Hemis było takie, jakie zwykło być - hemisowe. Paladyn zarzucił na głowę kaptur i jechał dalej, pogrążony w braku myśli, prócz krótkiej modlitwy, którą zmówił "na szczęśliwą podróż". Pozwolił by to jego klacz ustaliła tempo podróży, sam zaś ujrzał coś. Może jednak nie "coś", a kogoś. Tak, to zdecydowanie był ktoś. Owa osoba nie tyle szedła, czy biegła, a pędziła, niczym prawdziwy struś pędziwiatr! Draven wstrzymał konia. Atak na paladyna, marszałka bractwa, uzbrojonego w oręż i magię, tuż za bramą twierdzy byłby równoznaczny z samobójstwem. Nie mniej jednak, Draven dobył kuszy, którą trzymał napiętą "na zaś" i nałożył szybko bełt. Wymierzył w pędzącą postać.
- Kimkolwiek jesteś - zwolnij i unieś ręce do góry!- zawołał donośnie.