Towarzysze sobie minęli most i dość pozornie ciekawych jegomości, ale pewnie kim oni byli wszyscy dowiemy się na końcu przygody, gdy dojdzie do pełnej konfrontacji, jednakże może to byli słudzy boży? Którzy uratują towarzyszy na sam koniec, bo nie jedna historia tak się dziwnie zaczynała. W każdym razie podróż trwała bez większych ekscesów ku miejscu przeznaczenia, mijało się kilka zajazdów, ale nic wielkiego tam nie było! Jadło, chlanie i spanie taki standard i w sumie dobrze, po drodze również nie spotkano żadnych wozów wymagających pomocy, więc było spokojniutko. Wszystko miało oczywiście swoje granie, gdyż jadąc w kierunku wyspy musieli zahaczyć o dżungle! Cholera do tego było dość ciepło i mokro jak w niejednym burdelu, lecz tutaj doszły jeszcze obrzydliwe bzyczenie w postaci komarów, ale jak zawsze nie było to kilka sztuk a całe roje. Brodacz spał słodko w swej nieświadomości dopóki nie usłyszał charakterystycznego bzyczenia wtedy otworzył oczy! Robactwo momentalnie rzuciły się na spoconego brodacza, który nie miał odzienia na głowie i dłoniach! Dość wnerwiające to było. - Sukinsyny więcej ich matka nie miała?! Zapytał dość retorycznie, ale i głośno. W końcu jednał wpadł na pomysł, aby miotać w lewo i prawo telekinezą. Najlepsze rozwiązanie na to ustrojstwo i od razu poprawiło mu humor, bo te latające kurwiele rozbijały się o drzewa i innych jego towarzyszy! - Nie ma to jak telekineza. Chwała Zartatowi za dar magii. Uśmiechnął się szeroko, gdy kolejne fale komarów rozbiły się a wóz jechał dalej. W końcu natrafili na tutejsze miejsce kultu czyli kaplice boga światła i aniołów oraz patrona dzielnych rycerzy nawet tych obłędnych! Widać było, że coś tutaj nie grało, gdyż została wywrócona i to nie sama z siebie. - Wandali nigdy nie brakuje, ale cóż ludy lasu są jakie są i trzeba zaakceptować ich wierzenia, jednakże jestem pewien, że za chwilę wyląduje z powrotem na ziemi, ale tego idę! Kiellon zeskoczył z wozu i wtedy się zaczęło! Banda robactwa chciała smaku zemsty za zabicie ich kamratów i dosłownie obsiadły paladyna. - Pijcie, pijcie, ale kac wam tak szybko nie minie hiehiehiehie. Mówiąc to podszedł do postumentu/figury boga, po tym skłonił się i zaczął ją normalnie podnosić, bo co innego mógł teraz zrobić? - Ciężkie ustrojstwo we trzech musim i ten z ogonem jest w swoim żywiole, więc chyżo pany. Proponuję również rozejrzeć się dookoła, bo możliwie, iż natrafimy na jakiś ślad. Dodał jeszcze coś od siebie, gdyż Marduke był dość lakoniczny.