Wszystko układało się bez żadnych strat. Kazmir miał swój własny furgon oraz konia, przez co zaoszczędzili czas oraz grzywny. Dobrze się składało, bo mogli wyruszyć niemal natychmiast, tylko sam musi wziąć swojego konia, który był w stajni.
- Mirzak jak chcesz jechać to wsiadaj. Ja zaraz dołączę tylko, wezmę swego konia.
Zaproponował krasnoludowi, po czym udał się do stajni, bo zapewne tak zaciągnęli jego konia ludzie, gdy walka dobiegła końca, a ork wypoczywał w lazarecie. Pasterz stworzenia wszedł do budynku, a swego konia dojrzał i rozpoznał, po butelkach na krew, które otrzymał od posłańca przed samą bitwą. Dobrze, że wszystko było na swoim miejscu, bo i to zaoszczędziło czas. Czarnoskóry ork zadowolony z kilku rzeczy powoli, wsiadł na wierzchowca, ponieważ jego ciało jeszcze pobolewało i nie zamierzał się, nadwyrężać przynajmniej na razie. Koniec, końców dojechał on do dwóch krasnoludów, mówiąc.
- Rozumiem, że to wszyscy chętni? Kazmir masz mapę wyspy? Jak nie to Mirzak pójdziesz?
Spytał się grzecznie jak to miał w zwyczaju.