Grupa Maurenów, która pomogała zanieść żonę Dragosaniego do Górnego Miasta, zmierzała powolnymi krokami do celu. Gdy byli już na miejscu i zanim zdążyli kogoś zawołać, brama zaczęła się sama otwierać. Pierwsze, co wojownicy zobaczyli, to postać odziana w czarną zbroję i hełm. Osoba ta zaczęła powoli zakładać na nadgarstek swoje ,,szpony", a po chwili zdjęła łuk.
- Fett... - szepnął Dragosani.
- Pospiesz się, Wampirze. Ta brama nie będzie tu otwarta cały dzień.
Czarnoskórzy mężczyźni bez słowa wnieśli Metztli do środka, a Dragosani stanął obok łowcy nagród.
- Tak się zastanawiałem, gdzie Cię poniosło. Przez myśl przeszło mi nawet, że uciekłeś - powiedział ironicznie i z uśmieszkiem, a potem dodał - W końcu to nie Twoja wojna, prawda?
- To moja sprawa, czy będę tu walczył czy też nie - odparł chłodno Samotny ÂŁowca, wyciągnął zatrutą strzałę z kołczanu i ruszył naprzód.
Brama powoli opadała, a Dragosani ciągle patrzył na łowcę nagród.
- Fett - zawołał po chwili.
- Zajmij się sobą, Wampirze, i nie przeszkadzaj mi w mej powinności.
Dragosani szybkim krokiem podbiegł do Przywódcy Gildii Samotnych ÂŁowców.
- Pomogę Ci, nie...
- Nie potrzebuję pomocy - przerwał mu łowca. - Umiem doskonale sam o siebie zadbać.
- Domyślam się, że umiesz, ale razem mamy większe szanse...
- Ty masz większe - znów mu urwał w pół zdania.
Samotny ÂŁowca napiął cięciwe i puścił strzałę. Trafił w obojczyk jednego z biegnących ku strażnikom krasnoludów. Nie martwił się, czy przeciwnik dobiegnie do swojej ofiary. Wiedział, że najeźdżca ma niespełna minutę życia. Wolnym krokiem szedł naprzód i co chwila puszczał pociski. Gdy już doszedł do większej grupki walczących, schował swój ÂŁuk Draka i wyciągnął lśniące, srebrzyste ostrze.
Jeden z krasnoludów podbiegł do niego z zapałem i machnął swoim dość długim, jak na jego rozmiary, mieczem. Samotny ÂŁowca w ostatniej chwili zablokował niespodziewany atak, klękając na jedno kolano i unosząc własną broń do góry. Stali tak kilka sekund, gdy wreszie Fett zamachnął się wolną lewą dłonią i wbił w brzuch krasnoluda trzy ostrza zamocowane na nadgarstku. Uścisk zelżał, a z ust przeciwnika zaczęła spływać krew. Przywódca Gildii Samotnych ÂŁowców podniósł się i kopnął na ziemię umierającego Krasnoluda. Wnet skądś nadleciał zabłąkany pocisk - bełt albo strzała. Odbił się od jego zbroi i upadł. Jeszcze kilka, a mój pancerz tego nie wytrzyma, pomyślał. Chwycił mocniej rączkę miecza i ruszył naprzód.