Milczenie długouchej przedłużało się. Wiedziała, że nie załagodzi rozmowy mężczyzn, a zaognianie sytuacji działałoby tylko na niekorzyść kompanii. Podobnie jak uciszanie towarzyszy czarami. Upewniło to jednak Nessę w tym, że hrabia musi mieć jakiś plan. Niekoniecznie na następną noc czy jeszcze kolejną, ale na taką za dziesięć lat. Na to, co ma się dziać na Północy. Bo sentymenty sentymentami, symbole symbolami, ale elfka wiedziała, że gdy trzeba Gunses potrafi podjąć radykalne kroki. Teraz nie chciał. Dlaczego? Bo Ostoja miała być symbolem wyzwolenia? Panowania żywymi nad dzikimi? Tinuviel niewątpliwie była sentymentalna, ale jeszcze bardziej liczyło się dla niej to, ilu ojców jeszcze raz ujrzy swoje dzieci. Na ilu z obecnych z nimi Nordów czekają żony? Który z Bękartów spodziewał się, że umrze w walce, a nie rozszarpany przez niespodziewany atak dzikich wampirów? Poprawiła spokojnie mankiet koszuli. Walczyła ze sobą, jak mogła, by nerwowy nastrój towarzyszy nie udzielił się i jej. Nie chciała podejmować decyzji. Zawsze od tego uciekała, więc i teraz nie było inaczej. Co każą, to zrobi. Potrafiła polować. Na wojaczce się nie znała, a coraz trudniej było określić, co ich czeka.
Zareagowała pewnie jako jedna z ostatnich. Tym razem nie chciała opuścić Progana, więc nie wyrwała się do przodu. Płynnie nałożyła strzałę na cięciwę łuku, który nie wiadomo kiedy znalazł się w jej rękach. Oceniła, że gdyby ktoś tu się nagle pojawił, zdąży oddać jeden strzał, a potem dobędzie miecz. Pewnie na niewiele się on jej zda, ale bez broni życia oddawać nie zamierzała.
Zerknęła na staruszka i powoli ruszyła do wyjścia, przygotowując się na to, co może zobaczyć.