Rozgarnianie wszystkich patyczaków, śniegu i ściółki trwało w najlepsze, odsłaniał coraz większą część powierzchni, wyglądało na to, że jednak przeczucie go nie myliło i naprawdę coś tu jest. Finalnie wynalazł głęboką na około dwa metry dziurę ze średnicą na oko jakiś metr, w którą człowiek mógł bez problemu wpaść, a czyżby nie przypadkiem dziecko? Gdy już ujrzał tą dziurę postanowił bardziej się jej przyjrzeć, czy to jest tylko i wyłącznie dziura, czy coś jest w środku, lub tym podobne. W myślach odetchnął z ulgą, że nie wpadł do tej dziury, pewnie by się z niej wydostał, no ale po co miałby się niepotrzebnie męczyć? Skoro odnalazł tu taką dziurę, która na pewno nie wykopała i nie zakryła się sama, oznaczało że w okolicy mogło być jeszcze więcej tych dziur, w których może właśnie te dzieci utknęły. To jest myśl, ale skoro tu już wpadły to pewnie by krzyczały na pomoc i ktoś pomógłby im się stamtąd wydostać, albo ktoś jeszcze inny specjalnie założył te pułapki, by dorwać te dzieci i je gdzieś uprowadzić, lecz dalej nie dawała mu spokoju myśl o tym płaszczyku, który znalazł się nad morzem, choć dziecko zaginęło w tej okolicy. Od razu przypomniała mu się stara bajka, w której stara wiedźma tuczyła dwójkę dzieciaków i potem je chciała zjeść, może tutaj też taka swoją działalność prowadziła, tylko że dzieci zdobywała w drastyczniejszy sposób, czyli przez te dziury. Skoro już obadał pułapkę to może gdzieś w pobliżu mógł ujrzeć coś podobnego do tej, albo jakąś chatkę, czy też jakiś kolejny strzępek materiału.