Na razie przesłuchanie nie przesuwało się ani trochę do przodu. Funeris nie był do końca w temacie, nie ukrywał tego, nie wiedział kim był ten jegomość na krześle. Mgliście się orientował dlaczego tam siedzi, głównie nawet z tego, jakie pytania mu zadawano i jakie postaci wymieniano - nie, żeby je rozpoznawał, raczej czuł wagę spraw, o których mówiono. Nie był więc pewny, czy warto się odzywać, skoro nie miał żadnych pytań do więźnia.
Uznał jednak, że panowie przesłuchujący sobie nieco nie radzą. Straszyli go lekko, próbując wywrzeć na nim jakąś presję. Anioł postanowił włączyć się dyskretnie do przesłuchania. Jego lewa ręka znajdowała się za krzesłem, niczym złożona w tajemnicy ze sztyletem gotowym na skrytobójczy cios. Nikt więc jej nie widział, nie wiedział co może ona kreować. Poeta sięgnął w głąb siebie, by zaczerpnąć nieco z łaski ukochanego boga Zartata, skierował ją w postać telekinezy i zaczął kształtować lewą dłonią. Sięgnął przed siebie, dotykając najpierw twarzy Lariusza, chociaż lekko, delikatnie, jakby ktoś dmuchnął mu prosto w twarz. Nic szczególnego. Następnie skierował się niżej, w stronę jego szyi, zaciskając nieco palce na jego szyi. Niezbyt nachalnie, raczej dla pokazania, że mięśniak może mu złamać kark, niźli próbować wydusić z niego resztki tchu. Trzymał krótko, lecz intensywnie. Puścił, dał mu krótką chwilę na przetrawienie myśli, chwycił jeszcze raz, zdecydowanie mocniej, trzymał jednak krócej. Odpuścił. Potem znienacka sięgnął głębiej w dół, poniżej pasa, nie po męsku, lecz bardzo boleśnie - ścisnął żelaznymi obcęgami telekinezy jądra przesłuchiwanego i trzymał tak przez kilka sekund. ÂŻeby tamten czuł się bardzo, bardzo nieprzyjemnie.
W końcu zaczęli fizyczne tortury, czyż nie?