Nauki skradania i akrobatyki nie szły na marne. Jej gibkość i zdolność cichego poruszania się pozwoliły jej pozostać niezauważoną na terenie kopalni i w okolicach kopalni. Za dnia chowała się w lasach i wysokich trawach. Nocą zaś udawała się na teren kopalni. Większość załogi spała, a straż była często pijana. To pozwalało zapoznać się z barakami, stołówką, składem oraz skałami. Wiedziała, że wkradnięcie się do biura ofiary będzie niemal niemożliwe, dlatego też nie ryzykowała.
Teraz gdy zapadał zmierzch, czas był na wyjście. W Atunus o 18 było już wystarczająco ciemno, by znacznie ułatwić skradanie się, jednak było na tyle jasno, by nie chodzić jak ślepiec. Zarzuciła kaptur szaty, zaś na dolne części twarzy nasunęła arafatkę.
Przekradała się instynktownie, bezszelestnie, bez szurnięcia o ziemię. Czasami rzuciła tylko jakimiś kamykiem, by odwrócić uwagę straży. Zasadniczo jednak nie zabijała ich, nie prowadziła do żadnej konfrontacji. To by było zbędne i mogłoby ją narazić. A tego nie chciała. W końcu obrała pozycję na skałach, z dobrym widokiem na plac. Przygotowała swoją nową kuszę i załadowała ją. Czekała. Gdzieś tam przyjechali jacyś rycerze, którzy weszli do biura Sazarowa. Chwilę była cisza, a potem elf wyszedł razem z żołdakami. Skuty.
Wstrzymała oddech i obrała cel, jakim był Mikołaj Sazarow. Strzeliła, posyłając dwa pojedyncze bełty, jeden z opóźnieniem sekundy po drugim. ÂŚwisnęły one cichutko przez powietrze i trafiły. Jej elfie oko nie zawiodło, gdyż plac był dobrze oświetlony. Pierwszy bełt trafił w szyję, pod kątem, tak, aby trafić w tchawicę. Drugi był wystrzelony tak, gdyby pierwszy zawiódł. W prawe płuco, trzaskając żebra, które razem z bełtem wbiły się w płuco. Mężczyzna musiał umrzeć. Toruviel zaś zaczęła się po cichu wycofywać, ładując kuszę.
//Zostaje 24 żelaznych bełtów.