//Urodziwa pani mi wybaczy, ale mam mniej czasu na życie niż się spodziewałem...
Powiększająca się plama czerwieni na ciele kobiety zdradzała, że cokolwiek Funeris by teraz zrobił, było za późno. Za późno o kilka sekund. Za późno o jeden wystrzał. I jeden zbłądzony pocisk przemierzający ciepłe powietrze wypełnione świeżym i rześkim ozonem. Anioł nie miał wiele czasu na zorientowanie się w sytuacji. Spojrzał przez rozwarte właśnie drzwi i ujrzał tego mężczyznę, który podnosił w jego stronę broń. Broń palną, która podczas bezpośredniego trafienie w nieosłonięte części ciała mogła wyrządzić znaczące obrażenia. Tego Funeris wolałby uniknąć. Również dla Liszki, którą dostrzegł niemalże w tym samym momencie. Mężczyzna, który trzymał ją za gardło i przystawiał jej do skroni pistolet, właśnie się darł, żeby zastrzelić zakonnika.
Instynktownie więc, nie myśląc nawet nad swoimi ruchami i poczynaniami, zniknął. Zniknął na chwilę krótszą niż mrugnięcie okiem, za chwilę pojawiając się za plecami dwójki kobieta-mężczyzna. Mniej więcej w tym momencie rozległ się strzał w miejsce, w którym anioła już nie było. Konsternacja musiała zapanować w szeregach bandytów, gdy nagle stracili z pola widzenia swój cel. Musiało to być niespodziewane zarówno dla strzelającego, jak i dla tego, który trzymał w uścisku Liszkę. Dlatego Funeris obrócił się momentalnie na pięcie za jego plecami, wykorzystując tę króciutką chwilę, gdy zapanowało poruszenie i huk pocisku opuszczającego lufę wypełnił uszy wszystkich obecnych. Stojąc już twarzą w tą samą stronę co reszta, anioł skupił się na pistolecie przystawionym do głowy kobiety. Szybkim, gwałtownym i niepozostawiającym czasu na reakcję impulsem uderzył mniej więcej w środek broni palnej trzymanej w jednej z dłoni. Chciał spowodować to, żeby jak najbardziej oddaliła się ona od kobiety. Podczas gdy on będzie wykańczał dzieło zniszczenia.
Szybkim ruchem wyszarpnął zza pasa sztylet i wbił go w bok szyi mężczyzny, przerywając zapewne jeden z kręgów, a już na pewno po prostu rozrywając tętnice, żyły, krtań i całą resztę znajdującą się po drodze. Fontanna krwi zalała pobliską ścianę i po część ubranie Funerisa i Liszki. Anioł nawet nie wyciągał srebrnego ostrza z rany, zostawił go tak jak się wbił, gdyż potrzebował tej wolnej ręki. Wyciągnął ją w stronę tego drugiego, który właśnie zdał sobie całkowicie sprawę, że coś poszło bardzo nie tak. Do jego uszu po chwili dotarło jedno krótkie słowo.
- Izeshar! - krzyknął niemalże wojownik Bractwa ÂŚwitu. W jego duszy skumulowała się część jego magicznej energii, która przepływała w jego ciele wespół z pozytywnymi emocjami i wspomnieniami, które zawsze trzymał na wierzchu. Przemieszał je, przesłał w matrycę zaklęcia i wtopił w sam czar, formując pocisk magicznej esencji, który grzmotnął bandziora z taką siłą, że ten aż poleciał nieco do przodu i spoczął na kolanach. Jego tors zamieniał się błyskawicznie w zwęgloną masę, a on jeszcze przez kilka sekund widział to swoimi oczami, zanim i mózg nie zakończył kompletnie swojego żywota.