Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Szarleǰ w 03 Grudzień 2013, 00:18:03
-
Nazwa wyprawy: Patrol
Prowadzący wyprawę: Aragorn
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: musk[muskuł mózgu]
Uczestnicy: Szarlej
Przygotowałem potrzebny ekwipunek i ruszyłem drogą w kierunku smoczej skały. Miałem spokojną głowę, mimo, że to Mor Andor, to w końcu szedłem się tylko rozejrzeć. Cóż by się mogło stać...
-
Nic. Po za atakiem hordy demonów, bobrów czy innego tałatajstwa jak choćby chłopi z widłami ze wsi na południu. Naprawde nic. Ruszyłeś w drogę.
-
Przemieszczałem się powoli we wskazanym kierunku rozmyślając nad sensem istnienia i rozglądając się dokładnie, co by sie nie wpierdolić w jakieś gówno.
-
I wpadłeś. Znaczy twój koń wpadł. W jakieś gówno pozostawione na drodze przez jakieś wielkie zwierze. Przed sobą widziałeś już światełko na strażnicy Smoczej Skały. Wypadałoby zajechać.
-
- Kurwa. By tradycji stało się zadość. Ruszyłem w kierunku smoczej skały, wypatrując potencjalnego zagrożenia. Miałem szczerą nadzieję go nie wypatrzyć.
-
I nie wypatrzyłeś. Strażnicy wpuścili cię bez niczego. Było zimno i pochmurno, jak to zimą.
-
Rozejrzałem się za jakąś karczmą, bądź podobnym przybytkiem. Trzeba było przenocować. Wszak nie będę wracał nocą, a tym bardziej na taką pogodę. Jeszcze mje co zeżre.
-
I znalazłeś, bo co to za osada bez karczmy czy gospody? A Smocza Skała miała dobry przybytek.
-
Tak więc kiedy moim oczom ukazała się karczma udałem się w jej kierunku. Gdy wszedłem do środka, czym prędzej podszedłem do lady i zagadnąłem zapracowanego oberżystę.
- Szukam noclegu. A i strawą bym nie pogardził.
-
Który aż tak zapracowany nie był, owszem był. Ale nie aż tak bardzo.
- Kaszanka akurat dochodzi. Podać? A nocleg, też się znajdzie.
-
- Poproszę. Przytaknąłem. Chwilę później odnalazłem wolne miejsce i zasiadłem przy dębowej ławie, czekając na posiłek.
-
Po chwili karczmarz przyniósł kaszankę i kufel piwa.
- Wy od Bękartów co nie? - spytał, chodź i tak wiedział.
-
- Ano. Przyznałem się. - Czemu waść pytasz? Dodałem, mimo, że średnio mnie to obchodziło. Moją uwagę przykuła kaszanka, a może to było piwo...
-
- No bo ostatnio z przełęczy znowu jechał jakiś konwój Bobró.
-
- Wiesz dokąd jechali? Co to za konwój? Wypytywałem się dłubiąc łyżką w niekoniecznie wysokich lotów kaszance.
-
- 4 wozy naładowane skrzyniami, jechali na północ w góry. Zapewne do ruin zamku Zgromadzenia.
-
- Późno już. Powiedziałem po przełknięciu ostatniego łyka piwa. Kaszanki już dawno nie było. - Pódję się przespać, rano wrócę do kurwidołka. Dzięki za informacje. Zakończyłem, podając karczmarzowi kilka grzywien. Udałem się na piętro i zająłem wolny pokój. Chwilę później spałem jak gdziecko.
-
Noc minęła ci spokojnie.
-
Rano obudziłem się wypoczęty. Ubrałem się szybko i zabrałem wszystkie swoje rzeczy. Chwilę później byłem na dole. Dobrze byłoby coś zjeść przed wyjazdem. Pomyślałem zmierzając w stronę gospodarza. Zamówiłem coś na ząb i zasiadłem w miejscu, które zajmowałem wczoraj.
-
Podano ci
bułke, taką z chlebem jajecznicę.
-
Jak już podano to zjadłem, po czym podziękowałem pięknie za gościnę i ruszyłem do stajni po kunia. Odebrawszy zwierzę skierowałem się w stronę Kurwidołka.
-
Dotarłeś na miejsce dość szybko. Bo to blisko było.
-
Wszedłem do siedziby Bękartów, prędko wrzuciłem coś na ząb i rozpocząłem poszukiwania tego npc, krasnoluda, którego imienia nie pamiętam, bo sie spiłem. Więc szukałem go w chuj czasu, aż wreszcie znalazłem.
- Dzieńdobry krasoludzie. Przywitałem się, jak przystało na porządnego obywatela. - Wróciłem właśnie z patrolu. Generalnie bez zmian. Droga jest bezpieczna. Jedynie karczmarz w Smoczej Skale wspominał coś o karawanie bobrów, składającej się z 4 załadowanych wozów. Kierowali się najprawdopodobniej do ruin zamku zgromadzenia. Zdałem raport najdokładniej, jak potrafiłem.
-
- I nie przyszło Ci do tego pustego łba by sprawdzić przełęcz czy trase konwoju... Z kim ja kurwa pracuje...
-
Puknąłem się w czoło, ubolewając nad własną głupotą, po czym bez słowa wróciłem po kunia. Ten łypał na mnie spode łba. Chyba wolał zostać. Ja też wolałem, ale co zrobić. Osiodłałem zwierzę, i ruszyłem w drogę kierując się w tym samym kierunku, w którym całkiem niedawno zmierzał konwój bobrów.
-
- Tera to se możesz... - usłyszałeś nim zdążyłeś ruszyć. - Trzeba było od razu kurwa a nie...
-
- No to chuj. Wzruszyłem ramionami. - Więc ide poodpoczywać.
-
Zadanie zakończone.