na plecach a ty na niej. Patrzyla ci sie z zaciekawieniem w oczy czekajac na twoj ruch.
-
Wszystko wziął w swoje ręce. Pieścił jej piersi i imtymne miejsca, właśnie w tym momencie zaczął żałować że odrąbano mu tą lewą rękę. Zajmował sie nią jak najlepiej potrafił. Po chwili ściągnął z siebie spodnie biorąc sie za poważniejsze sprawy. Swoją twardością zajął sie jej miękkością.
-
Kobieta rumienila sie i pojekiwala gdy piesciles jej piersi, zdazyles tylko zdjac spodnie lecz nie zrobiles nic wiecej gdyz obudzily sie dzieci a w drzwiach stanal Stachu. Kobieta szybkim ruchem zrzucila cie z siebie przez co z hukiem znalazles sie na podlodze. Silen zerwala sie z lozka, chwycila ubrania i pobiegla w kat zawstydzona, zaczela szybkimi ruchami wciagac na siebie ubrania. Stanislaw cofnal sie w drzwiach i smial sie widzac golego, jednorekiego jaszczura. - Przyjdz pozniej do Carla. - rzucil tylko i jak najszybciej sie ulotnil.
-
No i znowu leżał na ziemi. Widząc Stacha w drzwiach i rozbudzone dzieci szybko porwał spodnie z łóżka i zakrył sie nimi.
- Nosz kurwa. - powiedział zakładając spodnie. Wstał z ziemi i porwał koszule ubierając ją szybko. Był zawiedziony, w takim momencie, gorszego sobie nie mógł wybrać. Ubrany już usiadł na łóżku po czym powiedział do Silen.
- Szkoda że to sie tak szybko skończyło. Chodźmy na dół zjeść coś, teraz to już tego nie powtórzymy.
-
Kobieta byla juz w pelni ubrana, przyparla sie do sciany i osunela na podloge, cala czerwona ze wstydu schowala twarz w dloniach i poczela cicho plakac.
-
Jaszczur podszedł do Silen i usiadł koło niej i objął ją ręką. Ucałował ją w policzek po czym zaczął ją pocieszać.
-
//: Sie tak spytam. Jak ja pocieszal? Co ja mam przez to rozumiec?
Kobieta wciaz trzymala twarz w dloniach chlipiac. - B-bo ja dawno nie bylam z nikim tak blisko... D-dawno nie czułam sie tak wspaniale... Przez taki dlugi czas zylam w strachu... Krzywdzono mnie... A teraz, cale miasto bedzie mnie uwazac za dziwke. - rozplakala sie bardziej, glosniej. Lzy splywaly jej potokiem po policzkach.
-
Jaszczur przytulił ją mocniej do siebie.
- Tu uznają nas za małżeństwo, nikt tak nawet nie pomyśli. Stachu sie raczej nie wygada.
-
Kobieta zrobila wielkie oczy. - To byl ten straznik z bramy? Czego on tutaj szukal? - zapytala zdziwiona. Spojrzala na ciebie i przytulila sie mocno wtulajac i kladac ci glowe na ramieniu. Tulila sie jak do pluszaka. Po chwili puscila cie, wziela dzieci za raczki i skierowala sie na dol. - Mowiles cos o jedzeniu.
-
- Kazałem mu żeby mnie poinformował o Carlu. Nie myślałem że przyjdzie w takiej chwili. - powiedział do Silen. Wstał z ziemi i podszedł do swojego uzbrojenia przesuwając go bliżej stojaka. Słysząc słowa o jedzeniu aż podskoczył.
- Fakt, chodźmy. - powiedział biorąc Silen za ręke poczm udali sie na parter.
-
Chwile minelo gdy sie zabawialiscie ze soba na gorze, w tym czasie kucharz juz zdazyl przyrzadzic jedzenie. Karczmarz widzac was schodzacych z gory zlapal za kufle. Wrzucil do srodka po kubku kostek lodu i zalal zlocistym chmielowym plynem. Szybko podszedl do stolika ktory wczesniej wskazales, odlozyl piwo i zniknal gdzies na zapleczu. Zauwazyles ze w karczmy oprocz kilku osob siedzi jeszcze popijajac browar Stachu i Edward, spogladaja z zaciekawieniem na was, Stanislaw szepcze cos do Edzia a ten smieje sie. Silen ruszyla do stolika. Pomogla dzieciom uciasc na stolkach po czym sama spoczela spogladajac na ciebie wyczekujacym wzrokiem.
-
Widząc Edwarda i Stacha zamurowało go. Przeszedł koło niego po czym pacnął go w ramie. Usiadł przy stoliku na którym stało już piwo piękne, złociste. Od razu chwycił kufel i pociągnął z niego porządnego łyka. Po takim ciekawym dniu piwo smakowało lepiej niż zwykle. Wyczekiwał zamówionego jedzenia.
-
A piwo bylo arktycznie zimne i pelnochmielowe, smak wrecz doprowadzal kubki smakowe do rozkoszy. Jaszczurzyca siedziala bez slowa z zawstydzona mina, widocznie zdazyla zauwazyc straznika ktory nakryl was na wiadomych czynnosciach kopulacyjno-lozkowych. Karczmarza jeszcze kilka minut nie bylo, wreszcie wyjechal z zaplecza czterokolowym mini stolem takim wozeczkiem. Na nim zas lezal, ogromny, pieczony z ziolami i owocami, marynowany piwem dzik.
(http://www.laspol.swarzedz.pl/zdjecia/IMG_4445-web.jpg)
Wszystkim wokol az slina pociekla z ust widzac tak ogromna i pysznie przyprawiona, dzika swinie. Karczmarz poczatkowo sie zaklinowal i nie mogl wyjechac zza lady lecz wreszcie udalo mu sie. Podjechal do was i usmiechnal sie szeroko. - Pan podobno nadstawial karku dla Carla, Stanislaw mi powiedzial, wiec zamiast kawalka jest caly dzik dla panstwa. Smacznego. -spojrzal na Silen z iskierkami w oczach, poslal jej zalotny usmiech na ktorego widok kobieta jeszcze bardziej sie zawstydzila i odszedl na swoje miejsce, za lade. Dwaj straznicy patrzyli sie na was i wasze pozywienie, szczeki wyraznie im nie chcialy sie zamknac ze zdziwienia.
-
- Dzięki wielkie. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Spojrzał na Silen po czym wziął sie za krojenie mięsa, podał spory kawałek Silen, sobie i jej dzieciom.
- Smacznego. - powiedział po czym wstał od stolika i podszedł wraz z większym kawałkiem dzika do Stacha i Edwarda.
- No panowie, to dla was, smacznego. - powiedział do kumpli po czym wrócił do stolika. Na stoliku leżał jeszcze kawał dzika. Zaczął sie zajadać.
-
Straznicy mocno sie zdziwili twoim gestem, usmiechneli, podziekowali ladnie, Ed poklepal cie nawet po ramieniu, gdy sie odwrociles momentalnie zabrali sie za jedzenie. Reszta ludzi rzucala im zawistne spojrzenia lecz oni ich ignorowali. Straznik tez czlowiek, czasem moze sobie pozwolic na cos smacznego a nie tylko zywic sie piwem jak ci dwaj. Twoja jaszczurza kochanka ( <niezdecydowany>) zabrala sie do jedzenia, jadla powoli, dostojnie, uzywajac sztuccow w przeciwienstwie do jej dzieci i straznikow ktorzy jedli rekoma brudzac wszystko wokol. Jadles miesko ktore wrecz rozplywalo sie w ustach, pachnialo piwem, ziolami i owocami, mialo delikatny posmak lesny, taki szyszkowy. Zwierze szybko znikalo z talerzy.
-
A brzuch powoli zapełniał sie aromatycznym mięsem. Coś cudownego, chyba to miasto jeszcze kiedyś odwiedzi wracając z Tihios. Kiedy skończył jedną porcje odkroił nożem kolejny kawałek mięsa nakładając na talerz. Wreszcie tu mógł odejść na chwile od haniebnej porażki z aktami. Do Bastardo narazie nie zamierzał wracać.
- Jak ci sie tu podoba? - zapytał Silen.
-
Kobieta akurat konczyla swoja porcje, z gracja szlachcianki zajadala kazdy kawalek. Widac ze umiala sie zachowac wsrod ludzi lub poprostu jest dobrze wychowana. Przelknela swoj kawalek miesa i spojrzala na ciebie swymi pieknymi oczyma. - Wiesz, mam mieszane uczucia. Najpierw ten las, pozniej brama, twoje jedzenie paznokci przy kapliczce, teraz ten straznik. A tobie jak sie podoba?
Dzieci natomiast zaczely uderzac widelcami o stol. - Jeszcze, jeszcze! - wturowaly. Kto by pomyslal ze takie male a tyle zjesc potrafia.
-
Jaszczur odkroił dwa duże kawałki i dał dzieciom.
- Nawet mi sie tu podoba. Jutro zawody kowalskie, po nich wyjedziemy. - powiedział biorąc kolejnego kęsa mięsa.
-
Zjadla ostatni kes, odsunela od siebie talerz i otarla usta chusteczka. Wziela kufel z zimnym piwem i upila troche. - Nie moge uwierzyc ze spodobalo ci sie tutaj tylko dlatego ze ktos przyrzadzil ci swinie. Zappmniales juz jak cie traktowano?
-
Spuścił głowe.
- Pamiętam, dlatego po zawodach wyjeżdżamy. U mnie jest inne życie. - powiedział dokańczając jedzenie. Wziął kufel z piwem i upił jego większą część.
-
Zostalo jeszcze z pol swini.
Kobieta spojrzala na ciebie i poglaskala cie po policzku. - No juz, rozchmurz sie. Tu nie jest tak zle, mozna powiedziec ze nawet na swoj specyficzny sposob przytulnie tylko mieszkancy maja jakas obsesje na punkcie naszej rasy. Mowiac u mnie, co masz na mysli? - zapytala a oczy jej zalsnily. Wziela lyka piwa.
-
Na jego twarzy pojawił sie uśmiech. Dopił swoje piwo a kufel odstawił na bok.
- W Efehidonie, tam nikt nie patrzy na rasy. Tam będziesz bezpieczna.
-
Kobieta zarumienila sie o ile bylo to widoczne na zielonkawym odcieniu skory. - Dziekuje ze sie tak o mnie troszczysz. Ech... Noc tak szybko nadchodzi. Zamowisz mi kawe? Bo... Wstyd przyznac, nie mam ja ni grzywny przy duszy. - spuscila glowe. - Jak te zawody maja wygladac? Nie powinienes aby odwiedzic tego kowala?
-
- Właśnie będę sie do niego zbierać. - powiedział po czym wstał od stołu i podszedł do karczmarza. - Daj mi jedną kawe.
-
- 1 grzywna. - rzekl biorac szklanke. Wsypal do srodka kilka lyzeczek swiezo mielonej kawy, zdjal naczynie z woda z kuchenki i zalal. Silen wstala od stolu i podeszla. Karczmarz polozyl kubeczek z mlekiem oraz dwie kostki cukru. Kobieta doprawila kawe wedle uznania, usmiechnela sie do ciebie oraz wlasciciela przybytku, z kawa i dziecmi udala sie na gore.
-
- Prosze. - powiedział podając grzywne karczmarzowi. Ukłonił się karczmarzowi po czym wyszedł na ulice. Odetchnął świeżym powietrzwm po czym ruszył w stronę domu Carla.
8499 - 1 = 8498 grzywien
-
Dotarl na miejsce, slyszal wyrazne odglosy uderzania mlotem w rozgrzany metal.
-
Wiedział już że pracuje. Otworzył furtke i wszedł na posesje Carla, obszedł dom dookoła po czym wszedł do kuźni Carla. Ten kuł zaciekle. Podszedł bliżej po czym powiedział.
- Witam, jak samopoczucie?
-
- Witaj jaszczurze. Boli jak cholera, jestem Carl. Nawet nie zdazylem ci podziekowac. - teraz zauwazyles ze ma pelno strupow na twarzy, strupow po cieciach ostrym przedmiotem. Rece pobliznione i poparzone, raczej nie od pracy w kuzni. Niczym krasnolud tlucze twardy i zarazem elastyczny metal, jakby na jakas czesc. - Czego chcesz bo widzisz, nie ma czasu?
-
Podszedł do kowadła i spojrzał na stal Carla.
- Jestem Szeklan Caved, jeden z lepszych kowali w Efehidonie. Przyjechałem tu pomóc ci w wygraniu zawodów.
-
Stal Carla byla jakas dziwna, nienaturalna, jakis stop specjalny lub cos podobnego. Mezczyzna nie odrywal wzroku od kowadla. - Przyjechales mi pomoc? Jaszczur ot tak przyjechal pomoc czlowiekowi? Ty mi lepiej powiedz czego naprawde chcesz ode mnie i po co tu przybyles. Skad wiesz o zawodach skoro to wydarzenie lokalne?
-
- Przysłał mnie tu Eren. Powiedział że potrzebujesz pomocy a że potrafie dobrze kuć to sie podjąłem tego. Ze mną nie zginiesz. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
-
- Ze tak spytam, co to za Eren i czemuz on przyslal cie do mnie? Przeciez ja nigdy, nikogo nie prosilem o pomoc. - powiedzial odkladajac mlot i wkladajac wykuty fragment do kadzi z woda. Wzial kolejny pret i wlozyl do paleniska by sie rozgrzal. Czekajac spojrzal na ciebie.
-
- Jaszczuroczłek z Atusel, mówił mi że chcesz wygrać te zawody. To jak? Chcesz żebym ci pomógł czy żebyś kolejny raz przegrał?
-
Wyjal rozgrzany pret i polozyl na kowadle, wzial mlot i kul. - Nie wiem kto mu nagadal ze potrzebuje pomocy ale dobrze, skoro juz tutaj jestes to przyprowadz jeszcze 2 osoby do pomocy, tylko nikomu nic, cii... Zamierzam to wygrac. - usmiechnal sie zadziornie. Wygladalo na to ze jakiegos asa w rekawie.
-
- Nie ma sprawy. Nawet wiem kogo już wziąść. - powiedział po czym wyszedł z kuźni Carla i udał sie na ulice. Szedł szybkim krokiem w stronę karczmy gdzie przesiadywali jeszcze jego kumple z bramy, przynajmniej taką miał teraz nadzieje że ich tam znajdzie.
-
Zgodnie z twoim przeczuciem Stanislaw i Edward siedzieli tam gdzie poprzednio.
-
Złapał krzesło i podstawił je do stolika strażników. Usiadł na nim po czym przeszedł do rzeczy.
- Nie chcecie troche odpocząc od pilnowania bram i pomóc troche w kuźni? Carl potrzebuje jeszcze dwóch do pomocy.
-
- Ja chce, chetnie ci pomoge. - mowil z niekryta fascynacja.
-Ja-Ja nie-nie moge. - mowil skrepowany Edward.
- Ed to pracocholik. - zasmial sie Stach.
- Nie-Nie prawda! - prawie krzyknal.
- Prawda, prawda.- pokiwal glowa. - Kiedy ostatnio brales wolne? - zapytal towarzysza lekko kpiacym glosem.
- Ja... - zawiesil glos.
- No widzisz... - przeniosl wzrok na ciebie - Masz moja pomocna dlon. - usmiechnal sie do ciebie. Stanisław mimo iz nie wygladal na geniusza i nieraz blyskal glupota w glebi byl naprawde ogarniety i miewal przeblyski inteligencji.
Edward schowal nos w kuflu piwa.
-
- Edward bierzesz wolne, masz na dziś i jutro urlop. Komendant sie nie obrazi. - powiedział wstając z krzesła. Zasunął je po czym powiedział.
- Chodźcie, nia ma co czasu marnować.
-
- Ja nigdzie nie ide! - oburzyl sie. - Warta to moje zycie. Nie-nie moge zejsc z warty. - powiedzial smutnym glosem.
- Nawet nie wiesz co wywolales. - westchnal Stach konczac piwo. - Dajmy mu spokoj, nie chce mi sie znow sluchac tej samej historii... - wstal od stolu.
Tymczasem z gracja zeszla z gory Silen i podeszla do waszego stolika. - Co porabiacie? - zapytala. Do pasa miala przypieta twoja szable ktora zostawiles w pokoju. - Pasuje mi? - zapytala wskazujac na bron.
//: 17:00. 16 godzin do konkursu.
-
Może i masz racje Stachu ale chłop sie na tej bramie marnuje. - powiedział do Stacha. Machnął na to wszystko ręką, wtedy z góry zeszła z Silen paradując z jego szablą. Na jego twarzy pojawił sie uśmiech lo czym powiedział do niej.
- Pewnie że pasuje. Wyglądasz jak prawdziwa szlachcianka. - powiedział z uśmiechem po czym zwrócił sie do Stacha mówiąc tak by Edward nie słyszał.
- Obezwładnijmy go i zaprowadźmy go tam. Jeszcze nam podziękuje.
-
Stachu spojrzal na ciebie z taka mina (http://pbs.twimg.com/media/BBdXj9SCEAIZuUu.png:large) i zrobil tak <facepalm>. Zamowil jeszcze jedno piwo. - Nie znasz go, nie wiesz co przeszedl. Cholernie go nie znasz. - rzekl glosno. Edward tylko zamyslony patrzyl w dno kufla nie zwracajac na was uwagi. - Nic na sile. - dodal.
Kobieta dobyla szabli. - Walcz ze mna Szeklanie. - zasmiala sie po czym spojrzala na was podejrzliwym wzrokiem. - Co knujecie? W co ty sie znow pakujesz?
-
- Stachu, to leć jeszcze po kogoś ze straży. Ja tu musze bunt stłumić. - powiedział szturchając go łokciem. Popatrzył sie na Silen po czym dobył swój topór. Czarna ruda aż zabłyszczała od blasku świec panującego w karczmie.
- Zbieram ludzi do pomocy Carlowi. Pokaż jak wywijasz tą szableką. - powiedział wymachując i kręcąc ósemki.
-
//:Zrobmy tak. 1cios, 1def na post. Ok?
Miejsce w ktorym przebywaliscie, bylo wolne od stolow co stanowilo swoista arene o srednicy 2m. Kobieta usmiechnela sie slodko po czym zadala cios od dolu do gory przez twoj brzuch, odskoczyla w tyl.
-
Odskoczył w tył po czym sparował cios toporem. Uśmiechnął sie i zaczął obchodzić kobiete dookoła. Wreszcie zatrzymał sie i wykonał cios skierowany w stronę boku jaszczurzycy.
-
Kobieta zablokowala cios szabla po czym wolna reka zaczela rozpinac koszule, po chwili biust miala na wierzchu. Zwrocilo to twoja uwage, Stachu jak i cala reszta mezczyzn z wyjatkiem Eda gapila sie na nia ze zbereznymi minami pogwizdujac na widok biustu.
-
Aż rozdziawił jape. To mi sie podoba. - przeszło mu przez myśl po czym wypuścił z dłoni broń. Wtedy sprawnie owinął noge Silen ogonem, pociągnął ją wybijając z równowagi. Szybkim ruchem złapał ją i powiedział do niej z uśmiechem na twarzy.
- Mam cie.
-
Niestety Silen byla szybsza i gdy rozdziawiles jape dostales ogonem przez glowe co spowodowalo ze sie zachwiales i spadles na tylek. Kobieta sie zasmiala i zaczela zapinac bluzke. - Kto podczas walki upuszcza bron? - zapytala zdziwiona.
-
Siedząc na ziemi otrząsnął sie po czym strzelił sobie w pysk na rozbudzenie. W trakcie gdy ona zapinała koszule podniósł sie lekko i rzucił sie na nią powalając na ziemie.
- Teraz cie mam. - powiedział śmiejąc sie.
-
Rzucajac sie na kobiete nawet nie zauwazyles kiedy twoje lapki powedrowaly na jej kraglosci, kobieta cicho jeknela i upadla na plecy, przygniatles ja cialem do ziemi. Lezales tak trzymajac lapki wiadomo gdzie. Kobieta cie pocalowala po czym zrzucila z siebie, zerwala sie na nogi, zlapala cie za glowe i przylozyla szable do gardla. - Nigdy nie ignoruj wroga. - zasmiala sie uroczo po czym odrzucila bron na ziemie.
-
Ręke uniósł do góry na znak poddania się.
- Wygrałaś. - powiedział do kobiety. Kiedy ta odrzuciła broń wstał z ziemi i schował za pas topór. Poprawił ubranie po czym zwrócił sie do Stacha.
- Dobra, chodźmy do Carla. Trzeba coś nakuć na jutro. - powiedział.
-
Stach uniosl swoj stalowy tylek z krzesla i ruszyl do drzwi. Przeszedl przezeń i udal sie do celu. Silen zatknela sobie twoja bron za pas i zlapala cie za koszule w okolicy klatki piersiowej. - Moge sobie narazie pozyczyc twoja bron? - zapytala niesmiale. - Czy ja tez moge isc z wami? - zapytala.
-
Jaszczur spojrzał na Silen.
- No, szable moge ci pożyczyć. - powiedział po czym zaczął jej poprawiać szable, źle ją założyła. - Jeśli chcesz to możesz iść, Carl potrzebował jeszcze jednej osoby do pomocy.
-
- To super. - usmiechnela sie, wziela cie za reke i pchnela cie w strone wyjscia.
-
Jaszczur oczywiście poszedł. Wyleźli na ulice i skierowali sie w stronę domu Carla. Kilkanaście metrów przed nimi szedł Stachu. Dzień sie powoli kończył a praca jeszcze sie nie skończyła. Zobowiązał sie że pomoże Carlowi wygrać te zawodowy. Szczerze interesowała go ta stal którą widział w jego kuźni. Wyglądem nie przypominał mu tej którą znał ze swojej kuźni.Po chwili wraz z Silen dotarli pod dom Carla. Otworzył furtke i wszedł na jego posesje kierując sie w stronę kuźni. Po chwili był już w kuźni.
- Znalazłem dwóch pomocników.
-
Carl wciaz uderzal w metal na kowadle, nawet na was nie spojrzal tylko rzekl. - Dobrze, polozcie to gdziekolwiek. Zjem pozniej. Teraz nie jestem glodny. - i tlukl dalej. Kilka minut pozniej metal wyladowal w wodzie. Mezczyzna gdy was ujrzal troche sie speszyl. - To wy! Przepraszam, myslalem ze to ktoras z moich sasiadek znow przynosi mi kolacje. Witam pania. - przyklakl na jedno kolano i ucalowal Silen w dlon. Kobieta zawstydzila sie, mezczyzna puscil jej reke i zlustrowal cie pytajacym wzrokiem. - Jest Stachu, jestes ty. Miales wziac do pomocy jeszcze jedna osobe.
- A ja? - wtracila.
- Wybacz ale... - nie zdazyl dokonczyc bo wtracil sie Stachu.
- Ona jest swietna, szybka, zwinna, piekna, moze z kowadlem tez sie wykaze bo szabelka wywija przednio.
Silen zasmiala sie.
-
- Stachu ma racje, przyda sie. - powiedział puszczając dłoń kobiety i wszedł głębiej w kuźnie Carla. Wydarł jakieś sukno, obwiązał sie nim w pasie i wyszedł do zgromadzonych.
- Nie ma co tak stać. Carl, co mamy kuć i z czego mamy kuć?
-
- Nawet nie znasz zasad i juz chcesz kuc, co za waleczna dusza. Sluchaj, to jest tak, zawsze zawody te odbywaly sie na zasadzie, kto stworzy ciekawsza, wytrzymalsza, bardziej zabojcza bron, ktora przyniesie miastu zysk. Wszystkie bronie wykute podczas zawodów trafiają później na targ, profit ze sprzedaży zasila kase miejska. Kilka lat temu pewien przyjezdny osobnik postanowil kuć na ilość, natłukł od cholery prostych mosiężnych mieczy i wygrał. - mezczyzna zrobil tak <facepalm>
- Ta, pamiętam to. To zdziwienie ludu. - zaśmiał się.
- Do teraz ten konkurs tak wygląda... My dziś wrócimy do tej starej zasady. Kujemy ze specjalnej stali. Nordmardzka stal, z przemytu prosto z Myrthany czy ogółem tamtej okolicy. Jest to stal w stopie z magiczną rudą, daje nam to wytrzymały i łatwy w obróbce produkt który zadaje dotkliwe rany. - odchrząknął. - Oficjalnie nie mogę mieć pomocników więc zejdziecie do piwnicy, do mojej starej kuźni, wejście jest pod dywanem na środku pokoju, spokojnie wentylacja jest jak najbardziej działająca. - oparł się rękoma o stół pod ścianą. - Podejdźcie tutaj. - rzekł patrząc się w szkic. Wszyscy grzecznie podeszliście. - Kujemy dziś to.
(http://pre11.deviantart.net/0d25/th/pre/f/2010/327/7/a/war_axe_by_madvirus-d33g5vj.jpg)
- Ja chce taki, jak tylko trafią na targ ide sobie kupić.
- Piękne.
-
Jaszczur oparł się ręką o stół, spojrzał na kartkę po czym powiedział.
- Dam radę to wykuć tylko potrzeba do tego sporo stali, te wzorki też się wykuje. - powiedział po czym wziął kartkę do ręki i powiedział do swoich towarzyszy (jak za komuny :D).
- Dobra, chodźmy do starej kuźni. - powiedział i zwrócił się do Carla. - Myśle że przez noc uda się nam to wykuć.
Po tych słowach poszedł w kierunku domu Carla gdzie mieściła się stara kuźnia.
-
- Stali to jest od cholery. - wskazal kilka wielkich skrzyn za soba.
- Wykujcie tyle sztuk ile dacie rade, najpierw jakosc pozniej ilosc. Bynajmniej wiecie, jedna bronia nie zawojujemy wiele. No, do roboty. - machnal na was reka.
-
Wrócił sie do Stacha.
- Bierzemy po jednej skrzyni. Jak braknie to doniesiemy. - powiedział po czym wziął jedną ze skrzyń i rzucił ją na bark. Był dobrze umięśniony. Tak oto wszedł do domu zmierzając w stronę piwnicy gdzie mieści sie kuźnia.
-
Stasiu pomogl ci zarzucic pakunek na ramie, wziął drugą skrzynie w obie rece i weszliscie do domku. Silen byla przed wami, zatrzymala was by odwinac dywan i otworzyla drzwiczki. Jako pierwsza zeszla po schodkach na dol. W srodku bylo ciemno.
-
Było ciemno jednak nie przeszkadzało to w zejściu na dół. Powolnym krokiem zaczął schodzić po schodach co jakiś czas opierając sie o ściane. Udało mu sie zejść jednak na dolr nie wiele widział. Położył skrzynie gdzieś koło ściany i wyszedł po schodach na góre. Znalazł swoją pochodnie, wziął ją i podszedł do kuźnica Carla. Odpalił ją od węgli i ruszył do domku. Szedł ostrożnie unikając łatwopalnych rzeczy. Doszedł do schodów i zszedł na dół.
//Opisz mi wygląd kuźni, ile jest węgla itp.
-
Piwnica byla cala wykonana z kamienia, na scianach kilka pochodni ktore pozwalaly zafundowac troche swiatla. Brak okien. W suficie wywiercone byly jakies prostokatne otwory o przekaznej 20cm ktore prawdopodobnie dzialaja jako wentylacja odprowadzajac powietrze na zewnatrz. Pomieszczenie jest duze, w jednym kacie stoi duze palenisko, przed nim 3 kowadła porozstawiane od siebie w odległości 3m. Pod sciana 2 wiadra z woda do hartowania stali oraz stol gdzie mozna wszystko ulozyc lub poskladac do kupy. Do tego imadla i inne narzedzia ktore moga sie przydac by poskladac topor w calosc. Pod druga sciana lezy lopata oraz kilka beczek po brzegi wypelnionych weglem.
Stachu rozejrzal sie, odlozyl skrzynie i znalazl 2 mloty, jeden podal Silen.
-
- No to do roboty. Stachu podpal pozostałe pochodnie. - powiedział dając mu pochodnie. On sam zabrał sie za łopate, ładował do paleniska kopiate łopaty węgla. Po chwili palenisko było zasypane po brzegi. Widząc że Stachu odpalił już pozostałe pochodnie odebrał od niego swoją i wrzucił ją do paleniska. Ogień powoli zajmował węgle. Stanął nogą na dmuchawie i zaczął dodmuchiwać powietrze. Ogień zaczął buchać z paleniska a węgle zrobiły sie aż czerwone od żaru. Chwycił jeden młot i przywalił nim w kowadło kilka razy sprawdzając jego wytrzymałość. Po tym odłożył go i otworzył skrzynie ze stalą. Wziął dwa pręty i włożył je do węgli i zaczął rozgrzewać palenisko dmuchawą.
- Stachu, potrzymasz mi stal, ja będe ją rozbijać. Najpierw robimy klin.
-
Silen wlozyla grube rekawice i wziela jeden pret z paleniska. Rytmicznymi uderzeniami rozbijala metal. Stanislaw tez wlozyl rekawice i polozyl rozgrzany do czerwonosci pret na kowadle. - Tylko nie wal mi po palcach.
//: Licze na ladne opisy.
-
- Spokojnie. - powiedział do Stacha po czym zaczął rozbijać metal. Uderzał rytmicznie w stal, nie za silnie by nie przedobrzyć, udsrzał z wyczuciem. Odpowiednie części stali uderzał mocniej formując tym klin topora. Zaczął młotem rozciągać kiln tworząc tym charakterystyczne półkole. Kiedy to już było gotowe zabrał sie za dokładniejsze formowanie. Młot uderzał cały czas w rozgrzaną stal. Iskry odchodziły cały czas na boki. Wreszcie po chwili klin był już gotowy, półgodzinna robota nie przyszła na marne. Odłożył młot i ubrał rękawice odbierając klin od Stacha. Wrzucił go do wiadra z wodą i czekał aż zachartuje się. Po 10 minutach moczenia wyjął go i zaczął go wycierać do sucha. Teraz zostało dorobić wzorki. Wrzucił go jeszcze raz do paleniska i rozgrzał do czeroności. Wyciągnął i położył go na kowadle. Wziął odpowiednie dłuto do ręki i podszedł do kowadła.
- Dobra Stachu, trzymaj mocno klin i dłuto ja będe bił i kierował żebyś szedł za wzorem.
Po tych słowach młot poszedł w ruch. Stachu przyłożył dłuto a Szeklan zaczął bić w nie delikatnie. Stal rozchodziła sie jak masło na boki tworząc co rusz wzorki na stali. Pot lał sie z czoła, nie było czasu na przetarcie czoła, trzeba było pracować. Po kolejnych 30 minutach roboty przy wzorkach klin był gotowy. Starannie wrzucił go do wiadra i odczekał kolejne 10 minut. Wyciągnął go z wiadra i położył na stole wycierając z wody. Młot odłożył na kowadło i chwycił sukno by przetrzeć czoło.
- Dobra robota Stachu, teraz zostaje zrobić tą kose na kole, tu będzie najwięcej roboty. Będzie trzeba wyginać stal.
Po tych słowach podszedł do skrzyni i wydobył z niej kolejny kawałek stali i wrzucił ją do paleniska na rozgrzanie.
-
Stachu zabrał się do roboty, robił wszystko co mu kazałeś.
//19:00, 14 godzin do konkursu.
-
Ustawił sie przy kowadle i przypatrywał sie robocie Stacha. Mógł na chwile odpocząć, widząc że dolna kosa jest już prawie gotowa przejął od niego młot i wziął sie za wzorkowanie. Pierwsze co zrobił to zachartował stal, nie można było sobie pozwolić na to by broń w trakcie walki popękała. Po 10 minutach wyciągnął kose z wiadra i wytarł dokładnie. Wziął ją i wrzucił do paleniska. Kiedy dobrze sie nagrzała dał Stachowi do przytrzymanie tak jak wcześniej. Uderzał starannie młotem w dłuto formując różnej wieljości ozdobne wzory. Po skończonym wzorkowaniu zaczął poprawiać ostrze kosy. Kuł mocno uzyskując tym cienkie ostrze zdolne przeciąć wszystko co stanie mu na drodze. Po tym wrzucił je do ostudzenia. Wyciągnął je po 10 minutach i odstawił do suszenia.
- Stachu, weż dłuższą stal. Musimy zrobić trzonek. Rozgrzej ją i połóż na kowadle, pamiętaj by ją obracać, musimy uzykać okrągły kształ.
-
Stachu wzial taki metrowy pret i wrzucil do ognia, po kilku minutach byl maksymalnie nagrzany, stal byla rozgrzana do bialosci. Polozyl ja na kowadle i kiwnal ci glowa. Silen natomiast juz skonczyla swoj egzemplarz broni i zabrala sie za kolejny, byla juz troche zmeczona.
//19:30 13 godzin, 30 minut do konkursu.
-
Podszedł do stolika i ubrał grubą rękawice, chwycił metalowe ostrze i podszedł z nim do kowadła.
- Obracaj. - powiedział do Stacha i przystawił ostrze do prętu. Kiedy ten zaczął kręcić ze skupieniem obserwował cały czas pręt. Równie obrabiał w idealny okrąg. Po dobrych 20 minutach stal nabrała swlich krągłości. Zatrzymał Stacha i wziął sie za obcinanie tego co nie uformowało sie na stali. Po tym chwycił stal i wrzucił ją do wiadra. Po jej zachartowaniu osuszył ją i rozgrzał. Teraz zostało dorobić tylko wzorki. Ze starannością nanosił na rękojeść małe stalowe paski, które topił na rozgrzanej rękojeści. Wszystko było gotowe. Odstawił młot i wziął sie za składanie broni. Wszystko znowu rozgrzał prócz rękojeści, która była aż biała od temperatury. Po rozgrzanie przyniósł na kowadło ostrze toporka, mocno docisnął je do trzonka i zaczął obrabiać młotem. Po tym wyciągnął kose i ze starannością docisnął do trzonka. Oczywiście to też obrobił. Młot odstawił na kowadło a gotową broń włożył do wiadra z wodą. Po upływie 10 minut wyciągnął je z wody i osuszył. Jeden egzemplarz był już gotowy. Przywołał Stacha i dał mu broń.
- Na ostrz na szlifierce. Tylko dokładnie.
Sam wziął sie za dosypywanie węgla do paleniska.
-
Stanisław szybkimi, płynnymi ruchami naostrzył ostrze topora jak i "kose". Ty tymczasem dorzucałeś wegla, dobra wybrales pore bo kilka minut pozniej ogien by wygasl i trzeba by bylo rozpalac od nowa. Straznik odlozyl bron na stol i wrzucil jeden pret do ognia, zar byl dosc slaby wiec pasowalo dostarczyc mu wiecej tlenu. Silen wciaz wygrywala z wami.
//20:10. 12 godzin, 50 minut do konkursu.
//: 2xKosa gotowe!
-
Widząc że żar dogasa zaczął dopompowywać powietrze do paleniska. Nie minęła chwila a palenisko zapłonęło żywym ogniem. Stal rozgrzała się, wyciągnął ją z żaru i zaczął obrabiać z pomocą Stacha. Pot kapał mu z czoła jednak jeszcze nie odczuwał takiego zmęczenia. Miały godziny a broni przybywało. Jedną ze skrzyń zdążyli opustoszyć w 3 godziny. Została teraz ostatnia skrzynia. Trzy nowe bronie leżały już na stoliku dobrze naostrzone. Otworzył ostatnią skrzynie i wziął pręt wrzucając do ognia.
- No Stachu, po takiej robocie idziemy potem na piwko.
-
Stach byl juz dosc mocno zmeczony. Widac stanie na warcie nie daje dobrej kondycji. - Wypijemy moooooorze piwa. A potem na dupach przez to morze przepłyniemy. - zasmial sie, chyba zmeczenie odbilo mu sie na trzezwosci umyslu. Silen siadla sobie w kacie by odsapnac. Z gory zszedl do was Carl sprawdzic jak wam idzie. - Jak robota? Bo u mnie juz 10 egzemplarzy gotowe.
Tymczasem Stanislaw wyjal rozgrzany do bialosci pret i polozyl na kowadle.
//23:00. 10 godzin do konkursu.
// 8xKosa (4 wasze, 4 Silen) +10x"Kosa" (Carl)
-
Jaszczur chwycił za młot i zaczął kłuć. Wtedy zszedł do nich Carl.
- Mamy już osiem. Wszystkie leżą na stoliku. - powiedział nie odrywając wzroku od kowadła. Nie mógł sobie pozwolić na błąd w takiej chwili.
-
Carl widocznie zrobil sobie przerwe gdyz stal i patrzyl jak idzie wam praca. Przyjrzal sie tym egzemplarzom, wzial do reki bron wykonana przez Silen i oczy mu zablysly. Podszedl do kobiety, powiedzial jej cos na ucho, ona zachichotala a on zniknal na schodach. Jaszczurzyca ponownie wziela sie do roboty.
-
Po kolejnych 3 godzinach roboty na stole przybyły kolejne trzy egzemplarze. Skrzynie zaczynały świecić pustkami. Czuł sie jakby kuł broń dla wojska na wojne. Wziął ostatni kawałek stali i rozgrzał go. Po tym zaczął formować go na kowadle. Kiedy był już gotowy dał go Stachowi po czym wyszedł na zewnątrz po kolejną skrzynie. Dorwał ją i zaczął ciągnąć do kuźni.
-
Zaciagnales skrzynie na dol gdzie Stach juz rozbijal metal na kowadle. Pot lal sie z niego strumieniami. Silen tez pracowala ile mogla.
//02:00. 7 godzin do konkursu.
//:14x"Kosa" + 10x"Kosa"
-
Jaszczur odebrał pałeczke od Stacha i zaczął kończyć jego robote. Pracowali do samego rana wykując raz w raz kolejne egzemplarze broni. Jaszczur wyszedł z kuźni czarny jak mauren. Odkaszlnął i oparł sie o filar domu. Wreszcie zaczerpnął świeżego powietrza. Odwrócił sie w strone Stacha śmiejąc sie.
- To Stachu trzeba sie napić musowo. - powiedział po czym objął Silen. - Nieźle ci poszło, z Lornem bylibyście zgraną drużyną.
//
Wykute przez jaszczura 6x Kos
-
Niestety nie bylo tak rozowo jak wyobrazal sobie zmeczony jaszczur. Po 3 godzinach roboty, gdy zabieraliscie sie do rozgrzewania kolejnego preta po wykonaniu 3 kosy, Silen pracowala juz nad swoja czwarta, jak zwykle wyprzedzala was o pol topora. Nagle chyba zrobilo jej sie slabo, stanela na chwile, zaczela sie bujac, szybko lapala powietrze, zrobila kilka krokow w tyl. - Szeklan...Nagle poleciala w tyl, przewalajac sie przez stos jakichs skrzynek. Wykrecila w powietrzu fikolka i padla nieprzytomna na plecy nakrywajac sie ogonem.
//05:00. 4 godziny do konkursu.
//20x"Kosa" + 10x"Kosa"
-
- O kurwa. - powiedział rzucając młot i dobiegając do Silen. Chwycił ją w pasie i przerzucił przez bark wynosząc ją na zewnątrz. Zaczął ją cudzić i sprawdzać jej oddech.
-
Kobieta byla nieprzytomna, sprawdzales jej puls, nic nie wyczules, czules ze ja tracisz, bylo ci bardzo smutno, chciales plakac, lzy same cisnely ci sie do oczu. Nagle nie wiadomo dlaczego przybiegl Carl, spojrzal na kobiete i podbiegl szybko. - Co sie stalo? Bierz te lape, nie tak sprawdza sie puls. - mezczyzna sprawdzil i jak sie okazalo zyla. Musiala sie przytruc dymem lub poprostu padla z wyczerpania. Kowal nabral powietrza i przylozyl swe usta do ust kobiet, wdmuchnal powietrze do jej pluc. Zrobil tak piec razy, musiales byc zazdrosny o to ze ktos bezkarnie "caluje" Silen. Jaszczurzyca nagle otworzyla oczy i slabym, chrypliwym glosem powiedziala. - Szeklan... Pić...
-
Nie był zazdrosny, nawet nie miał za co. Carl ratował jej życie tym. Cholera, pozapominał dużo z medycyny. Odetchnął z ulgą widząc jak odzyskuje przytomność. Wstał z ziemi i wszedł do domu Carla w celu poszukiwania wody.
-
Carl natomiast zatrzymal cie i rzekl. - Dziekuje wam bardzo za pomoc. Dam sobie rade, prosze idzcie juz. Spotykamy sie o 9 na rynku. Oczywiscie jesli macie ochote. Naprawde nie wybacze sobie tego iz piekna kobieta plci jaszczurzej przezemnie stracila przytomnosc, cholerna wentylacja, musiala sie zatknac. - nagle zbladl. - Musze ostrzec Stacha. Idzcie juz. - rzucil po czym pobiegl do piwnicy.
//20x"Kosa" + 20x"Kosa"
Do konca Carl wykuje jeszcze 5.
Wykuto: 45x"Kosa"
-
- Nie ma sprawy Carl, trzymam za ciebie kciuk. - powiedział podając ręke Carlowi. Słysząc o Stachu zwrócił sie do Silen.
- Poczekaj tu, pójde po stacha.
Po tych słowach pobiegł w strone piwnicy.
-
//:Zostawil mdlejaca na rekach kobiete by pojsc z drugim gosciem po Stacha, mistrz <facepalm>
Gdy chciałeś zejść do piwnicy zauważyłeś że Stanisław już wychodzi. - Ide się nawalić. - rzekł kierując się w strone karczmy. Silen natomiast znów zemdlała.
-
Widząc że Stachowi nic nie jest wrócił do Silen. Widząc co sie znowu stało zaczął ją cudzić. Mógł ją zostawić w jarczmie przynajmniej by sie jej nic nie stało.
-
No mogl ale nie zostawil. Stachu widzac to strzelil facepalmem. Carl ktory wlasnie wyszedl z piwnicy wygladal tak ;[. - Mowilem zebys ja zabral zanim znow zemdleje, mowilem zebys poszedl, co z toba nie tak? - zapytal oburzonym glosem.
Stachu wzial Silen i przerzucił sobie przez ramie. - Chodzmy do tej karczmy, tam sie bedziesz bawil w doktora. - zrobil tak <niezdecydowany>
-
Wraz ze Stachem jakoś ją wzieli i poszli w kierunku karczmy. Usmarowani wyglądali jakby wyszli z kanałów. Szli cały czas w kierunku karczmy.
-
Szli, szli az doszli, znaczy dotarli, przed karczme.
-
Wraz ze Stachem weszli do karczmy i udali sie na góre do pokoju gdzie położyli Silen na łóżku. Usiadł koło niej i zaczął ją cudzić.
-
Kobieta po chwili otworzyła swe oczka i powiedziała. - Słabo mi. Chce mi się spać. - oddychając miarowo, zamknęła oczy. Stachu spojrzał na nią ze zrozumieniem. - Ma kobita zacięcie i ambicje. Wcale się nie dziwie że już nie ma sił, przecież cały czas robiła szybciej niż my dwaj.
-
- Racja. - powiedział do Stacha wstając z łóżka. - ÂŚpij sobie, chodźmy Stachu na piwko na dół. - powiedział podchodząc do drzwi. Miał ochote wypić całą beczke piwa. Otworzył drzwi po czym zszedł na dół.
-
Stach poszedł za tobą. Usiadł przy jednym ze stolików.
-
Taki umorusany podszedł do lady.
- Daj dwa chmielowskie piwa. - powiedział do karczmarza.
-
- 4 grzywny. - rzekł karczmarz polewając piwa do kufli. Chwilka i zaraz dwa kufle zlocistego plynu byly pelne, dorzucil kostek lodu. - Prosze.
-
Jaszczur położył 4 grzywny na ladzie i wziął dwa kufle donosząc je do stolika. Jeden dał Stachowi, drugi zostawił sobie. Ciekawiło go czy uda sie Carlowi to wygrać, taki topory raczej zasługują na pierwsze miejsce. Wziął porządnego łyka piwa po czym odstawił kufel na stół.
- Dobra robota Stachu, może Carl w tym roku coś wygra.
-
Stachu wziął od ciebie kufel i pociągnął solidnego łyka, spojrzał zmęczonym wzrokiem na twoją twarz która była czarniejsza niż czeluście otchłanii. - O chłopie, ale żeś sie wysmarował tym węglem. Co do Carla, ma chłop głowe na karku i zapewne jakiegoś asa w rękawie, podejrzewam że wygra. - uśmiechnął się. - Dobre piwo.
-
Jaszczur pociągnął kolejnego łyka.
- Piwo wspaniałe. - powiedział z uśmiechem na twarzy. - Założe sie, strasznie zdeterminowany był.
-
- Wieloletnie porażki nauczyły go przegrywać więc na przegraną jest przygotowany. Jednak trzymam za niego kciuki że wygra. - uśmiechnął się ciognąc kolejnego łyka. - A ty teraz nie powinieneś się zająć swoją żona? - zapytał upijając browarka do połowy kufla.
-
Wypił kolejną ćwierć piwa.
- Tak, napije sie i wróce na góre. - powiedział po czym dopił swoje piwo. - To o 9 na rynku. Trzymaj sie. - powiedział podając mu prawice po czym udał sie do pokoju.
-
Stanisław również wypił swoje piwo, podał ci dłoń którą uścisnął i skierował się do wyjścia.
W pokoju nic się nie zmieniło, Silen spała a dzieci leżały na mniejszym łóżku pod ścianą.
-
Silen smacznie spała, nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Był cały w węglu, nie wpominając że wyglądał jak żul z podgrodzia po całodziennej pracy. Udał sie w stronę łazienki gdzie dokładnie sie obmył. Po kilkunastu minutach był juź czysty. Ubrał sie w to co miał po czym skierował sie do łóżka gdzie leżała Silen. Położył sie koło niej, nie spał myślał.
-
Rozmyślałeś, rozmyślałeś aż w końcu zasnąłeś, rano obudziłeś się sam. Nigdzie nie dojrzałeś Silen, tylko jej dzieci jeszcze spały na łóżku przy ścianie.
//08:30.
-
Przetarł ręką twarz po czym wstał na równe nogi z łóżka.
- Jasna cholera. - powiedział, łeb go bolała jak cholera od wczorajszej harówy. Porozglądał się po pokoju, nie było nigdzie Silen. Szybko przyodział się w swój pancerz i bronie po czym zszedł na dół wypatrującą ją.
-
Na dole nigdzie nie zauwazyles jaszczurzej kobiety. Bylo duzo ludzi lecz nikt nie byl Silen.
-
Cholera... - przeszło mu przez myśl. Podszedł do lady i zawołał barmana.
- Widziałeś może moją żone? Gdzieś ją zgubiłem.
-
Karczmarz zrobil tak <huh> C-Co? Zgubiles zone? Ta jaszczurzyce? Wspolczuje, niezla byla. Niestety nie widzialem jej.
-
- Dobra. - powiedział odchodząc od lady. Gdzie mogła pójść? Co się z nią stało? Nie znajdował na te pytania odpowiedzi. Wyszedł z karczmy i stanął na ulicy zaraz obok drzwi. Lustrował wszystko i wszystkich. Gdzieś się musiała tu kręcić. Powolnym krokiem ruszył w stronę rynku gdzie miały odbyć się zawody. Po drodze wypatrywał jej.
-
Droga na rynek zajela 30 minut. Dotarles do wielkiego placu gdzie porozstawiane bylo mnostwo straganow z dlugimi mieczami i wyrozniajacy sie z tlumu stragan Carla na ktorym lezaly wasze dziela. Sam kowal zas stal z zalozonymi rekoma i pilnowal. Niestety nigdzie nie bylo Silen.
//09:00
-
Podszedł do straganu Carla i przywitał sie.
- Nie widziałeś może Silen? Jaszczurzyca, była wczoraj ze mną u ciebie.
-
- Widziałem jak wracaliście rano ode mnie do karczmy. Co się stało? Pokłóciliście się? - zapytał podając ci dłoń w geście powitania. Od strony bramy zmierza do was Stachu, podchodząc bliżej, wita się z wami. - Witaj jaszczurze, witaj Carl. Co słychać? - zapytał jakby nigdy nic. Widać że pomimo krótkiego odpoczynku zdążył zregenerować siły.
-
- Cześć Stachu, Silen zgubiłem. Poszedłem wczoraj spać i dzisiaj sie budze a jej nie ma. Co sie mogło z nią stać? - powiedział rozglądając sie na wszystkie strony.
-
Stachu zbladł a jego mina wyglądała tak jak u karczmarza czyli tak <huh> - ÂŻe co?- zapytał zdziwiony. Carl natomiast zmarszczył czoło w geście zakłopotania, pomasował się dłonią po nim. - Zgubiłeś naszą piękną i utalentowaną Silen? Co z nią się mogło stać? -mówił do siebie.
-
- Nie wiem, obudziłem sie już bez niej. - powiedział drapiąc sie po czole. Wreszcie przestał i popatrzył sie na was.
- Jeśli to porwanie to skopie dupsko temu kto to zrobił.
-
Stach odruchowo położył dłoń na rękojeści miecza lecz w ostatniej chwili się powstrzymał przed wyjęciem go w miejscu publicznym przy tłumie ludzi. Carl wciąż marszczył czoło nerwowo drapiąc się po nim. Spojrzał na ciebie zamglonym wzrokiem. - Nosz kurwa... - przeklął. - Jeśli tylko coś jej się stało to zamorduje tego kto to zrobił. Dlaczego ja muszę tutaj stać? - zadał pytanie sam sobie.
- Szeklan. Ide jej szukać... - powiedział strażnik ruszając w strone jednej z uliczek.
-
- Sam pójdziesz? Ide z tobą. Przyda ci sie pomoc. - powiedział ruszając za Stachem. Bronie miał w pogotowiu.
-
Wędrowaliście po mieście przez kilka godzin. Sprawdziliście każdą ulicę, zakamarek. Weszliście w każdą mysią dziure, do każdego domu. Silen jakby się rozpłynęła, nie było po niej nawet śladu. Wreszcie zrezygnowani, smutni i zmęczeni trafiliście pod karczmę gdzie oparty o framugę drzwi stał Carl. - I co? Znalezliscie ja? - zapytał z podnieceniem.
-
- Eee... - powiedział zrezygnowany. - Trzeba tereny po za miastem jeszcze sprawdzić. Może tam jest. - powiedział spoglądając w strone bramy.
-
- Jeśli kogoś kochasz, daj mu odejść. - wtrącił się wychodzący z karczmy Ed. W ręku trzymał mieszek z grzywnami w którym było 300 grzywien. Podał ci go. - Nagroda od komendanta straży za uratowanie Carla. - podał ci woreczek. Carl również pogrzebał w kieszeniach i wyjął dwa mieszki po 250 grzywien w każdym. Również ci podał. - Połowa nagrody za konkurs, wygraliśmy. Pieniądze są twoje.
Z budynku wybiegły zdezorientowane dzieci Silen.
//Otrzymujesz 800 grzywien.
-
- Panowie, po co tyle. Wezme 500 grzywien, pozostałe należą do was. - powiedział wygrzebując 300 grzywien i rozdając w miare po połowie Edowi, Carlowi i Stachowi. Teraz byli w martwym punkcie. Nie można tak stać w miejscu i gdybać. Widząc małe jaszczurątka szturchnął Carla po czym powiedział do niego.
- Zaopiekuj sie nimi do póki nie wróce. Stachu, Edward chodźmy. Trzeba las przeszukać. - powiedział ruszając w stronę wyjścia z miasta.
//Biore 500 grzywien
-
- Nie pierdol tylko bierz jak ci dają...- rzekł oburzony Carl wciskajac ci mieszek siłą. Spojrzał na dzieci i kiwnął ci głową. Edward i Stachu ruszyli za tobą. Przeszliście przez bramę i szliście w stronę lasu.
//Edward i Stachu sa do twojej dyspozycji. Mozesz nimi kierowac.
Stachu jest strachliwy lecz wytrwaly.
Edward jest waleczny i wytrzymały.
W razie walki ich ilość finiszerów wynosi 0, nie możesz nimi nikogo zabić.
-
Wziął całą sumę. Wraz z Edem i Stachem przeszli przez bramy miasta i ruszyli w stronę miejsca gdzie znaleźli Carla, coś przeczuwał że ktoś tam może być. Wyciągnął topór i spojrzał w dół potem odwrócił się w stronę Stacha i Eda.
- Chodźmy, coś przeczuwam że tam możemy coś znaleźć.
-
Szliście w strone lasu wypatrując wszędzie jaszczurzycy. Gdy już mieliście wkroczyć do lasu poczuliście niepokój, odruchowo wasze głowy spojrzały za siebie. Błysnęło i usłyszeliście znajome głosy. - Oko czuwa! Jak możesz tak uciekać z podkulonym ogonem, nie żegnając się ze mną? Czy aby nie tego czegoś szukasz? Tej zabaweczki? - zaśmiał się złowieszczo. U jego stóp leżała nieprzytomna Silen. - Dobrze się z nią bawiłem. Nie jest zbyt głośna. - znów zaśmiał się. Strażnicy dobyli broni. Mężczyzna kopnął jaszczurzyce przesuwajac ja na bok. Wyciagnal rece przed siebie. - Zabawmy sie! Heshar! - z jego rąk wybuch szeroki, długi na 5m podmuch ognia. Macie sekundy na reakcje.
Wielebny z Omara (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Wielebny_z_Omara)
//: Przeciwnik znajduje sie 4,5m od was. Macie sekundy na reakcje.
Jak walka z bossem. Opisujesz tylko ruchy swoje oraz Stacha i Eda.
Uwaga na zaklecia!
-
- Ja pierdole? Mówiłem że to pojeb jest! - powiedział i szybko rzucił się na ziemie unikając czaru. Wstał z ziemi i dobył szybko topór z czarnej rudy. - Nie daruje ci tego skurwielu. Edward, Stachu, zajebmy skurwiela!.
Kolejne podmuchy ognia poszły w ich kierunku. Nie był magiem więc nie potrafił z nimi walczyć ale nie zatrzymał się. Ed ze Stachem walczyli zaparcie z nim. Jaszczur na chwile przystanął i spojrzał na amulet po czym rzekł.
- Zarafirginie, dodaj mi sił!/i]
Po tych słowach rzucił się z szałem na Wielebnego zadając mocne ciosy.
-
//Ty sie chcesz zabic? <huh> Rzucasz sie na ziemie aby sie lepiej usmarzyc? Mysl! Opisy są niedokładne.
Płomien zaczął spowijać twoje ciało gdy skoczyłeś na ziemię. Twoje spodnie i płaszcz uległy spaleniu zaś twoje ciało poparzyła się od rozgrzanej zbroi. Ogień zniknął a Stachu już wisiał w powietrzu, duszony telekinetycznym uściskiem. Gdy stracił przytomność, spadł na ziemie. Ed chciał zaatakować mieczem, Wielebny sparował atak, wykonal kontre uderzajac stalowym kijem mezczyzne w żebra. Trzasnęło, najprawdopodobniej żebra się połamały w starciu ze skórzaną zbroją strażnika. Zostałeś tylko ty, przeciwnik i skrzywdzona Silen. Mag wyciągnął ręce przed siebie - Anash!- uformował granat magmy (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Spis_zakl%C4%99%C4%87_magicznych#Granat_magmy) którym rzucił w ciebie przy pomocy telekinezy. Pocisk leci na ciebie z odległości 7m. Po chwili w jednej z rąk maga pojawił się morderczy głaz. (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Spis_zakl%C4%99%C4%87_magicznych#Morderczy_g.C5.82az) -Aresh isgrash! - kamienny pocisk poleciał w twoją stronę. Stoisz na nogach i masz sekundy na reakcje.
//Granat magmy, Morderczy głaz. Uważaj bo zginiesz! Pociski lecą z odległości 7m. Stoisz na nogach.
Stachu jest nieprzytomny, Ed ma połamane żebra.
Twój płaszcz i spodnie ulegają spaleniu, usuń je z KP.
Otrzymujesz: Oparzenia I stopnia (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Medycyna#Oparzenia_i_odmro.C5.BCenia_I_stopnia), tracisz przez to jeden finiszer z każdej specjalizacji.
-
No i był pomiędzy młotem a kowadłem, ani to lepsze, ani to. Jedyne co mu zostało to ucieczka przed tym i zmęczenie tego maga. Chwycił mocniej topór po czym odskoczył w bok unikając magmowego granatu. Wstał szybko z ziemi i zrobił kilka kroków w tył po czym wykonał kolejny unik gubiąc głaz. Po tym zaczął biegać w koło maga manewrując pomiędzy drzewami. Jego kompami leżeli kilka metrów dalej rozwaleni na łopatki. Miał nadzieje że choć jeden z tych głazów roztrzaska sie o drzewo.
-
Mag szyderczo uśmiechnął się formując w jednej z dłoni kulę ognia. - Heshar ana... - urwał w połowie inkantacji. Biegając wokół mości Wielebnego zauważyłeś Carla stojącego pod brama i wybiegający z miasta oddział straży. Biegli w waszą strone najprawdopodobniej z zamiarem pojmania maga. Siwobrody spojrzał na ciebie, skrzywił twarz w grymasie. - Jeszcze się zobaczymy! Mam nadzieje że będziesz silniejszy! - zasłonił sobie szatą twarz po czym błysnęło białym światłem i mężczyzna zniknął. Oddział dobiegł na miejsce i rozglądał się w poszukiwaniu zbiega.
-
Nagle zatrzymał sie i sprintem zaczął biec w kierunku maga. Już zamachnął sie toporem i..
dupa, znikł. Schował topór po czym splunął na ziemie.
- Moje wyjściowe spodnie. - powiedział spoglądając na poparzone nogi. Z peleryny nie było co zbierać. Podszedł do Eda i chwycił go za ręke pomagając mu sie podnieść. Oddział straży w tym czasie już dobiegł. Podszedł do Silen po czym podniósł ją i przerzucił przez ramie. Podszedł do straży po czym powiedział.
- Mówiłem że on coś kręcił. Teraz już za późno, zbiegł.
-
- Ale co? Kto? Gdzie? Jak? Kto to byl? Co tu sie stalo? - zapytał dowódca.
Jeden ze strazakow straznikow cudzil nieprzytomnego Stacha.
Silen zaś wciaz byla nieprzytomna.
//Poprawka: Oparzenia I stopnia masz na całym ciele.
-
- Wielebny, spiskuje z tutejszym gangkiem jaszczurów. Sami kopaliście pod sobą dołki. - powiedział do komendanta. Wszystko go piekło. Zdawałoby sie że pancerz na nim płonie, przynajmniej tak nie było.
-
Zdawało się jakby Silen swoim ciezarem (niewielkim zreszta) wypalała ci dziury w ciele. Komendant zmarszczył brwi i podrapał się po głowie. - No prosze... Kto by sie spodziewał że ten stary medyk okaze sie cwanym lisem grajacym na dwa fronty. Dobra, dzieki ze starales sie go powstrzymac. Sprowadzimy czarodziejke ktora namierzy tego gnoja!
Widzisz że Ed ledwo łapie oddech, widzac twoj wzrok usmiecha sie lekko i wraz z towarzyszami znmierza do miasta. Stachu juz sie ocknal, siedzi zdezorientowany na ziemi i trzyma sie za glowe.
-
Musiał usiąść. Położył na ziemie Silen i z grymasem na twarzy usiadł na przeciw Stacha. Popatrzył sie na niebo i zaczął sie śmiać.
- Stachu już po wszystkim. - powiedział spoglądając na niego. - Pomóż mi ją wynieść z lasu do szopy tego wariata. Tam mam konia.
-
Stachu potrząsnął głową widocznie próbując odzyskać klarowność umysłu. Spojrzał na ciebie a potem na Silen, jego mina wyglądała jak odwrócona podkówka :( Przysunął się bliżej jaszczurzycy i smutnym głosem rzekł. - Silen! Co jej się stało? Co stało się tobie?
-
Kiedy ruszył sie kolejny grymas bólu pojawił sie na jego twarzy.
- Zgwałcił ją bydlak, ja przeżyje, to tylko poparzenie. Taki urok noszenia stalowego opancerzenia. - powiedział stając na równe nogi. - Przenieśmy ją.
-
- Ja go zamorduje... - rzekł wściekły. - Zabierzmy ją! - wstał i podniósł kobiete by wziąć ją na ręce. Kierował się w stronę stajni.
-
Jaszczur szedł opierając sie o szable. Przynajmniej w ten sposób mógł jakoś dokuśtykać do stajni. Koń już był sprawny po tylu dniach, miał przynajmniej taką nadzieje.
-
Dotarliście do stajni. Koń był już gotowy. Stachu wszedł do środka i wsadził kobiete na grzbiet.
-
Jaszczur schował szable po czym podał ręke na pożegnanie Stachowi.
- No, trzymaj sie Stachu. Wpadnij kiedyś do Efehidonu z Edkiem i Carlem. Ja w obywatelskiej mieszkam. - powiedział po czym wskoczył na konia i chwycił lejce. Koń odwrócił sie w stronę drzwi.
-
Do stajni wszedl Carl z dwoma dreptajacymi jaszczurzatkami. - Luskowaty! Nie zapomniales o kims? - zapytal smiejac sie. Dzieci posadzil obok nieprzytomnej Silen. - Bywaj towarzyszu! Milo bylo poznać!
- Bywaj! - rzekł otwierając drzwi stajni.
-
- Nie zapomniałem. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Dzieci siedziały już na koniu. Strzelił lejcami a koń ruszył przed siebie leniwym krokiem. Na odchodne zawołał.
- Wpadnijcie do Efehidonu. Pójdziemy na dwa głębsze. - to powiedziawszy zaczął sie śmiać. Machnął jeszcze łapą i pogonił konia oodjeżdżając z Omary.
-
Droga do Efehidon minęła ci szybko i bezboleśnie. Poparzenia I stopnia doskwierały ci trochę. Silen ocknęłą się dopiero w mieście. Pozostało tylko udać się do Atusel by złożyć Erenowi raport.
Wyprawa zakończona!
Podsumowanie:
Szeklan został wysłany przez Erena do miasteczka Omara by pomógł kowalowi Carlowi wygrać zawody kowalskie. Po drodze jadąc przez las został zaatakowany przez dzikie zwierzęta. Podczas dalszej drogi uratował życie jaszczurzycy Silen i jej dzieci. Gdy w nocy rozbili w lesie oboz aby się zdrzemnąć zostali zaatakowani przez grupę jaszczuroczłeków należących do szajki "Czwarte oko". Po zabiciu przeciwników uciekali z lasu, udało im się dotrzeć pod bramy miasta. Po wielu trudach weszli do środka. Jaszczur nigdzie w mieście nie mógł znaleźć tego kowala, rozpoczął poszukiwania za miastem. Ruszył do lasu gdzie wpadł do podziemnego tunelu który zaprowadził go do miejsca przetrzymywania Carla. Szeklan na miejscu wybił wszystkie jaszczury oprócz szefa który mu uciekł. Z kowalem ruszyli do miasta. W mieście wysłano rannego do medyka a sam jaszczuroczłek miał chwile dla siebie. Jakiś czas później udał się wraz ze strażnikiem Stachem i jaszczurzycą Silen do domu kowala Carla. Tam przez całą noc pracowali by mu pomóc. Następnego dnia okazało się iż Carl wygrał zawody. Obdarował on Szeklana mieszkiem z 500 grzywnami. Do tego strażnik Ed przekazał mu 300 grzywien nagrody za uratowanie kowala. Jak się okazało Silen gdzieś zniknęła, mężczyźni wyruszyli na poszukiwanie, za miastem zaatakował ich Wielebny, czarodziej, podczas walki Szeklan stracił swoje spodnie oraz płaszcz, zyskał także poparzenia pierwszego stopnia na całym ciele wszystko za sprawą tego iż jaszczuroczłek rzucił się wprost na podmuch ognia. Mag uciekł a wesoła gromadka wróciła do Efehidon.
Talenty:
Aktywność: 1 złoty talent
Opisy: 1 srebrny talent
Walka: 1 złoty talent, 2 srebrne talenty, 1 brązowy talent
Nagrody:
800 grzywien
16 pazurów niedźwiedzia
5m2 skóry niedźwiedzia
4 kły niedźwiedzia
Uszkodzenia:
Spodnie i płaszcz Szeklana uległy całkowitemu spaleniu, Szeklan sam zaś uległ poparzeniom I stopnia na całym ciele.
-
[member=1698]Szarleǰ[/member] do sprawdzenia i można zamknąć. :)
Edit. Podsumowanie na stronie wcześniejszej :)
-
//: Nagroda jest za wysoka, zatem proszę prowadzącego o poprawę tej kwoty (podpowiem, że nie należy się więcej niż 200 grzywien). Talenty rozliczę, gdy zostanie to poprawione. Proszę się również zapoznać z tym wpisem:
http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Pozyskiwanie_przedmiot%C3%B3w#Trofea_i_Ro.C5.9Bliny (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Pozyskiwanie_przedmiot%C3%B3w#Trofea_i_Ro.C5.9Bliny)
Ponadto ze swojej strony dodam, że w mojej opinii solidnie pracujecie na to, by zrobić z tej gry jakąś komedię. Ten sposób prowadzenia wypraw jest nieakceptowalny, toteż poza zredukowaniem waszej wygórowanej nagrody nakładam na prowadzącego karę w postaci 2-tygodniowej baniicji na prowadzenie wypraw.
-
Droga do Efehidon minęła ci szybko i bezboleśnie. Poparzenia I stopnia doskwierały ci trochę. Silen ocknęłą się dopiero w mieście. Pozostało tylko udać się do Atusel by złożyć Erenowi raport.
Wyprawa zakończona!
Podsumowanie:
Szeklan został wysłany przez Erena do miasteczka Omara by pomógł kowalowi Carlowi wygrać zawody kowalskie. Po drodze jadąc przez las został zaatakowany przez dzikie zwierzęta. Podczas dalszej drogi uratował życie jaszczurzycy Silen i jej dzieci. Gdy w nocy rozbili w lesie oboz aby się zdrzemnąć zostali zaatakowani przez grupę jaszczuroczłeków należących do szajki "Czwarte oko". Po zabiciu przeciwników uciekali z lasu, udało im się dotrzeć pod bramy miasta. Po wielu trudach weszli do środka. Jaszczur nigdzie w mieście nie mógł znaleźć tego kowala, rozpoczął poszukiwania za miastem. Ruszył do lasu gdzie wpadł do podziemnego tunelu który zaprowadził go do miejsca przetrzymywania Carla. Szeklan na miejscu wybił wszystkie jaszczury oprócz szefa który mu uciekł. Z kowalem ruszyli do miasta. W mieście wysłano rannego do medyka a sam jaszczuroczłek miał chwile dla siebie. Jakiś czas później udał się wraz ze strażnikiem Stachem i jaszczurzycą Silen do domu kowala Carla. Tam przez całą noc pracowali by mu pomóc. Następnego dnia okazało się iż Carl wygrał zawody. Obdarował on Szeklana mieszkiem z 500 grzywnami. Do tego strażnik Ed przekazał mu 300 grzywien nagrody za uratowanie kowala. Jak się okazało Silen gdzieś zniknęła, mężczyźni wyruszyli na poszukiwanie, za miastem zaatakował ich Wielebny, czarodziej, podczas walki Szeklan stracił swoje spodnie oraz płaszcz, zyskał także poparzenia pierwszego stopnia na całym ciele wszystko za sprawą tego iż jaszczuroczłek rzucił się wprost na podmuch ognia. Mag uciekł a wesoła gromadka wróciła do Efehidon.
Talenty:
Aktywność: 1 złoty talent
Opisy: 1 srebrny talent
Walka: 1 złoty talent, 2 srebrne talenty, 1 brązowy talent
Nagrody:
800 grzywien
16 pazurów niedźwiedzia
5m2 skóry niedźwiedzia
4 kły niedźwiedzia
Uszkodzenia:
Spodnie i płaszcz Szeklana uległy całkowitemu spaleniu, Szeklan sam zaś uległ poparzeniom I stopnia na całym ciele.
//: Poprawiam...
Nagrody:
150 grzywien
Trofea - brak.
[member=1698]Szarleǰ[/member]
-
//: Poprawiam na:
Aktywność: 1 srebrny talent
Opisy: 1 brązowy talent
Walka: 2 srebrne talenty