Jechali przez ciemny stary las w stronę północy do kopalni. Miasto było już dawno z nimi. Las tropikalny nocą mógł przerazić nie jednego do tego dojść mogły ciarki, niekoniecznie z zimna. Nawaar mając kurtkę z wilka, poczuł się trochę lepiej, bo się nią zakrył. Jednym z dodatkowych uroków dżungli był nagły, sypiący się z nieba deszcz. W pierwszej chwili nie można było stwierdzić patrząc na chmury, że zaraz będzie lać z drugiej zaś strony może sprawić, iż ślady wozu się rozmyją i ekipa poszukiwawcza, zmuszona zostanie do zwiadu powietrznego. Jednak nie wyobrażał sobie panny Antarii oraz panią Morii w mokrych piórach, które szybowałby po nieboskłonie. Wyobraźnia jednak zrobiła swoje, co go nieco rozchmurzyło, gdyż pojawił się na jego ustach uśmieszek taki głupkowaty. Z drugiej strony mógł ponarzekać na pogodę, ale wolał okryć się bardziej czapką, o ile ta nie zamoknie zbyt szybko. Sądząc po niemal oberwaniu chmury będzie cały mokry do suchej nitki wręcz.