-
Nazwa wyprawy:Morze, pieniądze, perły i flaki, podejście drugie
Prowadzący wyprawę: Tyrr aep Nargoth
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Musk (muskuł mózgu) dowolna broń na 50%/dowolny czar
Uczestnicy wyprawy: Pelikaner Ibn Atakur
-
- No dobrze, przed nami kawałek drogi do Nardeii, mam nadzieję że tego nie pożałuje. Powiedział wstając od stołu. Skierował się do wyjścia.
-
-Też mam taką nadzieję, widzimy się za parę dni Tyrrze-Wstał od stołu i udał się za Domenik'iem do wyjścia
-
Krasnolud poprawił wiszący na ramieniu muszkiet i skierowali się Starówką w stronę miejskiej stajni. - A więc, co cię nakłoniło do tak desperackiego kroku jak praca u Tyrra?
-
Pieniądze, i brak wrażeń na podgrodziu.
-
- Tyrr i pieniądze? O czymś chyba nie wiem?
-
-Ma mi podobno zapłacić.
-
Krasnolud parsknął śmiechem tak że aż się popłakał, otarł łzę i powiedział. - Toś mi humor poprawił hopie... ÂŁo rany, aż mnie brzuch rozbolał. Dotarliście do stajni. Domenik wyprowadził furmankę.
-
-Karoca przyjechała, jedźmy póki pólnocy nie ma.
-
- Hie hie. Wsiedli i odjechali w stronę gminy Omas, było południe, około 0*C. Jak to w Hemis, acz śniegu nie było jeszcze. Co dziwne.
-
-Opowiedz i coś o sobie, co lubisz, jak walczysz, coś śmiesznego.
-
- Można rzec, znam krainę jak własną kieszeń. Wielokrotnie przebywałem ją wzdłuż i wszerz tak sam jak i w doborowej kompanii. Jako przedstawiciel znamienitego rodu krasnoludów i tutaj, w Valfden, nawiązałem dziesiątki kontaktów i rozpostarłem dalekosiężne wpływy. Sam w sobie jestem osobą społeczną, lubuje się w dobrym towarzystwie, zabawie i wędrówce. Często towarzysze tym którym zlecam pracę, w podróży żeby tylko posłuchać historii, poczuć swąd ogniska i zaznać smaku suszonego mięsa w warunkach przywołujących wspomnienia i twarze sprzed lat. Bo podobnie Jak Tyrr zajmuje się pewnymi rzeczamy. Ogólnie to znam wszystkich ważnych, praktycznie wszędzie i załatwie wszystko.
-
-Ja niestety jestem za młody by wiele widzieć. Może kiedyś zwiedzę więcej świata. To powiedz mi jeszcze jak walczysz to postaram się zaadaptować do ciebie.
-
- Napierdalam aż zdechnie, a jak nie to poprawiam. Ogólne to wpierw strzelam, potem pytam, gdy jest jeszcze co pytać.
-
-Proste, acz skuteczne. Lubię to.
-
- Działa w większości przypadków.
-
-Ile zajmie nam podróż?
-
- Ze trzy dni?
-
-Do portu czy ogólnie?
-
- Do portu. Tylko, jak pogoda się spieprzy to wiesz. Nie jest ci zimno?
-
-Troszeczkę, ale czego by chuop nie zniósł dla chały i zapuaty!
-
- Na wozie masz trochę wilczych futer, okryj się. Bo mi zamarźniesz.
-
-To miłe z twojej strony.-Pelikaner odwraca się bierze trzy wilcze futra i okrywa się i siada z powrotem obok krasnoluda.-Znasz jakieś ciekawe historie żebyśmy nie umarli z nudów?
-
- No, niezliczone. Zależy co byś chciał wiedzieć. Bo sam nie wiem co mógłbym ci opowiedzieć.
-
-Coś wesołego na sam początek, potem ci o mojej miłości opowiem.-Pelikaner czuł jak ciepło ogarnia jego ciało.
//tak przez 3 dni gadać będziemy czy narracyjnie się teleportujemy. Muszę życiorys przygotować jak będziemy tak podróżować :P
-
//W grach RPG chodzi o - uwaga, szok - odgrywanie postaci. Jak chcesz tylko zaliczyć questa dla golda i bić moby dla itemów to wybrałeś złego npca ;[
- Coś wesołego? - sięgnął pamięcią do niezbyt odległej przeszłości - Jakiś czas temu naszło mnie by odzyskać pewien skarb. Ale zacznijmy od początku. Było to na rok przed klątwą mgły, robiłem wtedy u Morgana Szybkiego na barkasie Molly. Barkas to taka barka duża. Byliśmy w okolicach Perłowej Zatoki gdy nagle... pojawiła sie kurewska fregata. Patrol cholerny... A przed nami sztorm, rafy i skały. No to Morgan wybrał. "Ratować ładunek"! Nom, uratować uratował. Ale zginęło sporo załogi. Wrak został, przeżyło nas dziesięciu. Nie mogąc nic zrobić odpłynęliśmy szalupą. A ładunek leżał, stopniowo zamieniając część załogi w zombie. Wieźliśmy czarną rude i rum, to drugie postanowiłem odzyskać. No więc nająłem najemników i Bractwo ÂŚwitu. Ale gdy tylko rycerze zobaczyli zjawy to zarządzili odwrót.
-
-Udało ci się? Umarłeś? Przeżyłeś?
-
- Skoro to opowiadam to tak... umarłem kurwa...
-
Wybacz rodzinna tradycja. Zawsze jak ktoś coś opowiadał z dawnych czasów to przerywano mu tymi słowami.-powiedział Pelikaner przez serdeczny uśmiech.
-
- Aha. No ale ten, musieliśmy wrócić. Ten rum nadal tam jest. Zaczynało się ściemniać, i lekko pruszyć śniegiem. - Mam nadzieję że mi nie zamarzniesz.
-
-O mnie się nie martw znam położenie wilczych skór. Jak będzie mi zimniej okryję się większą ilością skór. Albo zamarznę na śmierć. Obydwie opcje są kuszące.-zaczął pocierać podbródek rozważając je.
-
Krasnolud tylko przewrócił oczyma. Na ich szczęście dojeżdżali do karczmy. Ogrodzonej palisadą.
-
-Zgaduje że to nasz pierwszy przystanek?
-
- Tak. Na szczęście tu ci dostatek zajazdów.
-
-Byłeś tu już kiedyś?-Pelikaner poprawił futro.
-
- Trudno nie być, to karczma na głównym trakcie. Niestety, jej historia jest dość pechowa... Zajechali na teren zajazdu, tam stajenny zaopiekował się wozem a obaj panowie poszli do środka.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/0/0d/Lokacje_karczma_pod_kozim_kopytem.jpg)
-
-Mają tu dobre jedzenie i alkohol?-zapytał maurenem krasnoluda. ÂŚlinka mu ciekła od wszystkich zapachów.
-
- Mają, jeśli masz pieniądze. Powiedział zajmując miejsce przy jednej z ław.
-
Pelikaner poszedł za przykładem krasnoluda i usiadł na przeciw niego, też na ławie.-Co byś mi tu polecił?
-
- Piwo, podają tu już MacBrewmanna XXX widzę. Spojrzał na tabliczkę z menu nad barem. - A do jedzenia? Nie wiem, dawnom tu nie jad. Karczmarzu!
-
MacBrewman powiadasz-Pelikaner przypomniał sobie drugą ofertę pracy od Tyrra a co z tym idzie przypomniał sobie wszystkie pomysły jakie spotkały by go gdyby złapali go z ładunkiem. Wzdrygnąl się na samą myśl o torturach.-Kusząca propozycja.
-
- Tak? Co podać? Spytał podchodząc.
-
- Dla mnie kraby i białe wino.
-
Też wezmę kraby, i piwo, średnio-tanie.
-
- Mhm. Razem to 10 grzywien. Powiedział, poszedł zrealizować zamówienie. Wrócił z butelką wódki, piwem (zwykłym jasnym) i dwoma talerzykami ogórków kiszonych. - Proszę.
-
Dziękuję a oto zapłata i mały napiwek-wyciąga 12 grzywien i kładzie na stół-Ja dziś stawiam. Ty załatwiłeś karocę.
-
- Dziękuję. Powiedział i odszedł.
-
- Nie takich krabów się spodziewałeś co? Ojj, widać żeś nieobyty. Polał sobie wódki do kubka i wychylił.
-
Pelikaner upił parę łyków piwa.-No nie jestem przyznaje się bez bicia.-wziął ogórka i zaczął go jeść.
-
- No, to może opowiedz coś o sobie. Krasnoludowi zaxzynało się nudzić. Nuda podwyższa poziom kortyzolu we krwi, a hormon stresu wywołuje stres. Stres zaś prowadzi do poważnych chorób. Oczywiście żaden z współczesnych medyków nie wie o tym. Albo wie. Tak czy inaczej Domenik się nudził.
-
Pelikaner poprawił się na ławie, wypił łyk piwa by nawilżyć gardło i zaczął opowiadać-Urodziłem się, sam nie nie wiem gdzie, wiem że to był cyrk ale miasta ci nie powiem. Nieszczęśliwie się zakochałem.-Tu się na chwilę zatrzymał przypominając sobie swoją miłość. Odrzucił te myśli i kontynuował-Prawie umarłem, i brutalnie zabiłem człowieka. To wszystko przed wejściem w teleport. Lubię gotować.
-
- Nieszczęśliwa miłość to straszna rzecz. Też jestem nieszczęśliwie zakochany. Zagryzł ogórkiem i napił się wódki. - W morzu.
-
Mnie twoja miłość prawie zabiła-Powiedział wskazując krasnoluda ogórkiem.
-
- Jak to?
-
-Wiesz że miłość jest ślepa. Ja nią zaślepiony wypłynąłęm wynajętą łodzią rybacką bo mojej ukochanej zachciało się perły z morza a ja jej ją obiecałem. Więc jak już byłem daleko od lądu, skapłem się że coś jest nie tak. Fale były wielkie, wiało padało, pioruny trzaskały.-wziął duży łyk piwa-Cudem dopłynąłem, nie, morze zwyczajnie mnie wypluło.
-
- Ja bym po prostu kupił perłę, gdyby mnie stać było. A jakby nie było... "jak kocha to poczeka". Zagryzł ogórka - U nas zarywanie do kobiet jest trudniejsze. Małżeństwo to interes.
-
-Ja byłem młody i głupi. W sumie, dalej jestem. A kupić nie mogłem, jako rodzina cyrkowa nie mieliśmy zbyt wielu pieniędzy.-Przepił tą myśl łykiem piwa-Zrobiłeś coś kiedyś wiedziony tylko miłością?
-
- Nie, chociaż... nie jednak nie. Nie śpieszno mi do stałego związku. Jedyny jaki mnie interesuje to czyste Au oraz C2H5OH. Pociągnął łyk z butelki z zawartością C2H5OH.
-
Wypijmy za szczęśliwe i nieszczęśliwe miłości Domeniku by były i trwały.-podniósł kufel piwa.
-
Wypili. - Eh, dobra wódka. Pora chyba spać co?
-
Jestem za.-wypił piwo duszkiem i wstał od stołu.
-
Wstałeś od stołu.
-
Mają tu wygodne łóżka Domeniku?-przyciągnął się i strzelił palcami. Lubił ten dźwięk.
-
- Nie wiem, ja będę spać oparty o stół, tak jest taniej.
-
Pójdę za przykładem starszego.
-
- No, jak tam chcesz. Tylko nie chrap!
-
Postaram się-usiadł a potem położył się na ławie. Już myślał o bólu pleców lub o skwaszonym nosie po spadnięciu. Ale teraz to się nie liczyło, chciał spać. Zamknął więc oczy i próbował myśleć że leże w wygodnym wyrku.
-
Minęła noc. Obudziłeś się obok stołu, na podłodze. Domenika nie widziałeś.
-
Pelikaner wstał z podłogi odsunął od stołu przeciągnął się usłyszał strzelanie kości,jak sądził, kiedy nacisnął rękami na obolały kręgosłup. Lubił ten dzwięk.
Jestem prawie pewien, że zostałem wyruchany przez krasnala.-Skierował się w stronę drzwi by wyjść na dwór i zaczerpnąć świeżego powietrza.
-
Chyba nue, wszak dupa cię nie bolała. Na dworze zaś było zimno, ciemnawo i sypał śnieg. Temperatura lekko poniżej 0. Na placu zaś ujrzałeś Domenika sikającego do wiadra.
-
Pelikaner podszedł do niego, czując chłód.
-Jak ci mineła noc, Domeniku?
-
- W sumie dobrze. Odparł zawiązując rozporek. - Acz... bywało lepiej.
-
Jemy coś czy jedziemy o pustych brzuchach?-Chciał szybko wejść do środka, robiło mu się zimno.
-
- Ja już jadłem, a ty jak chcesz.
-
To zaczekaj na mnie zamówię coś na szybko.-skierował się do drzwi by wejść do środka .
-
Wszedłeś do środka. Karczmarz stał za ladą a nieliczni goście siedzieli przy stołach.
-
Pelikaner podszedł do lady-Karczmarzu jesteś w stanie zrobić mi coś do jedzenia na szybko? I masz może jakiś ciepły płaszcz na zbyciu?
-
- Nie mam. Jajecznica? Nie czekał na odpowiedź, po chwili przyniósł ci talerz ciepłej jajecznicy.
-
Ilę płacę?-zaczął grzebać w swoim mieszku, aby być gotowym wyłożyć pieniądze na ladę.
-
- 6 grzywien.
-
Oto one.-Pelikaner wyciąga 6 grzywien i stawia na ladzie i zaczyna jeść jajecznicę.-Trochę sucha, no ale nie ma co narzekać.
-
Jadłeś jajecznicę.
-
Nie mogąc znaleźć lepszego zajęcia, prócz jedzenia, Pelikaner zaczął się rozglądać, zajadając, jak dla niego, suchą jajecznicą.
-
Mauren nie zobaczył nic ciekawego.
-
Dlatego też zaczął myśleć-Czym jest życie?-Pelikaner porównywał w głowie życie do jego jajecznicy. Nie zawsze jest takie jak chcemy-ÂŻycie to tylko zbiór krótkich lub dłuższych chwil, z których zapamiętujemy te ważniejsze, jak pierwsza miłość, czy mniej ważne jak ta zbyt sucha jajecznica.-Podzielił symbolicznie danie na dwie części, mniejszą i większą.-Pomimo wielkości niektórych zdarzeń,-wziął kęs, z większej części gdzie było więcej białka, który był mniej lubianą częścią jajecznicy Pelikanera, i włożył go do ust. Po przełknięciu dalej rozmyślał.-Jednak niektóre mniejsze zdarzenia,-patrzał na mniejszą część-są dla nas ważniejsze niż te duże i wielkie ciągnące się latami. Uśmiech, napotkanej osoby na ulicy który poprawi nam dzień, gdzie gdy nam będzie smutno, przypomnimy sobie tę osobę, i uśmiechniemy się w raz z nią. Tylko ona o tym nie wie. Bo to jest nasz sekret.-uśmiechnął się gdyż pamiętał taką osobę. Zjadł jajecznicę, zostawił jeszcze 1 grzywnę pod talerzem dla karczmarza. Niech ma, i niech mu szczęście dopisuje.-Dziękuję-Wstał od lady i udał się na dwór do Domenika.
-
- Co tak długo? Robote mamy.
-
Może to cie zaskoczyć, ale MYÂŚLAÂŁEM nad sensem istnienia.
-
- Uwież mi, nie warto. Bo skończysz jak ja. Jedziemy?
-
Jedziemy-wskoczył na ich karotę.
-
Domenik strzelił lejcami i wóz powoli ruszył. - Zamiast myśleć o pierdołach pomyśl o stałej pracy.
-
Zaproponujesz coś, gdyż nie mam pomysłu, o jaką pracę ci chodzi?
-
- Nie wiem co lubisz robić, możesz zostać rycerzem, najemnikiem. Zająć się rzemieślnictwem handlem... Ile ty masz lat?
-
Dumne dwadzieścia lat. A ty?
-
- 71. W twoim wieku to ja już miałem stałą prace u browarnika. Rzekł, krasnoludy starzeją się wolniej. U nich 40 lat oznacza pełnoletność. Na ludzie lata Domenik ma może z 40 lat. No, w każdym razie nie jest siwy.
-
Ech.-westchnął mauren-Długo żyć to i dobre i złe.
-
- Tylko dobre, masz czas na wszystko. Nadal mi nie odpowiedziałeś co chcesz robić. Bo przecież nie pracować u Tyrra.
-
Nie mam wielkich planów na przyszłość. Gdybym patrzał daleko w wprzód wpadnę w dziurę, jeśli zaś patrzeć będę za plecy też wpadnę w dziurę. Mam marzenia ale wiem że są jeszcze odległe. Nie zasłużyłem się niczym by zostać rycerzem czy szlachcicem. Nie zamierzam też, jak na razie, dołączać do żadnych klanów czy gildii. Ja zwyczajnie żyję. Jestem jak liść na rzece. Płynę z nią i przeciwstawiam się temu co mnie zatrzymuję by płynąć dalej.
-
- Ale za coś żyć trzeba no nie? Ja mam oszczędności, ty zaś wybrałeś kiepską prace jak na początek. Na twoim miejscu zatrudniłbym się u Tacticusa np. potrzebuje on kuriera.
-
Słyszałem kiedyś w tłumie to imie, albo nazwisko, nie wiem. Jak wrócę zapewne czegoś poszukam. Moim aktualnym planem na przyszłość jest nauczyć się walczyć włócznią.
-
- Ciekawa broń, bało kto jej używa.
-
I dlatego mało osób będzie przyzwyczajonymi do walki przeciw tej cudownej broni.
-
- Teraz co drugi chłop ma kuszę, i co wtedy zrobisz? Nic nie zrobisz. Wjechali w dość gęsty i stary las, droga była pokryta cieńką warstwą białego puchu.
-
A co zrobię bez włóczni, gdy co drugi chłop ma kuszę?-sięgnął po skóry by się nimi okryć.
-
- Też kup sobie kusze, automatyczną. MacBrewmann dobre robi.
-
Kusze to nie dla mnie, wolę walkę kontaktową.
-
- Topór, idź w topory. Rozmowy sprawiły że nawet nie zauważyli jak dojechali do Nardeii.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/2/22/Lokacje_Nardea.jpg)
Duża wieś rybacka położona na wybrzeżu gminy Omas, jako jedyna w gminie posiada umocnienia. Skromna palisada ulokowana na metrowej wysokości wale ziemnym, oraz trzy wieże. Tutejsi mieszkańcy trudnią się rybołówstwem, produkcją sieci oraz łodzi rybackich do większych połowów. Z racji tego Nardea posiada przystań zdolną pomieścić nawet cztery statki handlowe.
-
Tu jest twa łódź?
-
- Kurwa no następny! Trzepnął Pelikana po łbie - Statek! I jeeszcze az, by zapamiętał różnicę. - ÂŁódź to służy do łowienia ryb, a nie tygodniowego rejsu. I to nie mój statek, kolegi.
-
Nazwałem furmankę karocą, więc i statek łodzią nazwę.-odparował Pelikaner wskazując palcem na krasnoluda.
-
Domenik ttylkk głośno westchnął. Zaprowadził wóz do stajni i pieszo poszli w stronę nabrzeża.
-
Duży ten statek? I czy ktoś z nami płynie?
-
- To koga, i tak płynie. Załoga. Udali się na nabrzeże gdzie oprócz łodzi rybackich cumowała jedna skromna koga, okręt tego samego typu co ostatnio. - Oto ona.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/c/c1/Statek_Betsy.jpg)
-
Przepiękna, wyruszamy od razu czy trza jeszcze coś przygotować?
-
- Nue, wskakuj na pokład. Statek nazywał się Betsy, załogę miał skromną, 6 osobową w tym jednego krasnoluda.
-
Pelikaner wskoczył na pokład. Już myślał o tym jak będzie rzygał za burtę.
-
Sternikiem i "kapitanem" został Mirzak. Który w tajemniczych okolicznościach, po wypiciu butelki rumu, znalazł się z kontraktem na tejże łajbie.
- Witojcie!
-
Witaj. Jestem Pelikaner-Pelikaneer zaczął oceniać okładkę krasnoluda.
-
Mirzak był wysoki jak na krasnoluda, dobrze zbudowany i młody. Długość brody wskazywała że nie miał jeszcze 40 lat. - Wszyscy?
-
Zapewne, chyba że Domenik jeszcze kogoś zaprosił.
-
- Nie, nie zaprosiłem. Zabrakło czasu. Bo technicznie to jest kradzież... Mirzak odpalaj.
-
Aha-odpowiedział Pelikaner. Jednak po chwili trafiła do niego informacja i zapytał lekko zszokowany-Kradzież? Kiedy chciałeś mi to tym powiedzieć? I kradzież?
-
- Wciągnąć trap, rzucić cum i podnieść żagiel! Zawiwał idąc na rufowy kasztel i zajmując miejsce przy sterze. - Bo... Domenik pożycza te łajbe bez wiedzy jej kapitana, hiehie.
-
A jak tylko pożycza, to jest ok.-Pelikaner oparł się na burcie-Ile zajmie nam podróż?
-
- Tydzień? Jakoś tak.
-
Jestem ciekaw ile kilo schudnę przez te podróże?-Kontynuował opieranie o burtę.
-
Pewnie wcale. Powiedziałby krasnolud gdyby znał myśli maurena. Statek powoli odbił od nabrzeża, kierując się na zachód z wiatrem.
-
A ja, gdybym miał więcej pieniędzy, założyłbym się że tak. Powiedziałby mauren gdyby znał myśli krasnoluda a krasnolud jego. Wyszłaby z tego niezła konwersacja gdzie jedna ze stron mogłaby zarobić parę grzywien, ale cóż żadna ze stron nie zna telepatii więc ni chuja z zarobków. Mauren zaczął rozważać jak kruche jest życie.
-
- Co tak się gapisz w pokład, pisiont grzywien znalazłeś? Wypalił widząc zamyślonego maurena. Oczywiście na pokładzie nie było nic ciekawego, nawet deski nie układały się w ciekawe wzory. Było nudno. A rejs troche potrwa, bo minęła może godzina, i byli gdzieś między Feros a Valfden. Po prawej mijali Zamek Omas.
-
-Uwierz chciałbym-zaczął wyglądać za burtę w poszukiwaniu ryb.-Co robicie jak się nudzicie.-rzucił do Mirzak'a
-
- Załoga nie ma czasu się nudzić, nawet na tak małej łajbie. Nudzisz się? Weź lunete i idź na dziób i wypatruj czy nic nie płynie, tutej krążą piraci.
-
Pelikaner zauważył lunetę która leży oparta obok sterów, podszedł do niej, wziął ją do ręki, skierował się na rufę i zaczął wyszukiwać niebezpieczeństw, najpierw na lewo.
-
- Kazano ci iść na dziób... czemu bogowie pokarali mnie taką kompanią... Powiedział Domenik kręcąc głową.
-
Pelikaner spojrzał w dół. To na dziób, i znów pod siebie.
-Ty, masz racje.-i skierował się na dziób by szukać piratów, najpierw patrzał w lewo.
-
Nie zobaczył nic.
-
NUUUUUUUUUUDYYYYYYYYYYYYYYYYY-pomyślał Pelikaner i zaczął rozglądać się na wprost a następnie na prawo.
-
Na wprost nic, na prawo nic. Zaraz... wróciłeś na wprost. W waszą stronę płynął okręt tego samego typu, czarne żagle z kwiatem lotosu.
-
Kapitanie, statek na horyzoncie.-krzyknął Pelikaner wskazując na wprost,Czarny żagiel z kwiatem lotosu.
-
- Na Wielkie Cyce Ventepi! Torreńscy korsarze! Ryknął krasnolud, ustawiając okręt z wiatrem poprzez skręt na bakburte, ostry. - Brać za bandolety, kusze i łuki czy co kto ma!
-
Tego brakowało.-Pelikaner wyjął z pochwy miecz i sztylet. ÂŻałował że nie potrafił niczym strzelać.
-
- Ty lepiej kucnij albo schowaj za beczką, bo oberwiesz jeszcze bełtem! Krzyknął. Hukło, wraży statek miał armate. Kula wpadła jednak do morza.
-
Pelikaner usiadł między dwoma beczkami, czekając na abordaż.-Może dojdzie do abordażu.-myślał, czuł się bezużytecznie, ale to norma.
(http://i65.tinypic.com/11m5eag.jpg)
-
Załoga Betsy posłała w stronę wrogiej jednostki salwę bełtów, zaś Domenik strzelał z muszkietu. Na ni to się zdało, okręty zbliżyły się, wróg zarzucił haki i dokonał abordażu.
6x http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta
-
Pelikaner zauważył okazję, podniósł jedną z beczek za którą się chował i rzucił w najbliższego z bandytów, zanim jednak beczka doleciała Pelikaner już trzymał w dłoni sztylet i miecz. Podbiegł do ogłuszonego bandyty i wbił miecz w klatkę piersiową bandyty sięgając serca. Widząc drugiego bandytę i żadnych beczek nieopodal Pelikaner zdecydował się na bezpośrednią walkę z tym zbirem. Najpierw wykonał zamach mieczem z prawej strony, liczył na pasywny blok bandyty, następnie wypad opierając miecz o broń bandyty nie zamierzał tym ruchem zabić a jedynie zbliżyć się do przeciwnika. Wykorzystując impet i dziurę w obronie bandyty wykonał pchnięcie sztyletem celując w gardło a następnie pozwolił by powoli z niego spadł.
-
Krasnolud był pod wrażeniem, pozostała piątka walczyła z marynarzami z Betsy, więc nue widzieli jak Mirzak sięga po kuszę, ładuje, celuje i posyła żelazny pocisk w łeb Torreńskiego kundla. Który zwalił sie martwy na pokład.
3xbandyta walczy z naszą załogą.
-
Czując pulsującą krew w żyłach, przypływ adrenaliny i krew piratów na ustach skierował się z szaleńczym uśmiechem na następnego przeciwnika. Ten zaczął się zamachiwać bronią, Pelikaner spokojnie odsuwał się w tył patrząc przeciwnikowi w oczy, na jego rozszerzające się źrenicę, gdy zamachiwał się trzeci raz, z prawej strony Pelikanera, Pelikaner wykonał mały wyskok do przodu blokując mu prawą rękę przedramieniem a następnie wbijając sztylet głęboko brzuch. Przeciągnął ostrze aż do klatki piersiowej bryzgając się krwią i patrząc jak z przeciwnika ucieka życie. Kiedy ten osunął się z ostrza i z hukiem opadł na ziemię Pelikaner skierował się do kolejnego pirata. Lekko dysząc dalej z tym uśmieszkiem, zbliżał się do przeciwnika z ostrzem miecza wyciągniętym w jego stronę, kiedy znalazł się blisko, pirat wykonał zamach bronią, który Pelikaner uniknął schylając się i sięgając ręką za zbira poniżej pasa. Za pomocą lekko wystającej rękojeści podciął mu nogi a kiedy ten, z jeszcze większym hukiem niż poprzedni przeciwnik Pelikanera, upadł na ziemię Pelikaner wbił mu miecz w klatkę piersiową celując w serce. Wyjął miecz widząc uciekający płomyk życia pirata i odwrócił uspokajając serce i starając się równo oddychać
-
Ostatniego usiekł Domenik, Mirzak nie zdążył przeładować co go zasmuciło. Co ważne nikt z załogi Betsy nie zginął ani nie został ranny.
- No, sprawnie poszło. Ale i tak szczęście mielim!
-
Pelikaner już spokojny, bez szaleńczego uśmieszku jednak wesoły, podszedł do Mirzaka.
-Co zrobimy z ich statkiem? I resztą załogi?
-
- A to nie wszyscy zdechli? Spytał retorycznie, bo owszem wszyscy zdechli. - Przeszukamy i zostawimy, będzie se dryfował. No bo niestety nie możem go zabrać. Armat tylko szkoda.
-
Macie coś do jedzenia? Taki widok sprawia że głodnieję.-powiedział patrząc na zwłoki piratów.
-
- Mamy, sprawdź w kambuzie. Załoga zaś wywaliła trupy do morza, Mirzak zaś poszedł penetrować wrogi statek poczynając od kajuty kapitana.
-
Pelikaner zaś skierował się do kambuzy.
-
Dotarł do kambuza, a nie kambuzy. A Mirzak nic nie znalałwszy wrócił na pokład Betsy i odpłynęli dalej.
-
Pelikaner zaczął szukać jedzenia. I zauważył ideał. Piękne, okrągłe, duże, soczyste, jabłko a nawet dwa. Wziął je i skierował się an pokład jedząc jedno. Było twarde i kwaśne. Takie lubił.
-
Następne kilka dni minęło na dość nudnych, rutynowych zajęciach. Aż w końcu około południa dotarli do portu w Sannau gdzie też zacumowali.
-
Nareszcie!-powiedział zadowolony Pelikaner-Teraz tylko nie wchodzić do burdelu.-pomyślał.
-Mirzaku, ile mamy czasu tutaj?
-
- Tyle ile wam potrzeba. Odpowiedział licząc ile grzywien może przepuścić. Wyszło że 0.
-
- Dobra, to jak ten kolekcjoner ma na nazwisko?
-
-Roben van Goy, tak się nazywa.
-
- Hmm znam Robena Van der Hooya... Może to rodzina? Podrapał się po czuprynie. - Daj mnie godzine. Zasięgnę języka i załatwie opłaty portowe.
-
- Idź idź. My przypilnujem statku. To co Pelikanie? Może partyjka w kości? Spytał odprowadzając Domenika wzrokiem.
-
Przegram na pewno, ale jest szansa że wygram. Wchodzę w to.
-
Usiadł więc na skrzynce obok jednej z beczek. Jeden z marynarzy podał mu kości.
- Jaka stawka? Rzucamy dwiema szóstkami?
//Rzuca się np. [roll]1d6[./roll] bez kropki. 1 to liczba kości, 6 liczba oczek
-
-10 grzywien i tak rzucajmy dwoma.-usiadł na przeciwko krasnoluda, wziął kostki w ręce. Trząsł nimi, i trząsł, po krótkiej chwili chuchnął w nie i dalej nimi trząsł i nagle ni stont ni z owont żućiu nimi na beczkem.
Rolled 2d6 : 6, 3, total 9
-
- Niech byndzie 10. Powiedział kładąc monety na beczce. Poczekał na rzut Pelikana i sam rzucił.
Rolled 2d6 : 3, 6, total 9
-
-A to ci niefart jeszcze raz!!!
Rolled 2d6 : 2, 1, total 3
-
- Pierwszy raz remis mi się zdarzył. Krasnolud rzucił raz jeszcze.
Rolled 2d6 : 1, 5, total 6
-
Tym razem szczęście było po stronie Mirzaka.
-
- Ha! Grasz dalej? Spytał dorzucając 10 grzywien na zachęte..
//Na beczce jest razem 30
-
Oczywiście!-powiedział rzucając koścmi.
Rolled 2d6 : 1, 3, total 4
-
- No to jedziem.
Rolled 2d6 : 3, 4, total 7
-
-Do trzech razy sztuka, dawaj!-i znowu zaczął trząść. Po piętnastu sekundach chuchnął w kostki, potrząsał jeszcze z 5 sekund i rzucił.
Rolled 2d6 : 1, 5, total 6
-
- Huehue. Krasnolud marszcząc czoło rzucił kośćmi.
Rolled 2d6 : 4, 3, total 7
-
Bogowie byli ewidentnie po stronie krasnoluda.
-
- Hahaha! Bogowie mi dziś sprzyjają. Powiedział zabierając grzywnym zyskał ich aby dziesięć, ale to zawsze coś.
//Odejmij sobie 10grz.
215+10=225grz
-
-Kto nie ma szczęścia w hazardzie, ma szczęście w miłości.-pocieszał się Pelikaner.
-
- Ty nie masz obu. Powiedział. Rumu?
-
-Z przyjemnością-Tylko tym razem troszeczkę. Bo znowu skończysz na statku piratów.-pouczał się w głowie Pelikaner.
-
Pelikan już był na statku, o nie do końca jasnej profesji. Ale cii. Mirzak postawił na beczce butelkę rumu i dwa drewniane kubki. - Coś Domenika nie ma długo.
-
-Też mnie to zaczęło zastanawiać-polał sobie i krasnoludowi.
-
Domenik wrócił po dwóch godzinach. - Mam złe wieści...
-
-Nie żyje?-miał nadzieje że nie retorycznie.
-
- ÂŻyje, tylko zdążył już sprzedać artefakt Torreńczykom. Kurwa...
-
Zapytałeś go gdzie są?-Może jeszcze uda się to odkupić. Bądź ukraść.
-
- Nie, bo odpłynęli. A nie uśmiecha mi się płynąć tą krypą do Torreno. Powinniśmy płynąć na Valfden i ostrzec Kazmira przed atakiem. Bo pewnie zechcą zdobyć grobowiec.
-
-No to w drogę (https://www.youtube.com/watch?v=gHLOcEtLb4I)-powiedział a następnie wypił jego działkę rumu.
-
- Ehhh... Mirzak nie pił, stracił nastrój bo liczył na wycieczkę. A tak to musiał wraz z załogą zająć się przygotowaniem okrętu do wypłynięcia. Wciągnięcie trapu, kotwicy, lin, opuszczenie żagla. Oo chwili koga opuszczała Sannau.
- Szkoda że nauka żeglarstwa jest droga, przydałby się Kazikowi marynarz nowy.
-
-Sugerujesz coś?
-
- Proponuje ci stałą, nisko płatną prace w trudnych warunkach.
-
-Nie widzę siebie na statku na stałe. I bez pieniędzy. Dobra nie mam pieniędzy, ale morza nie lubie i chyba odmówię.
-
- Trudno. Wzruszył ramionami. - Ale z tego są niezłe zyski. Naprawdę.
-
-Dla mnie zyskiem jest to że jeszcze żyję.
//Melkiorze przestań mi oferować prace. To już bodajże drugi roz.
-
- Jeszcze. Z takim podejściem daleko nie zajdziesz, ale powodzenia.
-
-Dziękuje bardzo.-powiedział to wykonując niezgrabny ukłon.
-
Dni mijały. Betsy pchana prądami morskimi i północnym wiatrem parła na południe by jak najszybciej dotrzeć do Gandawy. Najbliższego portu do jakiego mieli po zachodniej części wyspy. Dobiwszy do portu Domenik zapłacił Mirzakowi całe 90 grzywien za sternikowanie i wszyscy się rozeszli.
Koniec.
Pelikaner postanowił ponownie podjąć próbę zakupu Czarnej Perły. Niestety kupiec zdążył ją już sprzedać Torreńczykom.
Mirzak - 90 grzywien od Domenika
Pelikan - 100 grzywien za dobre chęci, od Domenika
Talenty:
Pelikaner ibn Atakur
Opisy: 1 brązowy talent
Aktywność: 1 srebrny talent
Walka: 1 brązowy talent
[member=26861]Emerick[/member]
-