Po chwili zmęczona już nieco Melitele dotarła do celu. Drzwi chaty były zamknięte. Nim zdążyła zapukać, z zarogu wyszedł potężny kolorowo ubrany gość z mocno rozwiniętym mięśniem piwnym. Na oczy zsunęła mu się ciemnozielona opaska, która całkowicie przysłoniła mu widok. Kiedy ją poprawił spojrzał w stronę Melitele, oparł się o drewnianą ścianę i zagaił:
- Witaj kwiatuszku. Czyżbyś odebrała moje miłosne wibracje?
- Hmm... nie zupełnie. Ma pan może na imię Barry?
- Ha! Widzisz. Wiedziałem że coś nas łączy. To ta więź łączyn nasze myśli.
- Chyba poprostu mamy wspólnych znajomych.
- A Ty jesteś... ommmm... zaraz, wspólnych znajomych?
- Jestem tytaj z powodu twojej prośby do myśliwych.
- Aaa eee - zmieszał się Barry - No tak, pani od myśliwych. Proszę wybaczyć, spodziewałem się, że przyślą kogoś eee... innego.
- W porządku. Jaki mamy problem? To podobno... DUCH
- Ciii, bo cię usłyszy - przerwał szeptem Barry - Pojawia się tylko wieczorem ale słucha nas cały czas. Noc w noc od przejazdu tego kupca męczy mnie i nie daje mi spać. Jęczy i buczy tak że buuu i pfuuuu - łzy pojawiły mu się w oczach - ta jędza nawiedza mnie nawet po śmierci - wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać.
- Spokojnie, spokojnie, wszystko będzie dobrze - po chwili lamentowania Barry był już w stanie wyraźnie mówić - Na pewno coś da się zrobić. Po pierwsze: co to był za kupiec?
- Najzwyklejszy handlarzyna. Zakupiłem od niego kilka paczek upojnej nocy (takie swojskie skręty
bo tanio chłop sprzedawał. Błagam panią, proszę zrobić coś z tym duchem!
- Kiedy nigdzie go tutaj nie widzę.
- W piwnicy, z tamtąd usłyszałem te jęki i wrzaski, a kiedy chciałem sprawdzić co się dzieje, zobaczyłem ją na schodach. Wiałem ile sił w nogach. Proszę, niech panienka coś z tym zrobi.