Pięknie! Tym słowem mógł określić element zaskoczenia jaki dał im Drago wraz z brygiem. Przeciwnicy byli w większości skupieni na obronie przed okrętem. Dlatego ładowali działa, zatracając się przy tym, ale tutaj dwaj bracia zakonni musieli działać, szybko, żeby zatrzymać działa, wymierzone w Szachraja, który dopiero zamierzał ponownie wystrzelić i stał się łatwym celem.
Krasnolud swoimi słowami zwrócił uwagę kilku dżentelmenów, nie zajętych praktycznie niczym, poza patrzeniem na Kiellona i Marduke. Brodacz nie zamierzał, czekać aż minie element zaskoczenia, więc zaatakował jednego z gapiów, a raczej szybko zastrzelił, bo wystarczyło szybko namierzyć i nacisnąć na spust, który zadziałał jak zawsze niezawodnie. Odkupienie wystrzeliło, wypuszczając mały kłąb dymu, nieporównywalny do tego jaki niósł się ten z pożaru do tego mały huk również niezauważalny, na co jego przeciwnik trzymający kuszę, zrobił wielkie oczy, gdy dopiero kula trafiła go w klatkę piersiową. Człowiek instynktownie chwycił się za pierś, ale było wiadome, że przebite płuco na wylot, nie pozwoli mu zbytnio oddychać nie mówiąc już o dalszej egzystencji. Kusznik z niemym krzykiem spadł z muru, kończąc swój żywot będąc dodatkowo roztrzaskanym.
Kiellon oczywiście nie przestał, pozbywać się bandytów, tylko szybko odkładając jeden pistolet, sięgnął po drugi również dawno nabity, by w miarę wydajnie pozbyć się wrogów. Dlatego miłosierdzie spełni doskonale swoje zadanie, w pozbyciu się kolejnego kusznika, który się ogarnął już z nowikom, że brodacze mogą się teleportować! Jednak jego śmierć również była szybka, o wiele za szybka, bo paladyn naciskając na kolejny spust pistoletu, posłał kulkę w między oczy człowiekowi, bratającemu się z demonami. Kula przebiła nieosłonięte czoło, siejąc spustoszenie wewnątrz mózgu, którego ów człowiek mógł nie mieć, ale to tylko powiedzonko prawda? W każdym razie drugi przeciwnik na koncie krasnoluda.
Kanclerz królestwa, Valfden sukcesywnie zbliżał się do jednej z armat, wycelowanych w stronę brygu, ale jak zawsze na jego drodze musiał ktoś stać, a teraz nie miał czasu na zabawę, więc strzelać z pistoletów już nie mógł to na początek, zasłonił się tarczą, żeby zasłonić się przed mieczem. Ostrze jego przeciwnika zsunęło się po metalowej zasłonie, co dało dużo czasu paladynowi na sukcesywne schowanie broni palnej, gdy to zrobił, zbił on ponownie miecz, odpychając przeciwnika do tyłu na tym wąskim murku. Idealna okazja, żeby pozbyć się kolejnego rywala, którego tym razem trącił telekinezą w stronę morza! Człowiek zachwiał się niemal, spadając w morskie odmęty, ale rycerz pomógł mu w pełni zrelaksować się w kąpieli i popchnął go swą tarczą. Wystarczająco solidnie pchnięcie wystarczyło, by bandyta spadł w morskie czeluście z krzykiem na ustach. Wysokość robiła swoje i raczej dla niego ratunku nie było, bo za dużo szoku musiał przeżyć, także Kiellon założył, że po prostu się utopił. Teraz miał chwilę, by sięgnąć sobie po młotek.
Paladyn mając srebrny młot w rękach, mógł na poważnie popisać się umiejętnościami walki, bo potyczki są do tego najlepsze! Armata była tuż przy nim, a czas naglił, lecz kolejny motłoch go zaatakował, jednakże jakimś fartem został przygwożdżony z dwóch stron. Albowiem atakowali go od zadka, nie miał wyjścia i musiał pozbyć się dwóch na raz. Dla tego jednocześnie parował ataki i je kontrował. Marszałkowi bractwa udawało się to niemal doskonale, bo gdyby czasem je jego zbroja ze srebra mogłoby być z nim krucho. Dlatego, że luźniej odziani ludzie byli po prostu mobilniejsi, ale w końcu brodaczowi nerwy puściły, bo ile to można stać tak okrakiem? Zdenerwowany krasnolud to istny diabeł tasmański, więc wydarł się mocno i delikatnie odrzucił swoich oponentów, ale najpierw zajął się tym, którego ciosy miecza musiał parować młotem. Paladynowi z ust ciekła piana wściekłości i nie miał wyjścia, musiał naparzać młotem na lewo i prawo, bo czas go gonił i przeciwnik za jego plecami. Ciosy z ukosa zarówno lewego i prawego wybiły człeka, który nie zdążył już parować i oberwał w dłoń, którą trzymał swój miecz. Broń spadła wraz z trzaskiem kości przedramienia oraz krzykiem bandyty. Kiellon nie czekał z zadaniem ostatecznego ciosu, i po podniesieniu obuchu zaatakował czaszkę przeciwnika, wykańczając go na miejscu, gdyż impet był zbyt wielki, by kości mogły to znieść. Człowiek z otwartą czaszką zsunął się a w efekcie spadł na wewnętrzną część fortu. Kanclerz natychmiast obrócił się w drugą stronę, bo czasem trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby móc później zrobić trzy do przodu. Tutaj już nie pozostało mu zbyt wiele wściekłości, ale zaczął od bloku ataku, który był wymierzony w jego nieosłonięta głowę. Siła człowieka przewyższała tą krasnoluda z powodu zmęczenia, co skutkowało tym, że brodacz zmuszony został do uklęknięcia na jedno kolano. Człowiek napierał z całą siłą, aby zwalić srebrną puszkę na dół, tylko, że krasnolud parł do przodu, by trafić w jedno newralgiczne miejsce jakim była stopa. O dziwno nie pozorna rzecz a jak przeszkadza w normalnym poruszaniu się, i stania w prostej pozycji. Kiellon natrafił na okazję, której drugiej mógłby nie mieć, bo bandzior powoli przysuwał stopę ku niemu z racji, że zasięg był odpowiedni to ponowny zamach z góry na dół tym razem z małej wysokości wystarczył na wytrącenie człowieka z równowagi, i zrobienie sukcesywnej kontry! Kość tym razem nie pękła, ale w cale nie musiała. Teraz wystarczyło szybko się podnieść i zaatakować, co właśnie uczynił, i posłał obuch młota w stronę brody swego rywala. Bandzior aż podskoczył do góry, bo cios był zbyt potężny dla jego szczęki, która pękła ukazując żuchwę, zęby i inne dziadostwo. Mężczyzna zemdlał i padł na plecy, ale to jeszcze nie koniec. Trzeba było go dobić, lecz tutaj filozofii nie było i podchodząc nad jego głowę, ponownie brodacz uderzył z góry na dół, trafiając w czoło. Właściwie nie było co zbierać poza resztkami mózgu, które okalały młot. Zbyt duże ciśnienie spowodowało wyciek krwi i mózgu pozostałymi otworami czyli uszami, oczami. Dość paskudny widok, nie dla dzieci! Rozpędzony kanclerz z rządzą krwi miał czystą drogę do jeden z armat, którą operował jedynie kusznik, ale ten nic nie robił sobie z szarżującego na jego pozycję krasnoluda, gdyż swoje zadanie wykonał, bo podpalił lont! Sekundy dzieliły do oddania strzału na królewski okręt, ale nie na warcie Kiellona. Marszałek bractwa zaatakował nie przygotowanego człowieka uderzając go najpierw w tors na początek to wystarczyło, żeby mu nie przeszkadzał, by następnie zamachem tarczą, wytworzyć wiatr i ugasić płomień, skracając tym samym lont. O mały włos mógłby ktoś rzecz, ale pozostał jeszcze ranny kusznik, który sił życia w sobie nie miał z powodu pękniętego płuca, żeber i przebitych organów przez te właśnie żebra. Trup na miejscu!
Marszałek bractwa zabezpieczył jedno działo i pozbył się kilku przeciwników, ale to było mało. Dlatego odłożył młot, pobierając energię magiczną ze swej małej duszy w ten oto sposób, rozpoczął czarowanie. Energia magiczna skumulowała się w jego dłoniach, więc wypowiedział inkantację pocisku esencji. - Izeshar! Zakrzyknął, ale pewnie w tym zgiełku nikt go nie słyszał. Kula bladej energii pojawiła się w jego prawej dłoni, którą za pomocą telekinezy posłał w stronę jednego z kuszników. Ci ludzi byli bowiem zagrożeniem do odbicia kolejnych dział. Dlatego nie zdążył zareagować i obronić się przed tym atakiem, które wypaliło w jego plecach dziurę, spopielając część kręgosłupa oraz oparzając część organów wewnętrznych a mianowicie chodziło o płuca. Facet zdechł natychmiast, padając jak stał. Krasnolud nie poprzestawał i jeszcze raz pobrał energię magiczną i ponownie, rzekł inkantację pocisku esencji. - Izeshar! W jego dłoni zawitała kula bladej energii, którą ponownie posłał w bój, przy użyciu telekinezy. Kula energii szybko zbliżała się do kolejnej ofiary brodacza, iż jeden z kuszników wycelował w niego. Pocisk energii magicznej trafił w głowę bandyty spopielając ją. Natomiast jego ręce zadziałały odrobinę za późno, bo uwolniły bełta, gdy zwłoki leżały już za plecach, przez co bełt poleciał do góry. Pech jak to mówią!
Kiellon skończył już atakować, bo zmęczon był na tę chwilę, ale miał nadzieję, że załoga Szchraja dostrzeże jego magiczne pociski, bo nie chciałby oberwać od swoich, ale mimo to krył się za tarczą, gdyż przeciwników było jeszcze pełno wtedy też usłyszał jakieś mocne uderzenie, dochodzące ze strony bramy i tam skierował swój wzrok, kucając za tarczą.
Pozostaje 5 żelaznych nabojów.
10 x Kusznicy
7 x Bandyci