Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: TheMo w 18 Kwiecień 2016, 19:22:13
-
Nazwa Wyprawy: W imię ojca
Prowadzący: Themo
Wymagania: Znajomość sprawy
Uczestnicy: Themo, Melkior Tacticus
Themo odebrał osiodłanego konia od stajennego i czekał na Melkiora.
//Na początku mówię, że jest to wątek fabularny i nagród żadnych nie będzie.
-
Melkior skończył właśnie szykować Kropkę, zgrabnie wskoczył na konia. Był gotów.
- Prowadź.
//I Syna i Ducha...
-
I ruszyli. Przez bramę i dalej gościńcem.
-Wiesz, nie czułem takich obaw przed żadną bitwą.
-
- Wierzę że podołasz. Masz swoje wady, każdy je ma. Mówił jadąc obok - Tylko nie spierdol tego jak mój stary i sam wychowaj dzieciaka. Tyle ci mogę doradzić.
-
-Właśnie w tym będzie największy problem. Jak wychować tego dzieciaka?
-
- Nie wiem, fakt iż po prostu zostawiłeś tę kobitę po wszystkim nie pomaga. Jej ojciec pewnie jest pośmiewiskiem całej wsi, a ty jej ulubieńcem. Musisz się z nią ożenić.
-
-Nie mam ochoty wiązać się z kobietą do której nic nie czuję. A jej ojciec... No cóż, jest sołtysem.
-
- Wtedy sołtys może iść do sądu, żeś mu córę zbałamucił itede. Chyba nie chcesz procesu stulecia co? Potraktuj to jako małżeństwo polityczne, a może się pokochacie? Z czasem? Historia zna takie przypadki.
-
-Polityczne? To niezbyt dobre słowo zważywszy na różnicę stanów. Z resztą nie wiem jak zareaguje po tych trzech latach. Swoją drogą to też ma ładny zapłon. Po dwóch latach zgłosić się do ojca swego dziecka, zwłaszcza, że dość łatwo mnie namierzyć
-
- Może więc to nie twoje? Zakładając że jednak twoje to... dostaniesz od niej w morde za 3 lata milczenia. Potem, jej bracia, ojciec, brat ojca i ewentualny czyjś szwagier winni nakopać ci w dupe. Ja będę stał i cię trzymał. A poważnie mówiąc... teraz znaczysz więcej. Pewnie zwietrzyli kase, masz ten list? To w ogóle kobiecy charakter pisma?
-
-Czy charakter pisma nie wiem, ale wiem, że to kobiety mają w zwyczaju perfumowanie listów. A czy moje, to nie jestem pewny. Nie wiem co robiła po tym jak wyjechałem.
-
- Hmm... jedźmy szybciej.
-
-Aha, i chciałeś zobaczyć ten list.
Pogrzebał gdzieś po rynsztunku i wyciągnął kartkę. (http://marant.tawerna-gothic.pl/index.php/topic,25421.msg451343.html#msg451343) Podał ją Melkiorowi w trakcie jazdy.
-
- Jedną z nielicznych umiejętności jaką mnie nauczył Aragorn jest analiza dokumentów. Zobaczmy... List pachniał pomarańczą i czereśnią i brakowało tylko post scriptum o wypchanym jednorożcu. Ale to nie te perfumy i nie ta bajka.
//Coś niezwykłego widzę?
-
//Oprócz tego, co jest napisane czujesz jeszcze zapach pomarańczy i czereśni. Charakter pisma mówi tylko tyle, że ta osoba do wykształconych nie należy.
-
- Osoba to pisząca na pewno nie należy do wykształconych, charakter pisma raczej kobiecy... ale mogła pisaćc pod przymusem tatuśka. Po za tym wali czereśniami i pomarańczą. Skąd u córy sołtysa tak DROGIE rzeczy jak pomarańcze?
-
-A czego się spodziewać po wieśniaczce. Pomarańcze, ciekawe pytanie. O ile mi wiadomo to są importowane z Ilusmiru. Albo i z Isgharu. A to w obecnych czasach tanie nie jest. Czyżby tatuś chciał się przypodobać zięciowi? To się robi coraz bardziej zagmatwane.
-
- Na Valfden też rosną, u Deva w hrabstwie. Są tańsze, ale nadal po za zasięgiem przeciętnego chłopa. Chociaż to Mirty... tamtejsza karczma to ponoć siedziba bandziorów.
-
-Ta, a z tych dracońskich tuneli pod cmentarzem wyłazi wszelkie gówno. I przypominam, że to jednak sołtys a nie przeciętny chłop. Cholera, już zaczynam mówić, jakby to była moja rodzina.
-
- To trzeba te tunele zawalić, albo zabezpieczyć. Tak czy inaczej... nie ma co gdybać.
-
-Yhm...
I tu byłby dość dobrze napisany opis podróży, gdyby autor miał czas, wenę i chęci. A, że brakowało mu tych trzech rzeczy pozostało tylko napisać Mirty (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Mirty) witają podróżnych.
-No, zajechaliśmy.
-
- No. Prowadź do Mary. Postarajmy się by nie doszło do linczu...
-
-Jeśli się na mnie nie rzucą to nic się im nie stanie.
Zaszedł pod drzwi do domu sołtysa. Miał zamiar zapukać, lecz zatrzymał dłoń przed drzwiami.
-
- Ehh. Melkior podszedł, sam zapukał do drzwi. Cofnął sie kawałek stając za Themo.
-
-Dzięki, że dałeś mi czas na przemyślenia.
Drzwi się otworzyły i stanął w nich sołtys.
- Hę? Nie potrzebujemy tutaj rycerzy. Ostatni wykonał nadprogramową robotę. Hej! To byłeś ty. Czyżbyś w końcu poszedł po rozum do głowy?
-Yyy... Dzień dobry.
- Ech, widzę, że nie. Wchodźcie, trzeba parę rzeczy omówić, zanim znowu znikniesz.
-
//Mam grype żołądkową, nie ma mnie
-
// [member=25802]TheMo[/member] ciśniem dalej
Melkior stanął gdzieś z boku.
-
A Themo skorzystał z zaproszenia i wszedł.
-
A potem...
-
Sołtys wskazał miejsce, gdzie jego goście mogliby usiąść.
- No to skoro jesteś to przejdźmy do rzeczy. Mam nadzieję, że masz się jak oświadczyć dziś? Od razu ustalilibyśmy datę ślubu.
-Hola, nie za bardzo się pan zapędza? Dlaczego od razu ślub?
- Bo tak trzeba! I jeśli masz rozum i godność człowieka to tak zrobisz.
-A skąd wiadomo, że to ja jestem ojcem?
Sołtys w odpowiedzi posłał groźne spojrzenie, które przerwało dyskusję.
-
- Pokażcie dziecko panie, bo mój suzeren za siebie nie ręczy jak go w chuja robicie. Ja też. Lewa ręka opadła na rękojeść miecza by Melkiorowi się wygodniej stało. Wolał stać, był młody, więc mógł. - Nie zmienia to faktu że powinien zadośćuczynić. JEÂŚLI to jego.
-
- No dobrze. Mary! Twój mąż przyszedł!
Themo miał w tym momencie zrugać sołtysa za przedwczesne wyciąganie wniosków, ale ten robił to od samego początku. I w końcu pojawiła się i córka sołtysa. Wyglądała inaczej, niż ją Themo zapamiętał. Jakby bardziej zmęczona życiem. Na rękach trzymała dziecko. Zwykłe dziecko. ÂŁyse, bezzębne, z wyglądu nie podobne do nikogo. A przecież miało mieć już dwa lata. A nie było ciekawie wszystkiego i pełne życia. Leżało wtulone w pierś matki. Themo patrzył się na nie i na jego matkę. Nic nie powiedział, zbierał myśli.
-
- Kpicie sobie z nas?! Dziecko powinno mieć dwa lata...
-
-To by wyjaśniało, dlaczego list przyszedł dopiero teraz.
Wtedy głos zabrała córka sołtysa.
-Nie poznajesz swojego dziecka? Przez te dwa lata wahałam się, czy cię o tym zawiadomić. Tak odszedłeś bez słowa. A dziecko po prostu dojrzewa bardzo wolno. Sama tak miałam. Ale resztę cech odziedziczył po tobie.
-Resztę cech...
Themo spojrzał na ozdobną butelkę z wyskokowym trunkiem. Wszyscy byli zajęci dzieckiem i tylko Melkior mógł to zauważyć. A Melkior znał to spojrzenie.
-
- Nie łżyj w żywe oczy kobieto. Znał, w tej chwili je zignorował. Nie wiedział tylko czy ta kobieta jest taka głupia czy tylko udaje. - Nie jestem byle kmieciem co w piecu pali własnym zasuszonym gównem by nie wiedzieć jak wygląda dwuletnie dziecko! Ryknął. - Chcą cię wrobić, boś nabrał znaczenia...
-
-Skoro ma być moje to jest sposób, by się przekonać.
- Co masz na myśli?
Sołtys chyba się domyślał co Bękart planuje zrobić ze swoim bękartem. Themo bowiem zaczął zmierzać w stronę półki, na której była butelka z alkoholem.
-
Melkior nie ogarniał w tej chwili.
-
Nikt w sumie nie wiedział do końca, co planuje Themo. Ten złapał za butelkę i odkorkował ją. Powąchał, by ocenić jakość. Potem podszedł do Mary i sam chwycił dziecko na swoje ręce. Maluch nawet nie zareagował. Domniemany ojciec ułożył je wygodnie, jak do karmienia.
- Czyś ty zdurniał? Dziecku chcesz alkohol podać?!
-Skoro to moje, to nic nie powinno mu się stać. Sam w wieku dwóch lat chodziłem napruty pod gospodarstwie. Do czasu, aż ojciec się nie zorientował, że mój starszy brat podmieniał mi mleko na samogon.
Tą krótką anegdotą urwał wszelkie dyskusje i dał młodemu spróbować nieco nalewki. Dziecko skrzywiło się i wypluło wszystko, co trafiło do jego ust, a potem zaczęło kaszleć i płakać.
-Eeeee, to na pewno nie moje.
Oddał płaczące dziecko matce, której tez zbierały się łzy w oczach.
-Melkior, wracamy.
Sam napił się tej nalewki, a potem odstawił ją na stół i ruszył w stronę drzwi.
-
- Dziwka, a ty kmiocie... - spojrzał w oczy sołtysa Szykuj się na kontrolę Podskarbiego, bo wydaje mi się że Pan Morri nie otrzymuje wszystkich należności od waszej wsi. Pogroził, nie wiedział czy ma nawet takie prawo. Chłop tym bardziej. Ale nazwisko pana tych ziem powinno kmiotka utemperować. Wyszli.
-
I wrócili do Bastardo. A potem żyli długo i szczęśliwie. Chociaż to ostatnie zdanie jest wciśnięte na siłę. Koniec.
Melkior zaciągnął Themo do Mirty, gdzie miał się znajdować jego syn, którego spłodził kilka lat temu podczas roboty w tamtejszej wsi. Na miejscu okazało się, że dziecko nie jest jego, a sołtys i jego córka chcieli wrobić Themo, ze względu na jego pozycję społeczną. Melkior pogroził oszustom, a Themo z ulgą na sercu opuścił ich dom.
Nie ma nagród, bo to wydarzenie fabularne.