Ochotnicy mogli zauważyć, że nie byli jedyną grupą ochroniarzy. Było to w sumie logiczne. Na tak liczny oddział sprzątaczy, pięć osób raczej by nie wystarczyło. Jakoś tam się jednak złożyło, że każdy z tej piątki znajdował se bliżej pozostałych, niż ochotników z innych grup. Co za przypadek! W końcu na scenie tego spektaklu pojawiły się jeszcze dwie osoby odziane w pancerze strażników miejskich.
Jeden z nich był człowiekiem o obfitych kształtach. Jeżeli owe kształty były zaokrąglone. W skrócie - był gruby. Gruby, wysoki, łysawy i wieku średnim. Twarz miał rumianą i poczciwą. Drugi był jego przeciwieństwem. Niski i chudy, o twarzy bladej i pełnej pryszczy czy czegoś w tym rodzaju. Obaj byli ludźmi. W przypadku drugiego było to co prawda wątpliwe, lecz nie wyglądał tez na krasnoluda czy innego niziołka. Ot, niski, brzydki człowieczek. Palił sobie skręta. Poskręcanego. Grubasek zatrzymał się i spojrzał na nieco rozproszona grupę.
- To wy jesteście ochotnikami? - zapytał. - Myślałem, że będzie was więcej... no trudno! Jestem kapral Haggs, a to jest kapral Jiggs. Jesteśmy ze Straży Miasta Efehidon. - Wyprężył się dumnie. Na tyle, na ile pozwalał mu napięty brzuchem napierśnik. - Mamy za zadanie dowodzić waszą grupa w czasie tego... ee... zadania. - Zerknął niepewnie na swojego towarzysza, który milczał. - No... to zbierzcie się w jako taką grupę. Zaraz będziemy ruszali.