Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Yarpen aep Thor w 15 Styczeń 2017, 20:30:25
-
Nazwa wyprawy: Duchy z Przełęczy
Prowadzący wyprawę: Yarpen/Kazmir/Narrator
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: brak
Uczestnicy wyprawy: Yarpen aep Thor, Kazmir MacBrewmann, Ashog
Wojna, wojna nigdy się nie zmienia. A przynajmniej tak mówią. Kiedy 28.03.24 roku III ery zakończyła się II Wielka Wojna z siłami Otchłani i Ardenosu, oraz gdy opadł bitewny pył Yarpen wiedział że "coś" się zmieniło. Wieści o losie Ekkerund, Melkiora i wielu bliskich mu osób sprawiły że pałał rządzą zemsty na tych bladych skurwysynach. Niemal bez słowa opuścił Bastardo by "bić wampirze kutwy". W połowie drogi do Ekkerund dowiedział się że nie ma kogo bić. Tak więc błąkał się po kraju aż trafił na Kazia i Ashoga. Ich kompania ruszyła w okolice wsi Ron'del, albo po prostu Rondel. Leżącej w górach, na przemytniczym szlaku do Mor Andor. Obóz założyli w jaskini otoczonej świerkowym lasem. Rok polowania na bandytów. Yarpen siedział przy palenisku, pilnując potrawki dochodzącej z kociołka.
- Wojna, wojna nigdy się nie zmienia.
-
- Pierdolenie, wojna się zmienia. Ludzie giną na wojnie co raz liczniej i efektowniej. Odparł MacBrewmann z głębi groty, liczył kawałki rudy jakiegoś metalu. Natrafili tu bowiem na żyłę... czegoś.
-
- Ehh. Nie chodzi mi o metody. Mam na myśli że powody wojen są, były i będą te same. Nawet gdy magowie nauczą się niszczyć miasta jednym czarem, jak mawiał mój znajomy Elrond. Powody zawsze są te same, pieniądze, zasoby, władza i kobiety. Zamieszał w kociołku po raz ostatni, nałożył każdemu porcję.
- Obiad!
-
Ashog wszedł do jaskini w samą porę, krasnolud zrobił obiad a ork był zmęczony kilkukilometrowym spacerem z Rondla gdzie zdobywali informacje, wódke i trzymali wóz.
- W samą porę... Powiedział odbierając drewnianą miseczkę.
-
- Smacznego... co tam we wsi?
-
- Ja tam nie wiem Yarpen, niby masz rację ale... Krasnolud wziął swoją porcję, usiadł na głazie. - Mam dość siedzenia tutaj już. Rok czasu, sześć transportów przemytników rozwalone, a my mamy z tego gunwo bo po za sołtysem Rondla nikt o nas nie wie. Ashog! Powiedz mu.
-
- Daj zjeść, lazłem 9 kilometrów. Musiałem pić z tym dziwakiem ten jego okropny bimber. Ale, masz rację. Uznano cie za zaginionego i odebrano ziemie, Yarpena pewnie pochowali. Mnie nikt nie zna, ja mogę nawet tu zostać we wsi. Ale mam dość. Myśleli my Yarpen że masz depresje, ale nie... ty po prostu zdurniałeś z tym swoim...
-
- Poczuciem winy. - wtrącił Kazmir - Za co kurwa niby? Nie ma nawet na kim sie mścić.
-
- Gówno wiecie o życiu szczyle! To jest bardziej skomplikowane, nie wiecie co to za uczucie nie móc pomścić przyjaciół. Musiałem coś zrobić.
-
- To kurwa trzeba było zrobić coś dla Bękartów chociaż. Poszedłem za tobą panie Oberleutnant. Ostatnie słowo powiedział z dawką ironii.
-
- A ja was zawiodłem. Westchnął ciężko, posmutniał. Spojrzał na pordzewiałą tarczę z herbem Tacticusów, lat parę temu Melkior załatwił tu szajkę bandytów. Zostawił jednak to. Dziś to cenna pamiątka dla Bękartów.
-
- No, nieco. Bo nie spodziewaliśmy się rocznego "polowania". Ale, może coś nasze działania dały. Miesiąc będzie jak nic nie jechało.
-
- Umiecie kurwa pocieszyć... Może... jedna jaskółka wiosny nie czyni. Czas wracać.
-
- Brawo, nie znaczy to że nie mogliśmy cię tu zostawić. Mogliśmy, ale nie chcieliśmy byś zdurniał do reszty. Zaczął jeść jagódki i ruchał sarenki jak ci z Konkordatu... Kazmir wstał, zaczął pakować rzeczy.
-
- Ej! Bo jak ci... Yarpen nieco się obruszył, ale jednocześnie uśmiechnął na prostacki żart MacBrewmanna. Zaczął pomagać w pakowaniu.
-
Spakowali się, Kazmir ciągnął mały wózek wypełniony gratami, skrzynką jakiś skał. Krasnolud nie miał pojęcia co to jest, wyglądało jak złoto ale mogło być czymkolwiek. Nie był geologiem, MacBrewmann był gorzelnikiem. Początkującym, ale zawsze. Szli spokojnie przez las wydeptaną ścieżką w stronę Rondla.
-
Po godzinie dotarli do wioski, tam zaszli do sołtysa gdzie podziękowali za przechowanie wozu Kazmira. Załadowali rzeczy i ruszyli do do domu.
[member=26861]Emerick[/member] zamknij prosze