Krasnolud zaczął, zajadać dzika i inne miłe rzeczy, ba nawet się wódki napił, ale niestety była letnia! Teraz już nie będzie się kłócił z karczmarzem, który wyglądał na zwykłego capa tak łudząco podobnego do krasnoludów z aparycji. Wszystko przebiegało swoim spokojnym torem dopóki, nie usłyszano pewnych słów dotyczących Zartata, mgły w dżungli i ich bożka zwącego się Aloha! Marduka jak zwykle w takich sytuacjach poniosło i stawiał wiarę na pierwszym miejscu, lecz Kiellon był z tych nieludzi, którzy najpierw się dowiadują, a potem siekają. Jednak sytuacja iście napięta! Dobrze, że Drago zachował rozsądek jak i brodacz. - Uspokój się towarzyszu, bo zaraz tobie żyłka pęknie. Mówił spokojnie, by człowiek nie wpadł w furię i mrugnął do niego szybko. - Panowie a czy czasem słowo Aloha, nie jest przywitaniem wśród maurenów, którzy żyją blisko morza tak zwanych wyspiarzy? Takie jakieś znajome mi się wydawało albo źle coś skojarzyłem i jeśli to pomyłka to przepraszam i tego no weźcie to. Chciał delikatnie odwrócić temat i załagodzić spór, podając im całą butelczynę tutejszej wódki, a może alkohol nieco rozjaśni ich umysły i ten powiedzą coś jeszcze? - Możecie mi o nim odpowiedzieć? Powiedział w myśl swojej zasady przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Inaczej mówiąc infiltrował swego przeciwnika zanim zacznie ich filować!