Gdy wyszedłem na zewnątrz, odetchnąłem pełną piersią. Miło było poczuć wieczorne powietrze, po czasie spędzonym w zaduchu karczmy. Ale starałem się nie rozpraszać w końcu wyszedłem w konkretnym celu. Zacząłem rozglądać się po placu, szukając celu który by wypadało oznaczyć. Kiedy rzuciła mi się w oczy nie wielka budka udałem się w jej kierunku, podśpiewując sobie starą karczemną piosenkę:
-Dwa wampiry, w swej zabawia tarzały się po trawie....
Akurat doszedłem do drzwi, kiedy ni stąd ni zowąd zakręciło mi w brzuchu. Ale nie tak delikatnie, tylko bardzo, ale to bardzo mocno. Znaczyło to tylko jedno, grochówka chce ujrzeć znów światło dzienne!
Energicznie uderzyłem w drzwi kibelka i gdy nie usłyszałem żadnych głosów z impetem wpadłem do środka. Szybko rzuciłem okiem czy jest na tyle czysto że da się usiąść. Co prawda rewelacji nie było, ale w miarę to wyglądało, tylko trochę zapach odstraszał.
Tak więc błyskawicznie odpiąłem spodnie, które zsunąłem i siadłem oddając się tej błogiej chwili, kiedy rodzi się nowe życie człowiek może się oddać rozważaniom egzystencjalnym.