- Ja pierdole. Ile jeszcze? - westchnął anioł.
Miał dosyć tych wszystkich nieumarłych, duchów, zjaw, golemów, kryształów, lochów, tuneli i wszystkiego, co było w tych tunelach. Nie miał jednak zamiaru rezygnować, uciekać, czy poddać się. Nie był takim typem człowieka, no i anioła. Pobieżnie rozejrzał się po sali, popatrzył też na golema. Dobył w jedną rękę młota, w drugą miecz.
Skierował moc Zartata w przez ramiona do dłoni, z nich z kolei do ostrza i obuchu. Żelazo i czarna ruda zalśniły bladozłotym blaskiem. Paladyn wziął zamach, podczas gdy golem ruszył do ataku. Anioł cisnął broń, a moc Zartata ją pokierowała. Na pierwszy ogień poleciał młot, który niczym nóż w masło przebił się obuchem przez tors golema, zostawiając ogromną dziurę za sobą. Drugi poleciał miecz z czarnej rudy. I nawet pomimo tego, że golemy były naturalnie odporne na ostrza, to ostrość czarnej rudy, połączona z siłą techniki świętego rzutu były czymś, czego nawet on nie mógł przetrzymać. Po ziemi potoczyła się jego głowa, zaś obie bronie wróciły do rąk marszałka koronnego.
- Barbarzyństwo Anioł rozejrzał się po pomieszczeniu.