Stolica, o tej porze, była pięna. Wjeżdżając do miasta postanowił zejść z konia i przejść, wraz z nim, na piechote do portu. Powodem tego wyboru były dwa fakty. Pierwszy - bolał go już tyłek od tak długiej jazdy. Drugi - koń już też miał powoli dość. Nie mniej ruszył w stronę portu przepychając sie przez ludzi zagradzającym mu droge. Jego nosa nie ominął także przyjemny zapach obiadu wydobywającego sie z pobliskich domostw. To wszystko na niego tak zadziałało że po chwili poczuł burczenie w brzuchu z powodu głodu. Zjem na statku. Nie zamierzam sie zatrzymywać. - przeszło mu przez myśl. Po krótkiej wędrówce przez kręte uliczki miasta skierował sie w ostatnią prowadzącą do portu.