Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Silion aep Mor w 04 Maj 2016, 22:12:24
-
Nazwa wyprawy: Ogień zwalczaj ogniem
Prowadzący wyprawę: Melkior Tacticus
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: członek Krwawych kruków, znajomość tematu.
Uczestnicy wyprawy: Silion aep Mor
- Tak więc żegnam pana T. Wyruszam. - rzekł spokojnie i odłożył ptaka na ramie.
Wyszedł z domu zamykając za sobą drzwi i skierował się w stronę bramy miasta prowadzącej w okolice K'efir. Po drodze liczył że natrafi na jakiś wóz.
-
Niestety nikt do K'efir nie jechał.
//kup se kunia
-
Mężczyzna zaszedł do stajni. Był ciekaw czy uda mu się zabrać - bez pytania o dane osobowe - własnego konia.
-
Ku uciesze Krwawej Wrony stajenny przysnął. Byłeś w stanie wziąć swego konia bez problemu.
-
Mężczyzna wszedł do jednego z boksów gdyż już po wejściu do stajni dojrzał swego konia który zainteresowany tajemniczą postacią dumnie uniósł głowe ponad drewniane ścianki odgradzające go od innych.
Podszedł do niego i pogładził go po jego ciemnej niczym węgiel grzywie, do ust włożył mu kostkę cukru - jego przysmak - i poklepał go delikatnie po głowie.
- Ciii... Cichutko Issei. - wyszeptał spoglądając koniowi w jego błękitne oczy.
Zwierze chyba zrozumiało.
Krasnolud złapał za lejce i wyprowadził zwierze z budynku, wprost na ulice.
Będąc na zewnątrz, wskoczył na grzbiet swego wierzchowca, poprawił wiązanie arafatki by wciąż zasłaniała mu twarz aż do oczu, kaptur również poprawił.
Smagnął zwierze lejcami i popędził w strone bramy, w kierunku K'efir.
-
Bez problemu wyruszyłeś w dość długą podróż, zajmie ci ona całą noc.
-
Były pierwsze dni Veris, wciąż zimny wiatr wiał mężczyźnie w oczy lecz on się tym nie przejmował i gnał przed siebie katując niemiłosiernie konia.
ÂŚnieg powoli topniał a ze zmarzniętej ziemi leniwie wychylały swe główki zalążki kwiatów, krzewy się zieleniły a na drzewach rozkwitało piękne kwiecie.
Mężczyzna uśmiechał się do samego siebie widząc te widoki lecz mimo tego miał poczucie misji więc spieszył droge.
-
A im dalej tym cieplej, bo zbliżał się do dżungli. Jednakże na jego drodze pojawił się wóz, któremu odpadło koło. Właściciel wozu - wydawał się znajomy - strasznie kurwował.
-
Mężczyzna gnał przed siebie na złamanie karku, koń tak głośno stukał kopytami o podłoże że aż okoliczne ptaki odleciały z drzew. Na rozmokniętym trakcie wierzchowiec mieszał błoto które bryzgało we wszystkie strony.
W oddali krasnolud dojrzał rozwalony wóz, właściciel wydawał mu się znajomy lecz nie był pewien kto to. Skierował się w jego strone zwalniając tempa i jedną ręką sięgając po naciągniętą kusze.
Podjechał wystarczająco blisko by go dojrzeć - koń już tylko truchtał - nałożył bełt rowek w kuszy.
- Witaj panie. Co panie tak ulicznicami rzucacie? - spytał jak najbardziej spokojnie rozglądając się wokół za niebezpieczeństwem.
-
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/1/14/NPC_Vernon.jpg)
- Nie widać kurwa? Wóz się mi rozpieprzył, a jade do K'efir zaje... odwiedzić chorą babcię.
-
//No niezbyt znajomy ten pan...
Mężczyzna pogłaskał znajdującego sie na ramieniu gołębia.
- Jedziesz pan jebać babcię? - udał zdziwienie - No tak, rozjebał się, widze ale nie jestem mechanikiem więc niezbyt Ci z tym pomogę. Chyba że w jakiś inny sposób... - stwierdził.
-
//Pojebało mi się, Vernon zna ciebie ale nie ty jego ;[
- Niee... babcia zatruła się dużą ilością żelaza. Cholera, uniosę wóz a ty nałożysz koło. Sil... KHE Khe! O mało nie nazwał cię z imienia, Vernon był szpiegiem. Mimo śmierci Aragorna i pozbawienia go przywilejów Vernon został na posterunku. Z ograniczonymi zasobami, i z pomocą Celii, siostry Melkiora która jest (była?) w Krukach. Vernon nie wiedział że on i Silion mają wspólny cel.
- Wioze jej lekarstwo. Od Melkiora.
-
//Powiesz mi jak to jest że mimo tego iż jestem zamaskowany i ludzie nie powinni zbytnio wiedzieć że to ja to ty usilnie próbujesz mnie zdemaskować? Drażni mnie to deczko...
Krasnolud mając człowieka na muszce zeskoczył z konia. - Nie wiedząc czemu coś mi mówi by mieć na Ciebie oko. - stwierdził niespokojny. Wolną ręką naciągnął arafatkę wyżej i zmierzył mężczyzne swym przenikliwym wzrokiem. Twarz miał dobrze zamaskowaną.
- Podnoś pan. - rzekł podnosząc jedną ręką koło z ziemi.
-
//A piszesz że masz ciągle na twarzy arafatkę i kaptur? Może on tam na ciebie czekał, albo to w ogóle nie on tylko ktoś kto ma sprawiać wrażenie że cie zna i że faktycznie jest tym za kogo niby go podałem?
Podniósł, z wysiłkiem. Ale bez słowa,
-
//No pisze ale przecież nie bede co post tego dawał...
Założył koło ale tylko troche, tak by w każdej chwili pociągnięciem buta je zdjąć.
- Kim jesteś? Odpowiedz. - nadal trzymał go na muszce nabitej kuszy. Wolną ręką poprawił kaptur.
-
- Vernon Ravnblod, były szef wywiadu i służb specjalnych, za czasów Aragorna. I odłóż tę kuszę bo się postrzelisz jeszcze. Odparł bez emocji, poprawił koło solidnym kopniakiem. - A ty? Maureński krasnoludzie?
-
- Jestem maureńskim krasnoludem jak ładnie to ująłeś, wędrowcem który postanowił wieść życie samotnika. - stwierdził trzymając dalej kusze - W jakim celu jedziesz do tego K'efir? Bo ta babcia brzmi jakoś nieprawdziwie, to jakaś ksywka? - rzekł powoli podchodząc do konia i wskakując na jego grzbiet.
-
- Możliwe. Jade kogoś zabić, może. Nie jestem jeszcze pewien.
-
Opuścił kusze. - Interesująco prawisz, może opowiesz o tej babci? - spytał spokojnym, stonowanym głosem.
-
- "Babcia", była panią K'efir i kochanką takiego jednego czarnego jaszczura o paskudnym charakterze. P jego śmierci wiele spraw się spierdoliło. "Babcia" ledwo przetrwała pogrom rok temu, no i ktoś ją zatruł żelazem. Biedna Renfri. A ja stary, głupi i sentymentalny lojalista. Położył rękę na kaburze w której nosił pistolet - Padnij! Ryknął i wymierzył jakby w ciebie. Na drodze było 4 bandziorów.
4x
http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta_pod%C5%BCegacz
40m od was, są drzewa, krzaki ( no w końcu dżungla) no i wóz. ÂŚwita.
-
//Okej, są 40m za nami ale skoro on wymierzył we mnie to też jest tym bandytą? Bo tak deczko nie rozumie a nie chce spieprzyć.
-
//skoro kazał ci paść...
-
Mężczyzna dosłownie zwalił się z konia po czym wśliznął za wóz. Koń pobiegł przed siebie wystraszony, wyhamowując po kilku metrach.
Krasnolud oparł się o ścianę pojazdu, był chwilowo bezpieczny. Na szybko poprawił kaptur i arafatke po czym wziął drugą naciągniętą wcześniej kusze i włożył bełt. Po tym wychylił się zza zasłony i wycelował w dwie głowy należące do dwóch bandytów, pociągnął za spust a pociski wyskoczyły z broni niczym język żaby w celu złapania muchy, pędziły szybko przed siebie.
Pierwszy trafił idealnie w środek czaszki, z chrzęstem rozłamując płat czołowy, robiąc z mózgu mielone i wychodząc tyłem. Impet sprawił iż ciałem szarpnęło z taką siłą że ciało odleciało w tył na niewielką odległość.
Drugi pocisk trafił prosto w oko robiąc z niego papkę i wywołując mocny krwotok, wyhamowywał po drodze wbijając się w mózg. W rezultacie utknął w nim.
Mężczyzna stał z rozdziawionymi ustami po czym upadł bezwiednie na ziemie.
Krasnolud w tym czasie przeładował jedną z kusz, odłożył ją na później a chwycił za noże chowając się dalej za osłoną.
//Dalej nie wiem czy on mi tyłek ratuje...
-
Vernon zastrzelił trzeciego w momencie gdy krasnolud zeskoczył z konia. Skrył się za drzewem. Czwarty oczywiście strzelał.
-
Gdy zauważył że został tylko jeden schował noże, złapał kusze, wychylił się i strzelił.
Pocisk z dużą prędkością trafił delikwenta w serce robiąc mu dziure w klatce piersiowej, przebijając życiodajny organ zasilający cały organizm. Mężczyzna upuścił bronie, złapał się za serce, z rozdziawionymi ustami, po dosłownie chwili upadł na ziemie zalewając wszystko wokół czerwoną posoką.
Krasnolud usiadł spokojnie i przeładował obie kusze po czym jedną odłożył na jej miejsce przy pasie i z tą drugą w ręce, sprawdził wychylając głowe czy nie nadchodzą posiłki.
-
Nie nadchodziły.
-
Mężczyzna wstał i zagwizdał na konia. Zwierze grzecznie podeszło do właściciela, jeździec włożył noge w strzemie i jednym szybkim ruchem usadowił się w siodle. Wciąż trzymał kusze w dłoni.
- Tak więc, zmierzamy obaj w tym samym kierunku bo ja to akurat jade do znajomego karczmarza który wisi mi przysługe a z racji że ma tam dobry trunek to nim ją spłaci, nie ma to jak ogrzać się w Veris czymś dobrym i mocnym. Zrobić Ci za obstawe? Bo ten wóz wadliwy a szlak pełen bandziorów. - spytał i oznajmił - W sumie to chętnie posłucham dalszych opowieści o "babci" jeśli mnie nimi uraczysz. - stwierdził poprawiając maskawanie twarzy i głaszcząc gołębia.
-
- Wyglądam na kogoś komu trzeba eskorty? - nie wyglądał, odkulbaczył konia od swojego wozu, wysypał na wóz nieco prochu i podpalił. - Jedźmy, nim się kapną że ścieło im patrol.
-
Ktoś tu wychodzi na chama - pomyślał po czym odłożył kusze i pognał konia.
Zwierze leniwie ruszyło z miejsca po czym szybko nabrało prędkości i dogoniło towarzysza.
- To była tylko czysta propozycja, widać że potrafisz sie obronić ale cztery na jednego to średnio fajnie nie mając szybkostrzelnej broni. - rzekł spokojnie.
-
- Widać jak bardzo jeszcze mało umiesz, ale w przeciwieństwie do mnie ty masz czas na naukę na błędach. Dojechaliście do drewnianych umocnień K'efir, strzeżonych przez dwóch ÂŁowców. Spokojnie ich minęliście.
-
- No tak. - stwierdził z konsternacją - Pojade z Tobą, chętnie poznam Twoją "znajomą". Mogę? - spytał poprawiając kaptur i arafatke.
Jadąc zwolnił konia by nie tratować przechodniów.
//Może jakiś opis?
-
// Prosze, http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/K%60efir
- Babcia? O, tam sobie wisi. Wskazał na lewo, na szubienicy wisiały tygodniowe zwłoki. - Biedaczka, gorzej z nią dzisiaj. Karczma jest tam. Wskazaał budynek na środku sporego rynku.
-
//gratias ago
A więc to prawda... Cóż, Melkior nie będzie zadowolony z tego faktu... No dobrze, to teraz dowiedzmy się jak to się stało. - spoglądał przenikliwym wzrokiem na wiszące ciało. Podjechał bliżej i mu się przyjrzał, chciał uchwycić każdy szczegół.
- Dobrze, to ja mykam to karczmy panie. - jak powiedział tak też zrobił, podjechał pod karczme, zeskoczył z konia, przywiązał go do słupka i wszedł do środka.
//Poprosze opis ciała, tak by potem Sil mógł potwierdzić/zaprzeczyć czy to ona.
-
//Nie wiem jak wyglądają zwłoki, mające tydzień i wiszące na słońcu w tropikach. I nie bardzo chcę wiedzieć :P Jesteś w stanie stwierdzić że to kobieta.
Wszedłeś do środka, w środku było 15 osób.
-
Mężczyzna wszedł do budynku, zatęchły odór potu wymieszany z alkoholem i dymem papierosowym gryzł go w nozdrza i na dzień dobry zdążył rozdrażnić.
Podszedł do szynkwasu, leniwie usiadł na stołku i spojrzał na karczmarza. Prosto w oczy.
- Piwo poprosze. - rzekł spokojnie - Tylko mocne.
-
Dostałeś, miejscowe "piwo" w brudnym kuflu oczywiście.
- Pięć grzywien.
-
Mężczyzna wyłożył na blat 5 grzywien po czym spojrzał na to piwo i gdyby mógł to by walnął głową o blat, syfy na kuflu aż go dobiły mimo wszystko łyknął. - Dobre. - stwierdził wbrew prawdziwemu przekonaniu na ten temat. Otworzył manierke i dolał przepalanki co miało przepalić ewentualne bakterie. Teraz pił na spokojnie.
- Potrzebuje informacji. - rzekł cicho kładąc na stół mieszek z 30 grzywnami.
13429 - 35 = 13394 grzywien
-
- Jakich. Odparł barman zabierając grzywny.
-
- Wjeżdzając do miasta zauważyłem wiszącego na drzewie trupa, prawdopodobnie kobieta, po wyglądzie można ocenić że wisi już z tydzień do tego śmierdzi niesamowicie, co to za jedna i do czego tutaj doszło? A tak pozatym, kto rządzi K'efir? - pytał bardzo cicho.
-
- Gruby, tak na niego wołają. Trup należy do poprzedniej burmis... szefowej. Ta elfia pizda wkurwiła zbyt wielu ludzi, i sie kurwa doigrała. No ale to była dziwka Tacticusa... nie jest więc dziwne że gdy wyparował to sie wzieli za jego kumpli. Ale pytałeś o to co tu sie stało. Wampiry sie stały, był pogrom. Bękarty broniły nieludzi, nie wiem jak to sie skończyło. Gówno mnie to obchodzi, Gruby zajął miasto i tyle.
-
- Jak wyglądała egzekucja tej elfiej kobiety? Pogrom pogromem ale wampiry tak sie nie obchodzą sie z ofiarami, są brutalniejsi i bardziej bezwzględni.. - pytał dalej cicho - Kogo masz na myśli mówiąc o jej kolegach? Aaa no i jak sie ta szefowa zwała?
-
- Renata? Coś na "R" miała... podobno jej ludzie ją zasiekli po tym jak pogonili stąd dzikusów. Nic nie mówiłem o jej kolegach.
-
- Dlaczego Tacticusi mają tak bardzo przejebane w K'efir? Kogo masz na myśli mówiąc o kumplach "czarnej kurwy"? Czy w K'efir wsród tych wszystkich mieszkańców można znaleźć turdnaszan? - pytał dalej.
-
- Słuchaj, kurduplu. Zadajesz za dużo pytań jak na 30 grzywien.
-
- Płace to wymagam, ile chcesz?
-
- Za mało, 100.
-
- Za tyle to Ty mi powinieneś nawet zdradzić jakie kalesony nosi pan Kanclerz ale... Niech będzie. - rzucił mu duży mieszek na blat - Tak więc słucham... - oczekiwał odpowiedzi.
13394 - 100 = 13294 grzywien.
-
- Nie nosi. Ale to tajemnica. Nawet Krwawe Sraki nie wiedzą... Tacticusowie mają ogólnie przejebane, Aragorn dopoóki miał tytuły to był nietykalny. Mawia się że to jakiś gość z Tinriletu którego Czarny zdetronizował stoi za "zbrodniami" Aragorna. Dla mnie to bzdura, byłem barmanem w wielu dziurach jak ta i wiem kiedy klient łże. Stary Tacticus miał za uszami, ale wątpie by zadar z Tinriletem. Renfri... poprzednia szefowa tak miała, podobno rozmawiała z jakimś Turdnaszanem z ÂŁowców. Nie mam pojęcia co z nim.
-
- Serio nie nosi? Czego to ja sie nie dowiaduje jak sakiewka zabrzęczy... - zdziwił się mocno.
- Najbardziej interesuje mnie sprawa Renfri. Miała może jakichś wrogów? Komu podpadła po tym pogromie? Co łączyło ją z Aragornem? Wciąż nie rozumiem dlaczego ją zabito. Rozumiem że wraz z Bękartami ratowała wampiry ale co to ma do tego? Czyżby tym im podpadła? - to pytał to myślał pod nosem, napił się piwa i odetchnął.
- Z łówców? Tych "Samotnych" dinozaurów?
-
- ÂŁaczyło ich łóżko, do dziś zastanawiam się jak on jej wciskał... no nie ważne. Renfri i wrogowie? Prościej by było wymienić jej sojuszników. Moja teoria jest taka że podpadła fanatykom, antywampirzym. Bo w dzień pogromu był tu nawiedzony kapłan... a mieszkała tu aby jedna rodzina, on był myśliwym a ona alchemiczką. Zartacie... jej tyłeczek był tak boski że chodziło się do niej "po coś na trawienie" byle zerknąć.
-
- Jak się popieści to i szpadel sie zmieści... - zażartował - No tak, rozumiem, ma na czym siedzieć lub miała, oni jeszcze żyją? Ale zbaczasz z tematu. "Mieszkała tu by jedna rodzina" co? - dopytał.
- Ten kapłan i ta rodzina, gdzie ich znajde? Każdego po kolei. Da się z nimi porozmawiać? Z kapłanem pewnie cieżko skoro fanatyk... - tak sobie wiercił dziure w całym.
- Co z tym łowcą?
-
- Rodzina wampirów, bękarty ją wyciągnęły w dniu pogromu. Kapłan zginął, zajebany przez Bękarty. A ÂŁowcy... Gruby ich zatrudnia.
-
- Wyciągneli ich to dobrze, a gdzie teraz oni egzystują? - spytał popijając piwo - A opowiedz o tych łowcach jeśliś łaskaw.
-
- Kto? Wampiry? A co ja agent nieruchomości? ÂŁowcy... nic specjalnego nie wiem.
-
- Naprawde nie wiesz czy to znów od ceny zależy? - spytał wzdychając.
-
- Jestem barmanem w dziurze po środku dżungli, skąd mam wiedzieć o czym gada Gruby z prawdziwymi najemnikami?
-
- Dobrze, rozumiem... A jeszcze jedno, czy ten wasz "Gruby" związany jest z jakimś półświatkiem? Na logike tak ale wole pytać.
-
- No. Na logike tak. Ale dopóki płaci to nie wnikam czy i dla kogo pracuje.
-
- To ja też lepiej nie będe wnikał. Nie wie pan gdzie zatrzymał sie taki specyficzny mężczyzna co tu za mną przyjechał? Wysoki elf.
-
- Przecież sam tu wszedłeś.
-
- Tak a pan stąd nie wychodził. Sprawdzam pana. Powodzenia z interesem, na razie dziękuje. - rzekł spokojnie, dopił piwo i wstał, rozejrzał się po karczmie czy nie ma tu nikogo podejrzanego lub znanego.
//Godzina?
-
//18:18
Na pięterku oparta o balustradę stała elfka, znałeś ją z zamku Krwawych Srok. Wron. Kruków! Miała dziwne imię. Ale ją kojarzyłeś. Głównie z tego że to siostra Melkiora.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/d/da/Celia_Tacticus.jpg)
-
Mężczyzna podszedł do elfki.
- Celia? - zapytał cicho - Możemy porozmawiać w jakimś cichym miejscu?
-
- Silion? Zwracasz na siebie za dużo uwagi tą arafatką wiesz? Tu na pięterku jest dość cicho. Co tam?
-
- Nie wiedziałem ale mniejsza... Nie chciałem twarzy pokazywać, musze tu być incognito... - mówił cicho - Potrzebuje informacji o "Grubym", to obecny zarządca K'efir, interesuje mnie jakie konszachty ma on z półświatkiem i co za turdnaszan on wynajął by ukatrupili Tacticusa. Uprzedze pytanie, nic mu nie jest narazie. A, no i prosze o dyskrecje. Jak coś to mnie tu nie było.
-
- Mnie też tu nie ma. Zamach na Melkiora? Ehh... nie wiedziałam. Nie myślałeś by iść do Grubego, z jakąś bajeczką że jesteś zabójcą czy coś i szukasz pracy? Albo zrobić użytek z złodziejskich umiejętności i poszperać w jego papierach? Mam za ciebie wykonać zadanie? Bo ja zrobie za darmo... jestem tu tylko by ubezpieczać twe brodate dupsko.
-
- Myślałem o iściu do Grubego ale nie miałem pomysłu na ścieme, spróbujemy w ten sposób. Nie wiesz który to dom?
-
- Największy, i jedyny piętrowy.
-
- Dzięki. - uśmiechnął się pod arafatką i zszedł na dół po czym na zewnątrz. Rozejrzał sie czy na pierwszy rzut oka nie widać tego domu.
-
Widać, a jak że inaczej. Stał przy murze, na prawo od karczmy. Drzwi strzegło dwóch ochroniarzy.
-
Mężczyzna wciągnął powietrze w płuca, sprawdził swoje uzbrojenie oraz maskowanie i powolnym krokiem skierował sie w strone domu. Był ciekaw reakcji ochroniarzy.
-
Szedłeś w stronę domu.
-
Mężczyzna podszedł pod posiadłość, był pewny siebie, wyprostowany i dumny.
- Ja do waszego szefa. - zwrócił się do ochrony.
-
- A coś ty za jeden?
-
- Jestem "Brzytwa" przychodze w interesach.
-
- Aha. Wzruszyli ramionami i otworzyli ci drzwi, jeden z ochroniarzy zaprowadził cię na piętro, w eleganckim gabinecie przy kominku siedział "Gruby". Faktycznie taki był.
- Czego. Rzucił oschle.
-
- Jestem "Brzytwa" panie, najlepszy zabójca z kontynentu. Słyszałem że potrzebujesz panie pomocy w rozwiązaniu pewnego, jak by to ująć, problemu. - mówił spokojnym i opanowanym głosem "wykładając karty na stół."
-
- Jakiego niby problemu?
-
- Z potomkiem czarnego dracona Aragorna Tacticusa... - odpowiedział - Tak więc panie, jak mogę pomóc? - spytał kłaniając głowę.
-
- A, ja nie mam z nim problemu. Acz pewnie on się ostro wkurwi za zabicie Renfri, ja jestem już trupem Brzytwo. Tacticus, lub jego przyjaciele po mnie przyjdą.
-
- Renfri? To te zwłoki wiszące na drzewie przy wjeździe panie? - zapytał jakby nie wiedział - Jeszcze możemy wyprowadzić kontrę i uderzyć zanim oni to zrobią, jeśli będziemy szybsi uda nam się ich pozbyć. - stwierdził.
- Proszę wybaczyć śmiałość ale skoro wie pan że będą chcieli się zemścić to dlaczego pan ją zabił? - spytał kłaniając głowę.
-
- Bo mogłem? Zresztą nie twoja sprawa... Nie chcę się go pozbywać. Nie mam powodu, mam gdzieś jak zgine i kiedy.
-
Mężczyzna szybko rzucił okiem po pomieszczeniu.
//Prosze opis pomieszczenia, stoły, krzesła, ciężkie przedmioty etc. Co tu jest?
-
Pomieszczenie 5x5m. Gruby siedzi w fotelu przy kominku bokiem do ciebie, przy pozostałych ścianach stoją regały z książkami. Kominek ma pogrzebacz.
-
Mężczyzna podszedł do szafki z książkami która znajdowała sie za plecami mężczyzny udając że chce przejrzeć książki, tak naprawde stojąc tam wyjął z małej pochwy swój szklany nóż i podszedł z nim za fotel mężczyzny. Lewą ręką chwycił go za włosy na głowie i odgiął ją w tył a drugą błyskawicznym ruchem podernął mu gardło. Całość trwała z sekundę. W tym czasie zasłonił mu dłonią usta by nic nie powiedział/krzyknął w ostatnim tchu. Kolejne dwa cięcia sprawiły że tułów został oddielony od głowy.
Mężczyzna wyłupił jej oczy, pociął skóre po czym znudzony nabił ją na pogrzebacz.
Drwa w ognisku polał alkoholem i rozpalił krzemieniami. Pięknie się paliło.
W brzuch wbił mu ukryte ostrze które przeciągnął wzdłuż ciała. Krew zalała całą podłoge. Odrąbał toporem kończyny i rozrzucił po pokoju.
Alkohol lał po podłodze w ilościach ogromnych, to była zaleta posiadania manierki bez dna.
Na środku podłogi była kałuża alkoholu.
Męźczyzna przeładował swe kusze, zawiesił pogrzebacz z głową przy pasie i wziął rune w dłonie.
- Heshar - wyszeptał stojąc skierowany w strone kałuży. Podmuch ognia wystrzelił przed mężczyzne podpalając wszystko po drodze i uderzając w ściane.
Krasnolud schował rune, wziął swe kusze i wyszedł z budynku na ugiętych nogach.
Przed budynkiem dalej stali ochroniarze, odwróceni do niego tyłem. Wycelował z kusz w ich głowy, pociągnął za spust i rozwalił im czaszki.
Kusze schował a zwłoki szybko wciągnął do płonącego budynku.
Zagwizdał na konia, ten przybiegł, wrzucił glowe w juki i wskoczył szybko na niego - pędem ruszył w strone wyjazdu z miasta. Kierował sie do stolicy zostawiając w tyle rozpalający sie z każdą sekundą coraz bardziej, budynek.
-
//Wowowow. Jak wyszedłeś skoro nie wiesz czy parter jest czysty? Fakt, zapomniałem wspomnieć o oknie w gabinecie... jest na wysokości 4.5m.
-
Wszystko sie paliło, mężczyzna podszedł do okna i spojrzał za nie, chciał sprawdzić czy bezpiecznie wyskoczy.
-
Wyskoczy, oczywiście pożar już zauważono.
-
Mężczyzna wyskoczył z okna na ugiętych nogach, tak jak go tego uczony w organizacji. Zagwizdał na konia. Zwierze przybiegło w jego strone, on zaś wziął kusze do ręki.
// Akrobatyka.
// Teren czysty? Można wiać?
-
Można? Należałoby, nim się kapną o chuj chodzi.
-
Mężczyzna wskoczył na koń kierując sie pędem ku bramie miasta a stamtąd do stolicy.
-
Uciekłeś.
-
Mężczyzna odetchnął gdy zwiał niezauważony z miasta, zwolnił troche i odpiął od pasa głowe grubego którą niezgrabnie wrzucił w juki.
Wyprostował się w siodle, wytarł nóż w szmate i skierował sie traktem do stolicy.
-
Zadanie zakończone.
Silion dostał zlecenie zdobycia danych wywiadowczych dotyczących śmierci Renfri dla Melkiora Tacticusa, krasnolud udał się do K'efir gdzie nie dość że zdobył potrzebne mu informacje, to na dodatek pozbył się sprawcy zajścia.
Silion:
Nazwa: Głowa "Grubego"
Opis: Odcięty łeb zabójcy Renfri
Talentów brak.