Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Dragosani w 18 Grudzień 2015, 16:33:31
-
Nazwa wyprawy: Z mroku przybyłeś i w mrok powrócisz
Prowadzący wyprawę: Tyrr aep Nargoth (http://marant.tawerna-gothic.pl/index.php?action=profile;u=26430)
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Znajomość sprawy, zgoda prowadzącego
Uczestnicy wyprawy: Dragosani Antares (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/U%C5%BCytkownik:Dragosani), Salazar Trevant (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/U%C5%BCytkownik:Salazar), Melkior Tacticus (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/U%C5%BCytkownik:Aerandir_Tacticus)
- Trafna uwaga z tym możliwym przeciekiem - powiedział wampir na słowa Salazara. - Co do zaś pytań i zbędnego szumu... cóż, jestem Kanclerzem Koronnym. Bądź co bądź namiestnikiem króla. A Bractwo to przede wszystkim organizacja państwowa. Nie muszę się przez nimi tłumaczyć. Możemy napisać list. Złożę na nim swój podpis, aby nadać mu powagi. Gdyby z jakiś względów się nam nie powiodło, służba dostarczy go w odpowiednie ręce - zaproponował.
-
W wyobraźni Salazar dostrzegł wizję możliwych kroków. najbardziej jaskrawą było wstanie z fotela, złapanie draga za głowę i uderzenie nią o blat stołu. siłą uderzenia nadanie uszkodzeń głowy dotkliwych wraz z przemieszczeniem kości czaszki i dorzucenie zwłok w bok, a krasnolud dopił by wino i poszedł sobie w spokoju. Na szczęście wizja i radość z dokonania mordu przyćmiły nerwowość i narastającą Salusiową złość więc dalej był spokojny i opanowany.
- Jeżeli Kanclerz chce to niech informuje że udaje sie z tajną misją. myślę jednak że korzystniejsze będzie gdy załatwimy to sami, po cichu bez informowania. gdy zaginiemy i nie będziemy długo wracać, nasze służby w wyniku braku gotówki złożą doniesienie o zaginięciu i kierunku wypraw. wystarczy by nas publicznie widziano w mieście, jak wchodzę do pałacu to nas szybko znajdą i będą wiedzieli o co chodzi, zwłaszcza, ze Beatrice jest strasznie wrażliwa na możliwość braku pieniędzy na brzytwy, mówi, ze golić się starymi nie będzie, a Irisis też wyczekuje na swój prezent świąteczny. A obie nas teraz podsłuchują znając życie. powiesz swojej służce i wiesz, ze w razie czego jest donosicielstwo. - Powiedział i odetchnął ociężale. - Ja nic nie pisze i nie powiem nikomu... nie będę się uskarżał... - mówi poirytowany. <poirytowany>
- To już lepiej się zbierzmy... Beatrice?! Irsis?! Płaszcz i przysposobić mi Pałasza do podróży...
-
- Ej, ej, czekaj - Drago uniósł lekko ręce, próbując przerwać potok słów Salazara. - Czekaj. Zanim wyruszymy, muszę o coś zapytać. To ważne. - Wziął głęboki oddech. - Beatrice się goli? - zapytał w końcu. - W sensie nogi, prawda? - Umysł Draga zaczynał wyczyniać figle z wyobrażaniem sobie golenia czegokolwiek innego. Westchnął i założył rękawicę na demoniczną rękę.
- Ale jak tam uważasz. Tyrr rzekomo powiadomił już Bractwo jakiś czas temu. Skojarzą fakty. - Wstał, poprawił płaszcz i ułożenie pasa z bronią. Pieszczotliwie pogładził rękojeść szabli. Lubił gładzić pieszczotliwie jej rękojeść i nie było w tym nic dziwnego!
-
- Nie nogi. - odparł beznamiętnie. A Irisis zeszła ze schodów i podeszła do drzwi, gdzie już przyszykowywała płaszcze na podróż, i Kubraczek. Beatrice zaś wyszła z kuchni z purpurą na twarzy oznajmiła, że Pałasz gotowy do drogi. Przyniosła też bronie szablę, kij sztylet wraz z mocowaniami i kilkanaście minut zajęło przysposobienie się do ewentualnych ekscesów. Podszedł do Irisis zabierając swój kubraczek, założył go, zapiął mosiężne guziczki.
-
- Acha - skomentował bystro Drago, również tonem beznamiętnym niczym głos pani siedzącej w okienku w Ratuszu. Tej grubszej, co pracuje do piętnastej. W sensie ma przerwę do piętnastej. Szybko rzucił okiem na Beatrice, która pojawiła się w pokoju. Głęboka purpura na jej twarzy wskazywała, iż wszystko słyszała. Taka mała kara za podsłuchiwanie! Drago posłał jej jeszcze dragowy uśmieszek i oznajmił.
- Skoczę szybko po mojego konia, nie będę wszak całą drogę siedział u ciebie w torbie jako gacek. Zostawię go w jakiejś mieścinie przed Ekkerund. - No i jak powiedział, tak uczynił. Przemienił się w nietoperza na oczach wszystkich i poleciał sobie po konia. Oczywiście ktoś mu wcześniej otworzył drzwi!
-
Oczywiście Beatrice otworzyła! Ona była odźwierną witającą no to i żegnającą! Odwzajemniła uśmiech jeszcze bardziej zalewając się czerwienią.
Saluś westchnął głęboko.
- Panie Tyrr, spotkajmy się przed dworkiem, pan swojego też pewnie musi skądś odebrać boś pan na pewno na piechotę z tego Ekkerund nie drobił krokiem. Spotkajmy się przed dworem i ruszajmy, szkoda czasu.
Powiedział iw szedł do kuchni, skąd tylnym wyjściem pokierował się an tył dworku, gdzie stał już przysposobiony do podróży ogier imieniem Pałasz. Salazar chwycił za uzdę i delikatnie podrapał dłonią końską głowę pomiędzy wielkimi czarnymi oczami aż po nos... konie lubią drapanko! Saluś pociągnął za uzdę delikatnie prowadząc dookoła dworu aż przed drzwi frontowe, gdzie chwytając za siodło sprawdził, czy dobrze osadzone na grzbiecie, by następnie przełożyć nogę przez strzemiona by następnie wybić się z drugiej nogi przełożyć drugą przez grzbiet. W końcu wylądował na grzbiecie i wyjął z kieszeni czapeczkę i wspominając kreatora całego odzienia, kubraka jak i tej czapeczki w zestawie, założył na głowę przyklepując na uszach. Poprawił kubrak na sobie co by elegancko, ładnie wyglądać i chwycił za lejce czekając...
-
Dragosani zaś szybko przełknął po ciemnym niebie na teren swojego dworu. Znajdował się on całkiem blisko domostwa Salazara. Dodatkowo wampir w postaci nietoperza był szybszy niż w normalnej. Dotarł więc tam dość szybko. Wszedł do domu. Zabrał kilka drobiazgów i powiedział Visenyi, że wychodzi i nie wie kiedy wróci. Kobieta była przyzwyczajona do takich nieobecności Antaresa, więc nie pytała o szczegóły. Drago zaś przeszedł do małej stajni, która znajdowała się na terenie dworku. Przygotował konia do drogi. I w końcu wyruszył.
Zjawił się przed dworkiem Salazara w chwilę później. Maximus, jego czarny ogier, zarżał na powitanie Pałasza. Dragosani, w przeciwieństwie do Salazara, nie miał na sobie ciepłego odzienia, dobrego na zimę. Tylko typowy wampirzy pancerz i swój czarny płaszcz. W przeciwieństwie do.Salazara nie wspominał także twórczyni tego płaszcza. Bo i po co?
- I już jestem - zakomunikował oczywisty fakt. - Dobrą porę sobie wybraliśmy - powiedział. - Lubię hemis.
-
- Ja... to zależy. Ogólnie nie przepadam... z drugiej strony jest mi bliska. Zeszłoroczna była bardzo fajna! - Odparł jakże wymijająco mając na myśli raczej brak przywiązania do wszechogarniającej ciemności, która mimo wszystko jest mu bliska i to z doświadczeń jak i skrytej w cieniu jego natury. Z drugiej strony większą wagę przywiązywał do tego z kim spędzana w jakim nastroju czy celu. A że wspominał... wspominał bo było mu ciepło! ha! a ostatnie zdanie bo mu się tak powiedziało pff... <ignorant>
- Gdy dotrzemy do Ekkerund pierwsze udamy się do stajni, skryć kuce, ale później... trzeba by się pokazać z osobna, w różnych miejscach tak by nasza obecność wspólna była przypadkowa i nie związana ze sobą i żeby nikt nie widział, ze udajesz się do pałacu albo że cie wnoszę... Podejrzewam, ze Ekkerund zna się chociaż odrobinę na kontrwywiadzie i potrafi obserwować nowo przybyłych do miasta, trzeba więc uniknąć możliwość powiązania naszej obecności. Tak samo Tyrr, będzie musiał od nas odejść jeszcze nim zbliżymy się do gór, by nasza wspólna obecność nie zakryła się podejrzeniami o spisek - został w jakiś sposób wygnany czy wysłany na niego pluton egzekucyjny tak? czyli jest wrogiem publicznym numer jeden. Jeżeli z nim wiedziemy to kim my będziemy? tym samym...
-
- Nie lepiej, żebym zostawił konia jeszcze przez Ekkerund? - zasugerował Drago. - W jakiejś mieścinie po drodze. Tyrr też by mógł tam zaczekać. A ja mogę ostatni odcinek drogi nawet i przejść czy tam przelecieć. Zminimalizujemy w ten sposób ryzyko tego, że ktoś zacznie coś podejrzewać. Tyrr coś mówił, że wampiry nie są teraz tam mile widziane.
-
- Przykro mi to stwierdzić ale jesteś obiektem bardziej pożądanym dla Vafden, jeżeli zginiesz na szlaku będą ciebie szukać od Efehidonu po Ekkerund na szlaku. jeżeli ktoś zauważy ciebie w Ekkerund jako ostatnim miejscu gdzie byleś, będą pierw szukać w Ekkerund. Gdy ja zaginę będą mnie szukać w drugiej kolejności. Zatem lepiej by ciebie widziano w Ekkerund, przynajmniej miejscowości bardziej znanej do których wysyła się depesze. W Ekkerund na pewno Valfden ma swoje kontakty, a mile widziane... przecież nikt nie zaatakuje kanclerza Valfden od tak. Ale jak uważacie kanclerzu, byliście hetmanem to pewnie wiecie lepiej. - odparł już znużony tym czekaniem, zaczynał tracić cierpliwość i maił chęć wrócić do dworku i wyrwać krasnalowi brodę wraz z żuchwą. roznieść ciało an strzępy i oderżnąć łeb, zatknąć następnie na pice i wywiesić na płocie ku przestrodze dla gości z podrwieniami dla Aggromora, że Valfdeński hrabia jest skuteczniejszy od plutonu egzekucyjnego... ot tak mu tylko przez myśl przemełło.
-
Przerwał im jadący na niedźwiedziu Tyrr - Zatrzymamy się w karczmie "Pod Kozim Kopytem", 100km. od Ekkerund, dalej nie mogę z wami jechać. Kontrwywiad może mnie namierzyć a wolę uniknąć strzelaniny, nająłem też oddział Bękarcich Weteranów na wypadek gdybyście skrewili misję i trzeba by było po was sprzątać. Jedziemy?
-
- Jeszcze nam brakowało bandy najemników - wampir westchnął, gdy Tyrr wspomniał o tym kogo najął.
- W przypadku niepowodzenia... - Antaresowi nie spodobało jak określił to krasnolud. Zupełnie jakbyś wampir był jakimś młodocianym najemnikiem, którego Tyrr wynajął! - To taki oddział niewiele zdziała. Tu trzeba profesjonalistów. - Dał koniowi znał aby ruszył. Nie ma co się ociągać. - Poza tym, czy przypadkiem Aggromor nie wynajął jakiś orków z Bękartów?
-
- Krasnoludzie. Bądź łaskaw nie drażnić szlachty Efehidońskiej. Niejednego myśmy karła moralnego z lufą przy pasie się sprzątnęło. Możemy się pochwalić większymi sprzętami niż lufka pistoletu skałkowego czy muszkietu. - Odpowiedział na wredną i obelżywą sugestię możliwej porażki. Zwłaszcza, ze coś takiego było Salusiowi obce! Częste były natomiast nieoczekiwane komplikacje i nieprzewidziane konsekwencje poczynań... jak z Aprialem... ale w końcu nikt nie wiedział, że to jego dzieło! Poza jednym... E.S. ... Gdzie jesteś bracie krwi? przemknęło mu w myśli gdy spojrzał w niebo smagając lejcami Pałasza, który tylko zamachnął ogonem by uderzyć byłego gadziego koleżkę w plecy... tak pieszczotliwie... zadać ból jeźdźcowi :) . koń ruszył wprost ku bramom wraz z dwójka pozostałych wgapiając się w gwiazdy? - Zaświecić może? Nieuwiezienie jaki fajny gadżet mam! Mówił tajemniczo uśmiechając się!
-
- Sal, nie zaczynaj politycznych dywagacji i pieprzenia o drażnieniu panów jaśnie "szlachciców". Inaczej nasza ekspedycja zakończy się tu i teraz, a Aggromora się zabije. Teraz, w tej chwili jesteście dla mnie pracownikami. Tytułowanie skończyło się po opuszczeniu twojego domu. Wio! Pogonił wierzchowca by ten szybciej szedł
-
- Więc niech ginie. Szkoda było czasu i wysiłku. - Powiedział i pociągnął lejce do siebie zatrzymując wierzchowca. - Nie będziesz mnie Tyrze nazywał swoim pracownikiem. Praca nazywa się kontrakt zawarty miedzy pracownikiem a pracodawcą, ja świadczę tobie przysługę nieodpłatna, a przynajmniej nic takiego nie ustalaliśmy i nie godzę się na traktowanie siebie jak jakiegoś podrzędnego niew... najemnika, którego możesz sobie poganiać zgodnie ze swoją wolą. Nie życzę sobie być tak traktowany krasnoludzie. Wiesz co to znaczy traktowanie się ze wzajemnym szacunkiem? Czy takim jak ty jest to obce. Miłej drogi. - Tak też w miejscu zawrócił wierzchowca i pojechał do domu. Kurwa no nie... no po prostu kurwa no nie, boże czy ty to widzisz... Nie lubię tytularnych rozgrywek, ale kurwa nie pozwolę się traktować jak kurwa bydło do poganiania. Jakiś kurwa szacunek jak kurwa humanoid do humanoida. niech ta góra zwali się na zakute durne łby, karły kurwa moralne. Powtarzał uspokajając się wracając do domu.
//Dzięki, rezygnuję ;/ .
-
Dragosani zatrzymał konia.
- Brawo. Właśnie spieprzyłeś nam cały plan. Jesteś zadowolony? Leć teraz za nim, albo nic nam z całej akcji nie wyjdzie. - Wampir nie ruszał. Myślał tak samo jak Salazar. To w jako sposób zwrócił się do.nich Tyrr było chamskie. I głupie. Tak mógł gadać do tych najemników, których wynajął. Nie do nich.
// Brawo, Aruś <facepalm>
-
- Znasz pałac ze wspomnień, do Ekkerund sobie wlecisz. Ja nie mam zamiaru ganiać za jaśnie panem hrabią. Może jeszcze mam go przeprosić? Po za tym, Salazar robił tylko za jedną z przykrywek i obejdziemy się bez drażliwej byłej jaszczurki. Mówiłem chyba że jest jeszcze Domenick jako plan B. Skoro ta gadzina... O pardon, Pan Hrabia się obraził i opcji A nici, to trudno. Nie chcesz jechać dalej? Poradze sobie bez łaski Valfdeńskiej szlachty. Czemu Tyrr był taki? Bo mógł? Chciał? Miał gdzieś tytuły i zasługi, on potrzebował egzorcysty a pech chciał że jedynym aktywnym był pewien specyficzny wampir. -
-
- Podobno nie wiedziałaś, czy Domenic jest w Ekkerund - przypomniał wampir. Tyrr strasznie stracił w jego oczach. Pewnie dlatego, że mógł. Czym innym jest przejmowanie się tytułami i zasługami, a czym innym zwykły szacunek dla drugiej osoby. Krasnoludowi wyraźnie tego brakowało.
- Jadę. Ale wiedz, że nie robię tego dla ciebie, tylko dla królestwa. Zarówno Valfden, jak i Ekkerund. Poza tym... - Uśmiechnął się krzywo. - I tak nie byłoby cię stać na mnie, gdybym miał dla ciebie pracować.
-
Tyrr nie odpowiedział, w ogóle to nie zachowywał sie jak Tyrr. Drago powinien to zauważyć, przecież ten rudzielec był miły i przyjacielski. Coś tu śmierdziało, i nie był to niedźwiedź na którym jechał Tyrr.
-
Czy nie zauważył? Może. Może zauważył, ale udawał, że nie zauważył. Albo nie zauważył. Jechali tak chwilę w milczeniu. Koń Draga stukał kopytami o bruk. Niedźwiedź Tyrra śmierdział.
- Jak my się właściwie poznaliśmy, Tyrr? - zapytał nagle Drago, gdy wjechali w ośnieżony skwer. - To chyba było jak mi zleciłeś zadanie. To z jakimś lichem w kopalniach, pamiętasz? - mówił, jakby wspominając dawne czasy.
-
- Mówiąc szczerze... nie pamiętam. Wiele osób przewaliło się przez moją kanciapę. A co?
//Od jutra pójdzie żwawiej
-
Wygodna odpowiedź pomyślał Dragosani. Wyrównał kroki konia z niedźwiedziem Tyrra. Dyskretnie pogrzebał sobie przy pasku, niby coś poprawiając. W mroku i pod płaszczem wampira, krasnolud nie miał prawa dostrzec szczypty białego proszku w dłoni Draga.
- A nic. Układam wspomnienia. To pomaga, gry się używa pamięci krwi, ogarnąć chaos w głowie - wyjaśnił od niechcenia. Ruchem płynnym i dyskretnym, niczym jest scenicznego sztukmistrza, wsypał szczyptę soli pod kołnierz zbroi Tyrra, od strony karku, na jego skórę. Zatrzymał gwałtownie konia, obserwując reakcję brodacza. Gotów działać.
-
Instynkt nie zawiódł wampira, krasnolud wzdrygnął się cicho sycząc. Człowiek by nie zauważył ale wampir - mutant owszem. Tyrr miał pasożyta. A wy mijaliście już bramy miasta.
-
Wampir odetchnął głębiej. Udawał, że nic nie zauważył.
- Dobrze tak wyjechać z miejskiego smrodu - powiedział, gdy minęli bramy. Oznaczało to jedno. Mniej świadków. Właściwie brak. Było to i dobrze i źle. Dobrze, bo nikt nie będzie przeszkadzał i osoby postronne nie będą narażone. ÂŹle, bo demon mógł zaatakować. Chociaż Drago podejrzewał, że ten będzie czekał na spotkanie z tymi wynajętymi Bękartami. Aby go wsparli. Tak, czy inaczej, trzeba było się go pozbyć jak najszybciej.
Odczekał jeszcze chwilę, coby oddalić się nieco od bram. Zaczął szykować uderzenie. Znów wsunął dłoń do woreczka z solą. Nabrał garść. Zaczął szykować zaklęcie, łącząc się z Krwawym Kryształem. Z jego fragmentem. Trzy... Zbliżył się nieco do Tyrra. Ot, niby przypadkiem. Dwa... Zaczął mentalnie składać zaklęcie. Jeden... Szybkim ruchem sypnął garścią soli prosto w twarzy Tyrra. Nie czekając aż opętany i jego niedźwiedź zareagują, krzyknął krótką inkantację.
- Izaar! - Uderzył zaklęciami Snu w umysł niedźwiedźa. Zwierzę mogło sprawiać problemy, a nie chciał go zabijać. Poza tym niedźwiedź ma spać w zimę, a nie. Wywinął się w siodle i kopnął demona w ciele Tyrra w twarz. Zaskoczył z konia i zaczął skupiać się, przygotowywać się aby przeprowadzić egzorcyzm. Liczył na to, że zaskoczenie, sól i kopniak dadzą mu tych kilka sekund.
-
Dały, demoniczny krasnolud spadł z wierzchowca prosto na ziemię brudząc ją krwią. Jego topór upadł dalej, dając Dragowi pole do działania. Tyle że... demon najwyraźniej nie chciał wracać do swoich kumpli z Otchłani. Skubany opuścił ciało krasnoluda i znikł w lesie. Tymczasem Tyrr ocknął się, leżąc twarzą w śniegu zastanawiał się czemu tu leży... Czuł się jak po ciężkim kacu.
-
Drago ujrzał swoim astralnyn wzrokiem jak demon umyka w las. Opuścił ciało krasnoluda, widocznie rozumiejąc jaki los by go czekał, gdyby tego nie zrobił. Wampir rozejrzał się jeszcze czujnie wokół. Następnie podszedł do Tyrra i pomógł mu wstać.
- Nie wiem co wy w tym Ekkerund robicie, ale byłeś opętany - wyjaśnił brodczowi, który zapewne nie wiedział co się dzieje. - Kiedy to się mogło stać? Co pamiętasz? - zapytał.
-
- Drago? Spytał zaskoczony - Ostatnie co dość jasno pamiętam to to jak powiadamiałem Bractwo o opętaniu Aggromora. A potem poszedłem do karczmy... Hmm wtedy było cieplej na pewno. Dobra... ja pierdole mój łeb...
-
Drago zmarszczył brwi. Odpowiedź Tyrra bardzo mu się nie podobała. Oznaczała, że Aggromor (lub raczej to co w nim siedzi) mógł się dowiedzieć o ich planie.
- Właśnie jedziemy do Ekkerund załatwić tę sprawę - powiedział. - Był jeszcze Sal, ale zaczął... to co było w tobie zaczęło gadać głupoty. Wkurzył się i zrezygnował. A ja postanowiłem sprawdzić czy nie masz syfa. Miałeś, jak się okazało. Cholera, to może oznaczać, że demon w Aggromor wie o planie... No i jeszcze rzekomo wynająłeś najemników. To pewnie też sprawka paskudy. Niedobrze...
-
- Najemnicy? Aaa... nie nie, to kojarzę. Nająłem kilku do ochrony moich dóbr w Kozim Kopycie, ale teraz sądze że mogą się przydać do czegoś więcej. Wiesz, doceniam to że mnie uzdrowiłeś i w ogóle ale... mamy jakiś plan? Bo teoretycznie możemy wparować do pałacu tajnym przejściem prowadzącym przez dracońskie tunele.
-
Drago uśmiechnął się krzywo.
- Tak właściwie to cię nie uzdrowiłem, nie przeprowadziłem egzorcyzmu. - Wskoczył na konia, aby kontynuować podróż. - Demon sam uciekł, gdy kopnąłem cię w twarz. Widocznie nie chciał wracać do siebie. Dlatego trzeba będzie uważać. Może opętać kogoś w lesie i coś kombinować. Obudź sobie misia i jedziemy. - Kiwnął głową w stronę uśpionego niedźwiedzia.
- Co do planu... Cóż, miałem się dostać do pałacu jako nietoperz. Ale skoro jest sekretne przejście, to warto rozważyć ten wariant. Opowiedz mi o tym. Ach, i jeszcze o samym Aggromorze. W sensie jak się zachowywał po opętaniu, czy miał jakieś nawyki i zwyczaje? Rozumiesz, że nie mogę ufać temu, co mówił twoimi ustami demon.
-
Krasnolud obudził misia podtykając mu pod nos flaszkę czegoś ewidentnie mocnego, wsiadł i ruszył za Dragiem.
- Tego przejścia nie używano od 164 lat. Ba! Nikt po za kilkoma osobami o nim nie wie, ten pomysł z nietoperzem jest o tyle dobry że mamy pewność iż nic nas nie zeżre... Chuj wie co się zalęgło w tunelach. Aggromor po opętaniu zdziwaczał, popadł w paranoję i zaczął przesiadywać całe dnie w komnacie w obawie przed zamachowcami. Szykował się też do jakiejś wyimaginowanej wojny.
-
Drago przez chwilę milczał. Gdyby była.tu pewną elfka, rozpoznałaby jego minę. Wampir knuł.
- Przesiaduje w swojej komnacie... Czasem z niej wychodzi? Planowałem wyrysować pułapkę na demony i ukryć ją pod dywanem. ÂŻeby nieumyślne wszedł na nią. Jak to się uda, to najtrudniejsza część będzie za nami.
-
- Do wychodka, a wiesz gdzie jest tajne wejście? W królewskim kiblu właśnie.
-
- ... - skomentował Antares. W sumie mógł się spodziewać podobnego rozwiązania w krasnoludzkim mieście.
- W takim razie zostawmy to przejście na "plan B". Spróbuję wlecieć jako nietoperz. Do wychodka... No to mogę mieć trochę mało czasu na stworzenie pułapki. Chyba, że... wyrysowałbym ją najpierw na jakimś kawałku materiału, a potem tylko rozłożył. Problem mógłby być tylko z dostarczaniem tego. Pułapka musi być spora, żeby się w niej zmieścił. - Szybko spojrzał na krasnoluda i zdał sobie sprawę, że przecież on zapewne nie ma.pojęcia czym jest ów pułapka. - To taki okręg z wpisanymi weń symbolami. Nie mam obrazka, żeby ci pokazać... Hm... Wiesz coś o Domenicu? - zapytał nagle.
-
- Taa, uratował go z rąk piratów jakiś ruski wampir... Nikolai? Nasz wspólny znajomy przesiaduje teraz w karczmie "Pod Kozim Kopytem" bo go wyrzucili z miasta za machlojki.
-
- Jaki wampir? - Drago nie miał pojęcia co znaczy "ruski". Pewnie jakiś slang krasnoludów. Czy coś.
- W sumie nieważne. Hm... Szkoda, że go wywalili. Przydałby się ktoś wewnątrz. Największy problem będzie z tym założeniem pułapki właśnie. Bez niej demon może zacząć szaleć. Znaczy i tak będzie szalał, ale w pułapce niewiele zdziała. Może co najwyżej kląć i pluć.
// Możesz mi opisać królewskie komnaty i ich najbliższe otoczenie? Teoretycznie powinienem to znać :/
-
- I rzucać kupą! Teraz tak, cała komnata króla ma jakieś 30m2. Jak się wchodzi to masz salon z kominkiem i duży Isgharski dywan, na lewo jest sypialnia, duże łoże z baldachimem i też dywany. Otoczenie komnat to szerokie kamienne korytarze wyłożone czerwonym paskudnym dywanem. Na prawo idzie się do wychodka, drzwi są podpisane.
-
- Ryzyko zawodowe - odparł wampir na wzmiankę o kupie. Kupy krasnoludów były co prawda bardziej siarczyste od kup innych ras, przez co o wiele bardziej nieprzyjemnie w kontakcie. Ale cóż... ryzyko zawodowe. Dawał ryzykuje utratę palca, alchemik poparzenia kwasem, a egzorcysta uwalenie kupą.
- Czyli miejsca powinno wystarczyć. Do tego sporo dywanów. To dobrze. Można pod takim ukryć pułapkę. Na przykład na korytarzu prowadzącym do toalety. Aggromor pójdzie szczać. Wszak, jak to mówią, tam nawet król chodzi piechotą. No i wpadnie w pułapkę. A jak wygląda sytuacja ze strażą w tej okolicy? - zapytał.
-
- Tylko dwóch orczych najemników łażących za nim krok w krok. I to nie jacyś tam pierwsi lepsi, tylko odziani w zbroje płytowe z czarnej rudy skurwysyny. O Dojeżdzamy.
-
- Nie sprzęt czyni wojownika - odparł Drago, gdy dojeżdżali. - Ale też nie planuję walki. To byłoby zbędne marniwanie czasu i środków. Coś się wymyśli - dodał i rozejrzał się.
-
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/0/0d/Lokacje_karczma_pod_kozim_kopytem.jpg)
Wnętrze otoczonego palisadą zajazdu było przytulne i ciepłe. - No, lepiej załatwić to po cichu, dla dobra wszystkich. Krasnolud zbliżył się do stolika przy którym tyłek grzał Domenick i ku zaskoczeniu Draga, Melkior.
//Dopisz mnie
-
- Zdecydowanie lepiej. - Wampir rozpiął płaszcz, gdy weszli do środka. Opuścił kołnierz, który postawił wcześniej, coby mu wiatr nie wiał po szyi. Wraz z Tyrrem podszedł do stolika.
- Witaj, Domenic. I ty też, Melkior - powitał obecnych, nie zdradzając oznak zdziwienia na widok Podskarbiego. Chociaż w głębi ducha ucieszył się na ten widok. Może młody Tacticusa okaże się pomocny?
- Można się dosiąść? - Nie czekając jednak na odpowiedź, usiadł. - To przypadkowe spotkanie, Melkiorze? - zapytał Tacticusa. - Czy też może powiadomił cię któryś z brodaczy?
-
"Młody" Tacticus wyglądał już nie tak młodo jak w dniu ich ostatniego spotkania. Długie kruczoczarne włosy sięgające ramion, delikatny kilkudniowy zarost i spora blizna biegnąca od czoła, przez lewe oko aż po brodę nadawały mu bardziej charakteru i wyglądu twardego najemnika niż urzędnika państwowego. Jedynie spiczaste uszy świadczyły o jego elfiej naturze.
- Kope lat Drago. Domenik mnie najął jak wracałem z Revar. Zapewne wiesz że w stolicy nie byłem od roku, od trzech miesięcy moi ludzie tłuką wampirzych banitów na Północy... To - wskazał na bliznę - Pamiątka po jednym z ich dowódców. A na Veris planuję... dowiesz się w swoim czasie odpowiednimi kanałami.
-
- To Rada Królewska komunikuje się ściekami? ÂŁo kurwa... Rzucił strasznie suchym sucharem Domenik, popił piwa i dodał: - Witaj Drago, co tam słychać?
-
- Forma komunikacji Rady Królewskiej to tajemnica państwowa. Nawet jeśli to ścieki pod Efehidon. - Drago nie mógł pozwolić, aby Domenic był tutaj jedyną osobą, która włada sucharami.
- Co u mnie słychać? Standardowo... Praca ku chwale państwa. Nie polecam. - Przyjrzał się uważnie najpierw Domenicowi, a następnie Melkiorowi.
- Może miałbym pewną propozycję dla was obu. Ale przez tym... - Odwiązał od pasa woreczek z solą i położył go na stole, rozwiązując go.
- Włóżcie tu palce - zażądał tonem, który jasno wskazywał, że odmowy nie przyjmie.
-
- Co za czasy parszywe że trzeba ze sobą nosić wiadro soli i srebrny miecz. Skomentował wkładając palec do woreczka z solą.
-
- A ogóreczki masz? Domenik również zanurzył paluch - No dobra, to skoro mamy za sobą środki bezpieczeństwa to jaki jest plan?
-
Wampir odetchnął. Oczywiście w duchu, wszak nie mógł tak po prostu pokazać, zw odczuł ulgę. Schował swój słony woreczek.
- Domenic pewnie wie, ale Melkior... Król Aggromor jest opętany przez demona - wyjaśnił ściszonym głosem. Tak, żeby zmniejszyć ryzyko, że ktoś ich podsłucha. Nawet jeżeli nie byłby to agent wroga, to i tak wyciek tej informacji byłby problemem.
- Zamieram rozwiązać ten problem. Mogę dostać się do Ekkerund chociażby pod postacią nietoperza, gorzej może być ze zbliżeniem się do pacjenta. Podobno ma ciągłą ochronę... - Tutaj spojrzał na Tyrra. Wszak to od niego wiedział o orczych najemnikach.
-
- A no ma. Od was Melkiorze.
-
- Ja pierdole... i oczywiście Rada i Król nic nie wiedzieli aż do dziś co? Elf westchnął ciężko, okazując rozczarowanie brakiem odpowiedzialności ze strony Tyrra, bo domyślał się metod działania krasnoluda.
- Skoro to moi ludzie... będę mógł podejść tak blisko jak zechcę i wydać im rozkaz "niedopełnienia" obowiązków.
-
- To mi bardzo ułatwi zadanie. - Drago uśmiechnął się. Pierwsza w miarę dobra wiadomość. - I kiedy mówię "bardzo", to mam na myśli będę w chuj wdzięczny, masz u mnie piwo, albo i pięć, zależy od tego czy to przeżyję. Rozumiem, że ty nie będziesz miał problemów z wejściem do Ekkerund? Z tego co słyszałem, Domenic i Tyrr nie są tam chwilowo mile widziani.
-
- Nie będzie problemu, w Ekkerund moja rodzina jest nadal traktowana jak bohaterowie więc chętnie to wykorzystam. Ruszamy?
-
- Ruszamy - potwierdził Antares. - Ale swojego konia zostawię tutaj. Do Ekkerund mam się dostać skrycie, jako gacek, więc obecność dwóch koni będzie podejrzana. Mają tu stajnię? - Rozejrzał się, jakby oczekując, że w głównej sali karczmy zobaczy boksy dla koni pełne siana i kup tychże zwierząt.
-
- Mają, ten zajazd to mały fort jeśli trzeba. Kilka razy spalony, raz przez Lithana a raz przez "przypadek" ktoś podpalił skład prochu w strażnicy. Tego Melkior nie był pewien, mało interesowały go czasy wojenek toczonych przez jego ojca. Wstał od stołu, narzucił płaszcz i skierował się do wyjścia.
- Ale na jednym koniu z tobą nie pojadę. Będziesz za mną leciał albo siedział mi na ramieniu.
-
- I kolejny, który chce mnie na ramieniu nosić. - Drago wzniósł oczy ku niebu na tę jawną popularność swojej osoby. "Jawną" w rozumieniu "wyimaginowaną".
- Mógłbym też zwyczajnie iść za tobą, ale tak jak proponujesz chyba będzie jednak wygodniej. - Także ruszył do wyjścia. Także zapinając płaszcz.
- Na razie. Trzymajcie kciuki! - zawołał jeszcze do brodaczy, którzy musieli zostać. Zapewne strasznie nad tym rozpaczali. Wszak każdy wolałby wyjść na mróz i śnieg, zamiast pić piwo w ciepłej karczmie.
- Zaprowadzę kunia - powiedział Drago i jak zrobił, tak uczynił. Zaprowadził kunia do stajni, zastanawiając się jak go zedrą za przechowanie zwierzęcia.
-
Nie zdarli, stajenny widząc wampira z szponiastą łapą po prostu spierdzielił. Gdyby nie rękawica to zapewne zszedłby na zawał. Melkior wyprowadził ze stajni Mariana i wdrapał się na jego grzbiet. Czekał aż Drago się przemieni.
-
A Drago, który demoniczną rękę miał ukrytą pod skórzaną rękawicą, przez co praktycznie nic nie było widać, zostawił konia w jednym z boksów. Oporządził go na szybko, rzucił trochę siana i podstawił wiadro z wodą. Coby potem fochów nie było. Będąc jeszcze w stajni rozejrzał się, czy nikt nie patrzy. ÂŚwiadków nie było, nie licząc koni, dwóch kóz i jednego osła. Wampir skupił w sobie swoje wampirze moce i przemienił się w nietoperza. Wyleciał szybko ze stajni. Odszukał Malkiora i usiadł mu na ramieniu. Zaczął mu piszczeć do ucha, żeby elf ruszył.
-
Z nietopyrzem na ramieniu Melkior pognał konia ku Ekkerund. Kilka godzin później dojechali do podnóża góry. Elf zostawił konia w stajni bez problemu przekroczył miejską bramę udając się w stronę pałacu. Osobliwe zwierzątko na ramieniu zapewne budziło sensację u co bardziej ciekawskich. Po chwili dotarli w okolice wrót pałacu.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/3/33/Lokacja_Granitowy_Palac.jpg)
-
W czasie podróży Drago kilka razy wzlatywał z ramienia Melkiora. Ot tak, aby rozprostować nietoperze kości. Przecież nie można tak siedzieć bez ruchu cały czas. W końcu dotarli do Ekkerund. Wampir-nietoperz siedział spokojnie na ramieniu elfa, starając sue zniknąć pod kapturem, aby widziało go jak najmniej osób. I tak dotarli pod bramy pałacu. Wampir ruszył się, gdy Tacticis przechodził przez skalnym most. Czepiając się prazurkami o ubranie elfa, podjął heroiczną wspinaczkę pod jego płaszcz. Chciał się ukryć, coby strażnicy przy bramie nie zobaczyli go. Kto wie co mogłoby im strzelić go głów. Starał się przy tym nie zwracać uwagi na woń płaszcza elfa. Długa podróż wszak musiała zrobić swoje.
-
- Czego? I da rękę. Spytał strażnik pod bramą wyciągając woreczek z solą, Aggromor był opętany ale ponoć w taki sposób że demon po prostu w nim był, by szpiegować i stopniowo doprowadzać go do szaleństwa. Stąd też środki bezpieczeństwa.
- Podskarbi Koronny Melkior Tacticus, przyszedłem oddać książkę do biblioteki królewskiej. Zełgał wkładając gołą dłoń do worka z solą, strażnik ustąpił a elf wszedł do środka. Dla zachowania pozorów skręcił w stronę biblioteki, na następnym zakręcie zaś "zabłądził" w stronę komnat.
- Zaczynamy... Mruknął do płaszcza pod którym chował się nietoperz. Komnaty króla rzeczywiście strzegli orkowie, konkretnie to jeden. Korytarz był pusty. Elf podszedł do niego, ork chciał coś powiedzieć ale został uciszony gestem.
- Jest w środku?
- Nie sir, przed chwilą wyszedł do kibla.
- Doskonale, otwórz drzwi.
- Ale...
- Nie dyskutuj Nurg, to sprawa... po prostu otwórz te drzwi i gdy Aggromor wróci nie zwracaj z Durgiem na nic uwagi. Zwłaszcza na potępieńcze krzyki...
Ork nic nie rozumiał, otworzył drzwi czując na sobie nie znoszący sprzeciwu głos i wzrok Melkiora. Odsłonił płaszcz dając Dragowi szansę na wlecenie do środka.
-
Dragosani wystrzelił spod płaszcza jak poparzony. Ku wolności i świeżemu powietrzu. No, względnie świeżemu. I względnej wolności. Wylądował na środku pomieszczenia i wrócił do wampirzej formy. Słyszał rozmowę Melkiora z orkiem Nurgiem. Wiedział, że ma ledwie kilka chwil nim Aggromor wróci z wychodka. Musiał więc działać. Oczywiście mógł znów zamienić się w nietoperza i poczekać w jakimś kącie na kolejna okazję, gdyby była taka potrzeba. Ale lepiej działać natychmiast. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Co prawda Tyrr mu je opisał, ale zobaczyć tak na właśnie oczy było zdecydowanie lepiej. Szukał dwóch rzeczy. Po pierwsze, miejsca odpowiedniego na pułapkę. Pod dywanem, który leżałby w takim miejscu pomieszcza, po którym opętany musiał przejść po wejściu do środka. Druga rzeczą było jakieś schronienie. Szafa, zasłona, czy inne łóżko pod które mógłby wejść. Nie chciał przemieniać się w nietoperza, traciłby w ten sposób tylko czas. A gdy już spęta demona, musiał działać szybko.
-
Tuż przy wejściu leżał okrągły dywan przez który nie dało się nie przejść, duży na tyle by narysować pułapkę. Był też kredens, i wejście do sypialni. Wampir mógł się też skryć za jednym z gobelinów.
-
Po zlokalizowaniu tego co trzeba było, nie pozostawało nic innego jak tylko zacząć działać. Antares nie miał pojęcia ile miał czasu, ale uznał, że ma go niewiele. Szybko zwinął dywan, aby nie przeszkadzał i wyciągnął kredę. Zaczął rysować na podłodze magiczny krąg, który miał za zadanie spętać demona (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/6/6c/Spetanie_demona.gif). Zadanie to do łatwych i szybkich nie należało, krąg był pełen zawiłych symboli, które musiały zostać wyrysowane bardzo precyzyjnie. Mimo to wampir działał. Miał sporą wprawę, w Pakcie spędził całe godziny rysując tę pułapkę, aby nauczyć się robić to jak najdokładniej i jak najszybciej. Mimo to, trochę czasu to potrwać musiało. Drago zaczął odczuwać rosnący stres. Mógł nie zdążyć. Jednak nerwy nic by nie dały. Odetchnął dla uspokojenia i wyrecytował w myślach mantrę z kodeksu Protektora. Nie ma emocji, jest spokój. Kontynuował rysowanie. Nasłuchiwał odgłosów zza drzwi, aby być ostrzeżonym przed nadejściem pacjenta. Zostało jeszcze tylko kilka symboli...
-
Odgłos kroków był znakiem że ktoś idzie, Melkior zapukał do drzwi dając znak Dragowi że czas się schować. Sam ukrył się za gobelinem przedstawiającym jakąś scenę batalistyczną. Rzeczywiście, kroki należały do Aggromora i drugiego ochroniarza. Krasnolud był już blisko komnaty.
-
Ostatni symbol. Wampir szybko się podniósł i kopnięciem rozwinął dywan. Materiał skrył pułapkę, czyniąc ją niewidoczną. Skoczył ku jednemu z gobelinów, po drodze chowając kredę. Schował się za ścienną dekoracją. Będąc już w tym mniej więcej bezpiecznym miejscu, ściągnął rękawice z demonicznej ręki. Wsunął ją za pasek. Wolał mieć bezpośredni kontakt z czołem opętanego. Odetchnął. I czekał...
-
Aggromor nie był świadom opętania, nie przyjmował tego do wiadomości i surowo karał wszystkich którzy choćby o tym napomknęli. Aggromor popadł w paranoję, zamknął się w sobie i powoli zaczął wariować. Toteż nieświadom niczego wszedł do komnaty, stanął na dywanie i zamarł. Oczy zaszły mu mgłą, demon przejął kontrolę.
- Długo wam to zajęło. Rzucił w eter.
-
Słysząc głos, który jednocześnie należał do krasnoludzkiego króla i nie, Dragosani wyszedł zza gobelinu. Demon nie szalał, nie wrzeszczał i nie próbował wzywać straży. Co w sumie było na rękę wampirowi. Niby orkowie mieli rozkazy od Melkiora, ale chora wie, czy w okolicy nie było jakiegoś zbłąkanego patrolu krasnoludów. A ci zapewne nie dali by sobie nic wytłumaczyć. Antares podszedł szybkim krokiem do spętanego demona. Wyciągnął demoniczną rękę i położył ją na czole pacjenta. Przez moment przemknęła mu, czy czegoś nie powiedzieć. Ale po co? Dyskusja z demonem nie miała sensu. Trochę by pobluzgał, rzucił kilka gróźb i zaczął pluć. Zero konstruktywnej wymiany zdań. Wampir zaczął więc egzorcyzm. Jako Bestia nie musiał uciekać się do inkantacji. Wystarczyła mu tylko demoniczna moc i siła woli. Zaczął napierać umysłem na pasożyta, skrytego w głębi jaźni Aggromora. Raz za razem, nieustępliwie niczym stalowy młot. "Przepadnij" rozkazywał demonowi. Całą swoją siłę woli miał skupioną tylko na jednym. Wypędzeniu demona i uwolnieniu króla. "Ulegnij" wbijał mu w plugawa jaźń uderzenia mentalnego rozkazu. Miał czysty umysł, niezmącony zbędną myślą ani emocją. Gdyż nie ma emocji, jest spokój. I to właśnie spokój oraz dyscyplina umysłowa, były bronią wampira w tej niewidocznej batalii.
-
Demon uległ wampirowi, jakkolwiek dwuznacznie to nie zabrzmiało. Nieprzytomne ciało krasnoluda osunęło się na podłogę.
-
Wampir odetchnął. Opuścił dłoń. Nie wiedział ile czasu trwał egzorcyzm. W takich chwilach czas zdawał się nie mieć znaczenia. Widząc leżącego u jego stóp Aggromora, kucnął przy nim i sprawdził puls. Krasnolud żył, był tylko nieprzytomny. Chyba. Kwestią czasu pozostawało więc to, aż się obudzi. Antares podszedł do drzwi i otwierając je, wyjrzał na zewnątrz.
- Melkior? - rzucił w przestrzeń, podejrzewając, że elf gdzieś się tam kryje.
-
Wyszedł zza gobelinu, jakoś tak mimowolnie położył dłoń na rękojeści miecza.
- Udało się? Spytał retorycznie - A wy macie nikogo nie wpuszczać, i spokojnie to nie był zamach Nurg. Obiecuje że wam to kiedyś wyjaśnię. Powiedział do orków, gdyby nie to że Aggromor wynajął dwóch elitarnych wojowników z najemnej kompanii Melkiora i Thema to ta misja wyglądałaby gorzej. Elf wszedł do komnaty zamykając drzwi na skobel. Agg się budził.
-
Drago cofnął się, aby wpuścić Melkiora do pomieszczenia. Nałożył rękawicę na demoniczną rękę. Nie chciał niepokoić niepotrzebnie pacjenta. Spojrzał na Aggromora, który się właśnie budził.
-
Budził, właściwie to zaczął chrapać by po chwili podniesć głowę znad dywanu.
- Dragosani? Melkior? Czemu ja leże na dywanie... łeb mnie napierdala jak po kacu stulecia... ale i czuję jakąś ulgę... Mówił leżąc, osłabiony i zdezorientowany.
-
- Byłeś opętany, królu - powiedział wprost Drago. Nie widział sensu, aby ukrywać prawdę. Nawet jeżeli Aggromor usilnie jej przeczył, gdy miał syfa.
- Przeprowadziłem egzorcyzm - dodał. W sumie tego już król mógł się.domyślać, chociaż nie mógł wiedzieć kto to zrobił.
-
- Pierdolisz Antares... to to... no kurwa niby jak?! Rzekł wstając - Melkior?!
-
- Pod dywanem jest krąg spętania demona - powiedział wampir, krzyżując ręce na piersi. - Dlatego leżałeś na podłodze. W sumie sugeruję zostawić krąg. Jako swoiste zabezpieczenie. - Niespecjalnie się przejmował tym, że Aggromor mu średnio wierzy. Robił swoje.
-
- Drago nie kłamie, nie ryzykowalibyśmy życia i posad by zrobić dowcip władcy Ekkerund. Co czujesz?
-
- Co? Jak jak się czuję? Jak po kacu kurwa! Mam dziury w pamięci, nie wiem co robię albo nie pamiętam... Jak mogli mnie opętać? Wiedziałbym o tym prawda?
-
- Niekoniecznie - odpowiedział wampir. - Jeżeli demon byłby ostrożny, mógłby jedynie wiedzieć w głębi umysłu i obserwować. Podsycać strach i paranoję. Zaś dziury w pamięci świadczą o tym, że jednak czasem przejmował kontrolę. Chociażby po wejściu do tego pomieszczenia. A ból głowy... cóż, skutek uboczny wyrwania pasożyta z umysłu. Wyrywanie zepsutego zęba też boli - wyjaśniał cierpliwie.
- Teraz jednak kontakt z solą i srebrem nie będzie bolesny. Bo był, prawda? - zapytał. Nie po to, aby się dowiedzieć tego. Raczej aby podsycać królowi myśl, że jednak coś było nie tak. ÂŻeby wyciągnął wnioski.
-
Król usiadł w fotelu przy kominku, zanurzając twarz w dłoni.
- Srebro... masz rację, awersja minęła. Ale nadal nie mogę dojść jak... Zaraz! Rok temu przyszedł do mnie czerwonoskóry jegomość... Hrabia chyba. Nie wiele pamiętam z tamtej wizyty.
-
- Czerwonoskóry hrabia? - zapytał Drago. - Hm... zapewne znajomy Nirsala... - mruknął do siebie. - Podejrzewam, że złożył ci jakąś wspaniałą ofertę. Kiedy odmówiłeś, wsadził ci do głowy towarzystwo - domyślał się wampir. - Pamiętasz coś z tego spotkania? Imię? Ową ofertę właśnie?
-
- Imie... coś na A... chciał bym przystąpił do Cesarstwa bo wygrywają. Kazałem mu spierdalać.
-
- No czyli wszystko jasne... masz szczęście że Rada Niedźwiedzia miała aep arse twoje zachcianki. Głównie dzięki Tyrrowi, którego o mało nie zabiłeś nie wybuchła wojna. No i nie wytłukłeś wampirzych tuneli Melkior mówił do Aggromora "per ty" z prostej przyczyny, krasnoludzki król nie zachowywał się jak król. - Masz przed sobą Valfdeńskiego Kanclerza i Podskarbiego, zachowamy dla siebie informacje o tym incydencie pod warunkiem że zaczniesz stosować środki ostrożności i że... Chciał dodać coś więcej, ale nie chciał przy Dragu wyciągać pewnych spraw natury politycznej, takich o których Rada i Król powinni niby wiedzieć ale... pewne informacje warto trzymać na odpowiedni moment.
-
- Co do środków ostrożności, to może mógłbym coś zadziałać. Ale musiałbym z kimś porozmawiać... No cóż, na razie liczę na twój zdrowy rozsądek, królu. Sól i srebro będą twoimi sojusznikami. Podobnie jak Valfden, więc w razie czego nie wahaj się zwrócić do nas. A tak odnośnie soli, taki mi pomysł wpadł do głowy... Cała nasza trójka ma pewien wpływ na to co się dzieje na wyspie. Może by tak spróbować wypromować nowy i "modny" sposób powitania? Konkretnie wzajemne posypanie sobie dłoni solą. Rozumiecie co mak na myśli? - rzucił na koniec wypowiedzi luźną propozycją.
-
- Macie rację, czas chyba przyjąć świat jakim jest. Antares... mam u ciebie olbrzymi dług. I u ciebie Melkiorze. Krasnolud podszedł do sejfu z którego wyciągnął dwa opale wielkości śliwki i wręczył elfowi i wampirowi. - To taki drobiazg za pomoc. Co do pomysłu powitania zaś. Dobry pomysł, ale jak go wdrożyć?
//Otrzymujecie
Nazwa: Opal
Wartość: 120grz
-
- Nie przesadzajmy, my robimy po prostu to co trzeba. Odparł wkładając do kieszeni cenny kamień. - Sam nie mam pojęcia jak by to wdrożyć inaczej niż dekretem jakimś.
-
- Najlepiej uniknąć prawdziwego celu tegoż. Wywołałoby to panikę, może prześladowania i tak dalej. To musiałby być trend. Taka głupia moda, jakich wiele powstaje z biegiem czasu. Nie może więc być to coś narzucone przez rząd. Raczej coś, co wykwitnie w społeczeństwie. Z ziarna zasianego przez rząd. Plotki, może jakieś występy awangardowych artystów i tego typu pierdoły. Takie rzeczy sterują ludem - zaczął wyjaśniać. Oczywiście nie miał pojęcia jak coś takiego zrobić. Ale jakiś zamysł to zawsze był. Może nawet się przerodzi w coś realnego?
Przyjął od króla opal i zważył go w dłoni. Kamień musiał być wart sporo pieniędzy. Z tym, że tych wampir nie potrzebował, miał własne zarobki.
- Doceniam dar, Aggromorze, ale nie zrobiłem tego dla zapłaty. Po prostu tak trzeba było zrobić. Jeśli chcesz spłacić dług, to przyjmij ponownie Tyrra do Rady Niedźwiedzia. To mądry krasnolud, który nie będzie tylko potakiwał, lecz naprawdę pomagał.
-
- Przyjmę przyjmę, wyrzuciłem go nieświadomie przecież. A teraz wybaczcie ale chcę zostać sam, muszę ogarnąć siebie i miasto.
-
Dragosani wstał. Bo przecież wcześniej usiadł. Dziwnie byłoby, gdyby tak stał cały czas, jak widły w gnoju.
- Całkiem zrozumiałe - odparł na słowa Aggromora. - Polecam się na przyszłość i takie tam. - Odwrócił się i już miał wychodzić, kiedy zmarszczył brwi. Wpadł chyba na jakiś pomysł.
- Hm... jeszcze coś. Może umówimy się na cykliczną wymianę notek dyplomatycznych? Z kilkoma słowami-kluczami. Powiedźmy "srebro", "wierzchowiec" i... hm... "opal". W dowolnej kolejności. W razie braku notki, lub braku tychże słów, wiadomo będzie, że coś się stało.
-
- Przecież demon może odczytać myśli, i nadal używać tych słów. Wie to bo wbrew temu co powiedziałem Salazarowi to ja czytałem grimmuar ojca nim się go pozbyłem. Grimmuaru, nie ojca. Sprostował.
-
- No właśnie? Może nie? Inaczej jak by sterował mną gdy miałem zaćmienia?
-
- Czasami wygląda to tak, jakby nie odczytywał myśli - odparł Drago. - No, ale masz rację, Melkiorze, mój błąd. Więc pozostaje po prostu śledzić wzajemnie wydarzenia w naszych miastach. Tak, na wszelki wypadek. - Innej opcji chyba nie było, niż takie dobrowolne szpiegostwo.
- Nie będziemy już chyba dłużej przeszkadzać ci, królu. Odpoczywaj. Ktoś musi ogarnąć Ekkerund.
-
Aggromor pożegnał ich skinieniem głowy. Radni opuścili komnatę, mogli teraz spokojnie poruszać się po pałacu.
- Musisz coś wiedzieć, za kilka dni płynę z misją dyplomatyczną do Torgonu. Po za tobą wie jeszcze Król, oficjalnie wypływam na zwykły patrol.
-
- To może być interesujące - stwierdził Drago, idąc obok Melkiora. - Bym się nawet wybrał z wami, jeśli tylko Lucjusz nie zasypie mnie bzdurnymi papierami do podpisywania. Wiesz jako on jest. - Westchnął ciężko. Praca w Radzie nie była łatwa. Trzeba było w niej pracować!
-
- Wiem, dlatego spędzam czas z dala od stolicy. Półtora roku nie byłem w domu, wysyłałem tylko listy. Odparł, wyszli z pałacu i udali się w stronę stajni.
- Ah... znowu będziesz musiał się przemienić. A co do misji, istnieje spora szansa że nas zatopią zanim pomyślą o spytaniu czy przybywamy w pokoju...
-
- Niczego innego nie oczekiwałem... - odpowiedział Drago. - Koniecznie muszę? Teraz już chyba nie trzeba ukrywać mojej obecności tutaj. Chyba, że o czymś nie wiem.
-
- A jak chcesz wrócić? Na jednym koniu z tobą nie pojadę. Nie ma mowy.
-
- A, o to ci chodzi - uświadomił sobie Drago. - Jedź, jeśli chcesz, ja jeszcze przejdę się do tutejszego jubilera. Mam pewną sprawę. Nie, nie chodzi o sprzedanie opalu. - Krzywy uśmiech zdradzał, że wampir coś knuje. Coś bardzo niecnego.
-
- Nie chcesz chyba... no nic. Ja wracam powiadomić Tyrra i jadę do stolicy się ogarnąć. Bywaj, mam nadzieję że przeżyję rejs.
-
Drago uśmiechał się tajemniczo.
- Liczę na to, że plotki o tym mnie wyprzedzą - odparł. Nie zaprzeczył, nie potwierdził. Ale przecież Drago by TEGO nie zrobił. Drugi raz nie popełniłby tego błędu. Prawda? Pożegnał Melkiora i udał się w swoją stronę.
-
Biedak... Pomyślał elf nie mający TAKICH problemów. Tak jakby. Melkior dosiadł wierzchowca i ruszył zdać raport.
Zadanie zakończone powodzeniem
Udało się wyegzorcyzmować Aggromora i uniknąć wydania całej sprawy.
Nagrody:
Dragosani:
Nazwa: Opal
Wartość: 120grz
Melkior:
Nazwa: Opal
Wartość: 120grz
Talenty
Aktywność: 1 brązowy talent
Opis: 1 brązowy talent
Walka: brak
-
Nie rozumiem zapisu tego podsumowania. Proszę go poprawić na bardziej czytelny oraz napisać ładne podsumowanie ze względu na to, że nie jest to jakaś błaha sytuacja dla uniwersum gry, bo praktycznie udało prowadzącemu zrobić tak, że wyegzorcyzmowanie króla jest rzeczą dość prostą i codzienną :)
-
//Lepiej nie dam rady ;[
Około 5 miesięcy temu do Aggromora przybył pewien rzekomy hrabia, w istocie demon który po tym jak krasnoludzki król odmówił przystania na jego super korzystną ofertę przystania do Meaneba opętał go. Demon jednak nie przejął kontroli, był czymś w rodzaju szpiega i doprowdzał Aggromora do stopniowego szaleństwa. Członkowie Rady Niedźwiedzia zaczęli zwracać uwagę na "dziwne" zachowania, Tyrr zaczął się domyślać kiedy Agg zdenerwował się po przyniesieniu mu srebrnych sztućców i soli. Zaczął więc organizować "odrobaczanie" wciągając to Salazara, Dragosaniego i Melkiora. Ten ostatni po opracowaniu planu akcji "przemycił" Draga do pałacu, gdzie po tym jak Agg wszedł w ukrytą pod dywanem pułapkę został wyegzorcyzmowany.
-
Jak rozumiem Dragosani nie dostaje talentów?
-
//Autentycznie zapomniałem.
Talenty
Dragosani:
Aktywność: 1 brązowy talent
Opis: 1 brązowy talent
Walka: brak