I zaczęło się. Dzięki telekinezie Dravena w dość efektowny sposób udało się pozbyć drzwi z drogi do wnętrza pokoju. Przydatna umiejętność, warto byłoby się jej kiedyś nauczyć. Gascaden wbiegł do sali zaraz za Kanclerzem częstując ogonem zdezorientowanego strażnika przy wejściu nim zdążył cokolwiek zrobić. Widząc, że w środku są też zwykli ludzie, tacy bez większych kłów i zapędów do krwi innych istot, jaszczur sięgnął również topór, który na pewno dobrze się sprawdzi na zbirach. Zaszarżował prosto na grupę ludzką pozostawiając wampiry Mardukejowi, wierząc, że da sobie radę. W końcu to paladyn - jak nie miał sobie dać rady? Zimnokrwisty zasyczał groźnie do ludzkich wspólników wampira pokazując, że dokonali złego wyboru sięgając po broń. I za chwilę mieli się o tym przekonać. Gascaden zaatakował dwóch bandytów atakując jednego toporem, a drugiego młotem, jednocześnie uchylając się od ich kontrataków. W końcu jeden z bandytów wykonał nieostrożnie dalekie pchnięcie, które rycerz sparował, a następnie swoją paszczą złapał za rękę zatrzaskując ją w śmiertelnej pułapce. Zacisk szczęki jaszczuroczłeka był tak potężny, że w jednym momencie przegryzł się przez kości i kilkoma mocniejszymi zamachami oderwał rękę człowieka. Bandyta krzyknął histerycznie łapiąc się za kikut, a drugi zbir widząc makabryczną scenę odgryzania ręki żywemu człowiekowi wpadł w niemałą konsternację. Gascaden szybko wyprowadził go z niej kończąc jego żywot zmiażdżoną głową przez srebrny młot. Jaszczur wypluł rękę i obrócił się do pozostałej czwórki zbirów. Ludzie widząc co przed chwilą zrobił ich przeciwnik nie czuli się zbyt pewnie i powoli się wycofywali, ale bezskutecznie, bo ich gadzi wróg za nimi podążał, z otwartym, zakrwawionym pyskiem, z którego ociekała krew ich towarzysza, który w tle krzyczał wniebogłosy. Zimnokrwisty ruszył niespodziewanie do ataku i szybkim ciosem puklerza zamroczył jednego z bandytów, drugiego poczęstował kopniakiem w krocze, co zgięło go momentalnie, a trzeciego sieknął toporem po ręce z mieczem odcinając ją od ciała. Czwarty bandyta obserwował to wszystko z tyłu, modląc się o to, żeby się do niego ta bestia z Ghuruk nie przedostała. Pierwszy bandyta oprzytomniał trzymając się za nos, który prawdopodobnie został złamany, lecz za chwilę otrzymał potężny cios toporem w potylice rozpoławiając czaszkę jak pieniek drewna. Drugiego, zgiętego w pół poczęstował srebrnym młotem w kręgosłup, permanentnie przybijając sparaliżowanego człowieka do podłogi, a człowieka z kikutem ozdobił rozciętym brzuchem, z którego szybko wypłynęło jego śniadanie i wnętrzności. Padł na kolana w szoku kompletnie sparaliżowany czekając aż się wykrwawi. Ostatni bandyta oglądał rzeź swoich ludzi zza ich pleców kompletnie przerażony, dotarło do niego, że nadszedł teraz jego czas. Cały we krwi jaszczuroczłek sięgający dwóch metrów popchnął zszokowanego człowieka obalając go na podłogę i powolnym krokiem zmierzał do ostatniego człowieka, badając teren swoim gadzim językiem, który co kilka sekund wypuszczał na zewnątrz. Bandyta tak zbladł ze strachu, że można by było go teraz nazwać wampirem, cofał się przerażony nie potrafiąc jakkolwiek rozsądnie zareagować na zbliżającą się bestie. Jaszczur zbliżył się na tyle blisko, że uderzył swoim językiem czoło zbira, który był mniejszy od niego o głowę. Dmuchnął odrażającym odorem z pyska i przewrócił bandytę ogonem, sprowadzając go do parteru. Gascaden popatrzył na bandytę, który widocznie zaliczył miękkie lądowanie na dupę, bo od dłuższego czasu musiał coś mieć w spodniach. Zimnokrwisty rąbnął młotem w jedno kolano gruchocząc je kompletnie. Bandyta zawył z bólu. To samo stało się z drugim kolanem. Cios - ból - płacz i ryk przerażenia. Nadeszła kolej na ręce. Jaszczuroczłek przygniótł jedną rękę i zmiażdżył ją na wysokości łokcia. Krzyk. Potem druga ręka. Znowu krzyk. Rycerz Bractwa Świtu był już zmęczony. Zły i zmęczony.
2xWampirzy strażnik (1 nieprzytomny)
4xWampir
2xBandyta (jeden ugryziony, drugi praktycznie niezdolny do walki)