Spokój trwał już od tylu dni, że nawet Egbert przestał wierzyć w kontratak kultystów. Z resztą, mając wsparcie krasnoludów i tutejszych, trójka Bękartów nie musiała obawiać się kilku bandytów. No, chyba że tamci przybyliby z magiem, ale na to mieli przecież Meritha. To znaczy, elf był z nimi do niedawana. Jakby jednak nie patrzeć, względne bezpieczeństwo nie oznaczało, że drużyna może zaniedbać jakąś wartę czy patrol. Strzeżonego Szóstka strzeże i dlatego też barczysty najemnik bez szemrania wypełniał wszystkie swoje obowiązki. Nawet jeśli chodziło o rutynowy obchód terenów wokół wsi. Jak się okazało, dobrze robił, bo właśnie tego dnia nastąpił przełom. Będąc akurat na południu Gandawy, Egbert dostrzegł w oddali ciekawy widok. W stronę wsi maszerował spory oddział. Chorągiew swojej kompani najemnik rozpoznał bez trudu. Odwrócił się zatem tyłem do nowych gości i huknął potężnym głosem w kierunku oddziału odpoczywającego w osadzie.
-Nasi idą! Wspaarcie!
Już widział poruszenie jakie nastąpiło w wiosce. Wszyscy czekali na jakiś znak od kaprala już dosyć długo, by zdążyć się tym trochę znudzić. Tymczasem, wreszcie nadeszły jakieś posiłki. To zaś znaczyło, że już niebawem Bękarty będą mogły przystąpić w Omas do ofensywy.