Dracoński wiking sprawnie poradził sobie z mutantem, elf zaś w tym czasie doskoczył do pozostałych bandytów. Korzystając z faktu iż orkstein zajęty jest walką Quinn doskoczył do pozostałych przeciwników, napinając jednocześnie łuk. Niemal z przyłożenia, z odległości może dwóch metrów wystrzelił prosto w twarz pierwszego z wrogów, zwolniona cięciwa posłała żelazną strzałę, a ta z tak bliskiej odległości przeszła przez oczodół i dalej czaszkę niemalże na wylot, z miejsca powalając bandytę. Nie miał czasu ponownie napiąć łuku, odskoczył w tył i odrzucił drzewce, jednocześnie sięgając po topór. Prosty, z drewnianym trzonkiem i mosiężną rękojeścią, nie nadawał się do praktycznie niczego, jednak na takiego bandytę wystarczał. Elf sparował lekko cios miecza, uniknął cięcia mieczem i przeszedł w bok, uderzając przez brzuch przeciwnika, z miejsca poprawił raz jeszcze, rąbiąc znad głowy niczym drwal. Trafił prosto między kręgi, ciężko ranny mężczyzna padł, a Quinn, nie pozostawiając nic przypadkowi pochylił się i uderzył krótko, mocno, prosto w skroń powalonego wroga. Struga krwi trafiła go w twarz, elf skrzywił się i wstał, przecierając twarz.
- Dlatego wolę łuk... Sprawnie poszło - powiedział do Torsteina i podszedł do klatek, sprawdzając czy może je otworzyć. Nie wiedział czy może jeszcze pomóc pojmanym, ale chciał przynajmniej spróbować.