Krasnolud szedł w nieznanym kierunku, który wskazywał Emerick. Niby wszystko fajnie i miło w ten chłodny wieczór, ale dochodząc na miejsce nic nie spotkali, a dalej zataczali się jak banda żuli! Jednak byli to ludzie na wysokich stanowiskach państwowych. Oczywiście nic nie trwa wiecznie i nagle, jakby z podziemi wyrośli dwaj strażnicy miejscy pachołkowie Marduke! Kiellon chciał szybko zainterweniować, ale żądza i alkohol zawarty w Themo przemówił pierwszy na naszą zgubę. Brodacz chciał się jednak dalej bawić, a ci tutaj marudzą, żeby iść do domu, ale najpierw coś trzeba zrobić z tym mieczem. Jednak przed tym pomachał głową, że się źle zrozumieli i podniósł swój łeb, by móc spojrzeć na strażników.
- Komandir co waść odpierdalasz, a? To nasi są w mordę *bek*. Beknął sobie omal nie zagłuszając wiatr, by potem lekko położyć rękę na jego plecach to powinno go wybić z pozycji bojowej, a może nawet przewrócić? W każdym razie paladyn nie skończył. - Znamy waszego szefa marszałka dość blisko hiehiehiehie i proszę nas puścić wolno oraz wskazać jakąś najbliższą melinę, byśmy mogli dać spokój tutejszym obywatelom no! Brodacz powiedział całe zdanie, męcząc się zbierając odpowiednie słowa, ale na razie nie groził wprost strażnikom, żeby nie było z drugiej strony czekał na reakcje hetmana.