Niedługo po tym, jak bębny zaczęły wybijać rytm marszu, do armii dołączyła Rikka. Zwlekała z tym prawie do ostatniej chwili i sama nie była do końca pewna, co właściwie nią kierowało. Zawsze kiepsko u niej było z patriotyzmem, a jakby tego było mało, wampirzyca nie przywiązywała się zbyt łatwo do niczego i nikogo. Możliwe, że przyszła dzisiaj na plac, bo zwyczajnie nie potrafiła schować się i przeczekać szalejącej wokół burzy. Ciekawość i chęć zobaczenia wszystkiego na własne oczy wreszcie wzięła górę nad rozsądkiem. Poza tym, była pewna że może się przydać. Te masy ludzi odrobinę ją przytłaczały, ale szybko odnalazła swoje miejsce pośród innych wampirów. ÂŻadnego z nich nie znała. Jako banici i renegaci nie byli może jakoś szczególnie towarzyscy, ale przynajmniej inni żołnierzy trzymali się od nich na dystans, dzięki czemu Rikka nie zginęła gdzieś w tłumie. Idąc z wolna pośród swoich, jak odruchowo nazwała pozostałych krwiopijców, miała szanse przyjrzeć się lepiej poszczególnym oddziałom. Po czasie postanowiła zamienić kilka słów z najbliższymi nieśmiertelnymi. Okazało się, że ciężko mówić o nich jak o oddziale. Rikki w sumie to nie dziwiło, szczerze mówiąc to inny stan rzeczy byłby raczej nietypowy. Nie mieli żadnego konkretnego dowódcy, więc podlegali bezpośrednio Wielkiemu Lordowi, który prowadził całą wyprawę. Zabójczyni, jako ochotniczki, tyczyło się chyba to samo. Niestety, jak podejrzewała już wcześniej, nowi towarzysze nie byli najlepszymi kompanami do rozmowy, chociaż odnosili się do niej z chłodną uprzejmością. Zaczęła więc wypatrywać jakichś znajomych twarzy, ale nie mogła dostrzec koło siebie nikogo takiego. Wróciła zatem do cichego przeglądu sojuszniczej armii. Z smutkiem stwierdziła, że za mało wie o demonach by móc oceniać szanse valfdeńskiego rycerstwa. Czy na pewno dobrze robi angażując się w te wojnę? To pytanie nie dawało jej spokoju. Rikka sposępniała.