Jatka dalej trwała, chaty płonęły, ludzie ginęli, a po środku tego wszystkiego na głównym placu stała dwójka mężczyzn otoczona przez siódemkę zbirów. Trzymali swe miecze, pokryte całe we krwi i widząc w ich oczach zaciekłość i zdeterminowanie, tanio skóry nie sprzedadzą. W dodatku, z jeszcze nieznanych Emerickowi przyczyn Kazmir zaczął drzeć ryja po medyka i usiadł sobie na ziemi, i szybko nie zamierzał z niej wstawać. Tak się akurat składało, że medyka żadnego nie mają, no chyba że ktoś z gospodarstwa przeżył. Właściwie to i Emerick coś tam kiedyś był na wykładach i praktykach w szpitalu, ale to było dawno i bo mu kazano. Jak się nikt nie znajdzie to zostanie tylko on i będzie musiał jakoś pomóc swojemu przełożonemu w Bękartach. Ale to dopiero później! Teraz trzeba się rozprawić z pozostałością bandytów i dopiero wtedy będzię można się zajmować rannymi i próbą zrozumienia co tu się stało. Emerick rozkazał swojej świcie zaatakować bandytów i wesprzeć dwójkę, która została okrążona. Sam nie zamierzał stać z tyłu i przypatrywać się, a także wziąć udział i wymordować paru przestępców. Podbiegł do pierwszej lepszej dwójki i zanim zdążył zaatakować, bandyci pierwsi wyprowadzili ataki. Jeden od góry na dół, a drugi próbował odrąbać Hetmanowi łeb. Przed pierwszym atakiem z łatwością uskoczył w bok, lecz przed drugim nie było tak łatwo - uchylił się i stanął nisko na nogach. Potem wyprostował się niczym sprężyna i łokciem uderzył jednego w żuchwę dezorientując go, jednocześnie drugiego godząc ostrzem rozcinając brzuch i pozwalając wnętrznościom wyjść na zewnątrz. Zbir złapał się za wypadające mu jelito ciękie i upadł na kolana. Drugi rozmasował sobie brodę i spróbował ponownie zaatakować Emericka, lecz za nim to zrobił, Bękart podciął mu jedną nogę przewracając go na plecy, złapał lepiej rękojeść miecza i wbił ostrze w klatkę piersiową przeciwnika odbierając mu życie na tej na wpół spalonej ziemi. Z ostatnim tchnieniem złapał za ostrze, próbując je wyciągnąć z klatki, lecz bez efektów, oddał ostatnie tchnienie i położył się martwy. Emerick wyciągnął miecz i wrócił do poprzedniego bandyty, któremu wypruł flaki. Stanął tuż przed nim i biorąc zamach od lewej do prawej odrąbał mu głowę. Głowa potoczyła się na środek placu, z wyrazem twarzy malującym strach, ból, rozpacz i zgrzytanie zębów. Do Emericka podbiegł też trzeci. Sam, samotny nie stwarzał zbyt wielkiego zagrożenie, o ile w ogóle jakieś stwarzał. Prawdopodobnie dla niedoświadczonych poszukiwaczy przygód, lecz już nie dla Emericka, który wystarczająco dużo bitew i dusz ma na karku. Przeciwnik szarżując próbował pchnąć swój miecz w brzuch Hetmana, lecz nie walczy od dziś. Czekał do ostatniego momentu, aby nagle odskoczyć na bok i zmylić przeciwnika. Bandyta zatrzymał się i próbował odciąć głowę oponentowi. Emerick jedynie się schylił jak wcześniej i całą swoją masą ciała wleciał prosto w rzezimieszka obalając go na ziemię. Próbował on jeszcze dosięgnąć swój miecz szukając ostatniej deski ratunku, lecz na marne. Hetman kopnął broń, aby nie mógł jej dosięgnąć. Przerażony bandyta zaczął się cofać do tyłu. Emerick podążał wolnym krokiem tuż za nim. W końcu też kopnął go w twarz i pozbawił przytomności. Uniósł miecz nad sobą i wbił go prosto w zbira. Na polu walki pozostało jeszcze czterech. Sam Bękart zaczął się rozglądać za dowódcą mając już w dupie resztę przeciwników, liczył na to, że jego świta sobie z nimi poradzi. Mocno by się zdziwił gdyby nagle jeden z bandytów wbił mu miecz w plecy.
4x Bandyta
1x Dowódca