- Chuj mnie to. Odparł najemnikowi który nie słuchał chyba uważnie bo Bailif to imię chana. Kagan zaś to zdaje się tytuł tego grubasa - Horde interesują tylko złoto i niewolnicy, od nas dostają najlepszych.
- Grzeczniej do moich ludzi, bo zajebie jak psa a łeb odeśle Bailifowi z ofertą rozmów. W tej sali jest trzydziestu ludzi, połowa pijana lub naćpana. Druga połowa nadaje się jako manekiny ćwiczebne. Melkior podszedł krok bliżej.
- Jesteśmy zmęczeni dwoma tygodniami na morzu, nie mam nastroju na dyskusje z takimi jak ty. Więc odpowiadaj grzecznie bo puścimy to miejsce z dymem, zabijemy mężczyzn, kobiety i dzieci zgwałcimy a kosztowności zrabujemy. A potem tu wrócimy.
Grubas głośno przełknął ślinę, straży przy nim nie było. Spocił się jak świnia, jego dziwki uciekły i w sumie nikt nie reagował bo zajęci byli zaspokajaniem swych żądz wszelakich.
- Dogadamy się, Melkiorze, zachowajmy spokój... czego jeszcze chcecie?
- Widzieć się z Bailif Chanem.
- Dam wwam kkonie. I pppprzewodnika.
- Mają czekać rano w porcie, przy naszym statku. Nie radze kombinować. Skinął na kompanię i wyszli z budynku idąc na statek.