- Nie no, w sumie to mnie zgarnęli, bo wymordowałem strażników swojego ojca, a Bękarty - a przynajmniej Tacticusowie dobrze żyli z moją rodziną. No i Renfri, matka Melkiora miała tam schronienie - zaśmiał się perliście. - Przynajmniej było ciekawie.
Wyciągnął zza pazuchy papierosa, po czym odpalił go od pobliskiej pochodni.
- Zależy w jakim kierunku będziesz chciał się kształcić. Możemy pozwolić Ci dobrze zarobić na naprawdę porządnych kontraktach, bądź puścić wolno, byś sam sobie radził. Od drobnych kradzieży, do napadów i rozbojów na trakcie, aż po wykwintne morderstwa za grube mieszki. Podążamy ścieżką bezprawia. Nie jesteśmy Bękartami ani rycerzykami, nie ogranicza nas kodeks moralny bądź honorowy. My oferujemy atmosferę i możliwość dobrego zarobku. No i w sumie przygód. Nic tak nie dodaje energii jak ucieczka przed strażnikami, bądź ciche, ale efektywne zabójstwo na zlecenie. - powiedział i wziął głębszy oddech. - Z odrobiną zapału myślę, że będziesz w stanie wysoko u nas zajść. Wszak każdy z nas zaczynał od zera, nieprawdaż? A po tylu latach spędzonych na wojaczce mało kto jest nam teraz w stanie zagrozić. Swoje przeżyłeś, Szeklan, więc wiesz jak to jest. Pozostaje tylko pytanie, czy jesteś gotów? Z tej drogi mało który ma wolną rękę, by odejść. Kruki nie umierają ze starości.