-Jeszcze tego nam brakowało. ÂŚcierwo jakoś wyłazi zza bariery, albo przypływa z kontynentu. O demonach wiem jedynie tyle, że można je utłuc czymś srebrnym. I mogą kogoś opętać, sam na Zuesh widziałem. Na tym moja demonologia się kończy.
Zmrużył nieco oczy, gdy astasowe słońce zaświeciło mu w twarz po wyjściu z zamku. Zajęło mu chwilę by przyzwyczaić się z półmroku w zamku oświetlonym pochodniami, do pełnego dziennego światła. Spojrzał na plac musztry. Irina robiła to co zwykle, czyli męczyła rekrutów. Themo uważał, że to ona odwala tutaj najważniejszą robotę. Jeśli te żółtodzioby przeżyją jej szkolenie to żadna walka nie będzie im straszna. Do gnębienia psychicznego też się nie przyczepiał. Jak ktoś był za słaby to mógł odejść, albo wziąć się w garść. Dzięki temu w czasie boju nie obsra się ze strachu i nie będzie wołał do mamusi zamiast walczyć. Tak rozmyślając szedł w stronę stajni mając cały czas wzrok zwrócony w ćwiczących najemników. Wrócił na ziemię, gdy jego nozdrzy dotknął charakterystyczny zapach koni wydobywający się ze stajni. Zatrzymał się i wodził wzrokiem za stajennym. Gdy go ujrzał, podszedł do niego.
-No witaj. Wydaj nam dwa osiodłane konie.
Rozkazał wręcz. A co się będzie, niech wiedzą kto tu jest dowódcą. Jednak jego ton nie był jakoś wyraźnie dosadny. Zwykłe polecenie, jakie często wydają ojcowie do synów. Może i był tu kimś ważnym, ale nie wymagał, by stawali przed nim sztywno, jak kutasy z rana. Przynajmniej nie podczas akcji.