Krasnolud, który tylko otrzymał wiadomość, że to pora, zebrał się w sobie i opuścił swój przybytek oraz kobietę, by ruszyć na specjalną misję od samego króla! Dawno tego nieumarłego nie widział, ale nawet mu nie pogratulował ponownego go wybrania na jego zastępce! Właściwie nikt tego nie zrobił, ale nie o tym ma brzmieć opowieść. Dlatego niezwłocznie szedł w kierunku konkretnej bramy, odziany w zbroję jego ojca z przed laty, która była czysta bez żadnych zdobień, bo taka miała być prosta i chroniąca niemal przed wszystkim do tego wszelakie bronie jakie miał na sobie, mogły świadczyć, że będzie ochroniarzem tego "transportu", więc zbędnych odzień nie potrzebował, a jeśli chodzi o anonimową twarz to nie musiał się martwić, gdyż krasnoludy są do siebie podobne! Tak przynajmniej głupi ludzie to widzą. Dlatego nowy Marszałek, Bractwa ÂŚwitu nie musiał się tego obawiać. Ale czy na pewno? Los pokaże jak to mówią. Najważniejsze było to, że wstawił się na wezwanie trzeźwiutki jak świnia! Nawet alkoholem się nie natarł, nie mówiąc już o jakimś tam spożyciu, lecz butelka gorzały dla picu przydałby się. W każdym razie w bojowym nastroju wstawił się na miejsce, gdzie czekał już człowiek w masce na wozie. Właściwie nie wiadomo, kto to mógł być, lecz pewnie się dowie w czasie. Teraz w milczeniu trzeba było czekać na resztę straceńców to jest ochotników znaczy się!