Widząc, że ara nie zrozumiała skomplikowanej wypowiedzi, Eve powiedziała tylko -Salazar!- żeby ptak mógł się domyślić o kogo chodzi. To było znacznie łatwiejsze do zrozumienia i być może Mary zrozumie, że ma lecieć i sprawdzić co z nim się dzieje. Ewentualnie powiadomić o czymś, co jej tam ślina na dziób przyniesie. Byłby to jakiś niepokojący znak, skoro ptak przyleciał bez anielicy na miejsce spotkania... Choć Salazar w tym czasie mógł mieć swoje problemy, tak jak i ona teraz, gdyż kompletnie nie wiedziała co robić.
Zabić go jakimś zaklęciem w centrum Efehidonu? To byłoby bardzo ryzykowne i z pewnością skazałoby ją na łaskę społeczeństwa, które raczej jest głupie i nie wie, czym groził jej Annar. Władał też magią umysłu, więc żaden paraliż czy sen pewnie by nie podziałały. Jednak... próbować było warto. Lecz to nie teraz. Musiała liczyć na to, że Sal jakoś sobie radzi, cokolwiek mu się przydarzyło.
-Zwykłe wskrzeszenie, czemu się tu dziwić?- odezwała się wreszcie pytaniem. -To nie żadna sztuczka ale moc sprawcza... mieszka pełnego grzywien- mówiła oburzona. -Osobowość zachował, jego nie można pomylić z nikim innym więc nie- nie dziwiło mnie to wcale. I proszę nie oskarżać członków Bractwa o jakieś niecne czyny! Nie mam zamiaru z panem rozmawiać, proszę dać mi spokój!- nie podała mu dłoni, zdenerwowana ruszyła w przeciwnym kierunku, czyli tam, gdzie wcześniej zmierzała razem z Mary. Nie miała zamiaru ustępować temu elfowi. W środku miasta nie mógł jej bardzo zaszkodzić, tak jak i ona jemu. Nie obchodziło ją to, co chciał jej pokazać. Pewnie prowadził ją do jakiejś zasadzki czy pułapki.
Szybkim i zdecydowanym krokiem, niemal uciekając, oddalała się od elfa. Nie chciała być zmuszona do użycia magii. Miała przecież sztylet i miecz, ale to gorsze nawet od zaklęć... W końcu jeszcze nic jej nie zrobił, tylko groził, i nie wiadomo czy mówił prawdę.