- To najbardziej typowy kreshar, jakiego widzieli, tak przynajmniej zapewniali trzymając się za krwawiące rany - odpowiedział browarnik. Wstał z krzesła, zebrał szybko do kupy papiery, przesunął je na róg stołu. Zaprosił Marduka, by ten wyszedł pierwszy i wskazał mu kierunek, w którym mają podążać. Szli z powrotem korytarzem, którym człowiek dotarł do gabinetu. Przeszli przez próg otwartych szerokich drzwi, które prowadziły do hali z kadziami. Szybko pokonali metry dzielące ich od drugiego pomieszczenia, w którym tylko nieco mniej śmierdziało, następnie znaleźli się przy schodach na dół. Pół schodów było płaskich, dzięki czemu można było toczyć tamtędy beczki. Na samym końcu stało dwóch rosłych ludzi z pałkami i jakimiś ostrymi narzędziami, którzy pilnowali wejścia i zamkniętych drzwi.
- Chcesz tam wejść?