Chabacik przedzierał się przez dosyć gęsto porośnięty krzewami las. Gałązki smagały go po twarzy, tu i ówdzie czyniąc zadrapania. Stawiał nogi ostrożnie, gdyż nie widział pod sobą ziemi, tylko wszędobylskie krzaki. Złapał się za koeljną z niezliczonych już gałęzi. Potknął się o kamień. Wypadł z gąszczu lasu na twarz. Wstał, rozcierając nos. Zauważył, ze jest na jakiejś piaszczystej drodze. Czuł lekki powiew wiatru, co było miłą odmianą od duchoty gąszczy, które przed momentem przemierzał. Chabacik poszedł drogą. Po krótkim marszu zauważył w oddali, ze coś leży na w poprzek ścieżki. Gdy się zbliżył zobaczył, mrużąc oczy, że to rozwalony wóz. Chciał iść, go zbadać i już stawiał krok w tę stronę, kiedy zauważył, że zza wozu wychynęły dwa wilki. Niosły jakiś kawał mięsa w paszczach - zapewne kawał woźnicy. Drugie dwa wilki biegały wokół nich. Chabacik szybko cofnął się ze ścieżki. Wszedł w las....