Na dziedzińcu zebrali się wszyscy obecni w danej chwili w Bastardo Bękarty. W centrum był ułożony stos pogrzebowy na którym już spoczywało ciało zabitego przez opętanych człowieka. Obok niego stał Themo dzierżąc w dłoniach zapaloną pochodnię. Dowódca nie lubił pogrzebów. Zwłaszcza, że to na jego barkach spoczywał obowiązek chowania towarzyszy. Gdy już wszyscy byli gotowi, rozpoczął swą mowę pożegnalną.
-Dziś przyjdzie nam żegnać jednego z naszych braci, który zginął prawie we własnym domu. Rozumiem wasze poruszenie i niedowierzanie. Niestety, w dzisiejszych czasach nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. Można powiedzieć, że poległ w walce z naszym największym wrogiem. Bo jak różne nasze interesy są, wciąż największym zagrożeniem są siły otchłani, które zapuszczają się coraz bardziej. Bowiem wróg nie śpi, on wciąż czuwa ukryty pośród nas, a kiedy się ujawni gotowy musisz stać. Wybór jakże prosty - zwycięstwo albo śmierć, lecz każdy z nas jest gotów już zapłacić cenę te.
Rzucił pochodnię pod stos, a kawałki drewna powoli zaczęły zajmować się ogniem, który w końcu zaczął trawić ciało. Themo odsunął się trochę od żaru i patrząc się w płomienie, przyłożył wyprostowany palec środkowy i wskazujący do hełmu. Tak oddał honory swemu człowiekowi. Tylko tyle mógł zrobić w tej sytuacji. Ułatwić towarzyszowi jego ostatnią podróż, prosto do Rashera. Oczywiście to zdarzenie odbije się echem w strukturach kompanii.